Czy Balcerowicz miał za zadanie zniszczyć polski przemysł i tym samym rozłożyć naszą gospodarkę na łopatki? Oczywiście nieformalnie.
Niewątpliwie udało mu się to z polskim przemysłem motoryzacyjnym.
Musimy teraz mozolnie nadrabiać potężne zaległości i gonić, nawet Rumunów z Dacią, a co doprawdy smutne ze względu na przepaść jaka powstała, Czechów z ich firmową Skodą.
Ci, co zawsze mają coś do powiedzenia, oświadczą: jaka tam rumuńska Dacia, przecież to Renault; jaka tam Skoda – to jest Volkswagen.
Niby tak, właścicielami są tam Francuzi i Niemcy. Lecz fabryki samochodów są rumuńskie i czeskie. I wypuszczają swoje własne modele, pod swoją własną marką. To uwaga dla tych, którzy chcieliby zaprotestować, że przecież mamy nowoczesne wytwórnie samochodów w Bielsku-Białej i w Tychach. Tak, tylko, że są to zakłady koncernu Fiata, które już nie wytwarzają kompletnie własnych modeli, pod własną marką, tylko to co im Włosi zaprojektują i zlecą. Więc nie jest to polski wyrób, tylko włoski, robiony w Polsce.
Ciężkie zadanie ma przed sobą premier Morawiecki w swoim słusznym entuzjaźmie w stosunku do elektro-mobilności. I pominięcia etapu samochodów napędzanych silnikami wewnętrznego spalania, czyli benzynowymi i diesla.
Mam cichą nadzieję, że zgłaszając ten projekt, ma w zanadrzu jakieś rewelacyjne rozwiązanie techniczne. Bo wyścig już się zaczął. I to dużo wcześniej niż polski premier ogłosił przystąpienie do rywalizacji.
Pominę tym razem, bo już pisałem o tym wcześniej, rolę ekscentrycznego prekursora elektrycznych pojazdów na masową skalę, pochodzącego z Pretorii, RPA, miliardera Elona Muska i jego projektu Tesla.
Warto tutaj dodać, że bezbłędnie trafił z nazwą swojej idei, gdyż tak właśnie uhonorował serbskiego geniusza Nikolę Teslę, który już na przełomie XIX i XX wieku okiełznał i chyba jako jedyny zrozumiał w pełni elektryczność, elektromagnetyzm i fale radiowe. Do dzisiaj wielu naukowców i inżynierów ciągle się głowi nad jego tajemniczymi pracami.
Na dodatek był skromny i specjalnie nie interesowała go biznesowa strona swoich epokowych odkryć. Największą pijawką żerującą na jego pomysłach był Thomas Alva Edison. I mało kto wie, że to Tesla wynalazł radio, a Marconi wyłącznie upowszechnił pomysł.
Sporo wcześniej przed deklaracją premiera Morawieckiego, koncern Volkswagena publicznie ogłosił, że już wkrótce, za parę lat, połowę produkcji będą stanowiły samochody elektryczne. Ta bardzo ważna deklaracja nie uzyskała odpowiedniego nagłośnienia. Lecz wkrótce historycy powiedzą, że był to gwóźdź do trumny klasycznych, spalinowych pojazdów. Kończy się era aut z rurą wydechową, a zaczyna się era dużych samochodów na baterie. Bez spalin.
Tak się składa, że napęd elektryczny to także moja specjalność.
