Ziemię pomierzył i głębokie morze,Wie, jako wstają i zachodzą zorze;
Wiatrom rozumie, praktykuje komu,
A sam nie widzi, że ma kurwę w domu.
Jan Kochanowski, Na matematyka (fraszki)
Nie ma znaczenia kto jak i po co w Polsce rządzi, skoro i tak zawsze rządzi Rosja. Wojciech Sumliński twierdzi, że rządzi „kilkuset morderców”[1]. Czy kilkuset, tego nie wiem; niewątpliwie jednak rządzi ten, kto realizuje zamówienia i rozkazy Moskwy o ładunkach wybuchowych i rajdach seryjnego samobójcy. Wiemy jako wstają i zachodzą zorze; wielu widzi w domu i „kurwę” z fraszki Kochanowskiego, i to niejedną. Gdy jednak do odwiecznych kurew dołącza kilkuset morderców, to pod jednym dachem się nie zmieścimy. Stąd można mieć sejm, senat, prezydenta i wszystkich burmistrzów, ale jeśli nie znajdzie się nikt kto usunie z terytorium Polski ten jej tajny rząd prawdziwy a nie kukiełkowy, to nie zmieni się nic prócz dekoracji. Usunąć z Polski jej tajnego rządu się nie da bez rewolucji, bez powstania. Stąd wszystkie gdybania o ordynacjach, albo o „polityce polskiej” (sic!) to pobożne życzenia i mierzenie ziemi i głębokiego morza. Mówią że nadzieja to matka głupich, ale od tych pomiarów zależeć jednak może choć po części projekt takiego domu, do którego nie wejdą ani mordercy, a może nawet kurwy. Mierzmy więc.
Przez polski internet przetoczyła się fala krytyki Kukiza, zwłaszcza w związku lub pod pretekstem jego projektu sztandarowego - Jednomandatowych Okręgów Wyborczych, JOW. Abstrahując od samego Kukiza, jestem zwolennikiem JOW. Nie będę tu opisywać ani Kukiza, ani tego projektu, ani nawet jego krytyki, po części zresztą krytyki słusznej – bo JOW to rozwiązanie lepsze, ale oczywiście nie idealne. Dwie tylko uwagi.
Przeciwnicy JOW twierdzą, że system ten doprowadzi do „oligarchizacji” polityki polskiej powołując się na przykład senatora Stokłosy a zagranicą – na oligarchów ukraińskich. Zarzut ten mam za niepoważny. Czyżby polska polityka tak czy owak nie toczyła się w dużej mierze pod dyktando oligarchów? Planów łupienia kilku z nich dotyczyć miała rozmowa Romana Giertycha z Piotrem Nisztorem[2], ale zasięg ich władzy jest o wiele szerszy. Na początku roku krążyły pogłoski, że plan likwidacji górnictwa w Polsce – a co za tym idzie, resztek przemysłu i struktury społecznej Górnego Śląska – wynika z potrzeb handlu zagranicznego jednego z nich[3]. Handlu z Rosją. W odróżnieniu jednak od Ukrainy, gdzie świadomość istnienia i zakresu władzy oligarchów jest spora, my o swoich nie wiemy nic pewnego. Jak to w kraju dziennikarzy śledczych.
Kto wie, jakie byłyby losy powstania na Ukrainie, gdyby nie poparli go dość gremialnie właśnie ukraińscy oligarchowie. W komentarzach podkreśla się zwłaszcza zasługi Ihora Kołomojskiego dla niepodległości swego kraju.
Nie przeczę że oligarchizacja pod wieloma względami jest szkodliwa i dlatego warto zadbać, by te ujemne aspekty przyszła ordynacja JOW uwzględniała, w formie np. limitów i transparentności nakładów na kampanię wyborczą. Również to wymaga normalnych sądów. Ale z dwojga złego wolę już oligarchat (zwłaszcza jawny) od obecnej wszechwładzy służb podporządkowanych Moskwie wraz z „posłami” od oligarchów niezależnymi, dziennikarzami śledczymi zależnymi i niezależnymi, i właściwie wszystkimi innymi zainteresowanymi. Dodam złośliwie: najpewniej wraz z samymi oligarchami, nader tu dyskretnymi, którzy w Polsce w odróżnieniu od Ukrainy robią po prostu za słupy GRU; bo niby kto importuje coś z Rosji bez specjalnych relacji z Rodiną. Relacji, by tak rzec, niepartnerskich. Myślą też państwo, że to Amerykanie kupili TVN? Obyśmy się nie zdziwili.
