Witaj: Niezalogowany | LOGOWANIE | REJESTRACJA
Mącenie prawem i lewem
Wysłane przez Teresa Bochwic w 30-06-2014 [14:34]
„Art. 1. 1. Każda informacja o sprawach publicznych stanowi informację publiczną w rozumieniu ustawy i podlega udostępnieniu i ponownemu wykorzystywaniu na zasadach i w trybie określonych w niniejszej ustawie.”
„Art. 3. 1. Prawo do informacji publicznej obejmuje uprawnienia do: (…) 3) dostępu do posiedzeń kolegialnych organów władzy publicznej pochodzących z powszechnych wyborów.”
„Art. 6. 1. Udostępnieniu podlega informacja publiczna, w szczególności o:
1) polityce wewnętrznej i zagranicznej, w tym o:
a) zamierzeniach działań władzy ustawodawczej oraz wykonawczej,
b) projektowaniu aktów normatywnych,
c) programach w zakresie realizacji zadań publicznych, sposobie ich realizacji” itd.
Podsłuchiwanie ministrów było więc legalne z ustawy o dostępie do informacji publicznej. Zarzucanie im „nielegalności” jest nieporozumieniem. Mówi o tym także Ustawa o prawie prasowym (wprawdzie pochodzi z 1984 r., ale była wielokrotnie nowelizowana i przystosowana do nowych czasów):
„Art.5.2. Nikt nie może być narażony na uszczerbek lub zarzut z powodu udzielenia informacji prasie, jeżeli działał w granicach prawem dozwolonych.”
Znani politycy rozmawiali o sprawach, związanych z funkcją publiczną, o swoich zamierzeniach i planach w zakresie spraw publicznych. Karany z KK jest ten, kto zdobywa lub ujawnia informacje, do których zdobycia nie był uprawniony. Każdy obywatel RP jest uprawniony do otrzymania każdej informacji publicznej. Nic nie wskazuje na to, by rozmowy były objęte klauzulą „tajne”, „poufne” lub podobną i by taką klauzulą objęte być mogły.
Dowodem na to, że omawiane w ostatnich czasach intensywnie rozmowy ministrów i prezesów urzędów centralnych były oficjalne, jest paradoksalnie fakt, z którego czyni się im zarzut, mianowicie to, że ministrowie rachunki w restauracji płacili z karty służbowej. Nie ma znaczenia, choć dla obywateli może być bulwersujące, że zjedli powoli gotowane policzki wołowe, ogony, na przystawkę mleczne cielątko w plasterkach, że podlali wódeczką.
W Polsce nie ma, jak w USA, prawnego zakazu korzystania w sądzie z nielegalnie zdobytych dowodów. Powołują się na to niepoinformowani lub stronniczy komentatorzy. Sąd ma prawo swobodnej oceny wszelkich dowodów i to sąd decyduje, które dopuści w procesie karnym. Wyjaśniał to długo i dokładnie prawnik w Radiu TokFM, które nadało to na żywo, a tam występują znakomici specjaliści.
Aha, a propos bilbordu z Poznania, na którym Hitler z Himmlerem oglądają plany zagospodarowania Poznania:
Art. 256. Propagowanie faszyzmu lub totalitaryzmu (KK)§ 1. Kto publicznie propaguje faszystowski lub inny totalitarny ustrój państwa lub nawołuje do nienawiści na tle różnic narodowościowych, etnicznych, rasowych, wyznaniowych albo ze względu na bezwyznaniowość,
podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.
§ 2. Tej samej karze podlega, kto w celu rozpowszechniania produkuje, utrwala lub sprowadza, nabywa, przechowuje, posiada, prezentuje, przewozi lub przesyła druk, nagranie lub inny przedmiot, zawierające treść określoną w § 1 albo będące nośnikiem symboliki faszystowskiej, komunistycznej lub innej totalitarnej.
Moim zdaniem wykorzystanie wizerunków Hitlera i Himmlera w plakacie, informującym o planach zagospodarowania Poznania, narusza pkt. 2 art.256 KK. I tym powinny się zająć agendy rządowe, poruszone słusznym gniewem, zamiast szukać przestępstwa tam, gdzie ono zapewne jest, ale nie tam, gdzie chciałyby je widzieć.
Złe prawo trzeba zmienić. Prawo, które w jednym przepisie pozwala odmówić aborcji ze względu na sumienie lekarza, a w drugim depcze to sumienie, to złe prawo. Niech je szybko zmienią.
