Zlekceważona przedwyborcza lekcja z Afganistanu

23.06.2014 Kabul (PAP) - Druga tura wyborów prezydenckich, która miała przypieczętować pierwsze w historii Afganistanu pokojowe przekazanie władzy z rąk jednego przywódcy drugiemu, przerodziła się ostatecznie w polityczną awanturę o liczenie głosów wyborców.
Wbrew przestrogom ONZ, nie czekając na ogłoszenie wyników decydującej tury prezydenckiej elekcji z 14 czerwca, rywalizujący w niej politycy - były szef dyplomacji Abdullah Abdullah i były minister finansów Aszraf Ghani - ogłosili się zwycięzcami. A kiedy pierwsze wyborcze przecieki zaczęły wskazywać na wygraną Ghaniego, Abdullah oskarżył rywala o sfałszowanie głosowania i zapowiedział, że nie uzna wyników elekcji chyba, że do liczenia głosów i wyjaśnienia nadużyć zabierze się ONZ.
W pierwszej turze wyborów 5 kwietnia wygrał Abdullah zdobywając 45 proc. głosów; do wygranej już w pierwszej rundzie zabrało mu 5 proc. Ghani zajął drugie miejsce z 32 proc. głosów. Przed drugą turą Abdullah, pół-Pasztun, pół-Tadżyk, ale uważany przez Pasztunów za przedstawiciela Tadżyków (na pasztuńskich ziemiach na wschodzie i południu kraju sromotnie przegrał wybory) zawarł wyborcze przymierza z najważniejszymi pokonanymi w pierwszej rundzie pasztuńskimi rywalami. Jego celem było zapewnienie sobie poparcia Pasztunów, którzy wydali spośród siebie niemal wszystkich afgańskich przywódców.
Ghani, wywodzący się plemienia Ahmadzajów z konfederacji wschodnich plemion pasztuńskich Ghilzajów, zamiast układać się z politykami, którzy nie potrafią dotrzymywać składanych obietnic, wyruszył w rodzinne strony, zabiegać o głosy wyborców. I Pasztuni z Wielkiej Paktii zagłosowali na Ghaniego tak zgodnie i licznie, że Abdullah zaczął wietrzyć wyborcze oszustwa.
Nieufność Abdullaha wywołał już ogłoszony zaledwie kilka godzin po zakończeniu głosowania komunikat komisji wyborczej, że frekwencja w wyborach była równa tej z pierwszej tury i wyniosła prawie dwie trzecie uprawnionych. Współpracownicy Abdullaha i wielu obserwatorów twierdziło zaś, że w wyborczej dogrywce nie zagłosowała nawet połowa uprawnionych.
Szczególnie podejrzana wydała się zaś Abdullahowi niezwykła aktywność wyborcza biernych zwykle mieszkańców Wielkiej Paktii, na którą składają się południowo-wschodnie prowincje Paktia, Paktika, Chost, a także Logar, rodzinne strony Ghaniego.
"Jak to możliwe, że w liczącym pół miliona ludności Choście głosowało 440 tys. ludzi, cztery razy więcej niż w pierwszej turze? W dodatku w środku letniej ofensywy partyzantów, toczącej się właśnie w Wielkiej Paktii?" - szydzili współpracownicy Abdullaha. - "Czy aby korzystając z tego, że z powodu wojny obserwatorzy nie nadzorowali wyborów w Paktii, ludzie Ghaniego nie poupychali urn sfałszowanymi kartami do głosowania?".
Kiedy wyborcze przecieki ujawniły, że w drugiej rundzie Ghani nie tylko odrobił 13-procentową stratę, ale zyskał prawie 10 proc. przewagi nad Abdullahem, ten zażądał wstrzymania liczenia głosów i zapowiedział, że nie uzna wyniku wyborów. Oliwy do ognia dolały jeszcze ujawnione w niedzielę przez Abdullaha taśmy z podsłuchanymi rozmowami telefonicznymi szefa sekretariatu komisji wyborczej Ziaula Haka Amarchaila, który wydawał podwładnym instrukcje jak fałszować wybory na korzyść Ghaniego. W poniedziałek Amarchail podał się do dymisji.
Analitycy z kabulskiego instytutu Afghanistan Analysts Network (AAN) uważają, że choć w Wielkiej Paktii istotnie mogło dojść - i zapewne doszło - do wyborczych szwindli, rekordowa frekwencja jest zasługą kampanii wyborczej Ghaniego, któremu udało się zmobilizować rodaków.
Ghani, który niemal całe dorosłe życie spędził na Zachodzie, a jako zwesternizowany technokrata w 2009 roku w wyborach prezydenckich zdobył ledwie 3 proc. głosów, tym razem odwoływał się do pasztuńskiego nacjonalizmu. Jego współpracownicy straszyli Pasztunów z Paktii nie tylko tyranią Tadżyków z północy w przypadku wygranej Abdullaha, ale zniechęcali także do Pasztunów z południowej konfederacji plemiennej Durranich z Kandaharu, z której pochodzi panujący od 2001 prezydent Hamid Karzaj i starsze pokolenie talibów.
Ghani wzywał rodaków, by głosowali na niego jako swojego ziomka, który może zostać przywódcą kraju po raz pierwszy od czasów ostatniego komunistycznego przywódcy Mohammeda Nadżibullaha (1986-1991), również wywodzącego się z Paktii.
Ziomkowie Ghaniego zmobilizowali się w dzień wyborów tak bardzo, że mułłowie w meczetach mówili wiernym, że głosowanie na rodaka jest świętą powinnością, a wioskowa starszyzna po raz pierwszy nie tylko pozwoliła głosować kobietom, ale zapędziła je na wybory. Starszyzna pozawierała też na dzień wyborów rozejmy z partyzantami, by nie atakowali lokali wyborczych; z Wielkiej Paktii wywodzą się partyzanci Dżalaluddina Haqqaniego, którzy sprzymierzeni z talibami przejęli od nich ostatnio ciężar wojny.
Przyczynę powyborczego bałaganu analitycy z AAN widzą w braku aktualnych danych dotyczących liczby wyborców, a nawet ludności całego Afganistanu. Abdullah twierdzi, że w Choście mieszka pół miliona ludzi, Ghani - że półtora. Ostatni spis ludności pochodzi sprzed inwazji radzieckiej z grudniu 1979 roku, która dała początek trwającej do dziś wojnie. Amerykanie, mimo obietnic, nie przeprowadzili nowego spisu, za to przeprowadzali wybory, dając rywalizującym o władzę politykom możliwości i pretekst do fałszowania wyników elekcji, a innym - możliwość ich kwestionowania.

Wojciech Jagielski (PAP)
Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika Jean Bart

18-11-2014 [21:43] - Jean Bart | Link:

nie wiem czy pan wie ale zwisa mi Afganistan! poza tym nie lubie warszawy i warszawiakow!

Obrazek użytkownika Marcin Gugulski

18-11-2014 [22:07] - Marcin Gugulski | Link:

Nie wiem i nie interesuje mnie, co Panu/Pani zwisa.
Ale warszawy (oraz trabanta, pabiedy i wołgi) to ja też nie lubię.