Ale prócz częściowo słusznych zarzutów o oligarchizacji, wszyscy znów pomijają tę cechę ordynacji większościowej, która jest dla Polski najważniejsza. Związku ordynacji z niepodległością.
Do sejmu trafiło – za sprawą głównie dwu „partii” - wiele okazów, które byłyby bez szans w każdych normalnych wyborach, a przez które sejm przypomina arkę Noego. Na arce Noego, jak dziś w sejmie i senacie, znalazło się miejsce dla każdego gatunku występującego na Ziemi. Potęgujący się z każdym rokiem „upadek obyczajów” tu może mieć swój istotny początek; dla większości Polaków takie państwo nie powinno istnieć – i długofalowe skutki takiego przeświadczenia trudno oszacować. Łatwiej oszacować co innego.
Obecna ordynacja daje system dyktatu szefów partii. Posłowie nie brykną, bo inaczej nie trafią na ustalane w centralach listy wyborcze lub nie zajmą na nich dobrego miejsca. Nie jest to system demokracji przedstawicielskiej – a tym samym bodaj nawet nie demokracji w ogóle. Nawet gdyby wyborów nie fałszowano, to nie głosuje się tu na konkretnych posłów, a na partie. Jest to swego rodzaju plebiscyt. Miast kosztownego sejmu wystarczy dać szefom partii wagę głosu odzwierciedlającą wynik wyborów a obrady zastąpić dysputami w kawiarni. Przewidywalne do bólu są i sejmowe głosowania; od dawna są one fikcją. W latach 90-tych sejm był sfragmentowany, a stabilna większość trudna do osiągnięcia. Obecna ordynacja te rzekome słabości miała likwidować i sprawić, że sejm będzie sterowny.
No i sterowny jest. Dla Rosji.
Uprawljajemyj.
To tak jak z koncepcją silnej prezydentury; koncepcją teoretycznie słuszną, ale na szczęście zaniechaną - i to bynajmniej nie dlatego, że wśród prezydentów tylko jeden nie był uwikłany. Z systemem partyjnym Polska tego szczęścia już nie miała.
Polska arka Noego ma pięciu sterników, z czego czterej służą Rosji. Ta ostatnia okoliczność bynajmniej nie jest trwała, gdyż cztery agentury są rosyjskie tylko względnie – przy pierwszej okazji brykną, gdy zjawi się klient co zaoferuje konfitury i haki poważniejsze. Są to agentury obrotowe, przez co paradoksalnie ich obecna orientacja rosyjska bynajmniej nie uchroni nas przed wojną z Rosją; o czym pisałem niedawno[4]. To przypuszczalnie właśnie obrotowość czterech rosyjskich agentur skłoniła Putina do inwestycji w tzw. opozycję antysystemową. Z tego co ostatnio sprawdzałem, na placu boju została już opozycja antysystemowa niemal wyłącznie rosyjska, a jej podległość Rosji nie jest już przejawem pragmatyzmu łajdaków a zdaje się być „twarda”, ideologiczna, ubecka. W odróżnieniu od PO–PSL-SLD, finansowani przez Moskwę antysystemowcy mówią już twardo a to o sojuszu z Białorusią, a to o pułapkach „atlantyzmu”, a to o „Rzydach”, a to zastąpieniu chrześcijaństwa kultem Światowida itp. To dopiero są jazdy! Przy Światowidzie nawet Bęgowski się chowa. Takie wypowiedzi były nie do pomyślenia jeszcze kilka lat temu.
Jednak w tym roku z arki oprócz Palikota zejść mogą i PSL, i SLD. Gdy to nastąpi tj. gdy Moskwa nie przepchnie kolanem któregoś z nich albo któregoś ze swych antysystemowych tworów, sterników zostanie dwóch.
Wystarczy więc będzie mieć już nawet nie czterech jak dziś, a dwóch ludzi, by dyrygować pozorami „polityki polskiej”.
A właściwie wystarczył będzie jeden. Byle zapewnić mu instrumenty władzy, ale z tym problemu nie było nigdy.
W tych warunkach można sobie nawet pozwolić na luksus pozornego dopuszczenia do władzy opozycji, bo nawet gdyby wiedziała co robić (a nie wie na pewno) i że robić powinna (no, może i wie, przynajmniej deklaruje; ale co z tego) – to nie dokona niczego prócz zmian kosmetycznych. I tak oceniam „przerwaną kadencję” PIS w latach 2005-2007, bezradnego wobec agentury. Nauka stąd taka, że zmienić trzeba ustrój na mniej przyjazny dla okupanta, vel dominanta lub kondominantów i oczywiście nie odbierać, a likwidować instrumenty władzy. Jeżeli instrumenty władzy leżeć będą na ulicy, to ktoś je podniesie - a nie będzie to nikt z nas, skoro wolimy uparcie odwracać od nich wzrok i ze strachu patrzeć w drugą stronę.