Na początku byłem zwykłym elektronikiem, co na morzu predysponowało mnie do pracy w radiostacji i na mostku, bo różne tam wówczas żyroskopy, echosondy, radary i pozostałe radiowe instalacje podlegały mojej opiece. Lecz już w 1987 cwany niemiecki armator, wobec gwałtownego rozwoju środków telekomunikacji, z takim przełomem, jak łączność satelitarna, stwierdził, że nie ma sensu mieć osobno radiooficera i oficera elektryka i zostałem zaangażowany na oba te stanowiska jednocześnie. Politechniczne wykształcenie i świadomość, że prawa rządzące elektrycznością wszędzie są takie same: czy to niskie napięcia i niewielkie prądy, czy napięcia wysokie z dużymi prądami. Zostałem więc jednym z pierwszych, ponad trzydzieści lat temu ETO, Electro Technical Officer, co dzisiaj jest światowym standardem obejmujących licencjonowanych oficerów, należących do działu maszynowego i obsługujących wszystkie statkowe urządzenia elektryczne i radiowe – od kuchni i żarówek, poprzez całe elektryczne wyposażenie silnika napędowego, generatory prądu, stery, kotły, urządzenia nawigacyjne i komunikacyjne, wszystkie systemy radarowe i systemy satelitarne ( a jest tego wiele), oraz oczywiście systemy komputerowe.
Bardzo istotna i konieczna jest dobra znajomość automatyki.
Od dobrych dziesięciu lat powoli czołga się rewolucja w napędzaniu statków. Powoli do lamusa odchodzą konstrukcje z wielkim silnikiem głównym - wielocylindrowym dieslem o wysokości piętrowego domku, który kręci potężny wał napędowy (widziałem takie o średnicy jednego metra, albo o długości pięćdziesięciu metrów), którego koniec poprzez uszczelnienie przechodzi na zewnątrz kadłuba i tam napędza potężną, wykonaną ze specjalnych brązów śrubę okrętową. Później były różne kombinacje – dwa silniki główne i dwie śruby; śruby, które zawsze kręciły się w jednym kierunku, a czy naprzód, czy wstecz, realizowano przez ustawianie łopatek (jak w samolotach).
I tak było długo w rozwiązaniach napędowych statku. Aż kilkanaście lat temu całkowicie zmieniono koncepcję. Nowy napęd nazwano powszechnie diesel – electric. Na statkach z takim napędem, dodam, ze jest ich coraz więcej, nie ma już potężnych silników głównych i tych monstrualnych, obracających się wałów napędowych.
Za to jest znacznie więcej generatorów – prądnic, wytwarzających wielkie ilości elektryki. Ten prąd przechodzi przez specjalne przetworniki (AC/DC/AC – jeżeli kogoś to interesuje) i stamtąd zasila silniki elektryczne, podłączone bezpośrednio do śrub okrętowych, które podobnie, jak twój odkurzacz, mogą praktycznie obracać się od zera, do maksymalnych obrotów.
Taka jest dzisiaj tendencja w napędzie statków na morzu. Pełna elektro-mobilność. Więc, jak już statki, to czemu nie samochody?
Tak właśnie myślą już wszyscy producenci aut i zmierzch silników spalinowych na drogach jest już bliski.
Tak zwane hybrydy, to etap przejściowy i też szybko odejdą do lamusa.
*****
Parę dni temu, zerkając w telewizor na pewną reklamę, szlag mnie trafił.
Oto czeska Skoda zapowiada, że na najbliższych Targach Poznańskich zaprezentowany zostanie w Polsce nowy samochód, najnowsza Skoda, w pełni elektryczna, efektowna i zgrabna.
To jakaś, qu*wa, niemiecka prowokacja!
Premier polskiego państwa publicznie rzuca hasło – "Nasza przyszłość to elektro-mobilność!" – A niemiaszki z pepikami, spokojnie i po cichu robią swoje i już wkrótce będą zarzucać rynek swoimi elektrycznymi samochodami.
Jest więc gorzej niż myślałem w tym temacie.
Morawiecki z ekipą nawet nie mają porządnej fabryki samochodów osobowych, bo warszawskie FSO zostało zniszczone przez zbrodniczego fanatyka, grabarza polskiej gospodarki, premiera Balcerowicza.
A Czesi mają wspaniałą, ultranowoczesną fabrykę, z wiekową tradycją, w Mlada Boleslav, skomputeryzowaną, z fantastycznym zespołem pracowników, biurami projektowymi i ... ze wszystkim. Nie dość tego, oni nawet mają fabrykę u nas, w Poznaniu. Tak, tak – my też montujemy Skody.
Poszukałem natychmiast informacji, co to za projekt za parę dni Czesi nam pokażą na Targach.
