„Szkodliwa” literatura

„Szkodliwa” literatura
 
Nie bardzo mi się chce pisać na tematy naszej najnowszej historii, bowiem dyskusja wokół niej już jest mocno męcząca.
Pan Romuald Szeremietiew zmusił mnie jednak, nie po raz pierwszy, do wypowiedzenia się na temat wielokrotnie już poruszany, dzisiaj jednak w nieco innym aspekcie.
Pisząc o „szkodliwym bajkopisarzu” użył w stosunku do niego określenia „niepoprawny politycznie”.
Jestem innego zdania, każdy piszący źle o Polsce i Polakach jest jak najbardziej poprawny politycznie na obecnym światowym rynku publicystycznym, niektórzy nawet doczekali się najwyższej oceny i nagrody wprawiając w zakłopotanie oficjalne władze w Polsce zmuszone do uznania „polskiego sukcesu”.
Jeżeli jednak nagrodę Nobla dostaje kapuś bezpieki, lub złodziej czekista, który dzieło nagrodzone o prostu ukradł biorąc przy tym udział w zamordowaniu autora – to możemy sobie splendor takiej nagrody darować.
 
Nie to jednak jest powodem mej wypowiedzi, natomiast negatywna ocena polskiej polityki na przestrzeniu wielu lat i zestawienia jej z sukcesami polityki naszych wrogów lub wątpliwych sojuszników.
Otóż chciałbym zwrócić uwagę na fakt że błędna polityka to nie tylko polska specjalność, można posłużyć się wieloma przykładami, ale przecież najlepszym dowodem jest II wojna światowa, która została spowodowana oczywistymi błędami traktatu wersalskiego.
Jest to zdumiewające że Francja która poniosła w I wojnie ogromne ofiary dopuściła do możliwości zbrojenia Niemiec i spowodowania wojny rewanżowej.
Traktat wersalski nie zawierał żadnych skutecznych sankcji wobec Niemców za jego łamanie, które nastąpiło niemal nazajutrz po jego podpisaniu bowiem w 1922 roku w Rapallo.
Nie utrzymano nawet okupacji Nadrenii będącej jedyną gwarancją dzierżenia w ryzach niemieckich zapałów zbrojeniowych.
Z kolei Niemcy podpisując tak korzystny dla nich pakt Ribbentrop – Mołotow wydali na siebie wyrok śmierci o czym uprzedzał ich Beck.
Nawet największy zwycięzca w II wojnie –Stalin popełnił błąd zamiast wspólnej z Niemcami defilady w Brześciu powinien był wszystkimi dyspozycyjnymi siłami uderzyć na wyczerpany już w znacznej mierze Wehrmacht i z pomocą polskiej armii zająć Berlin i jak najwięcej obszaru niemieckiego ustanawiając sprzyjający Sowietom układ europejski bez udziału Amerykanów. Uniknąłby też potwornych zniszczeń i ofiar sowieckich poniesionych w tej wojnie.
  
Polskie błędy były znaczne, ale nie tak oczywiste w świetle logicznego rozumowania, a te rozumowanie zasadzało się na pewnych aksjomatach tradycyjnej dyplomacji nakazującej utrzymywanie stref bezpieczeństwa między wrogo nastawionymi państwami. Taką strefę między Sowietami i Niemcami stanowiła Polska i w interesie obu tych krajów leżało jej utrzymanie. Dowodem tego były zarówno traktat o nieagresji polsko sowiecki z 1932 roku jak i niemiecko polska deklaracja nieagresji z 1934 roku.
Błędem było natomiast uznanie że bandyta czyli i Hitler i Stalin będzie respektował interes swego kraju ponad zwykłą chciwość mordu i grabieży.
Na taką okoliczność należało się ubezpieczyć, czego niestety nie uczyniono w sposób skuteczny, chociaż formalnie Polska uzyskała wielki sukces dyplomatyczny w postaci najpierw gwarancji, a potem traktatu o wzajemnej pomocy z Wk Brytanią nie mówiąc już o sprecyzowaniu umowy wojskowej z Francją nakazującą jej podjęcie ofensywy przeciwko Niemcom wszystkimi siłami w 15 dniu wojny.
 
