Tajemnice "Grzegorza" (2)

Pułkownik Tadeusz Pełczyński dwukrotnie w II RP pełnił funkcję szefa II Oddziału Sztabu Głównego WP.
 
       Po likwidacji w grudniu 1926 roku Ścisłej Rady Wojennej, jej Oddział III a stał się częścią Oddziału III Sztabu Generalnego. Pełczyński został szefem Wydziału Wschód tego oddziału SGen. W połowie marca 1927 roku został (już w stopniu podpułkownika) szefem Wydziału II Ewidencyjnego Oddziału II SGen. Wydział ten, nazywany później Wydziałem Studiów, był swoistym mózgiem polskiego wywiadu, analizując wszelkie zdobyte dane wywiadowcze. Pełczyński był jednocześnie  członkiem redakcji „Przeglądu Wojskowego” – kwartalnika, mającego za zadanie zapoznanie polskich oficerów z rozwojem obcej myśli wojskowej. Inicjatorem jego powstania oraz wieloletnim redaktorem naczelnym był ppłk Stefan Rowecki.
 
       Na swym nowym stanowisku zyskał bardzo wysokie oceny swych przełożonych. Szef Oddziału II ppłk Tadeusz Schaetzel podkreślał, iż „przedstawia jeden z wzorowych typów oficera sztabu generalnego. Dużą inteligencję i wykształcenie łączy z pracowitością i poczuciem obowiązku. Obiektywny krytycyzm analityczny zespala się z zdolnością do samodzielnego wysnuwania wniosków. Jest równie zdolnym pracownikiem twórczym, jak i kierownikiem pracy swych podwładnych. Dobra wola, duży takt i rzeczowe przesłanki w ocenie, stwarzają wśród współpracowników atmosferę zaufania i chęci do pracy, oraz daje możliwość rozwinięcia zdolności. Podpułkownik Pełczyński, będąc już obecnie na wysokim poziomie ma jeszcze duże możliwości rozwoju”.
 
       Z kolei Szef Sztabu Generalnego gen. Tadeusz Kutrzeba wskazywał, iż „nadaje się na szefa Oddziału Generalnego”. Nic więc dziwnego, iż po przejściu w styczniu 1929 roku ppłk Schaetzla do pracy w MSZ, Pełczyński przejął jego obowiązki jako szefa „dwójki”. Początkowo jako pełniący obowiązki, a od stycznia 1930 roku jako oficjalny szef II Oddziału SGen. Piłsudski zgadzając się na to miał stwierdzić: „niech sobie skreśli to p.o.”
 
       Oddział II był zarówno organem wywiadu jak i kontrwywiadu. Jego wyjątkowa pozycja wynikała z wyłącznego prawa dysponowania własnym aparatem tajnego rozpoznania wewnętrznego i zewnętrznego, który funkcjonował w obrębie wojska, organizacji paramilitarnych, przemysłu obronnego i szerokiej płaszczyźnie kontaktów ze środowiskiem cywilnym, a także poza granicami państwa.
 
        Stanowiska szefa II Oddziału dawało ogromną wiedzę i znaczne wpływy nie tylko w wojsku, ale w całym państwie. Jednocześnie jego praca była wysoko oceniana przez przełożonych. W opinii za 1930 roku gen. Piskor podkreślił, iż „na stanowisku Szefa II Oddziału nagina pracę na kierunek wyraźnie wojskowy, z korzyścią dla służby. Oficer dużej wartości, wybitny”.
 
       W lutym 1932 roku, zgodnie z obowiązującą na tym stanowisku zasadą rotacji, przekazał swoje obowiązku płk Teodorowi Furgalskiemu, sam obejmując dowództwo elitarnego 5 Pułku Piechoty Legionów, stacjonującego w Wilnie. Na nowym stanowisku dał się poznać jako dobry gospodarz i administrator. Jednocześnie aktywnie uczestniczył w życiu społecznym miasta, przewodnicząc przez pewien czas Zarządowi Wileńskiego Okręgu ZHP.
 
        Po przeprowadzce do Wilna pani Pełczyńska została zmuszona do porzucenia pracy redakcyjnej w Warszawie (od 1931 roku kierowała redakcją pisma „Kobieta Współczesna”).  O ile Pułkownik miał umiarkowane poglądy, to jego żona była zdecydowaną zwolenniczką  lewicy (na emigracji związała się z PPS). Wielokrotnie interweniowała w sprawie uwięzionych w Brześciu działaczy opozycyjnych. Nie przeszkodziło to jej jednak zostać posłanką do Sejmu w 1935 roku.
 