Pierwotna wersja felietonu ukazała się na portalu sdp.pl
Komentarze
30-06-2014 [15:49] - Marek1taki | Link: @autor Z przytoczonych przez
@autor
Z przytoczonych przez Panią aktów prawnych w pierwszej sprawie wynika, że dziennikarze mają prawo inwigilować polityków. Nie wynika jednak, że państwowym służbom nie wolno inwigilować dziennikarzy a tym bardziej w sposób jawny zbierać informacje na temat jak rząd jest inwigilowany. To dotyczy nie tylko rządu Tuska. Uprzedzając kontrargument dodam, że to dziennikarze są zobowiązani chronić dane o swoich informatorach a nie oznacza to ochrony przez instytucje państwowe. To, że dziennikarze nie muszą ujawniać swoich źródeł jest wystarczającym udogodnieniem dla nich, ich informatorów i służb specjalnych, dla których pierwsi i drudzy pracują. I niekoniecznie są to służby własnego kraju. Ciekawe jak to jest w Niemczech, Wielkiej Brytanii i USA?
W sprawie drugiej: plakaty z podobizną Hitlera moża uznać za kryptoreklamę nazizmu (bo jawnie to te plakaty krytykowały Unię Europejską) ale zwraca brak proporcji w podejściu do totalitaryzmu sowieckiego, który jest permanentnie jawnie eksponowany począwszy od pomników poświęconych okupantom Polski po nazwy ulic im poświęcone. Tolerowana jest sytuacja, gdy prawo podąża za głosem propagandy, która jednemu z totalitarnych wrogów Polski przypisuje specjalne prawa w pozornie nowych realiach politycznych. Złapałem się na tym, że sam zapomniałem o totalitaryzmie samej Unii Europejskiej, od którego to totalitaryzmu sprawa się zaczęła, i do którego ten plakat nawiązuje. Może o to chodzi, żebyśmy nie kojarzyli totalitarnych systemów realizujących cele pruskiej polityki ze sobą?
01-07-2014 [13:01] - Teresa Bochwic | Link: Z ustaw wynika, że każdy
Z ustaw wynika, że każdy obywatel może podsłuchiwac władzę. Dziennikarze pracować musza koniecznie na rzecz swojego państwa, a nie cudzych służb, to wynika z innych przepisów.
01-07-2014 [21:37] - Marek1taki | Link: @autor Każdy obywatel może -
@autor
Każdy obywatel może - ja tego nie kwestionuję. Prawie czuję się usatysfakcjonowany tym, że prawo przymusza dziennikarzy do pracy na rzecz swojego państwa. Prawie, bo podejrzewam dziennikarzy o sporą elastyczność w określaniu interesów swojego państwa, podobnie jak u Sienkiewicza i u Belki.
I prawie, bo jestem zdania, że jedni z wolnej woli i patriotycznych pobudek są po stronie prawdy i ojczyzny a inni nie - jak wnioskuję z opisywania rzeczywistości wbrew faktom. Tak było zawsze, że prawdę fałszowano dla celów polityczno-gospodarczych. I chyba zawsze problemem było utrzymanie monopolu na kłamstwo.
Skoro już dotarłem do sprawy to nie ma co jej kamuflować. Wśród dziennikarzy jest agentura. To oczywiste, że służby własne i obce werbują dziennikarzy a nie kasjerki w Biedronce. To nie jest dziwne. Dziwne jest to, że nikt nie porusza takiego tematu. A może nie takie dziwne?
01-07-2014 [21:49] - Marek1taki | Link: P.S. Jednak napisano o
P.S. Jednak napisano o resortowych dzieciach, a sprzed 20tu lat pamiętam artykuł - chyba z Tygodnika Solidarność - o rodzicach osób z ówczesnej spółki Agora - historia niezwykłego splotu okoliczności.
30-06-2014 [17:50] - Losek | Link: Trafione w punkt, Pani
Trafione w punkt, Pani Tereso! Powodem, dla którego ABW i prokuratura tak agresywnie próbowały uzyskać dyski z danymi z redakcji Wprost był strach przed publikacjami dalszych nagrań i próba ich powstrzymania. Teraz publikowanie nie jest przestępstwem, ale gdyby udało się im dorwać nagrania i przed ich opublikowaniem umieścić je w aktach jako dowody w sprawie, to wtedy ich dalsze publikowanie byłoby ujawnianiem dowodów objętych tajemnicą śledztwa i wtedy byłoby przestępstwem. O to szła tam gra, o zablokowanie dalszych publikacji i stąd była cała ta afera w redakcji.
Pozdrawiam.
01-07-2014 [11:59] - Teresa Bochwic | Link: Ma Pan rację! Obkuci w prawie
Ma Pan rację! Obkuci w prawie na cztery kopyta.
Pozdrawiam. Jakby co z operacjami, to chyba tylko do Pana miałabym zaufanie. Na razie zdrowa.
01-07-2014 [21:50] - Losek | Link: Oby jak najdłużej, ale jakby
Oby jak najdłużej, ale jakby co, proszę wołać!
Pozdrawiam.