Można było spodziewać się że „egzotyczne” sojusze Polski jak powiadał Cat – Mackiewicz, zawiodą. Trzeba było zatem szukać i innych rozwiązań.
Pierwsza, narzucającą się okazją było systematyczne łamanie traktatu przez Niemcy i to jeszcze weimarskie, dawało to powód do interwencji mocarstw sprzymierzonych, a szczególnie zagrożonych sąsiadów: Francji, Polski, Czechosłowacji i Belgii. Wystarczyło podjęcie inicjatywy okupacyjnej w stosunku do przygranicznych terenów ze szczególnym uwzględnieniem Nadrenii i obszarów plebiscytowych.
W tym celu nie potrzebna była żadna mobilizacja, a akcja miała charakter policyjny.
Niestety Polska mimo posiadania żelaznych dowodów nie zgłosiła takiej inicjatywy, a opisywana przeze mnie próba „wojny interwencyjnej” po dojściu Hitlera do władzy była tylko sondażem opinii.
Były jeszcze jakie takie możliwości przy okazji kryzysu sudeckiego kiedy to Beck napisał do Flandina o gotowości wypełnienia przez Polskę zobowiązań sojuszniczych wobec Francji na wypadek jej zaangażowania się w obronę Czechosłowacji.
Problem polegał na tym że zdrajca i sprzedawczyk Flandin był osobistym wrogiem Becka i oczywiście listu Daladierowi nie przekazał, a miał ten list szansę na podtrzymanie stanowiska premiera w odniesieniu do wsparcia oporu czeskiego.
Przy właściwym rozegraniu sprawy naszego być lub nie być można było liczyć na zdławienie niemieckich usiłowań rewanżu w zarodku i w ten sposób uniknąć II wojny.
 
W przypadku odmowy ze strony Francji udziału w interwencji policyjnej należało przynajmniej podjąć efektywne działania przeciwko sojuszowi sowiecko niemieckiemu.
Mogło temu służyć przejęcie przez Polskę inicjatywy antykominternowskiej co przynajmniej dawało szansę na przedłużenie pokoju w Europie.
O tym że takie możliwości były najlepiej świadczy powojenna obecność Amerykanów w zachodniej Europie która ocaliła ją przed nieuchronną sowiecką inwazją.
Najgorsze było to że działania polskiej i światowej dyplomacji nie przystawały do skali tragicznego zagrożenia jakie niosły ze sobą bolszewizm i hitleryzm.
Może dlatego że dyplomacją zajmowali się ludzie wychowani w świecie z przed I wojny w którym obowiązywały określone normy.
Dziwić może tylko że Piłsudski i jego ludzie, wyrośli na buncie w stosunku do tego świata z życiorysami przypominającymi tych którzy doszli do władzy w trybie rewolucyjnym i w pogardzie dla zastałego porządku prawnego, nie zorientowali się w czas z jakim charakterem zagrożenia mają do czynienia.
I działo się to w warunkach kiedy zarówno Lenin i jego następca Stalin, a także Hitler ujawnili swoje rzeczywiste zamiary podboju świata i ukazania całej grozy jego skutków.
To zlekceważenie wizji szykowanego dla nas przez agresorów losu jest niewybaczalne nie jako błąd polityczny, ale jako ciężka wina wobec własnego narodu.
To dotyczy naszej, polskiej doli, ale przecież nie chodziło tylko o Polskę, lecz właściwie całą ludzkość której cierpienia obciążają sumienie wszystkich ówczesnych przywódców tak zwanego „cywilizowanego świata”.
 
W tej skali mówienie o błędach politycznych czy dyplomatycznych razi swoją nieprzystawalnością do miary tragedii jaka dotknęła całą ludzkość i której skutki nie skończyły się wraz z zakończeniem II wojny światowej.
Na tym tle można ocenić że współczesne działania na rzecz powszechnego pokoju i równowagi światowej również nie przystają do poziomu zagrożenia.
 
 
 

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika Marek1taki

02-11-2019 [09:39] - Marek1taki | Link:

Książki Zychowicza nie czytałem ale wpis Szeremietiewa owszem i muszę powiedzieć, że jego argumentacja i wnioski są zupełnie nieprzekonywujące.
Jak było wg Pańskiej wiedzy i z Pańskiego punktu widzenia z działaniami AK  dla obrony Polaków na wschód linii Curzona?
To istotne bo skoro na poziomie oceny przeszłości nie możemy się porozumieć w ocenie błędów to jak na błędach się uczyć by nie powtarzać ich planując przyszłość?
Dominuje utrzymywanie nas w determinizmie poświęcania się Polski dla "walki o wolność waszą i naszą". To nie nasza idea, pozornie w interesie naszej wolności, w rzeczywistości antypolska, traktująca nas instrumentalnie na potrzeby rewolucji a polskość i naszą cywilizację zwalczająca ogniem,mieczem i propagandą.
Nie może mieć racji i Zychowicz, i Szeremietiew, ani nie leży ona po środku tylko tam gdzie jest. Wolno mówić o Wołyniu, wolno mówić o Niezłomnych byle hasłowo bezmyślnie. Analizować faktów nie wolno, wyciągać wniosków nie wolno, bo propaganda ma swoją rolę zwaną polityką historyczną. Nie jest w naszym interesie politykować o historii, nie mamy prawa tym bardziej używać historii Polski do podcierania tyłków politykom. My Polacy musimy o historii mówić prawdę, na żywca. To jesteśmy winni zmarłym, to nasz zwykły egoistyczny biznes, i obowiązek wobec przyszłych pokoleń.