Opozycja i masoni
Odcinek I
„– Jan Józef Lipski w dość powszechnym mniemaniu odgrywał ważną – może kluczową – rolę przy odrodzeniu masonerii w Polsce, której członkiem był od 1961 roku. Już w roku następnym, po ustąpieniu Wielkiego Mistrza Loży „Kopernik” Mieczysława Bartoszkiewicza, został jej przewodniczącym. Tę funkcję pełnił w latach 1962-1981 i 1986-88.
Jan Olszewski - Myślę, że całą sprawę wiązania działalności masonerii w Polsce z osobą Lipskiego, a poprzez jego osobę, z Klubem Krzywego Koła, należy wreszcie zdemistyfikować. Mogę coś o tym powiedzieć, bo byłem świadkiem wydarzeń stanowiących przyczynę powstania tego problemu.
Otóż środowisko, które przejęło wiosną 1956 roku Zarząd Klubu Krzywego Koła, to była grupa ludzi, których związała przyjaźń o specyficznym podłożu. Przyjaźń i wzajemne zaufanie wynikało w znacznej mierze stąd, że byli to wszystko ludzie wywodzący się ze środowiska poakowskiej konspiracji. Mówię o ludziach w Klubie najbardziej aktywnych. Całe to środowisko było w istocie rzeczy ciągle ośrodkiem stale w jakiś sposób konspiracyjnym i konspirującym. Istotne były tu pewne nawyki i doświadczenia czasu okupacji hitlerowskiej, ale i pewne urazy okresu stalinowskiego. Wtedy już to środowisko nie konspirowało sensu stricto, ale samo utrzymywanie koleżeńskiej i intelektualnej więzi było traktowane w tamtym czasie, jako rodzaj antypaństwowej konspiracji. I niewątpliwie dla całej tej grupy (w której byli m.in. Czesław Czapów, Jan Józef Lipski, Mieczysław Sroka, Wacław Makarczyk) to by się skończyło procesem, gdyby nie śmierć Stalina i odwilż, która przecięła wszczęte już śledztwo. To doświadczenie rzutowało na okres następny. W miarę jak po politycznym „trzęsieniu ziemi” w 1956 roku system się stabilizował, było widać, jak to mówiliśmy wówczas, że „nowe wraca”, trzeba się było liczyć z tym, że nastąpi próba likwidacji Klubu i próba wyciągnięcia z tego dalej idących konsekwencji. Pierwszym alarmem była sprawa naszej koleżanki Hanny Rewskiej, uczestniczki zamachu na Kutscherę, która została aresztowana na przełomie lat 1957/58, w związku z przewożeniem materiałów dla paryskiej „Kultury”. Jej sprawa karna toczyła się długi czas, zanim została wreszcie umorzona. (...) Po pewnej przerwie znów zaczynała się aktywność władz bezpieczeństwa wokół nas. W 1961 albo pod koniec 1960 roku po raz pierwszy stanęła w ogóle sprawa dalszego istnienia naszego Klubu. Toczyły się na ten temat skomplikowane pertraktacje formalnie na poziomie Wydziału Kultury Dzielnicowej Rady Narodowej, ale faktycznie było wiadomo, że są to pertraktacje z czynnikami partyjnymi i to wysokiego szczebla.
Ostatecznie przekazano nam decyzję, że Klub może istnieć i działać dalej, ale pod warunkiem, że do Zarządu zostaną wprowadzone osoby partyjnego zaufania: prof. Włodzimierz Brus i Jerzy Duracz, syn znanego przed 1939 rokiem komunistycznego obrońcy, zamordowanego przez gestapo. Na Duracza była po naszej stronie zgoda. Był on wcześniej członkiem Klubu, jakkolwiek wywodził się z innego środowiska. Był oficerem AL, został aresztowany i w związku z tzw. odchyleniem „prawicowo-nacjonalistycznym” siedział przez kilka lat [w okresie stalinowskim – przyp. TB]. (...) Gorzej było z Brusem, który nigdy w Klubie przedtem nie bywał, natomiast wiadomo było, że to dawny oficer informacji wojskowej czy też bezpieki – tak się zaczynała jego kariera w „Polsce Ludowej”. (...) Ostatecznie przyjęto, że trzeba będzie ich obu tolerować na posiedzeniach zarządu, prowadząc równocześnie po cichu własną działalność. (...) Brus wycofał się. (...) Mieliśmy jednak świadomość, że prędzej czy później do sytuacji konfliktowej dojdzie. To się w pewnym sensie ułożyło. (...)
