Privilegium de non tolerandis iudeais

Jestem trochę zajęty, umieszczam więc dziś jeden z rozdziałów III tomu Baśni jak niedźwiedź.

Jedynym polskim królem, który myślał kategoriami ekonomicznymi był Kazimierz Wielki. Wydał on, tuż po opanowaniu przez Polskę Rusi Czerwonej edykt zakazujący handlu na tym obszarze kupcom innym niż polscy. Nikt już później nie traktował serio ekonomicznych przywilejów rodzimej kasty jako sposobu na wzmocnienie państwa. Przywileje owszem, uzyskiwano, ale były to przywileje szlachty, która broniła się przed obcym niemieckim mieszczaństwem, mającym szczery zamiar doprowadzić ową szlachtę do całkowitej degradacji i upadku. Mieszczaństwo także domagało się przywilejów i ułatwień handlowych, bo upatrywało w tym drogę do sukcesu gospodarczego i politycznego.

Miasta, które od końca XIV wieku, przez cały prawie wiek XV przeżywają w Polsce niespotykany rozkwit chcą, mówiąc krótko, władzy i ziemi. Chcą także tego, by surowe miejskie prawo obowiązywało wszystkich poddanych, także szlachtę i magnatów. O prymat ten patrycjaty, zrzeszone w tajnych i półtajnych związkach i penetrowane przez różne pochodzące nieraz z bardzo daleka kapitały, zabiegają gwałtownie i bezwzględnie. Pamiętamy sądową zbrodnię dokonaną na Andrzeju Tęczyńskim i podobny mord na Franciszku Wolskim, który miał na celu wskazanie Akademii Krakowskiej właściwego miejsca w hierarchii państwowych struktur. Miasto, twór otoczony murami, miejsce gdzie, każdy najmniejszy nawet grosik ma swoje oznaczone miejsce, a jego droga z dołu do góry i z powrotem jest ciągle obserwowana i kontrolowana, chce władzy. Władzy prawdziwej, takiej jaką mają kupcy w Londynie, taką jaką mają miasta Hanzy. Władzy, przed którą nie ma ucieczki i nie ma obrony. Sytuacja w Polsce jest o tyle trudna, że królowie pochodzą z krwi obcej i nie czują zbyt silnej więzi z poddanymi. Pod pewnymi względami upodabnia więc to Polskę XV i XVI wieku w Anglii na przełomie stuleci XII i XIII. Pod pewnymi względami, powiadam, ale nie dokładnie. Oznacza to mniej więcej tyle, że uwaga króla skupiona była na tej części monarchii, która mniej interesowała naród. W przypadku Anglii, jej kupców i rycerzy, były to posiadłości kontynentalne, a w przypadku Polski po prostu Litwa. Król musiał ponadto lawirować pomiędzy żądaniami narodu szlacheckiego, a tymi, które stawiały miasta. Nie wiemy czy wszyscy Jagiellonowie mieli świadomość, że w rządzonym przez nich państwie toczy się rywalizacja na śmierć i życie. Być może, nie rozumieli tego w taki sposób jak my dzisiaj, a jedynie próbowali mniej lub bardziej udanie dostosować się do okoliczności.

Narzędziem, którym posługiwały się miasta w walce ze szlachtą był pieniądz. Szlachta zaś mogła mu przeciwstawić jedynie przywilej. Bardzo wcześnie okazało się, że pieniądz ma nad przywilejem druzgocącą przewagę i miasta, posługując się tą bronią, zniszczyłby szlachtę, podporządkowując ją sobie wraz z królem, który stałby się figurantem w rękach organizacji tajnych. Okazało się jednak, że po stronie przywileju, po stronie szlachty, która zarezerwowała dla siebie kilka intratnych gałęzi gospodarki i pośrednictwa pojawił się jeszcze jeden sojusznik. Byli nim Żydzi. Dokładniej zaś ich kapitały, których nie dało się kontrolować, ani nawet oszacować, które znajdowały się poza wpływami organizacji miejskich, jawnych i tajnych. Były prawdziwą niewiadomą. Gdyby pod koniec XIII wieku nie wypędzono z Anglii Żydów, gdyby ich nie wypędzono z Francji w stuleciu XIV historia tych krajów, a także nasza historia na pewno potoczyłby się inaczej. Popatrzmy teraz jak wyglądała w ogólnych zarysach kwestia obecności kapitału żydowskiego w polskim systemie gospodarczym i jaki jest jego udział we władzy na terenie Rzeczpospolitej.

