Z peronu piątego

Wiele podróżowała po swoim kraju, ale ten przejazd był ukoronowaniem jej życia. Jechała pociągiem od granicy z Holandią na wschód, przez cały Reich. Edith Stein, Teresia Benedicta vom Kreuz była gwiazdą intelektu, pierwszą kobietą doktorem nauk filozoficznych. Pełna wigoru pruska patriotka, zaangażowana  czynnie w służbie  na frontowym zapleczu, przeżywała potem porażkę Niemiec w śląskich plebiscytach. Wrażliwa i aktywna rosła na  gwiazdę Breslau. W dziewczęcym uniesieniu paradowała przez mosty i nadbrzeża Odry. Patrzyła na jej nurt z wyżyn uniwersytetu. Edith Stein skarb wrocławskiego żydostwa – dusza towarzystwa, zdolna do bezgranicznego poświęcenia się dla rodziny, okazała się nagle mistrzynią indywidualizmu i kontestacji, której miłość do matki nie powstrzymała przed zadaniem jej śmiertelnego bólu, gdy uznała, że powinna wkroczyć na drogę chrześcijańskiej prawdy. I weszła w to, stając się ozdobą Karmelu, tego najwyższego lotu, mało zrozumiałego dla zwykłych śmiertelników, dla których cnota „jest śmieszna jak strach na wróble, jak sen anarchisty, jak żywoty świętych”.
 
 Niemiecki urzędnik skrupulatnie wyłuskał ją i jej rodzoną siostrę Rose z holenderskiego klasztoru. Nie potrzeba było na to komputerowej sieci,  bez tego odnaleźli wszystkich - 250 tysięcy Żydów. I co dalej z nimi? Esesman  Gemmeker, komendant Westerbork,tego nie wie. Do końca wojny będzie komendantem, przepuści przez obóz 100 tysięcy ludzi-numerów i dalej nie będzie wiedzieć, co się stało z duszyczkami wyzutymi z majątku i godności. Po kilku latach będzie prowadził sklep tytoniowy i jak podaje niemiecka Wikipedia, ocaleni żydowscy więźniowie, jego akurat obozu, będą bardzo zadowoleni ze sposobu w jaki  obsługiwał ich pan komendant. Nie wiadomo na ile prawdziwa jest ta kuriozalna i dla mnie haniebna uwaga o fraternizacji ludobójcy i ofiar? Zmyślona czy prawdziwa, jest obecna w czołowym medium. Wszędzie kłamstwo, o którym należy powiedzieć coś bardziej dosadnego: - Niemcy rżną głupa.  Są w tym dobrzy. Pana komendanta nie zastanawiał się, co dalej z tymi Żydami, których wysyłał w bydlęcych wagonach do wiadomego celu. Po tysiąc w jednym transporcie. Niemiecki sąd uznał po wojnie, że  wierzył  on w prawdziwość napisu nad oświęcimską bramą, że praca uczyni ich wolnymi.
 
Wieźli je do Auschwitz –Birkenau przez Breslau. Edith wracała do swojego miasta w roli nie do pojęcia dla krytycznego umysłu. W przyszłości pragnęła uwieńczyć dzieło swojego życia w budowanym tu klasztorze, tymczasem ona, gwiazda nauki, niezwykła postać cywilizacji i kultury jechała  uwięziona w klatce wagonu do realnej rzeźni, dla niej i dla innych niewinnych przeznaczonej.
 
 Dojazd do dworca głównego przez Wrocław Nadodrze pozwalałby okrążyć miasto, szlak od strony zachodniej nie jest tak spektakularny. Mogła i musiała widzieć swoje miasto, bo do przyszłych dociera świadectwo, o rozmowie w czasie postoju pociągu na dworcu głównym pomiędzy, nią a żołnierzem Wehrmachtu. Wehrmacht? Wolałbym, żeby to był ktoś z jakiejś służby pomocniczej, jakiś kolejarz… Źle mi się kojarzy żołnierz Wehrmachtu z różnych powodów, ale najgorzej  przez fatalnie nachalny obrazek z Internetu: żołnierz tej formacji w hitlerowskim hełmie, o natchnionej twarzy, z krzyżem żelaznym (ustanowionym we Wrocławiu!) pod szyją, opisany gotycką czcionką, jako żołnierz wolności. Widać tak młodzi Niemcy go widzą. Tak więc Edith Stein, nim dotarła do bram Oświęcimia, rozmawiała przez odrutowany lufcik z człowiekiem na peronie, którego dziś zaczyna przedstawia się jako strażnika wolności, a przecież to on był głównym aktorem bestialskiej wojny. Tego kłamstwa mistyczka nie przewidywała; urosło ono przez lata, gdy ciężar zbiorowej tragedii przestał dla nowych pokoleń ważyć więcej  niż jakieś greckie, antyczne kampanie czy teatry. 

