Witaj: Niezalogowany | LOGOWANIE | REJESTRACJA
CZARNY BAŁWAN
Wysłane przez Tadeusz Buraczewski w 18-11-2016 [13:03]
(13. ODCINEK NIEPUBLIKOWANEJ POWIEŚCI „POLINO”)
Tego roku zima dopadła zarówno Polino jak i przyległości niespodziewanie. Rzeczkę Śliniankę ścięło dokumentnie razem z wędkarzem, którego nie dawało się nijak rozmrozić – bo on był za a nawet przeciw. To był ten, któremu Matka Boska objawiła się na klapie marynarki. Wyrąbać go trzeba było razem z historycznym pontonem, dzięki któremu sternik został admirałem, a wędkarz ojcem narodu. Kiedy potem powoli, poczynając od lewej nogi, odtajał już niebawem we wsi zafunkcjonował partyjny organ Plajtformy III-go tysiąclecia. Bo on rozstał się był z KOD-em zali z polit-smrodem.
Mróz był trzaskający, Aśka Latexyszyn zwana także Fotoszopką (kusiła na pejsbuku rozbieranymi fotami z czasów studenckich) obawiała się, że trzasną jej silikonowe wszywki, skoro nawet termometry poczęły pękać. I ona pękła i twitnęła, iż Trumpa wybrali biali, biedni i rasiści. Trzy dni bez przerwy sypał śnieg, wskutek czego odcięło Polino od świata, Komisji Weneckiej, ONZ jak i wszechświata. Wilki wyły po kniejach niczym „czarne samice” pod Sejmem. Bezrobol Nakac ponoć widział srebrnego lisa, wypisz wymaluj z okładki pisma „Jewsweek”, ale to pewnikiem był efekt ćmagi, czyli samogonu, który ludzkość tu notorycznie acz udatnie pędziła, by się cokolwiek rozgrzać i zabawić i wprowadzić do życia elementy świata bajkowego, jak to twierdził koneser specyfiku Himilsbach.
We wsi woniało jakby piorun uderzył w gorzelnię, a rodnik alkoholowy OH wypierał tlen z powietrza i dech jeno zapierał, niczym pochopna lektura zdychającej GazoWni. Nawet niedźwiedź ocknął się w gawrze, ani chybi od tegoż odoru, dotarł do pierwszej bimbrowni na skraju wsi, wydudlił zacier u Męczymóżdżka i spokojny już - zaległ z powrotem do wiosny. Niczym rasowy chłop, bo baby we wsi, to tylko darły pierze i gęby podśpiewując: “Darła pierze – darła – a chłop, co nie może – jak wleje do gardła – niepotrzebna Viagra! Hej hop! U-di rydi – dup – dup!”
Vandal - tresowany pies lewaczki Vandalii Szrotting, brnąc przez lasy i zaspy, przynosił z Wiocherowa gazetę, której nakład spadał na łeb i szyję, a właściwie to leciał na moooordeczkę, jak to ubolewał ostatni Michnikanin. Ona bez lektury tej żółciodajnej gazety stawała się nerwowa jak narkoman bez amfy, jak poseł bez immunitetu, jak Petru bez Pihci. No mówiąc wprost dostawała wścieklizny. Z oślinionego egzemplarza wójt Buć Sabelbon, nie bez trudu wysylabizował, że delegacja Buszmenów z bliźniaczej (siostrzanej) wioski, przyleciała akurat z Zairu i czeka w hotelu “Sheraton” w Gdyni na stopnienie śniegów. (Miesiąc temu, via Internet Polino poszukiwało sobie wiejskiego partnera na Czarnym Lądzie – taka moda opanowała samorządowców. A nie być modnym w naszych czasach, to gorzej niż być garbatym, czy zadżumionym). O! Taki celebryś Olbrychski wchodził w niuanse demokracji via KOD niczym pal w Azję Tuhajbejowicza. Modna była Janda i Cielecka, acz bez istotnych wytrysków wyobraźni.
Mimikrak z Kapustakiem na cześć i chwałę gości z afrykańskiego buszu ulepili monstrualnego bałwana, który stanął naprzeciw plebanii, tuż obok pubu “Pod Pipą”, czyli w epicentrum uwagi całej społeczności. Śniegowy stwór (ba, rzeźba to była niezłej klasy! Pono projekt graficzny polińskiego Yeti obmyśliła Jova B z Łaźni - artgalerii) prezentował się majestatycznie i dostojnie. I afera się zaczęła, kiedy ubzdryngolony Męczymóżdżek wyległ z pubu i zarechotał:
- To wy chceta Murzynów witać białym bałwanem?!
W nocy ktoś dla politycznej poprawności i podretuszowania “białasowej figury”, podpalił dwie opony samochodowe koło śnieżnego luda. Zakopciło jak trzeba. A rano wszyscy ze zdziwieniem wylegli, by pierwszy raz w życiu ujrzeć takiego czarnucha – bałwana. A w lewicy ten śniegowy stwór trzymał coś wygiętego w kształcie paragrafu. W prawicy zaś jakiś malkontent dopatrzył się nie miotły, a kropidła. Wyobraźnia jak Rosja, nie ma granic. Prawie jednocześnie zajazgotały wszystkie istniejące we wsi smartfony. I za pazuchą wójta i w polonezie aspiranta Ścichapęka. Nawet u Janka Ryzykanta komputer się rozgrzał. To mailował gorącą linią sam proboszcz Trybularz. Niebawem wszyscy przybieżeli niczym pasterze do stajenki - na plebanię. Co się tam działo, nikt nie puścił potem pary z gęby, nawet po szklanicy ćmagi. W każdym bądź razie rzeczony bałwan (cokolwiek okopcony i przyczerniony) zniknął jak kamfora sprzed plebanii.
Był pono zbyt podobny do jednego kardynała z Waltzburga (dawniej Warszawa). ( Ech, te ornaty z okiem na pierwszej mszy w świątyni OP). Słuchy chodziły, że jest przedstawicielem narodu wypranego. A on przecie tak uczynnie medale dowoził z Watykanu sędziemu Rzeplińskiemu. W międzyczasie - Murzyni z bliźniaczej wioski zrezygnowali z wizyty dając cynk na Twitterze jeno, iż “czarny bałwan” zrobił swoje...Historia toczy się czasem śnieżną kulą.
Komentarze
19-11-2016 [10:26] - Lech Makowiecki | Link: "Wyobraźnia jak Rosja - nie
"Wyobraźnia jak Rosja - nie ma granic..." Piękne. Jak pytanie: Z kim graniczy Rosja? Z kim chce... Pozdrawiam! CDN?
02-12-2016 [21:49] - Domasuł (niezweryfikowany) | Link: Ostatni Michnikanin ha ha :)
Ostatni Michnikanin ha ha :)