W czasie panowania Kazimierza Wielkiego, Ludwika Andegaweńskiego i pierwszych Jagiellonów przewaga finansowa Żydów była niekwestionowana. Sytuacja zmienia się od roku 1485, kiedy to patrycjat Krakowa uzyskuje od króla przywilej ograniczający obecność Żydów na jarmarkach i w kramach położonych w mieście. Krakowscy Żydzi muszą, choć nie znamy rodzaju presji jakiej zostali poddani, zgodzić się na to, że będą w obrębie miasta handlować jedynie przepadłymi zastawami oraz uprawiać wyłącznie handel hurtowy. Bardzo charakterystyczne jest to dążenie miast do opanowania handlu detalicznego, w obrębie aglomeracji. Powtarza się ono nie tylko w żądaniach patrycjatu Krakowa, ale także innych miast. Po stolicy, kolejnym miastem występującym przeciwko Żydom jest Lwów, po nim podkrakowski Kazimierz. Za nimi, już za panowania ostatnich Jagiellonów, idą kolejne miasta: Poznań, Sandomierz, Warszawa. Ta ostatnia stara się o uzyskanie przywileju privilegia de non tolerandis iudaeis, czyli o całkowite usunięcie Żydów z obrębu aglomeracji. Począwszy od Kazimierza Jagiellończyka na handel żydowski nakłada się rozmaite ograniczenia, które mają powstrzymać ekspansję gospodarczą Żydów. Nie jest ona bowiem tolerowana przez miasta, a te złożyły Jagiellonom ofertę specjalną, Kraków i krakowski patrycjat, ludzie przybywający z Niemiec, ludzie Fuggera, handlarze miedzią i innymi metalami chcą mieć zagwarantowane zyski i utrącić konkurencję, która jest poważna. Na czym polega przewaga Żydów, na innymi grupami korporacyjnymi? To proste – handel żydowski, nie uznaje monopoli zamkniętych organizacji, ani żadnych przywilejów ograniczających zyski. Jest skrajnie ekspansywny. Żydzi są solidarni wobec siebie, ale ma to pewne granice, to znaczy zysk zawsze jest najważniejszy i to czyni ich metodę morderczą. Poza tym Żydzi nie przejmują się granicami państw, księstw i dóbr kościelnych. Mieszkają wszędzie, można przebyć Europę od Hiszpanii do najdalszych granic Litwy zatrzymując się jedynie w domach żydowskich. W Turcji Żydzi tworzą silną i wpływową klasę polityczną i biznesową, która największy rozkwit przeżywać będzie w czasie schyłkowego panowania sułtana Sulejmana oraz za panowania sułtana Selima II. Żydowscy handlarze bardzo chętnie nawiązują współpracę z chrześcijańskimi kontrahentami o ile ci mają coś do zaoferowania. Handlują z Hanzą, z Londynem, z Madrytem, ich największe skupiska to oczywiście wspomniana Turcja, Rzeczpospolita, Czechy i Morawy. Kapitał niemiecki, kapitał Fuggera nie może im się przeciwstawić na gruncie li tylko ekonomicznym. Do zwycięstwa potrzebna jest Niemcom polityka, czyli opanowanie ośrodków władzy. I to właśnie czynią w Polsce i na Litwie w czasach panowania króla Kazimierza Jagiellończyka i jego synów. Ponieważ jednak wpływy niemieckie kolidują gwałtownie z interesami szlachty, która także chce mieć swój udział w handlu metalami, zaczyna ona poszukiwać sojusznika. Szlachta zaopatrzona jest w przywileje polityczne oraz ważny monopol. Ma wyłączność na produkcję rolną i leśną. Cała produkcja żywności i przemysł użytków leśnych jest jej domeną, szlachta może wydzierżawić różne sektory gospodarki, którymi zarządza, na przykład młyny i gorzelnie. W XVI wieku daleko jest jednak jeszcze do tego, co znamy ze stulecia XIX, czyli do biednego Żyda arendarza, który w upadającej chałupinie szynkuje gorzałkę. Kupcy żydowscy w XVI wieku to milionerzy, królowie życia, nad którymi nikt nie ma kontroli. Wywołują wściekłość i niechęć, ale są tolerowani, bo władcyz dynastii litewskiej, choć oddali większość wpływów w ręce niemieckie, nie są na tyle nieprzytomni, by pozbywać się Żydów na stałe. Nawet gdyby taka myśl postała im w głowach nigdy nie zgodziłby się na to naród szlachecki.