        Najbardziej kontrowersyjną jej decyzją było zaangażowanie się w obronę Henryka Dembińskiego, przywódcy komunizującej młodzieży wileńskiej, oskarżonego o przynależność do partii komunistycznej. Podczas ich pobytu w Wilnie Dembiński przyjmowany był wielokrotnie w ich domu, prowadzili z nim ożywione dyskusje literackie. Podczas procesu jego grupy w grudniu 1937 roku Wanda wystąpiła jako świadek obrony, za co Cat-Mackiewicz na łamach wileńskiego „Słowa” oskarżył ją o sympatie komunistyczne. Po skazaniu Dembińskiego i Stefana Jędrychowskiego (po wojnie wieloletniego członka BP KC PZPR) na 4 lata więzienia, postanowiła oddać sprawę swych zeznań na procesie ocenie Sądu Marszałkowskiego, który uwolnił ją od jakiejkowiek winy. Przed rozprawą apelacyjną podjęła skuteczną interwencję u premiera Składkowskiego. W maju 1939 roku sąd uniewinnił obu oskarżonych.
 
      Po dwóch latach kierowania pułkiem wiosną 1934 roku Pełczyński uzyskał awans na pułkownika.
 
      Po śmierci Józefa Piłsudskiego nowy Generalny Inspektor Sił Zbrojnych gen. Edward Rydz-Śmigły powołał w czerwcu 1935 roku na stanowisko szefa Sztabu Głównego gen. Wacława Stachiewicza, który od wielu lat doskonale znał Pełczyńskiego. To niewątpliwie zadecydowało o powierzeniu mu ponownie funkcji szefa II Oddziału SGł. Na początku października 1935 roku Pułkownik przejął obowiązki od swego poprzednika płk. Jerzego Englischa.
 
       Pełczyński traktował Rosję Sowiecką jako najważniejszego wroga Polski. Rosja pragnęła – jego zdaniem - likwidacji państwa polskiego, twierdził wręcz, że „czerwoni zostawiliby nam może nazwę Polaków i nasz język, ale z punktu widzenia duchowego bylibyśmy całkowicie wchłonięci”. W przypadku agresji Rosji, która :skorzysta z pierwszej nadarzającej się okazji, żeby wtargnąć do Polski i w pozostać w niej”, nie wykluczał „przyjęcia militarnej pomocy niemieckiej”, choć zdawał sobie sprawę, że trzeba by bardzo drogo zapłacić za taką pomoc. Dostrzegał także wpływy propagandy bolszewickiej w krajach bałtyckich, Rumunii, a przede wszystkim w Czechosłowacji, co godziło w polską rację stanu.
 
        Jego zdaniem niebezpieczeństwo ze strony Niemiec miało mniejsze znaczenie. Jednocześnie nie dopuszczał możliwości polskich ustępstw na terenie Gdańska, a polsko-niemiecki pakt z 1934 roku traktował jako dziesięcioletnie zawieszenie broni. Jako dogmat traktował politykę równowagi między Niemcami a Rosją w oparciu o przymierze z Francją. Całkowicie wykluczał odwołanie się do pomocy sowieckiej w przypadku wojny z Niemcami, gdyż byłby to „na pewno koniec niepodległości”.
 
        W swojej opinii służbowej w 1936 roku gen. Stachiewicz wskazywał, iż „dominującą cechą tego oficera jest nadzwyczajna rzetelność i prawość charakteru. Bardzo wysoka inteligencja, bardzo szeroka i na wysokim poziomie utrzymana skala zainteresowań”. Dostrzegał przy tym u Pełczyńskiego „nie dość energii i bezwzględności do swych podwładnych”.
 
        Niespodziewanie w dniu 24 października 1938 roku Pełczyński został odwołany z funkcji szefa II Oddziału i mianowany dowódcą piechoty dywizyjnej 19 DP, stacjonującej w Wilnie. Bezpośrednią przyczyną odwołania Pułkownika była polityczna działalność jego żony, która jako posłanka ostro krytykowała premiera Sławoja Składkowskiego a także marszałka Rydza-Śmigłego w sprawach polityki narodowościowej. Niezadowolenie wzbudził także jej wspomniany udział jako świadka obrony w procesie grupy Dembińskiego. Pewien wpływ na odsunięcie Pułkownika od spraw wywiadu miała także tzw. afera mjr Jerzego Sosnowskiego, wieloletniego polskiego agenta w Berlinie, który po aresztowaniu przez gestapo został w 1936 roku wymieniony na 7 agentów niemieckich. Po powrocie do kraju zarzucono mu zdradę i postawiono w marcu 1938 roku przed sądem wojskowym, który skazał go w czerwcu 1939 roku na karę 15 lat więzienia.
 
