Nie pamiętam już, w którym japońskim filmie była ta scena. Oto na łące grupka młodych arystokratów, pochodzących z najbardziej wpływowych rodzin przy cesarskim dworze, bawi się w jakąś skomplikowaną i dziecinną w istocie grę. Młodzi ludzie śmieją się, mają bowiem dobry dzień, a ich przyszłość rysuje się jasno. Nieopodal zaś stoi dwóch samurajów, którzy obserwują tę złotą młodzież i komentują jej zachowanie. Mówią wprost, że to koniec, że ta zabawa na łące, w której biorą udział chłopcy i dziewczęta to ostatnie podrygi. Oni sami są ludźmi szoguna i wiedzą, że nowe wkrótce nadejdzie. Nowe, w którym nie będzie miejsca na idiotyczne i nie mające sensu zabawy. Ci zaś, którzy dziś mają coś do powiedzenia jutro pozostaną bez wpływów, a być może odbierze im się także życie.
Przypomniał mi się ów fragment wcale nie w związku z Tuskiem, ponieważ o niego jestem akurat spokojny i uważam, że nawet ewentualna zmiana władzy niczym mu nie grozi. Przypomniał mi się ów fragment bo przeczytałem, że 8 listopada, pod Grodziskiem odbędzie się bal niepodległości, w strojach i sztafażu wprost z epoki międzywojennej. W dodatku połączone będzie to z konkursem na najlepszy kostium. Ja oczywiście rozumiem, że wiele pań, a pewnie i niektórzy panowie znakomicie czują się wśród emocji wywoływanych przez ludzi organizujących podobne imprezy. Można się przebrać za Hankę Ordonównę przecież, albo za Zulę Pogorzelską i będzie fajnie. Panowie przygładzą sobie włosy do tyłu, posmarują je żelem i będą udawać Józefa Becka, albo włożą mundur i odstawią jakąś mniej lub bardziej udaną wersję Wieniawy. I śmiechu będzie przy tym co niemiara, a pewnie kilka osób wzruszy się również. Jeśli jednak mogę się podzielić z czytelnikami swoimi odczuciami to rzec chciałem krótko, że mnie to nie bierze. Mnie generalnie nie chwyta za serce udawanie i naśladowanie. Podciągam wszystkie tego rodzaju aktywności pod kult cargo i myślę, że czynię dobrze. Uczestnikom jednak balu niepodległości pod Grodziskiem życzę wesołej zabawy i mnóstwa wrażeń.
To tylko aranżacja, która odbywa się raz w roku i nie można przecież odmawiać ludziom tej odrobiny przyjemności. Można jednak odnieść się do tego krytycznie, albowiem dookoła, co łatwo zauważyć, mamy same aranżacje, którymi próbuje się na uwodzić, zakładając, że jedyne co do nas dociera to końskie dawki emocji i wzruszenia dostępne handlarzom koni z targów w Skaryszewie.
Kupiłem sobie wczoraj tygodnik „Do rzeczy”, a tam na okładce informacja, że w środku znajduje się tekst Zychowicza o tym jak radzieccy żołnierze gwałcili Polki i jakie to było okropne. Ja już o tym pisałem kilka razy, ale jeszcze powtórzę; nie można pogrywać w ten sposób z emocjami ludzi, szczególnie delikatnymi emocjami, bo doprowadza się w ten sposób do drastycznej ich dewaluacji. Ja rozumiem, że ktoś taki jak Zychowicz, komu daleko nawet do tych handlarzy ze Skaryszewa, tego nie rozumie, ale są tam przecież jeszcze inni. Opowieści o gwałtach, aranżowanie tych scen w filmach czy gdzie indziej nie ma innego celu ponad wspomnianą dewaluację emocji. Człowiek jest w istocie delikatny i nie lubi kiedy coś mu się w środku psuje brudnymi łapami. Nie akceptuje tego, a jeśli do akceptacji zostaje zmuszony, może się – mimowolnie nieraz – srogo zemścić. Ja nie wiem czy wszyscy czytelnicy rozumieją co ja tu chcę powiedzieć, ale wierzę, że panie, które tu przychodzą rozumieją doskonale. Nie robi się cyrku z pewnych rzeczy po prostu i nie przeprowadza się śledztw prasowych, w sprawach nie do rozwiązania, w dodatku spóźnionych o 70 lat. Nie robi się tego, bo sens takich działań jest inny niż deklarowany i nie rozumie go jedynie Piotr Zychowicz, bo ja domyślam się, że dla redaktora Lisickiego, jest ów sens czytelny i klarowny.