Model ten to Skoda VISION E - elektryczne auto, jak piszą ładowany indukcyjnie, 5 – drzwiowy SUV o mocy ponad 300 KM. W sumie – nie byle co.
Nieco więcej:
",,,Vision E, jak przystało na auto typu SUV, może pochwalić się również bardzo przestronnym wnętrzem.
Dwa silniki elektryczne pozwolą na przejechanie 500 km bez ładowania
Dwie elektryczne jednostki napędowe o łącznej mocy 225 kW mają zapewnić bardzo przyjemne przyspieszenie (niestety Skoda nie podała dokładnego czasu przyspieszenia do setki), prędkość maksymalną 180 km/h i – to chyba najważniejsze – zasięg 500 km na jednym ładowaniu. Do tego, dzięki dwóm silnikom elektrycznym, Vision E może pochwalić się napędem na obie osie. A raczej napędami, dzięki czemu moc napędu na przedniej i tylnej osi będzie można dostosować do aktualnie panujących warunków na drodze i potrzeb kierowcy.
Czesi nie zapomnieli też o autonomii
Vision E może pochwalić się tzw. „trzecim stopniem” autonomii. Samochody na tym poziomie są w stanie w pełni przejąć od kierowcy pełną kontrolę nad prowadzeniem w określonych warunkach. Kierowca nadal jednak pozostaje kierowcą i musi od czasu do czasu skontrolować działanie systemu. Nie musi jednak w żadnym przypadku natychmiast przejmować kierownicy. Według zapewnień producenta, system autonomicznego sterowania w Vision E poradzi sobie zarówno w miejskim korku, jak, na autostradzie oraz podczas parkowania.
Skoda Vision E to oczywiście część większego planu
Czeski koncern rozpoczął realizację strategii o nazwie „electric mobility”. Pod tą nazwą kryje się oczywiście plan związany z wprowadzeniem nowych modeli samochodów. Elektryfikacja Skody rozpocznie się w 2019 r. Wtedy na rynek trafi nowy model Superb z silnikiem hybrydowym. Rok później, czyli w 2020, Skoda chce wprowadzić swój pierwszy elektryczny samochód – model jak na razie pozostaje tajemnicą. Z oficjalnego komunikatu wiemy tylko tyle, że do 2025 r. Skoda chce mieć w swojej ofercie pięć nowych modeli z różnych segmentów napędzanych silnikami elektrycznymi." [1]
Czesi już zresztą pokazali to cudo na targach w Szanghaju.
I muszę to uczciwie powiedzieć, że to nie jest wyzwanie, rekawica rzucona w kierunku premiera Morawieckiego, co byłoby cokolwiek śmieszne, tylko wyzwanie dla amerykańskiej Tesli. Szczegónie imponuje mi zadeklarowane ładowanie indukcyjne, pozwalające na przejechanie 500 km. Tesla zapowiedziała 600 km, lecz jak dotychczas, nie wiem, czy im się to udało.
Niemcy mają długą tradycję i spore osiągnięcia w konstrukcji akumulatorów, lecz ta zapowiedz świadczy, że długo musieli coś w tajemnicy majstrować, zapewne, by ukryć prace przed konkurencją z dalekiego wschodu i Ameryki. I co to jest? Czy poszli w kierunku "litium, metal, polymer", czy może w kierunku super – kondensatorów, których pierwsze wersje znamy z F1.
Mam nadzieję, że pan premier, tak hucznie i dumnie zapowiadając erę elektromobilności w Polsce, ma jakiegoś asa w rękawie. My, Polacy potrafimy wymyślać fantastyczne rzeczy. Niestety, nie potrafimy tego sprzedać i zazwyczaj inni czerpią z tego profity.
Nie ma więc jeszcze fabryki. Nie ma jeszcze zespołu fachowców. FSO padło, a pozostałe zakłady produkujące samochody, to montownie obcych koncernów.
Musi być więc coś, co wywołuje dumny uśmiech na twarzy i poczucie pewności Mateusza Morawieckiego.
Inaczej to blef, za który będzie trzeba grubo zapłacić.