Wtedy narodził się pomysł, aby na potrzeby kontynuowania tej działalności – działalności w gruncie rzeczy głownie intelektualnej (...) – stworzyć, gdy dojdzie do rozwiązania Klubu, ośrodek, który będzie poza tym starał się organizować obronę oskarżonych, albo nieść pomoc dla nich samych, czy dla ich rodzin. Najpierw powstały źródła finansowej dla tej działalności, zadeklarowane najpierw przez Melchiora Wańkowicza, a później przez Jana Wolskiego. On postanowił razem z żoną, że cały majątek, pieniądze pochodzące głównie z Nagrody Jurzykowskich [emigracji z USA – TB]– dzisiaj to śmieszna suma, około 5 tys. dolarów, ale wtedy, ze względu na specjalny przelicznik, to były bardzo znaczne pieniądze – przeznaczają (...) na ten rodzaj działalności.
Pomysłodawcą formuły, w jakiej będzie można prowadzić albo raczej kamuflować naszą działalność – nie był sam Wolski. (...) On był przed wojną członkiem loży wolnomularskiej „Kopernik”. Nie ukrywał tego i nawet w wąskim gronie często o swojej działalności opowiadał. Do momentu rozwiązania lóż masońskich w 1938 roku był sekretarzem loży „Kopernik”.
Ale pomysł wykorzystania loży wolnomularskiej jako kamuflażu dla kontynuowania przynajmniej niektórych wątków działalności Klubu w konspiracji, także po jego spodziewanym w nieodległej przyszłości zdelegalizowaniu, narodził się w naturalny sposób poprzez nawiązanie do pewnych wzorów, zaczerpniętych z naszej historii z XIX wieku. [spisek Łukasińskiego, Liga Polska]. (...) Dowiedziałem się o tym pomyśle od Juliana Kulskiego, zastępcy Stefana Starzyńskiego we wrześniu 1939 r., (...).
Nie pamiętam już dzisiaj, czy koncepcja ta zaczęła być realizowana jeszcze przed, czy już po aresztowaniu Anny Rudzińskiej. Był to już – w najlepszym razie – wyraźnie końcowy okres działalności KKK, kiedy liczyliśmy się z możliwością podjęcia w każdej chwili policyjnych represji.”
Opozycja i masoni
Odcinek 2
„Jan Olszewski: Pierwsze kroki w tej sprawie podjęli dwaj członkowie Klubu: prof. Jan Wolski i jego przyjaciel – przedwojenny burmistrz Płocka i działacz PPS, Stefan Zbrożyna, również dawny członek masonerii, a po wojnie wieloletni więzień polityczny. To były dwie osoby, które wiedziały o co chodzi.
- EPP: Wiedziały o co chodzi w tym sensie, że wiedziały, jak się to robi?
- EPP: Istnieje jednak pogląd, że masoneria przedwojenna nie dala się tak od razu rozwiązać, zeszła głębiej do podziemia.
W każdym razie taka była geneza pomysłu. On został zrealizowany w ten sposób, że większość członków zespołu, który w Klubie Krzywego Koła był faktycznie odpowiedzialny za jego działalność, taką formułę przyjęła. Była ona realizowana poprzez zewnętrzny rytuał, nawiasem mówiąc w swoich formach dość zabawny. No, ale - jeżeli już, to od czasu do czasu trzeba było te spotkania w tej formule odbywać. Byliśmy przekonani, że jeżeli nawet to zostanie zauważone przez władze, a trzeba się było liczyć, że zostanie zauważone, to bardzo utrudni, jeżeli nie zastopuje działania represyjne wobec grupy, która będzie miała taką wolnomularską legitymację.
- EPP: Skąd się brało to założenie? Czyżby komuniści uznawali, że loża masońska, z definicji, nie może im w niczym zagrażać?
Pełne powodzenie miał zapewnić ruch, jaki Wolski wykonał wspólnie z Zbrożyną – mianowicie poprosił o udział pięciu przedwojennych wolnomularzy mających stopień mistrza. W większości byli to profesorowie Politechniki, bardzo starzy ludzie. (...) Profesor Samotycha, drugą Luce-Buerk, bliski współpracownik Piłsudskiego, członek Organizacji Bojowej PPS z 1905 roku, uczestnik zamachu pod Bezdanami. (...) Wolski nakłonił ich do formalnego wznowienia działalności loży „Kopernik”. (...) Oni mieli [potrzebne] tytuły, czy szczeble wtajemniczenia i można było dokonać takiego formalnego aktu wznowienia działalności loży. Żadna z tych osób, poza Wolskim i Zbrożyną, w dalszych działaniach nie brała udziału. One zostały formalnie przeniesione na grono ludzi działających w Klubie Krzywego Koła. Dopóki zresztą działał Klub KK, w zasadzie formą zebrania loży (...) posługiwać się nie było potrzeby. (...)