       Kwestia jego przeniesienia do Wilna wywołała pewne kontrowersje. Pierwotnie Pułkownik miał trafić do 18 DP, której dowódcą był gen. Czesław Młot-Fijałkowski, znany z zamiłowania do alkoholu. Pełczyński wyraził swój sprzeciw, a Stachiewicz w jego obecności zadzwonił do Rydza-Śmigłego, który zgodził się na jego przeniesienie do Wilna, pod warunkiem, że jego żona nie będzie tam prowadziła polityki antyrządowej. Ponieważ żona obiecała, iż skupi się na pracy społecznej, Pułkownik ostatecznie po kilku miesiącach otrzymał przydział do 19 DP. Swoje obowiązku dowódcy piechoty dywizyjnej objął w lutym 1939 roku.

CDN.
 

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika Marek1taki

31-07-2019 [10:36] - Marek1taki | Link:

Właściwa żona to podstawa. Finezją jest przydzielić we właściwym momencie albo utorować karierę posiadaczom właściwych żon.
Pełczyński nie żył świadomie z wrogiem ideologicznym tylko miał codziennie prany mózg.
W wywiadzie o okolicznościach podejmowania decyzji wybuchu powstania okazuje się, że - wbrew jego własnym argumentom - decyzja była podjęta bo tak.
"Kto był na tej odprawie?
Bór, ja, Okulicki, Chruściel i sprowadzony Del[egat] Rządu [J. S. Jankowski]. Bo Monter przybiegł z meldunkiem, że pociski sowieckie padają na krańce Pragi (to była walka między Rosją i Niemcami), i że czołgi podchodzą pod Pragę. Gdy analizowaliśmy tę sytuację – a bez Jankowskiego Bór nie chciał podejmować decyzji – zapytał mnie Jankowski, co będzie, jeśli Rosjanie zatrzymają się. Odpowiedziałem – to Niemcy nas zmiażdżą.
To ta decyzja była tragiczna.
Analizowaliśmy wszystkie możliwości.
Jakie jest głębokie znaczenie tej walki?
W tych warunkach była konieczność wystąpienia naszego przeciw Niemcom pod względem militarnym, politycznym i ideowym.
Wynik walki zależał od dobrej woli zbrodniarza Stalina? Nie byliście ludźmi nieodpowiedzialnymi, gdy rozważaliście wszystkie elementy?
Uważaliśmy, że ta walka musi być stoczona.
Książka Bora jest obroną własną i Bór nie dorasta do swego stanowiska. Sprawa wymyka mu się z ręki.
Myśmy mieli nadzieję, a nawet byliśmy prawie pewni, że Stalin naszą walkę wykorzysta dla swoich celów. Spodziewaliśmy się, że jeśli wejdą do Warszawy, zaczną się z nami rozprawiać. Dyskutowaliśmy, gdzie się mamy skupić, żeby nie dać się rozbroić przez Armię Czerwoną. Myśleliśmy, że okupowanie Warszawy będzie w interesie Armii Czerwonej. Gdybyśmy nie zrobili walki w Warszawie, to Stalin byłby wyzwolicielem Warszawy. Ludność byłaby zszokowana: czy AK uciekła, czy przeszła na stronę niemiecką? To co było wyrazem walki o wolność i niepodległość, byłoby zaprzepaszczone. Na Zachodzie wierzyli w propagandę sowiecką. […]"
http://www.portal.arcana.pl/Se...
A dzisiaj? Po co nam bomba atomowa? Kto niby miałby świadomie nacisnąć guzik albo go nie nacisnąć skoro wiadomo, że by nie nacisnął?

Obrazek użytkownika Marek1taki

31-07-2019 [10:41] - Marek1taki | Link:

"byliśmy przeciwnikami hitleryzmu, faszyzmu. Rosję traktowaliśmy jako wroga numer 2. Nasza walka w Warszawie nie tyle była przeciw Rosji politycznie, ile była naszym głosem o wolność. Moskale dotąd nie mogą się wyplątać z tego, dlaczego stanęli pod Warszawą."
Niewiarygodna kondycja świadomości politycznej. Powinien się kajać. Tłuc łbem o ścianę i prosić o przebaczenie. Takie podejście, że sowiecka Rosja jest nr 2 a Niemcy nr 1 to w 1939r. było zbrodnią, co dopiero po Teheranie.