Rzeczywiście, ciekawe, że Wierzbicki pojawił się akurat teraz, chwaląc PBK. Rozmaite mogą być tego przyczyny, których nie dociekam, bo nie mam zdania.
Wierzbicki dał wywiad dla światecznej "Rzepy", a teraz "WSieci" ukazal się jego bardzo ciekawy "Traktat o religii na odwrót". Jednakże Wierzbicki powrócil wcześniej na arenę publiczną. Blisko 3 lata temu opublikował książeczkę „Cholerna niepodległość”, której recenzję w "GP" i omówienie na blogach zamieszczam niżej. Niepodległość dla niego to ten punkt graniczny, którego przekroczyć, czy jak dziś pisze "obluzować" nie wolno. Zerwał najwyraźniej ze swym dawnym środowiskiem gazetowyborczym, dostrzegając jego antypolskie oblicze. Kto wypomina Kaczyńskiemu ludzi, którzy od niego odeszli, niech pomyśli, ilu ludzi odeszło od Michnika i jego środowiska. Śmiało można to porównywać, a wziąwszy pod uwagę długotrwałość i siłę wpływów Michnika w dawnej opozycji, dotknęło go znacząco więcej rozczarowań i odrzucenia niż JK.
Wierzbicki zawsze jasno się wyrażał, ciął piórem jak skalpelem, na ludziach nie znał się jak obóz Kaczyńskich. To człowiek słowa, kocha "śpiewki" i rozmaite inne idiomy i arcypolskie slówka, używając ich aż w nadmiarze. Chciałabym też przypomniec ciekawe zjawisko w jego myśli politycznej. Kto liczy na to, że jeśli Wierzbicki z zaufaniem i błyskotliwie poprze jakąś osobę, to ona ma szanse, ten srogo się myli. Niech pomyśli, co się stało z popieranymi przez Wierzbickiego. Szybko tracili wpływy. Wałęsa na prezydenta - dziś brrr - upadl wkrótce i brzydko. Potem Balcerowicz, zaraz przegrał w Unii Wolności i odszedł stamtąd. Potem Geremek - niestety (ironiczne), wkrótce Unia Wolności upadła. Nie pamiętam już calej palety polityków, którym Wierzbicki jak ten czarny łabędź wyśpiewał koniec. Jeżeli teraz dobrze mowi o PBK... Hm, pakowałabym już walizki i zamawiala hotele na Wyspach Bahama. Zobaczymy.
Niech nikt nie sądzi, że Wierzbicki cokolwiek przewidzi. On widzi ostro, czasem za ostro, przenikliwie diagnozuje, wychwytuje tendencje i wyolbrzymia je, by mogli je dostrzec nawet ślepi i głusi. W rezultacie świetnie widzi coś, czego potem nie będzie. Ale taka jest natura walki z zagrożeniami - zwycięstwo polega na tym, że zniknęły.
Czego zresztą, po przeczytaniu ostatniego Traktatu, po czym zadrżałam, serdecznie sobie i Państwu zyczę w Nowym Roku i następnych latach.
Będzie inaczej niż ktokolwiek myśli (co nie znaczy, że ja wiem, jak).
Oto tekst mojej recenzji dla "Gazety Polskiej" z czerwca 2012:
Piotra Wierzbickiego, króla i fightera polskiej publicystyki politycznej, ultraliberała gospodarczego, twórcę kilku znaczących gazet w III RP, a od 8 lat wielkiego nieobecnego polskiej prawicy niepodległościowej, znamy ostatnio głównie z zaskakującej współpracy z działem muzycznym „Gazety Wyborczej”. Skłócony z całym chyba środowiskiem niepodległościowym i centroprawicowym, zatopiony w dźwiękach muzyki poważnej, pokazał jednak, że wcale nie spał przez te lata. Jego dusza nadal jest rogata, i on, jeżeli ma wyrazisty pogląd, nie boi się narazić otoczeniu.