https://pl.wikipedia.org/wiki/Kamp_Westerbork#/media/Plik:Treinbord_Westerbork-Auschwitz_Auschwitz_State_Museum.jpg

 
Bez odpowiednio ukierunkowanego osobistego doświadczenie trudno rozeznanie i właściwe pojmowanie dramatu. Gdyby nie moje trudne przeżycia związane ze szpitalem na Sierocej w Lublinie, nie odczułbym tak boleśnie opisu ewakuacji Żydów z tego szpitala. A tak po prostu widzę te sceny, widzę i zapamiętuję razem ze świadkami oczy żydowskich matek zabieranych z oddziału położniczego razem z noworodkami. Polski personel medyczny próbował powstrzymać brutalne wysiedlenie chorych. Esesman rzucił ironicznie, że oni, Niemcy, ich uzdrowią. Tym sposobem były ciemne, zimne doły koło Dysa, które już czekały na żertwę.
 
Dojazd do Wrocławia znam na pamięć, szczególnie ten od strony Legnicy. Gdzie mógł zatrzymać się pociąg z Żydami? Najpewniej na peronie piątym, tym ostatnim. Odchodzą z niego pociągi do Żar, do mojego rodzinnego miasta odległego o150 kilometrów w kierunku zachodnim. Latem 2019 czekałem na pociąg, który miał mnie tam zawieźć. Nieścisłości w internetowym rozkładzie spowodowały, że spośród wielu połączeń wybrałem te, które jak się okazało, nie było dla mnie najlepszym wariantem, ale szła za nim nieoceniona nauka. „Pociąg do kultury” tak nazywało się to oryginalne połączenie Berlina z Wrocławiem. Pasażerami czekającymi razem ze mną byli przede wszystkim  Niemcy. Przyjazd pociągu opóźnił się najpierw o 20 minut, potem pół godziny, potem jeszcze parę  minut, aż w końcu wyszła z tego cała godzina. Zapowiedzi przez megafon podawane były tylko po polsku. Koło mnie stał polski student, znający angielski i do niego ustawiała się kolejka po każdym komunikacie. Powtarzał cierpliwie Niemcom, ile aktualnie przychodzi nam jeszcze czekać. Wąski peron odcięty od reszty dworca jakąś ścianką tworzył kameralny układ z widokiem na miasto, gdzie można było w leniwej atmosferze letniego, późnego popołudnia patrzeć na siebie nawzajem z bliska. Niemcy zachowywali się w tej nerwowej sytuacji, gdy przyjazd pociągu był wciąż odkładany, bardzo spokojnie. Nie widziałem osoby okazującej poirytowanie, co w wypadku Polaków byłoby po prostu naturalne. W większości oczekującymi byli młodzi ludzie. U żadnej z kobiet nie zauważyłem pomalowanych paznokci, co nad Wisłą było aktualnie normą. Jedna z nich miała kolorowe tatuaże i ekstrawagancko podcięte włosy, ale jej sposób bycia nie odbiegał wzorcowego stonowania. Żadna nie zachowywała się jak modelka na wybiegu, nie przyjmowała nienaturalnych póz, nie zamrażała twarzy w wystudiowanym grymasie. Było sympatycznie, nie burzyła mi tego nastroju nieplanowana zwłoka i cieszyłem się, że przyjdzie mi podróżować w takim towarzystwie. Powędrowałem wzdłuż peronu w poszukiwaniu ławki. Trafiłem na wolne miejsce. Siedziałem koło pary  w średnim wieku i zastanawiałem się nad miarą swojego uprzedzenia do Niemców. Nie byłem w stanie nazwać w myślach tych dwojga małżeństwem. W mojej wyobraźni widziałem niemieckie kościoły starte na miazgę i w związku z tym uważałem, że małżeństwa religijne a nawet cywilne musiały być rzadkością – prawie wszyscy żyją tam na kocią łapę. Z tym moim surowym uproszczeniem oraz ignorancją, kogoś kto nie bywa w Niemczech, kolidowało przekonanie o świętości  Teresy Benedykty od Krzyża, którą mam przede wszystkim za Niemkę. Zastanawiającym trafem zostałem uziemiony na tym piątym peronie, siedziałem między Niemcami, którzy wcale nie wyglądali na ogołoconych z honoru i ze swoją rodaczką musieli mieć więcej wspólnego aniżeli ze mną. Chociaż ją zabili i w ciągu pół wieku sami  się ze świętości wyzuli. Wprawdzie słowo „heilige” było, przez fakt spędzenia mojego dzieciństwa na poniemieckim gruncie, jednym z pierwszych niemieckich słów, jakie sobie przyswoiłem, to wojna światowa, powojenna obłuda i aktualna, nieustanna wojna podjazdowa przeciwko Polsce tę starą wartość unicestwiły. Tak to miałem poukładane, ale Stein na ołtarze wyniesiono, a we Wrocławiu, który otacza ten peron, gdzie ona, ja i ci berlińczycy, w tym Wrocławiu dziś dominują ludzie, którzy ołtarze bezczeszczą.  Sytuacja ta wbija się  klinem w schemat, jakim się posługuję. Powinienem być na to przygotowany – taką jest właśnie nauka Jezusa Chrystusa i los Edyty Stein, Jego wyznawczyni, tego bezpośrednio dowodzi.
Nie pojechałem tym „pociągiem do kultury”. Gdy się wreszcie z pompą na peron piąty wtoczył, z zapowiedzi megafonowych i wyjaśnień konduktorów, doszło do mnie, że mam za jazdę do Żar zapłacić tyle samo co do Berlina – 20 euro. Za te pieniądze zupełnie mi się nie kalkulowało zabierać z niemieckim towarzystwem - za mniejszą kwotę przejechałem całą Polskę. Różnica między nimi a nami, która ma ten symboliczny rozmiar 20 euro, okazała się nie do pokonania.