Te gwałty to jest stały motyw w autorskim dziele Piotra Zychowicza i ja się zastanawiam, czy temu młodemu człowiekowi nie należałoby jakoś pomóc, czy nie należałoby podsunąć mu dyskretnie numeru telefonu do jakiegoś specjalisty. Może do jakiegoś kołcza patriotycznego, który uspokoi ten wzburzony ocean co to go Zychowicz nosi w sobie.
Jest w tym numerze jeszcze zapowiedź tego, co znajdzie się w najbliższym wydaniu „Do rzeczy. Historia”. To są same fantastyczne aranżacje. Ja je tu wymienię, choć właściwie nie muszę, bo rzeczy te były wałkowane tyle razy, że nie może się z nimi równać nawet Bogusław Wołoszański, który od czasu do czasu zdradza nam wielką tajemnicę i mówi o tym jak to Niemcy sprytnie linię Maginota obeszli.
Mamy więc brawurową demaskację zbrodniarza wojennego Ernesto Che Guevary, o którym pisze Zychowicz. Okazuje się, że on wcale nie był dobry ten Ernesto, że to był łobuz i kanalia. Serio. O tym wszystkim przeczytacie już niedługo w dodatku „Do rzeczy. Historia”, który można kupić za jedyne 6,95
Potem Norman Finkelstein zajmie się zawracaniem kijem rzeki Missouri i opowie dlaczego nie wolno zarabiać na Holokauście
Clare Mulley zaś dał tam tekst o nieustraszonej Polce w Secret Service, nie wiem o kogo chodzi dokładnie, ale obstawiam, że o Krystynę Skarbek.
Będzie jeszcze Ziemkiewicz, który wystąpi w obronie świętej inkwizycji.
Same jak widzicie świeżości czekają nas w najbliższym czasie i jeszcze ten bal w Grodzisku. Przygód, a przygód....
Jest także w tym numerze „Do rzeczy” reklama niezwykłego filmu. Oto producent i reżyser w jednym kawałku Robert Kaczmarek nakręcił film pod tytułem „Niosła go Polska”. Rzecz opowiada oczywiście o Lechu Kaczyńskim i będzie dołączana do specjalnej książki, której autorami są: Piotr Gursztyn, Zdzisław Krasnodębski, Piotr Semka, Bronisław Wildstein, Rafał Ziemkiewicz oraz Jarosław Kaczyński. Na okładce książki jest zdjęcie prezydenta w aranżacji, nad którą grafik spędził, jak myślę, długie godziny. Wygląda bowiem Lech Kaczyński na tym zdjęciu jak Humphrey Bogart połączony z Fredem Asteire. Wygląda jednym słowem tak jak chcieliby go widzieć ludzie, którzy wstydzili się go kiedy żył. Teraz zaś, żeby poprawić sobie samoocenę i utwierdzić się w przekonaniu, że tworzone przez nich aranżacje są słuszne, poprawiają Lechowi Kaczyńskiemu emploi.
Całość reklamowana jest przez Jarosława Kaczyńskiego, mamy tam cytat z wypowiedzi prezesa, który brzmi:
„Nigdy nie widziałem filmu, który tak dobrze oddaje mojego brata, to znaczy istotę tego wszystkiego co robił w życiu publicznym”.