Teraz – oczywiście nie w „Wyborczej”, bo tam nie miałby czego szukać ze swoimi poglądami – 77-letni Wierzbicki napisał o niepodległości. Małą książeczkę o polskiej niepodległości, naturalnie, bo to Polska zawsze gorąco obchodziła tego autora. Zadał w niej pytanie „Czy warto być Polską niepodległą?” Powtórzył w niej we właściwy sobie, błyskotliwy i wspaniale ustylizowany sposób wszystkie, i jeszcze więcej, argumenty dzisiejszego środowiska niepodległościowego, dowodzące, że niepodległość Polski jest zagrożona. Nie przez Moskwę, Unię czy zielone ludki, ale przez swoje elity rządzące. Winna jest „satelicka mentalność dzisiejszych przywódców”, którzy na europejskich i rosyjskich salonach „nie są w stanie zapamiętać, że reprezentują państwo suwerenne”. Ich właśnie, a nie zakusy Moskwy, plany Unii czy meandry polityki USA obwinia Wierzbicki o to zagrożenie. „Zagrożenie nie płynie stamtąd, lecz stąd”. Ci ludzie jego zdaniem „zarobili na pogardę”. „Nie odebrano nam niepodległości, tylko ją obluzowano”. „Polska wciąż się trzyma, tylko właśnie wystawiono ją na sprzedaż (...) łamiąc przy okazji warunki umowy, którą rządzący zawarli ze społeczeństwem, gdyśmy wchodzili do Unii.”
Wierzbicki to w końcu lat 70. współpracownik KOR, w 1980 i 81 roku działacz „Solidarności”, internowany w Białołęce. Twórca w 1991 roku pierwszego niekomunistycznego i niesalonowego dziennika „Nowy Świat”, w którym miałam szczęście być jego pierwszą zastępczynią. Po wyrzuceniu z „Nowego Świata” przez spółkę, przerażoną opublikowaniem w maju 1992 tekstu o agenturalności ministra spraw zagranicznych, stworzył „Gazetę Polską”, „naprawdę polską” jak głosiło motto. Było to pierwsze po niszowym „Najwyższym Czasie” pismo, które w rocznicę „nocnej zmiany”, czyli obalenia rządu Jana Olszewskiego, w masowym nakładzie ujawniło tzw. listę Macierewicza, na której znaleźli się agenci SB z najwyższych sfer rządzących.
Napisał kilka tekstów-słupów milowych. „Traktat o gnidach” w latach 70. sprawił, że inteligentów wysługujących się komunie zaczęto nazywać „białe gnidy na czerwonej szmacie”. „Familia, świta, dwór” to znakomita analiza środowisk, związanych w 1990 roku ze środowiskiem Michnika („familia”), Mazowieckiego i Wałęsy. Z pewnością tego niezależnego dziennikarza nie dałoby się zaliczyć do dworu Wałęsy, ale przed wyborami napisał o nim broszurkę, w której ze wszystkich sił lansował go na prezydenta Polski. W połowie lat 90. napisał tekst „Od Michnika do Rydzyka” wykazując, jak atakowanie przez naczelnego „Wyborczej” rzekomymi upiorami nacjonalizmu i ciemnogrodu prowadzi do reakcji ludzi skrzywdzonych i wykluczonych.
Już wiele lat temu, jeszcze jako redaktor „GP”, rozpoczął zdumiewający i rozczarowujący skręt w dziwne lewo. Skończyło się, jak wiadomo, na łamach „Gazety Wyborczej”. Tam jako „prawdziwy warszawski inteligent”, jak się określał, publikował (publikuje?) apolityczne felietony o muzyce poważnej, podnosząc jakość pisma.