Żeby ona na zewnątrz była wiarygodna, wymagała udziału kogoś, kto będzie w najlepszej wierze stwarzał sytuację osłony. (...) Wolski wciągnął w to i uczynił sekretarzem [loży] Tadeusza Gliwica, przedwojennego członka masonerii, bardzo młodego wtedy człowieka. (...) Gliwic nie mógł być człowiekiem naszego zaufania, (...) był działaczem Stronnictwa Demokratycznego [przybudówka PZPR dla wykształconych – przyp. TB], kimś z zupełnie innej parafii niż pozostali uczestnicy tej imprezy. Całe założenie polegało na tym, że on pełnił rolę jakby rzecznika dobrej wiary i jednocześnie alibisty (...), on był autentycznie zaangażowany w oficjalny establishment PRL.
Korzystaliśmy z formuły takich spotkań jeszcze w latach 70. Potem już nikt nie miał do tego głowy – po akcji konstytucyjnej powstał KOR, później Ruch Obrony Praw Człowieka i Obywatela. To były półjawne czy całkowicie jawne formuły działalności opozycyjnej i nie warto już było zawracać sobie głowy tworzeniem takich form osłonowych. Była próba powrotu do tej formuły w okresie stanu wojennego.
- EPP: Czy w sensie formalnym również, czy loża ostała uśpiona?
[Jeżeli chodzi o Lipskiego] odmówiłem mu udziału w (...) odbudowywaniu PPS. Uważałem to za absurd, który będzie prowadził do katastrofalnych skutków i kompromitacji. (...) Całkowicie miałem rację.”
Fragmenty zaczerpnęłam z książki Prosto w oczy. Z Janem Olszewskim rozmawia Ewa Polak-Pałkiewicz. Inicjatywa Wyd. ad astra, Warszawa 1997
Skróty dokonane dla celów publikacji na portalu Salon24.pl, skąd została w 2011 roku usunięta.
Leksykon Ludwika Hassa "Wolnomularze polscy w kraju i na świecie 1821-1999". Wśród nazwisk Polaków, mających wpływ na powojenne życie publiczne, widnieje Jana Olszewskiego, o którym Hass pisze: ,,Do wolnomularstwa został przyjęty IV 1962 w loży ,,Kopernik" (loża niezależna, od 27 XII 1991 Wielka Loża Narodowa Polski) w Warszawie, tu 24 X 1964 nadano mu stopień mistrza; 1971-1973 piastował w niej godność II dozorcy, 1975-1981 i 1986-1991 - mówcy. W 1991 został wybrany wielkim przysposobicielem Wielkiej Loży Narodowej Polski. Później wycofał się ("uśpił się")." O to to! "Stamtąd się nie wychodzi". Tak twierdzą znawcy tematu.
Może zacznijmy od tej słynnej listy puszczanej stale w obieg przez jakiś MOSAD. Są tam bardzo niepokojące wpisy. Przypomnę tylko, że po niemiecku "schwanz" znaczy "#uj" i że na ten temat mówił już coś pan Michalkiewicz (oczywiście on też jest z Krzywego Koła i do tego na tej liście;):
3. Bolesław Bierut (1892-1956) - Rotenschwanz,
15. Władysław Frasyniuk (1954-) - Rotenschwanz
24. Janusz Korwin-Mikke (1942-) - Ozjasz Goldberg
65. Andrzej Zoll (1942-) - Rojeschwanz
71. Ryszard Czamecki (1963-) - ?
W przypadku 24 i 71 można przecież spytać, prawda? Ponadto jak na taką krótką listę tylko trzy zwisielce, to i tak dobrze.
Teraz weźmy życiorys, bo też coś tu nie gra. Ja znalazłem coś takiego np.: http://www.ngp.westsideg…
Czyli syn Ferdynanda i Jadwigi, a jeśli byli rzekomo żydami, to kto ich w Warszawie ukrywał wg. autora niecnej listy, a? To jedna zagwozdka.
Organ wrzodaczy na podstawie tej eklektycznej wlepki idzie nawet jeszcze dalej z "logicznymi wywodami", nie omieszkując wprowadzić do opowieści jakiegoś rabina oraz hitlerowców masonów: https://www.gazetawarsza…
Czyta się jak Huxleya i szkoda, że to tylko excerpt z tej powieści fantastycznej o IIWŚ.
