Premierka czyli Schetyny droga w maliny

Przez całą dobiegającą właśnie końca kadencję parlamentu antypisowska szczwalnia strzelała do Jarosława Kaczyńskiego z, nomen omen, grubej rury(skojarzenie z fekaliami walącymi z rozwalonej rury wprost do Wisły nie jest przypadkowe), że rządzi państwem z tylnego siedzenia. Aż tu nagle “umilkli strzelce, stali szczwacze zadziwieni”. I pozostając w poetyce “Pana Tadeusza” wszystkie jankielowe cymbały zabrzmiały na jedną nutę. Grzegorz Schetyna desygnując panią Małgorzatę Kidawę-Błońską na premiera in spe okazał się genialnym strategiem. Zaś wszelkie analogie z niekonstytucyjnym pociąganiem za sznurki władzy przez szeregowego posła są pozbawione sensu. Tyle streszczenia najbardziej oczywistych komentarzy w tej sprawie.
Pozwolę sobie zatem zwrócić uwagę na kilka aspektów mniej wyeksploatowanych. Zacznę od refleksji na temat relatywizmu, raczej zawstydzających niż istotnych. Po pasowaniu Małgorzaty Kidawy-Błońskiej na premierkę apologeci natychmiast przypomnieli chwalebny rodowód pani marszałek. Otóż jest ona prawnuczką prezydenta Stanisława Wojciechowskiego i premiera Władysława  Grabskiego. Pochodzi więc z dwu zasłużonych dla Polski familii. Tu owacje na stojąco wyrażające słuszne niewątpliwie przekonanie, że szlachetni antenaci mają znaczenie dla postrzegania ich potomków, tudzież potomkiń, w myśl zasady: jakie drzewo, taki klin, że poprzestanę na tej jednej maksymie.
Ale dla awangardy postępu i demokracji owa zależność nie dotyczy przodków o zaszarganych życiorysach. Wara więc od aluzji typu: niedaleko pada jabłko od jabłoni, czym skorupka za młodu nasiąknie czy jakie jajko, taka kurka, w stosunku do milusińskich aktywistów KPP, funkcjonariuszy ubecji i esbecji, stalinowskich sędziów, wyższych oficerów LWP, czyli po prostu resortowych dzieci, wnucząt i pociotków. Chociaż być może to, co dla jednych jest piętnem, dla innych trąci nimbem.
Teraz przez chwilę poważnie o kadrowych roszadach w KOPO. Mnie decyzja Grzegorza Schetyny wydaje się chybiona. Rozumiem, że osobiście nie mógł z taką antycharyzmą poprowadzić do boju o wolną Polskę zionących żądzą odwetu zagonów koalicji. Zapyta ktoś: niby dlaczego? Przecież przez cztery lata opozycja pod buńczukiem przewodniczącego odsądzała PiS od czci i wiary strasząc faszyzującą klikę z Nowogrodzkiej trybunałem stanu i zwykłymi kazamatami. Uliczna tłuszcza na jego skinienie wrzeszczała: “będziesz siedział!”. Zatroskani demokraci z jego nadania donosili gdzie popadło licząc na interwencję zagranicy. Na dźwięk jego imienia w oczach prezesa pojawiała się panika., co potwierdzali znakomici irydolodzy PO, Bartosz Arłukowicz i Krzysztof Brejza.
Jednak stroszenie piórek przed kamerami liberyjnych mediów to jedno, zaś walna bitwa przy urnach wyborczych drugie. Przy okazji raz jeszcze wyjaśnię, że w mojej stylistyce media liberyjne nie są synonimem liberalnych i biorą swą nazwę od liberii, mentalnych wdzianek ich funkcjonariuszy. Tak czy owak firma piarowa orzekła, że Grzegorz Schetyna nie gwarantuje sukcesu wyborczego, nie żeby od razu wygranej, ale nawet niezbyt dotkliwej porażki. I twarzą kampanii powinien zostać antyschetyna. Padło na panią marszałek, damę o salonowych manierach usposobioną koncyliacyjnie.
Pełna zgoda, bez charyzmy w polityce ani rusz. W kraju harmonii społecznej jej symbolem istotnie mogłaby być gałązka oliwna i uśmiech Sophi Loren. Jednak stawiam euro przeciw orzechom, że przestępująca z nogi na nogę progresywna awangarda czeka raczej na bojowy zew. “Zemsta, zemsta, zemsta na wroga, z Bogiem, lub choćby mimo Boga!”. Moim zdaniem zdecydowanie mimo. I nie w smak jej zasypywanie rowów między elytami wyznającymi prawdziwe lewicowe europejskie wartości, a pisowskim ciemnogrodem, no, chyba, że razem z tą moherową sektą na dnie.
Na czele brygady szturmowej powinna więc stanąć jakaś wojowniczka z mieczem gorejącym, a la Joanna d'Arc, Emilia Plater, Walkiria, Hipolita od Amazonek no, ewentualnie Róża Luksemburg. Chociaż, bo ja wiem czy takie górne C w doborze ofensywnej wodzini(forma żeńska terminu wódz) jest konieczne? Może wystarczyłby bazarowy sznyt? A tego kwiata w PO z przystawkami zatrzęsienie.