Kapitał niemiecki dyskretnie i po cichu uzależnia od siebie poszczególne domy magnackie w Koronie, w I połowie stulecia XVI kariery polityczne zależą od tego, czy ma się dobre relacje z bankierami królewskimi, czy nie. Ma owa siła jednak pewną rysę, o której pisałem w II tomie Baśni – ukrytą i nie dająca się zniwelować rywalizację pomiędzy domem Habsburgów i aspiracjami Hohenzollernów. Konflikt ten przerodzi się później na terenie Rzeczy w wojnę pomiędzy katolickim cesarzem, a protestanckimi książętami. Polityczne aspiracja bankierów niemieckich wbrew pozorom osłabiają siłę ich pieniędzy w stosunku do pieniędzy żydowskich, aktywnych na terenie Polski i Litwy. Tu bowiem krzyżują się wpływy innych politycznych graczy, którzy do swojej ekspansji politycznej wykorzystują właśnie bankierów i kupców żydowskich, dokładniej zaś sieć informatorów, przez nich stworzoną i kontakty z odległymi kontrahentami, gospodarczymi i politycznymi. Jak pamiętamy bowiem, z rozdziału o miastach bałtyckich i istniejących w nich organizacjach tajnych, podstawą sukcesu są kontrakty zawierane z zaufanymi partnerami, których składy, władza i faktorie położone są bardzo daleko.

W końcu stulecia XV i w początkach XVI miasta są bardzo silne. Wiele z nich wywalczyło sobie prawo privilegia de non tolerandis iudaeis czyli całkowitego usunięcia Żydów z aglomeracji. Oto ich lista: Międzyrzecze w r. 1520, Warszawa— 1527, Sambor — 1542, Wiślica — 1542, Radziejów — 1546, Wilno — około 1551, Krasnystaw— 1554, Bydgoszcz — 1555, Wieliczka — 1556, Nowa Nieszawa — 1559, Wieluń — 1566, Biecz — 1569, Krosno — 1569, Pilzno — 1577, Drohobycz — 1578, Stężyca — 1581, Opoczno — 1582, Chęciny — 1597 .

W roku 1521, w roku kiedy Turcy zdobyli Belgrad, co nie mogło pozostać bez wpływu na środkowoeuropejski handel, miasta polskie zawiązały koalicję przeciwko Żydom. Zachował się do naszych czasów list jaki patrycjusze Lwowa wystosowali do swoich kolegów z Poznania:

„Słyszeliśmy — piszą — że i wy, Panowie, niemało macie kłopotów z Żydami. Prosimy Was zatem, zechciejcie nas zawiadomić, czybyście razem z nami nie mogli przedstawić na najbliższym sejmie u stóp tronu królewskiego zażaleń w sprawie wolności Żydów a naszej opresji. Żywimy nadzieję, że jedno wspólna akcja przeciw Żydom przyprawi ich o utratę swobód”.

Zacytowany fragment listu znajduje się w pracy Ignacego Schipera zatytułowanej „Dzieje handlu żydowskiego na ziemiach polskich”. Autor twierdzi, że prócz Lwowa i Poznania, do koalicji antyżydowskiej przystąpiły także inne miasta: Kraków, Warszawa i Lublin.

Postulaty miast odnosiły się w zasadzie do trzech kwestii: całkowitego wyrzucenia Żydów za mury, zakazania im handlu detalicznego w aglomeracji oraz nałożenia ograniczeń na uprawiany przez nich handel hurtowy. Większość owych obostrzeń przynosiła skutek odwrotny do zamierzonego. Żydzi wyrzuceni z jakiegoś miasta potrafili wymóc na królu lokację nowego, kiedy ograniczano im handel detaliczny w mieście, uprawiali go na jarmarkach wiejskich lub po prostu w karczmach, kiedy wprowadzano ograniczenia w handlu hurtowym, po prostu je ignorowali lub przekupywali urzędników komór celnych.