 

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika Valdi

04-04-2020 [16:14] - Valdi | Link:

Polecam:
Sichrovsky Peter - Kainowe dzieci. Rozmowy z potomkami hitlerowców
Kąkolewski Krzysztof - Co u pana słychać
Ciekawe jak długo ludzie będą pamiętać ?
 

Obrazek użytkownika St. M. Krzyśków-Marcinowski

04-04-2020 [18:15] - St. M. Krzyśków... | Link:

Dziękuję, przeczytam na pewno.

Obrazek użytkownika Pani Anna

04-04-2020 [21:41] - Pani Anna | Link:

Piekna i pouczająca opowieść, ale niech Pan się nie daje zwieść pozorom. To, co Pan widzial na peronie, to maleńka próbka niemieckiego "społeczeństwa" - biorę to słowo specjalnie w cudzysłów, bo nie jestem pewna, czy w Niemczech istnieje jeszcze coś takiego. To, co Pan widział, to Niemcy wytresowani od małego w posłuszeństwie i słuchaniu wszelkich poleceń, w ich głowach tak samo jak w ich naturze nie mieści się jakakolwiek kontestacja i, zapewniam Pana, że gdyby ktoś, kogo uznają za władze zwierzchnią wydał im polecenie mordowania - tu i teraz, to dostosują się i wykonają bez słowa sprzeciwu.

Obrazek użytkownika St. M. Krzyśków-Marcinowski

05-04-2020 [00:43] - St. M. Krzyśków... | Link:

Nie zgadzam się z Panią. Wynika to z mojego głębokiego przekonania. Nie bierze się ono z nieznajomości historii albo z dokładnego jej prześwietlenia; nie decydują  o tym sporadyczne kontakty z Niemcami, ani moja nieistniejąca aprobata ekumenizmu. Podstawą tego jest moja wiara we wstawiennictwo świętych. Wygląda na to, że wrocławska święta, urodzona jako Edith Stein, wstawia się u mnie za nimi, co oczywiście należy rozumieć nie wprost: od lat wstawia się ona za mną u Boga, żebym nie pobłądził przez pochopne osądzanie Niemców. scena z peronu piątego jest tylko częścią tych zmagań.
Serdecznie pozdrawiam
 

Obrazek użytkownika Pani Anna

05-04-2020 [00:46] - Pani Anna | Link:

Zazdroszczę Panu tej wiary...