Prezesowi Kaczyńskiemu życzę wielu jeszcze lat (sto lat) wytężonej pracy. Gdyby jednak miał np. zachorować albo zwyczajnie się zmęczyć, lub – by zacytować klasyka gatunku, i proszę darować obcesowość: gdy też gdzieś poleci i wszystko się zmieni - to kto go zastąpi?
Czy nie aby jakaś nowa Kluzik-Rostkowska?
Można więc sobie prychać na mozaikowość i sobiepaństwo dawnych sejmów. Ale czy choćby ze względów bezpieczeństwa i przyszłości:
Nie lepiej miast jednego mieć 460 prezesów?
Mariusz Cysewski
Kontakt: tel. 511 060 559
[email protected]
https://sites.google.com/site/wolnyczyn
http://www.youtube.com/user/WolnyCzyn
http://mariuszcysewski.blogspot.com
http://www.facebook.com/cysewski1
Na zakończenie kampanii, kilka plakatów wyborczych:



Ostatnio pojawiły się głosy że JOWy jeszcze bardziej betonują Układ. Podawano przykłady Wielkiej Brytanii oraz Francji. Ale można przecież podać przykład przeciwny: Polskę. Z tego co kojarzę w niedawnych wyborach samorządowych kandydaci partyjni generalnie polegli. Wygrywali "niezależni". Wydaje mi się że tam w Anglii czy Francji musi istnieć jeszcze w ordynacji jakiś betonujący haczyk.
Poza tym słusznie pan mówi o 460 prezesach, którzy nie będą musieli trząść portkami przed szefem. A raczej musieli by martwić się o swoich wyborców. A tym samym mocniej musieliby się zastanowić nad głosowaniem w sprawie OFE, czy Emerytur, czy Lasów. Zmuszałoby też być może takich posłów do czytania ustaw...
W kolejnych wyborach złe decyzje byłyby wodą na młyn ewentualnych kontrkandydatów. Wyborca nie wybierałby ufoludków przepychających złe ustawy a konkretnego człowieka stojącego przed nim.
Tak naprawdę wiele możnaby wymieniać jak bardzo utrudnione byłoby życie Systemu. Np. media miałaby bardzo utrudnione opluwanie opozycji. Dzisiaj mają prosty cel: PiS i Kaczyński. A w przypadku JOWów? Plułyby na setki ludzi z imienia i nazwiska?
W przypadku JOWów prawdziwie niezależny kandydat ma też praktyczną szansę osobistego właściwie dotarcia do prawie każdego wyborcy. Nie musi się posiłkować drogimi mediami. W każdym terenie mógłby napotkać naturalnych sojuszników. Np. JOWowo wybieralnych burmistrzów itp. Nie potrzebowałby wielkiej i przede wszystkim drogiej centralnej machiny medialnej.
Kupowanie przez System takich ludzi byłoby trudniejsze technicznie. Byłoby też podatniejsze na błędy i wynikłe z nich afery.
Każdy poseł czułby z czasem stającą za nim masę lokalnego elektoratu, dostrzegałby oparcie jaką ten elektorat daje. Lokalny. Znany często z imienia i nazwiska. A nie lemingowski, obojętny, anonimowy
Oczywiście JOWy mają swoje wady. Część z nich pan Cysewski zasygnalizował. Mimo wszystko w takim jeszcze nie do końca utrwalonym Systemie jak w Polsce. JOWy mają być może szansę na dokonanie pozytywnego wstrząsu.
Poźniej natomiast Układ staje się tak mocny że i one mu niestraszne.
Przykładowo w moim mieście burmistrzem został kandydat prawdziwie niezależny. Tylko żeby coś załatwić i tak musiał udać się do Warszawskiego Centrum, okupowanego przez PO i udawać idiotę.
Ten pozorny ciąg do PO wynika właśnie z obecnego partyjnego Systemu. Myślę że JOWy szybko zburzyłyby takie tradycyjne układy. Zamiast w Centrum ważniejsze szukanie byłoby lokalnego wsparcia i lokalnych koalicji.
Oczywiście z początku byłby chaos itd.
Ale też nie wiem jak ktoś sobie wyobraża obalenie obecnego Układu bez rewolucji, czy wielkiego chaosu lub wręcz wojny.