[1] https://www.spidersweb.pl/2017/03/skoda-vision-e.html
A światła? Od 50 lat w Trójmieście realizuje się na głównej trasie "zieloną linię". Za ciężki problem inżynierski.
I to prawda, że uliczki na nowych osiedlach projektuje się jako kręte. Rozumiem, że karetki pogotowia i straż zawsze jeżdżą wg. nawigacji satelitarnej. Jeżeli ulice sa ponumerowane i prostopadle względem siebie to nawet kilkaset przecznic nie stanowi problemu. A może na poziomie wytycznych ministerstwa infrastruktury da się opracować jakieś sensowne przepisy.
Dodam tutaj ,że muszą być nowe modele infrastruktury dla małych miasteczek. Na przyklad zabudowa szeregowa , ale każdy dom z względnie dużym pomieszczeniem frontowym pod mały biznes. Parkowanie wzdłuż całej ulicy. I wtedy mikrofirmy i usługi mogą być w większej ilości zlokalizowane w tej mniejszej miejscowości. Nie ma potrzeby udania się do centrum większego miasta. Tańsze koszty prowadzenia biznesu, dłuższe godziny pracy.
Jako osoba często spieszona mam swoje obserwacje, jak to wygląda z punktu widzenia pieszego uczestnika ruchu - i nie zgadzam się z takim przedstawianiem sprawy. Nie wpycham się na jezdnię, nie wymuszam hamowania na swój widok, a nawet często macham do kierowców, żeby sobie przejechali - bo to dużo bezpieczniejsze, niż hamowanie na widok każdego pieszego i i ryzykowanie parkowania następnych kierowców w bagażniku tego pierwszego "uprzejmego".
A mimo to zatrzymują się. Sądzę, że kolejnymi, szczegółowymi regulacjami wprowadzono tych ludzi w stan strachu przed prawem, przed wszędobylskim monitoringiem i przed podejmowaniem racjonalnych, własnych decyzji. Psychoza szczepiona metodami coraz dalej idących przepisów.
Ich sztandarowa limuzyna niezależnie w jakie gadżety by ja ustrojono pozostaje w segmencie B dla wójtów ,burmistrzów czy urzędników niższego szczebla ze starym silnikiem Passata.
Pieje pan z zachwytu nad sinikami elektrycznymi napędzającymi śruby a umieszczone poza kadłubem ,piać to pan sobie może ale największe kontenerowce których kadłuby produkuje się w Korei wyposażane są w tradycyjne silniki z tradycyjnym napędem na jedną śrubę dają Amerykanie jak i resztę wyposażenia w technicznego z tym ,że są to silniki nowej generacji jak i śruby ,mniejsze spalanie a większa moc a śruby to cuda bliskie tym co napędzają podwodne okręty atomowe USA.
Niezależnie od tego czy samochody osobowe czy dostawcze będą mogły przejechać bez doładowania 1000 km czy więcej to i tak będą musiały być doładowane a do tego potrzebne będą nowe elektrownie i kółko się zamyka a hybrydy są już dostatecznie skompromitowane ,że szkoda czasu aby nimi się zajmować .
Cena osobowych -najnowsze modele Tesli kosztują od miliona dolców w górę a taki dla ludu ile będzie kosztował...!?
Taki czy owaki napęd czy czysto elektryczny czy hybryda to już znane od wieku XIX a przyszłość to naprawdę tylko w ogniwach paliwowych i póki jest to w gazie ziemnym,tanim i prawie nieszkodliwym dla środowiska.
„Niezależnie od tego czy samochody osobowe czy dostawcze będą mogły przejechać bez doładowania 1000 km czy więcej to i tak będą musiały być doładowane a do tego potrzebne będą nowe elektrownie…; …przyszłość to naprawdę tylko w ogniwach paliwowych i póki jest to w gazie ziemnym, tanim i prawie nieszkodliwym dla środowiska”.
Ponieważ wypada być odpowiedzialnym za to co się wcześniej napisało, pozwolisz, że nie zgodzę się z powyższymi twierdzeniami.