Cena pakietu: książka + film to jedyne 49 złotych.
Zanim przejdę dalej nadmienić muszę, że u mnie wszystko jest droższe, nie stanowię więc dla redaktorów i autorów z „Do rzeczy” żadnej konkurencji. Filmów nie robię, nowa „Baśń” kosztować będzie 40 zł, a kwartalnik chyba ze 20. No, ale idźmy dalej.
Ponieważ my wszyscy, jak tu siedzimy na tym blogu, wiemy, że to nie Robert Kaczmarek, ale Grzegorz Braun jest sztandarowym i frontowym reżyserem polskiej prawicy, samozwańczo nieco, ale myślę, że z dobrą intencją, zadam teraz pytanie: dlaczego tygodniki prawicowe i takież dzienniki nie reklamują od dłuższego czasu żadnych filmów Grzegorza Brauna? Dlaczego żaden z tych filmów nie został zgłoszony do jakiejś prestiżowej, zagranicznej nagrody? Dlaczego marnuje się ten wielki potencjał, a zamiast niego wciska się nam aranżacje, które rozłażą się w rękach. Ja Was mili moi z tym pytaniem zostawiam, bo odpowiedzi na nie nie znam. Mam jednak poważne przeczucie, które mówi mi, że zmieni się niebawem całkiem front filmowców na prawicy i ci, którzy znajdą się w pierwszym szeregu będą już tylko kwakać. A to z tej przyczyny, że ktoś im powie, iż w ten sposób popiera się prawicę i Polskę, albowiem zmarły prezydent miał na nazwisko Kaczyński, a to się przecież jednoznacznie kojarzy z kaczką.
I jeszcze jedno w kwestii marnowania potencjałów. Oto wczoraj w salonie24 pojawił się banner z napisem „suchar dnia”. Napis ten flankowały fotografie jakichś dwóch gamoni, z których jeden nosił nazwisko Guzik, a drugi Pętelka, albo jakoś podobnie. I ci faceci prowadzą coś w rodzaju show i tam stawiają problemy natury następującej: co ksiądz ma pod sutanną? Taki napis był tam wczoraj. Czekam na inny: co rabin ma pod jarmułką? Albo: co pop ma w ramie od roweru? Nie można chyba przez cały czas trwać przy tym nieznośnym minimalizmie, horyzonty trza poszerzać, co nie? A Wy? Jak myślicie?
W niedzielę 17 listopada Fundacja Aktywności Obywatelskiej zorganizowała mi prelekcję w Lublinie przy ul. Willowej 15. Moje wystąpienie zaplanowano niestety tylko na 45 minut plus pytania z sali. Ci, którzy bywają na tych spotkaniach widzą, że to jest trochę krótko. No, ale będą jeszcze inni prelegenci, więc impreza ma swoje ograniczenia. Książki będę miał ze sobą rzecz jasna. Zapraszam. 21 listopada zaś mamy kolejny wieczorek z Grzegorzem Braunem, tym razem w Poznaniu, ale nie wiem jeszcze nic o miejscu.
Od niedawna sprzedajemy książkę Toyaha o zespołach, póki co jest ona dostępna jedynie na stronie www.coryllus.pl, w księgarni Tarabuk przy Browarnej 6 i w Sklepie FOTO MAG przy metrze Stokłosy oraz w księgarni Latarnik przy Łódzkiej 8/12 w Częstochowie, nie mam jej jeszcze, ale niedługo mam nadzieję będzie. Są tam za to wszystkie inne nasze książki. Zapraszam.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 7838
ps: Pan tu co i rusz stara się nam w swoich tekstach przestawić jak to pochyla się nad losem Kościoła w Polsce..
Dzisiaj jest akcja sprzeciw pod GSW W Wawie- jest okazja do czynu-czy przyjedzie Pan i wesprze Pan akcje choćby swoim słowem do ludzi tam zgromadzonych ?Czekam!