Dalej, skąd wiadomo że zostało usuniętych 6 nazwisk? Niestety nie czytałem pamiętników Macierewicza, więc tego nie wiem? Może Piątek to wydrapał w jakichś annałach wraz z kołtunem z nosa? ;)
Nie ma co dzielić włosa na czworo - to stek bzdur. Dyskusja na temat NE również jest w toku.
Te listy ktoś tworzy mieszając tych o korzeniach żydowskich z tymi co nic nie mieli wspólnego ale poświęcili sie walce o niepodległość Polski -komus mocno zależy aby tych druich połączyc razem i zohydzić ! Co ktosie to była agentura i tutejsza i kacapska a od 30 lat i germańska a tych co to rozpowszechniaja nie brakuje jak widać.
Korus ,nie mnie oceniac czy to problemy z główką czy świadome działanie ale sąd jak najbardziej jest potrzebny aby to rozstrzygnąć i albo do pierdla albo do wariatkowa na zawsze !
W okresie II wojny światowej i okupacji żołnierz Szarych Szeregów oraz uczestnik powstania warszawskiego.
W latach 1946–1947 działał w młodzieżowym kole Polskiego Stronnictwa Ludowego Stanisława Mikołajczyka. Brał wówczas udział w kampanii wyborczej na jego rzecz w wyborach do Sejmu Ustawodawczego.
Absolwent XIII Liceum Ogólnokształcącego im. płk. Leopolda Lisa-Kuli (1949). W 1953 ukończył studia prawnicze na Wydziale Prawa Uniwersytetu Warszawskiego.
Po ukończeniu studiów pracował w Ministerstwie Sprawiedliwości (do 1954), później w Zakładzie Nauk Prawnych Polskiej Akademii Nauk (do 1956).
W latach 1956–1957 był członkiem zespołu redakcyjnego tygodnika „Po prostu”. Napisał z Walerym Namiotkiewiczem i Jerzym Ambroziewiczem tekst "Na spotkanie ludziom z AK" (zamieszczony w tym czasopiśmie w wydaniu z 11 marca 1956), w którym autorzy wzywali do rehabilitacji żołnierzy Armii Krajowej. W swoich artykułach wskazywał nadużycia w sądownictwie i wymiarze sprawiedliwości, opisywał symbiozę aparatu partyjnego ze środowiskiem przestępczym na prowincji. Od 1957 miał utrzymywany przez dwa lata zakaz publikowania jako dziennikarz.
W latach 1956–1962 należał do Klubu Krzywego Koła, od 1958 do 1961 wchodził w skład zarządu tego klubu. Po rozwiązaniu tej organizacji uczestniczył w spotkaniach u Jana Józefa Lipskiego. Jan Olszewski w wywiadzie-rzece "Prosto w oczy" twierdził, że reaktywowana loża „Kopernik” służyła jedynie jako kamuflaż dla kontynuowania pewnych wątków działalności Klubu Krzywego Koła w konspiracji.
Czym nasiąknął zaraz po wojnie na studiach prawniczych i w ministerstwie sprawiedliwości, "niezłomny" koniunkturalista, nasz Bohater? Oto pytanie.
Nie ma pod Kaliszem takiej miejscowości (jest w innej części Wielkopolski).
Wtrącenie, że był jedynakiem, też się nie zgadza. Imiona rodziców także inne.
Bródno jest wiarygodne.
Konkluzja: mieszanka zmyśleń i faktów. Tak się takie wrzuty preparuje. Powstaje chaos informacyjny, bo w Sieci "zdania semantyczne" widnieją symetrycznie. Mamy tu przykład, jak się do takiego rozbioru logicznego zabrać. Administrator może to oczywiście wywalić, ale przecież nie o to chodzi. Imć Waszeć wskazał drogę podejścia do takich faktów pomieszanych z podpuchą.
Nie przypominam sobie, żebyśmy byli na Ty, "wielki" dozorco. A i wywlekanie ponownie na forum nieetycznych wobec mnie i Tomka Sakiewicza zachowań szantażysty Darskiego jest równie nie na miejscu. Traktuję to jako pogróżkę! Piszę na swoje konto i mam totalnie w nosie, czy mi ktoś da, czy nie da parasol ochronny. Notki "niepraworządne" i inne wpadki ("brednie") blogera można usuwać, OK, ale prztyczki w stylu "tykania" kogoś, to sobie wypraszam. Jakaś forma wobec autorów na NB jest jednak wymagana, przynajmniej minimum, owe pan, panie, Jego, Waści, etc. W pewnych okolicznościach także pojęcie "cerber" zobowiązuje. Chachmęt, który się od lat panoszy na tym forum, zaraz się podpiął pod prowadzącego biuro i wali po nazwisku z małej litery. Przykład ośmiela.