Obejrzałem właśnie głośno reklamowany film Clinta Eastwooda „Snajper”. Jest to autentyczna historia niejakiego Chrisa Kyle’a, najskuteczniejszy snajpera w historii armii Stanów Zjednoczonych, który podczas misji w Iraku zabił ponoć 255 osób (Pentagon potwierdził oficjalnie 160 wyeliminowanych wrogów USA). Opowieść zrealizowana została z iście amerykańskim zadęciem; 30-letni kowboj-patriota, oburzony atakiem islamistów na World Trade Center zaciąga się ochotniczo do elitarnej jednostki komandosów Navy SEAL. Po morderczym treningu wysłany zostaje na Bliski Wschód, gdzie podczas działań wojennych – ochraniając oddziały marines – efektownie odstrzeliwuje fanatycznych wrogów swej ojczyzny.
Firm prawdopodobnie zgarnie kilka oscarowych statuetek; efekty specjalne i uniwersalne, patriotyczne przesłanie nie mogą zostać niezauważone. Mnie jednak po obejrzeniu tej typowej „strzelanki” ogarnęły mieszane uczucia. Irak zaatakowano ze względu na pomówienie o posiadanie i potencjalną groźbę użycia broni chemicznej. Pomimo obalenia rządu i totalne zniszczenie kraju ww. broni chemicznej nie odnaleziono. Kiedy oglądałem sceny, w których super wyszkoleni komandosi, wspierani przez okręty wojenne, lotnictwo, czołgi, drony, satelity itp. gadżety potykali się z miejscowymi bojownikami – miałem mieszane uczucia. Udaremnione celnymi strzałami głównego bohatera samobójcze ataki irackich kobiet i dzieci na amerykańskie samochody pancerne budziły mój podziw, ale raczej dla heroizmu i straceńczej odwagi tubylców. Jestem zdecydowanym i stanowczym przeciwnikiem rodzącego się krwawego dżihadu w Europie, ale doceniam poświęcanie życia przez Irakijczyków w obronie swej ojczyzny. Sceny z udziałem irackich dzieci-bojowników kojarzyły mi się raczej z bohaterstwem lwowskich Orląt czy zuchów z Szarych Szeregów...
Sorry, ale chyba sami Amerykanie nie wiedzą, po co tak naprawdę byli w Wietnamie, Afganistanie czy Iraku. Ostatnio wspieranie przez Zachód rewolucji islamskiej, które zdestabilizowało cały region i doprowadziło do powstania Państwa Islamskiego – każe nam mocno zastanowić się nad „patriotycznymi” przesłankami i logiką tych interwencji. Rozumiem interesy globalne – ropa, gaz, strefy wpływów itp. Ale to nie to samo, co obrona własnej ziemi, domu, rodziny...
Osobiście wolałbym obejrzeć sfilmowaną fabułę walki snajpera wszechczasów – Fina Simo Häyhä, który w pojedynkę, przy pomocy standartowego karabinu Mosin M28 (bez lunetki!) w czasie wojny zimowej 1939/40 samodzielnie zlikwidował 505 oficerów Czerwonej Armii, a dwustu kolejnych żołnierzy wroga posłał na tamten świat za pomocą pistolety maszynowego Suomi (pierwowzór pepeszy)...
Reasumując – szczerze podziwiam kinematografię amerykańską. Z dwustu lat tępienia Indian stworzyli hit światowy – western. Zazdroszczę im, że mimo tak ubogiej i krótkiej historii swej państwowości dbają o filmowy „pijar” USA i o upamiętnianie swoich przewag militarnych. My – mając ponad tysiącletnią, znacznie bogatszą i o niebo ciekawszą historię – nie możemy jakoś zarejestrować naszych największych wiktorii. I to jest największy wstyd dla polskiej kinematografii, Ministerstwa Kultury, PISF-u i decydentów kultury. I do tego własnie nawiązuję w poniższym wierszu z przygotowywanego do wydania w kwietniu tomiku „JA TU ZOSTAJĘ”:
GDYBY HOLLYWOOD PRZEJĄŁ NASZE SCENARIUSZE...
Ciągle się zastanawiam, jak wychować młodzież,
By swe miejsce znalazła w pokoleń pochodzie.
Nie wypadliśmy przecież sroce spod ogona!
Raz niejeden wróg Polski o tym się przekonał,
Gdy próbował nam wyrwać z serc Honor i Boga,
I zawłaszczyć Ojczyznę, ponad życie drogą...
Cóż, całe wieki szykan, pokus, prania mózgu,
Wtłaczały nam myślenie – po prusku, po rusku,
Mętlik zrobiły w głowach, wolę osłabiły,
A narodową dumę – wrzucały w mogiły...
Mało kto z młodych czyta prastare kroniki,
Łatwo więc ich przekonać, że byliśmy nikim!
Świat dzisiaj bowiem płynie w poprzek normalności,
Pod prąd rozsądku, prawdy i wbrew moralności.
Amerykanin, Francuz, Anglik czy Holender
Wciskają nam bez kitu propagandę „gender”,
W której gej, feministka, transwestyta śliczny
Zmienia nasz byt realny w zwykły dom publiczny...
Burzy święte wartości sodomita z biesem;
Bóg, Honor i Ojczyzna przepaść ma z kretesem!
Jeden widzę ratunek z tej zapaści srogiej:
Wykorzystać nam trzeba technologie nowe!
Jeden film „Braveheart” zwany (któż o nim nie słyszał)
Więcej zrobił dla Szkocji niż odczytów tysiąc!
A „Szeregowiec Ryan” (hollywoodzkie story*)
Amerykańskim heroes** oddaje honory...
Gdyby Hollywood przejął nasze scenariusze,
Napisane przez życie, pełne chwały, wzruszeń:
O walecznych Słowianach – od Siuksów dzielniejszych!
Polskich władcach – od króla Artura światlejszych!
O rycerzach walecznych, równych Achillowi:
Zawiszy Czarnym, Ciołku, Zyndramie z Maszkowic!
O przewagach husarii, odsieczy wiedeńskiej,
Insurekcjach, powstaniach... O nadludzkim męstwie!
Legionach i Orlętach! O ułanach września!
Lotnikach, pancerniakach, piechocie – jak z pieśni!
Zuchach z Szarych Szeregów, żołnierzach podziemia!
– Kręciłby hit za hitem! A świat by oniemiał...
Lecz polską rację stanu decydent ma w nosie;
Na Pileckiego braknie... Budżet – na „Pokłosie”!
Jest szansa, by sfilmować polską epopeję;
Dowieść trza, że Kościuszko był na przykład... gejem...
Z cyklu – znalezione w sieci – ballada HONOR I GNIEW z płyty „Katyń 1940”; ciągle nieopowiedziana filmowo historia Legionów i powstawania II RP...
https://www.youtube.com/…
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 9087
To tylko krótki wpis na blogu, a nie opracowanie historyczno-polityczne :))) Ale ma Pan rację, czas pokaże, co było ściemą, a co istotną dla nas sprawą. Bo tylko prawda, w czym to wszystko nam, Polakom może pomóc bądź zaszkodzić - powinna być dla nas źródłem głębszej refleksji... Pozdrawiam! PS sojusze i przyjaźnie polityczne są względne. Sobieski uratował tyłek Austriakom, a wiek później mieliśmy rozbiór Polski z udziałem Austro-Węgier... Zapewne mój dziadek Teofil, zamordowany w II wojnie światowej przewraca się w grobie, widząc z zaświatów sojusz Polski i Niemiec... C'est la vie...