Natomiast szlachetne korzenie pani marszałek mogą wyciąć kreatorowi premierów numer potwierdzający tezę, że historia lubi się powtarzać. Jeśli bowiem prawnuczce prezydenta zostało coś z genów pradziadka, który na moście Poniatowskiego uległ w 1926 roku Piłsudskiemu, to pani marszałek ma marne kwalifikacje na “Wolność wiodącą lud na barykady”, choć nie brak jej wizualnych walorów tejże z obrazu Delacroix. I prędzej zamiast na walną bitwę wyprowadzi wraz ze swym promotorem tyleż progresywny, co agresywny elektorat w maliny.
Na zakończenie kilka drobiazgów z zupełnie innej bani. To taka koślawa analogia do rozbitej bani poezji, gdyż okruchy dotyczą literatury. Postępakom nie podoba się dobór lektur do narodowego czytania. Same ramoty wyciągnięte z bibliotecznej naftaliny. Jakieś nowelki Konopnickiej, Sienkiewicza, Reymonta, z jednym chlubnym wyjątkiem opowiastki Bruna Schulza o ojcu, który wstąpił do strażaków. A gdzie Olga Tokarczuk, Manuela Gretkowska, Maria Nurowska dzielnie wbijająca szpilki w chlebową kukiełkę Jarosława Kaczyńskiego? Gdzie Szczepan Twardoch?
Sorry, ten ostatni figuruje wśród kandydatów do nagrody Nike, za powieść “Król”. Książka jest jak gdyby szyta na miarę tego wawrzynu. Za punktuje zwłaszcza przedstawiony w tle obraz zdeprawowanych elit Drugiej Rzeczpospolitej z końca lat trzydziestych ubiegłego wieku, z koszmarnym epizodem z Berezy Kartuskiej. Czołówka z prezydentem Ignacym Mościckim i przyszłą gwiazdą licencjonowanego katolicyzmu Bolesławem Piaseckim, występuje pod własnymi nazwiskami. Jednak kwintesencję degrengolady moralnej stanowi fikcyjna rodzina wpływowego prokuratora. Syn falangista i uniwersytecki pałkarz. Córka nimfomanka i kokainistka obdzielająca swymi wdziękami wszystkich, z wyjątkiem narzeczonego, który jako praktykujący katolik czeka na noc poślubną. I papcio, seksualny dewiant gustujący w triadzie: homo-sado-maso, smakosz uryny dziwki biczującej mu tyłek… Oczywiście jak przystało na tradycyjną herbową polską rodzinę, brat zabija wszeteczną siostrę, głównie za zhańbienie rasy. A ojciec honorowo, a jakże, strzela sobie w łeb, ale nie w poczuciu winy, tylko dlatego, że go zdemaskowano.
Wprawdzie dostaje się też Żydokomunie, choć to określenie ani raz nie pada, konglomeratowi bandziorów wszelkich nacji, którzy z jednakowym zapałem rządzą warszawskim półświatkiem, jak i maszerują unosząc lewe pięści w proletariackim geście i śpiewając: “Krew naszą długo leją katy…”. Tyle, że ich autentyczny herszt, były bojowiec PPS, niejaki Siemiątkowski vel Tata Tasiemka, król Kercelaka, występuje w powieści jako Kum Kaplica.
Jednak w zdobyciu lauru może Twardochowi przeszkodzić brak poprawności politycznej w stosunku do gejów, wówczas zwanych pederastami. Są to bowiem postaci obrzydliwe zarówno ze względu na podłe charaktery, jak I na obleśne praktyki, dalekie od wyidealizowanych romansów współczesnych gejów. Czy fakt, że to przede wszystkim polscy faszyści i antysemici zatrze homofobiczny niesmak? Nie mnie sądzić.
O tytułowym królu, Jakubie Szapiro, prawej ręce Kuma Kaplicy, żydowskim bandziorze, bokserze, filozofie, a po latach generale izraelskiej armii, musiałbym napisać osobną recenzję, a tym nie zajmuję się już od dawna.
 
Sekator
 
PS.

- Podobno jakiś twój kolega był bliski zdobycia nagrody Nike? - pyta mój komputer.
- Kiedyś na promocji jego książki w Klubie Księgarza ktoś istotnie życzył mu tej nagrody - wyjaśniam. - On prędzej dostanie Nobla niż Nike - zakpił pewien krytyk i mrugnął porozumiewawczo.
- Dlaczego? - pyta mój komputer. I rozmowa się urywa.
 

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika kaliszanin

11-09-2019 [11:47] - kaliszanin | Link:

skąd ta pewność, że Grześ podjął taką właśnie decyzję - nawiązując do dzisiejszego wpisu innego blogera:

nie po to Grześ sobie prezydencki uśmiech zafundował
by z dziurawym woreczkiem po wsi za Małgosią drałować