Ignacy Schiper, wybitny uczony, Żyd, zamordowany przez Niemców na Majdanku odnosi się z nieukrywanym zrozumieniem do postulatów stawianych przez patrycjaty miejskie. Trudno odgadnąć intencję jaka mu przyświecała, wiemy jednak, że był człowiekiem lewicy i uważał prawdopodobnie, że rozwój miast to postęp w rozumieniu marksistowskim, że nie ma on nic wspólnego z dominacją Niemców w gospodarce i stopniowym uzależnianiem politycznym Polski od cesarstwa, który to proces miał się w pewnym momencie zakończyć ukoronowaniem Habsburga w Krakowie.

Z punktu widzenia szlachty polskiej, którą Ignacy Schiper krytykuje za krótkowzroczny sojusz z Żydami, sprawy wyglądały całkiem inaczej. Ekspansja gospodarcza miast, wykupywanie przez mieszczan ziemi, co zostało w pewnym momencie ukrócone, było dla szlachty śmiertelnym zagrożeniem. Przywilej bowiem i monopol, gwarantowany nawet najsurowszym prawem jest niczym wobec potęgi pieniądza, swobodnego przepływu informacji oraz kredytu. Miasta w krótkim czasie doprowadziłby do tego, że Polska przestałaby się liczyć jako samodzielny byt polityczny, a Polacy zostaliby ekonomicznie zdegradowani. Sytuacja w niczym nie przypominałaby Anglii do której tęskni Ignacy Schiper, gdzie patrycjat był pochodzenia rodzimego. Triumf miast, oznaczałby koniec Polski. Autor wspomina co prawda o tym, że istniały całe rodziny polskich kupców i bankierów, ale po wzbogaceniu się kupowały one szlachectwo i przechodziły do stanu posiadaczy ziemskich pozostawiając miasto Niemcom. Cóż by się jednak stało, gdyby wzbogaceni polscy patrycjusze pozostali w ratuszu? Najpewniej wybraliby opcję niemiecką, jako bardziej korzystną. Nic bowiem nie trzymałoby ich przy polskości, nawet król, który w międzyczasie zostałby po prostu zamieniony na kogoś z jednej z niemieckich linii panujących, czy to w Wiedniu czy w Rzeszy. Żydzi byli w stuleciu XVI wygodnym sojusznikiem dla szlachty, nie mogli się zasymilować, wszędzie byli uważani za wrogów, a w najlepszym razie za konkurencję, a także – co najważniejsze – dysponowali dwoma potrzebnymi szlachcie narzędziami wpływu: swobodnym przepływem informacji i gotówki oraz kredytem.

Swoje wymagania wobec Żydów mieli także duchowni, którzy żądali, by Żydzi nie uprawiali handlu w niedzielę, oraz szlachta, która chciała ukrócić handel detaliczny po wsiach. Ignacy Schiper pisze, że obydwa te postulaty nigdy nie zostały przez nikogo potraktowane serio. Żydzi zaś domagali się, składając pisma w kancelarii królewskiej, by nie wyznaczano w miastach dni targowych w szabas i inne żydowskie święta. I kancelaria do owych suplik przychylić się musiała, bo korzyści czerpane z handlu z Żydami były ogromne i trudno było je tak po prostu lekceważyć. Schiper ocenia, że w I połowie XVI stulecia liczba hurtowników żydowskich działających w Rzeczpospolitej wynosiła 3200 osób, podczas gdy liczbę hurtowników pochodzenia nieżydowskiego, czyli Niemców, Polaków, Ormian, Greków, Turków, Szkotów, ocenia się na 500 osób. To jest dysproporcja wprost wstrząsająca. Szczególnie jeśli zaczniemy analizować czym był handel hurtowy w Polsce i jakie zyski przynosił.