W książeczce „Cholerna niepodległość” Wierzbicki pokazuje, że choć spotykały go rozliczne rozczarowania, skłócił się z wieloma ideami, które wyznawał, to Polska, jej byt i niepodległość zawsze gorąco go przejmują i stanowią główny punkt stały. Każda niemal strona to świadomość upadania Polski, strasznego stanu, do którego doprowadziła ekipa rządząca krajem od 6 lat. W fatalnym stanie gospodarka, wyzysk, rozwiązane wojsko. Wymiar sprawiedliwości, ten fundament wolności gospodarczej, nie chroni przed szalbierstwem. Doprowadzenie przez rząd do fiaska negocjacji z USA o zainstalowanie tarczy antyrakietowej, podczas gdy „Nie ma dla Polski na arenie międzynarodowej kwestii równie newralgicznej co specjalne stosunki z USA. W razie militarnego zagrożenia tylko ten kraj byłby w stanie udzielić nam pomocy”. „Nie jesteśmy bezpieczni” pisze Wierzbicki i chwali politykę Lecha Kaczyńskiego, który starał się uczynić z Polski lidera nowych członków Unii Europejskiej. „Jego przylot, w otoczeniu czterech innych prezydentów, do Gruzji, który ocalił zapewne stolicę tego państwa przed atakiem rosyjskich wojsk (a w Polsce wywołał jazgot całej tutejszej łobuzerii) był aktem heroizmu”, działaniem w polskiej tradycji „za wolność waszą i naszą”. „Trwa właśnie na rządowej arenie smutny pokaz iście satelickiej mentalności”, było „torpedowanie udziału Prezydenta w uroczystościach katyńskich, oddanie Rosjanom śledztwa w sprawie katastrofy samolotu, milczenie po oszczerczym komunikacie rosyjskiej komisji...”
Wierzbicki widzi doskonale działania władzy, która usypia czujność obywateli nieprawdopodobną propagandą, cały ten „bezmiar zbałamucenia opinii publicznej, mediów oraz klasy politycznej”. Ta władza nie interesuje się dobrem Polski, dobrem ani pomyślnością jej obywateli. Suwerena ma gdzie indziej.
Dyskusja na temat przyszłości Polski? W wykonaniu ministra spraw zagranicznych, proponującego Niemcom objęcie „kurateli” nad naszym państwem? „Trzeba – pisze Wierzbicki – odmówić nam udziału w tej dyskusji, nie dać się wciągnąć w tę debatę. (...) Pewne wartości nie nadają się do roztrząsań, ważenia za i przeciw, szukania mocnych oraz słabych stron, ostrugiwania, krajania na plasterki. (...) Nie może być dyskusji z tymi, którzy gotowi są wyprawić Polsce pogrzeb, jest bowiem tylko jedno słowo na takie plany i działania: zamach.”
Po co nam niepodległość? „Warto być Polską. Warto być państwem niepodległym”. Być niepodległym, to także nie musieć „czapkować obcym panom, tyrać na ich folwarku, ginąć dla nich na wojnie”. „Gdy się polskiego państwa wyrzekniemy, tak będziemy klepani po plecach, jak jeszcze nie był klepany żaden rząd.” Czego najwyraźniej nie rozumieją kompletnie celebryckie „elity”, podlizujące się nowym panom, gotowe natychmiast radośnie się poddać, gdyby ktokolwiek tego od nich zażądał.
Chciałoby się cytować słowa Wierzbickiego w nieskończoność. Z żalem, że ciemnym siłom udało się go skłócić z częścią współpracowników, osamotnić, podporządkować niezrozumiałym wpływom. I pozbawić część sił najważniejszy nurt w kulturze i polityce polskiej.
Piotr Wierzbicki, Cholerna niepodległość. Wydawnictwo Sic!, Warszawa 2012
A oto mój tekst blogowy o Wierzbickim z końca lipca 2012:
Ta „Cholerna niepodległość”
Brzydkie słowo to nie ja, to tytuł nowej książeczki Piotra Wierzbickiego, od lat wielkiego nieobecnego polskiej prawicy niepodległościowej. Wierzbicki, mimo że twórca w 1991 roku pierwszego niekomunistycznego i niesalonowego dziennika „Nowy Świat”, w którym miałam szczęście być jego pierwsza zastępczynią; mimo że twórca „Gazety Polskiej” „naprawdę polskiej”, już wiele lat temu, jeszcze jako jako redaktor „GP”, zdumiewał i rozczarowywał skrętem w dziwne lewo, co skończyło się, jak wiadomo, na łamach „Gazety Wyborczej”. Tam jako „prawdziwy warszawski inteligent”, jak się określał, publikował felietony o muzyce, podnosząc jakość pisma.