Ogniwa paliwowe mogą, ale nie muszą być zasilane gazem ziemnym. Do ich zasilania wystarczy tlen i to ten atmosferyczny z powietrza. W konsekwencji ogniw tych, jak wszystkich ogniw paliwowych, nie trzeba w ogóle ładować, więc nowe elektrownie nie są absolutnie potrzebne. Takie ogniwa już istnieją a prototypy samochodów nimi zasilanych są w stanie przejechać grubo ponad 1000 km. To jednak jeszcze nie wszystko. Jak wcześniej napisałem ogniwa działające na opisanej zasadzie i co najważniejsze tanie w produkcji, możesz kupić nawet dzisiaj. Nie zasilisz tym ogniwem samochodu, ale bez problemu przetestujesz i obliczysz zarówno pojemność, jak i gęstość energii a w konsekwencji wielkość i ciężar ogniwa do zasilania konkretnego pojazdu i dystans jaki ów pojazd będzie w stanie przejechać. I dalej uczciwie i konsekwentnie do samego końca. Ogniwo takie bez problemu zbudujesz w domowym warsztacie a wszystkie potrzebne i tanie materiały do jego budowy kupisz w Tesco.
Wracając do gazu ziemnego jest wielokrotnie tańszy od LPG ale wymaga czasu kilku godzin do napełnienia zbiornika i specjalistycznej instalacji której koszt dla kilkunastu autobusów wynosi około 20 tyś.zł a domowej około 5 tyś z tym ,że PGNiG gwarantuje dla tych odbiorców znaczna obniżkę ceny dostarczonego gazu.
Jak powyżej - co zdanie to bzdura. Żal dyskutować. Bo pan się po prostu wymądrza. I na temat lichej jakości produkcji Skody (n.b. najchętniej kupowana marka w Norwegii), jak i rewelacje na temat superkontenerowców. Słyszał pan może o Maersku? Może. A o Maersk Triple E class container ships? Nie? No właśnie. Huyndai może sobie składać, jak Lego te swoje, na licencji B&W silniki i dawać bidakom do tanich pudełek, ale to postępu nie zatrzyma. Śruby cuda? Przy dominującym pitch propeller drive? No panie... grubo pan przędziesz.
Żeby te bzdury zakończyć:
TU jest od "miliona dolców w górę" (????) Pane, gdzie pan żyjesz! W Transylwanii???
Tesla Model 3 - 36 000 $
Tesla model S - 69 200 $
Gdzie ten milion?!
EOT
Amerykanie sami u siebie te silniki i śruby produkują i montują też sami ,agregaty pomocnicze dostarcza Simens czy to się panu podoba czy nie.
Czy się panu podoba czy nie podwieszone silniki pod kadłubem razem ze śrubami odchodzą w przeszłość jako niewypał bo gdy spali się drucik to tego się nie naprawi bez zawitania do doku,nieprawdaż palaczu okrętowy co przy szuwarach pływał....!?Po Bałtyku śmigają fińskie promy co mają napęd jak skutery wodne a podróżuje się tam przypięty pasami bo 60 km/h dla nich to pryszcz przy nawet dużej fali a zwrot o 90 stopni robią w miejscu stąd pasy.
PS.Gdyby były tak tanie i spełniały oczekiwania odbiorców to już dawno tylko takie by poruszały się w Kalifornii bo tam ekologia to nie żarty dlatego Volks wagen gdy sobie zażartował tylko temu stanowi beknie nie mniej niż 20 mld .dolców
Zaraz mi tu napisze, że kpiny nie wyczuwam. Szuwarowiec. I do tego jeszcze po świętach ciągnie solidnie.
Wgryzłeś się tak mocno ,ze szuflada do wymiany i to moja radość chociaż jesteś mi obcy.
Będziesz sobie seplenił kilka ładnych dni i sąsiedzi nie usłyszą twojej radości ,że dzięki dudaczewskiemu nie grozi im degradacja ,póki co!
PS.Simens barachło ,turbiny gazowe,pociągi wielkich szybkości na poduszce magnetycznej ....naprawdę tylko czukcza może tak powiedzieć.