Teraz napisał o polskiej niepodległości. Powtórzył we właściwy sobie, błyskotliwy i wspaniale ustylizowany sposób, wszystkie, i jeszcze więcej, argumenty dzisiejszego środowiska niepodległościowego, dowodzące, że niepodległość Polski jest zagrożona. 77-letni dziś Wierzbicki nie ma wątpliwości: „satelicka mentalność dzisiejszych przywódców”, którzy na europejskich i rosyjskich salonach „nie są w stanie zapamiętać, że reprezentują państwo suwerenne”. Ich właśnie, a nie zakusy Moskwy, plany Unii czy meandry polityki USA obwinia Wierzbicki o zagrożenie dla polskiej niepodległości. Ci ludzie jego zdaniem „zarobili na pogardę”. „Nie odebrano nam niepodległości, tylko ją obluzowano”. „Polska wciąż się trzyma, tylko właśnie wystawiono ją na sprzedaż (...) łamiąc przy okazji warunki umowy, którą rządzący zawarli ze społeczeństwem, gdyśmy wchodzili do Unii.”
Dyskusja na temat przyszłości Polski? W wykonaniu ministra spraw zagranicznych, proponującego Niemcom objęcie „kurateli” nad naszym państwem? „Trzeba - pisze Wierzbicki – odmówić nam udziału w tej dyskusji, nie dać się wciągnąć w tę debatę. (...) Pewne wartości nie nadają się do roztrząsań, ważenia za i przeciw, szukania mocnych oraz słabych stron, ostrugiwania, krajania na plasterki. (...) Nie może być dyskusji z tymi, którzy gotowi są wyprawić Polsce pogrzeb, jest bowiem tylko jedno słowo na takie plany i działania: zamach.”
Chciałoby się cytować te słowa w nieskończoność. Żałując, że 20 lat temu ciemnym siłom udało się Wierzbickiego skłócić z częścią współpracowników, osamotnić, podporządkować niezrozumiałym wpływom. I pozbawić siły ważny nurt w kulturze i polityce polskiej.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 8077
Nie sądzę z kolei, żeby za wiele osób kierowało się zdaniem Wierzbickiego w sprawie wyborów, więc zapewne nie zaszkodził p. Dudzie. Za dużo błędów w przewidywaniu i popieraniu popełnił i wiele osób to pamięta, książeczka o Wałęsie to sztandarowy przykład.
Jednakże np. jego analiza "Familia, świta,dwór" doskonale pokazywała stan polityki roku 1990 bodajże.
Wie pan, świetny felietonista to nie musi być jednocześnie dobry futurolog, polityk ani kucharz.
Czy nadal jest niezalezny? Nie wiem.
Ile trzeba mieć złej woli, żeby wypisywać takie kłamstwa, Panie Bogusław.
nie milczałem, ale to nie miało znaczenia.
gdyż uważałem, że zrobi wszystko co bezpieka mu każe, ale nie wiedziałem, że był Bolkiem. Po prostu analizowałem jego DZIAŁANIA i wypowiedzi. Wiedziałem, że zawsze SB ustąpi, ale przypisywałem to innym powodom niż agenturalność.
Nie popierałem Wałęsy w stanie wojennym, ale koledzy nie pozwolili mi opublikować w "Niepodległości" na ten temat artykułu, bo "Polacy nie zrozumieją".
Nie popierałem Wałęsy później - dowód - odpowiedź w Libertasie art. "Wąsy" już mamy na Piłsudskiego czekamy" na książkę Wierzbickiego Wałęsie.
Wiosną 1990 roku doszedłem do wniosku, że Wałęsa jest nie tylko debilem i zabawką w rękach SB, ale również agentem. Wzięto mnie wtedy za wariata.
Byłem przeciwny poparciu Wałęsy w wyborach i tu kłócił się ze mną śp. Jacek Kwieciński, który później przyznał mi racę na piśmie.
A teraz do Canossy i uzupełnić braki w wiedzy o polityce.