Zanim omówimy tę kwestię musimy zwrócić uwagę na to, że patrycjat był najmocniej zirytowany tym, że Żydzi zmonopolizowali handel zagraniczny królestwa. Mieli oni swoich przedstawicieli właściwie wszędzie, a historia poznańskiego Żyda, którego spotkał Vasco da Gama w odkrytych przez siebie Indiach ma w piśmiennictwie historycznym swoje stałe miejsce i podawana jest zwykle jako pogodna anegdotka. Nie można tego zrozumieć, tak jak nie można zrozumieć niechęci popularyzatorów dziejów do historii gospodarczej Polski. Gaspar da Gama, bo pod takim nazwiskiem funkcjonuje ów poznański Żyd w literaturze, mieszkał w Indiach i opisywany jest zwykle jako samotny wygnaniec, który opuścił Polskę i poprzez Jerozolimę dotarł do Indii. Do tych samych Indii, do których wszyscy bezskutecznie próbują dotrzeć i robić tam kokosowe interesy. Po co on tam siedzi? Czy przygląda się jak pięknie marszczą się fale w zatoce Bengalskiej? Nie, i na pewno nie jest samotny. Obszar Indii jest po prostu kontrolowany przez kupców z Poznania. I my to widzimy, leży to przed naszymi oczami i nie możemy wycisnąć z tego nic poza bezmyślnym powtarzaniem tej informacji w najgłupszej z możliwych form. Kupiec ów, kontrolował transporty najdroższych towarów, o które zabijali się wprost handlowcy z zachodu Europy, Hiszpanie, Portugalczycy i Anglicy. Kontrolował korzystając z przywilejów sułtańskich rzecz jasna, bo przecież przez terytorium Turcji wędrowały one do Europy. W Stambule czekali na nie kontrahenci, którzy wieźli je dalej – do Polski, na Litwę i do Niemiec. Był to ten moment w dziejach, kiedy towary wschodnie docierały do naszego kraju rzeczywiście ze wschodu. W późniejszych czasach, kiedy doszło do porozumienia pomiędzy kupcami żydowskimi i włoskimi towary z Azji trafiały najpierw na rynki weneckie i stamtąd przywożone były do nas.

Ponoć kupiec z Poznania, witający w Indiach portugalskiego kapitana, pomagał mu potem w nawiązaniu kontaktów z miejscowymi. Vasco powrócił do Portugalii bogaty. Nie wiemy czy „nasz człowiek” w Indiach zdawał sobie sprawę jakie będą konsekwencje owego pomagania Portugalczykowi, ale raczej nie. Nie mógł przewidzieć konsekwencji gospodarczych tej wizyty, nie mógł odgadnąć, że wektory światowego handlu zmieniają oto swój kierunek na jego oczach.

Jak pamiętamy z lekcji historii wielkie odkrycia geograficzne zostały zainicjowane ponieważ handel ze wschodem upadł, a winę za ten upadek ponosili Turcy. Tak to wygląda z punktu widzenia kupców w Europie zachodniej. Kiedy jednak zmienimy perspektywę i zaczniemy patrzeć na ten fragment dziejów z naszego punktu widzenia i naszymi oczami okaże się, że żaden handel nie upadł. On się wręcz rozwinął do nieprawdopodobnych rozmiarów, a wszystko za sprawą sieci żydowskich pośredników, którzy sprowadzali towar ze wschodu i rozprowadzali go po całej Europie. Był to towar drogi dla kupców z zachodu, bo Lizbona, Madryt i Londyn znalazły się na końcu łańcucha dystrybucji, ale nas to akurat nic nie powinno obchodzić, my byliśmy na jego początku. Z naszego punktu widzenia, żydowski kupiec z Poznania, powinien nasłać podpalaczy na statek Vasco da Gamy i skłonić miejscowego władcę do aresztowania wszystkich marynarzy i wywiezienia gdzieś daleko. Odkrycie bowiem morskiej drogi do Indii, zapoczątkowało całą serię wydarzeń, które doprowadziły w końcu do degradacji Europy wschodniej jako regionu i degradacji jej mieszkańców, którzy począwszy od II połowy stulecia XVII stają się w swoich własnych oczach obywatelami drugiej kategorii.

Wróćmy do naszego bohatera i przyjrzyjmy mu się raz jeszcze. Oto Don Kaspar, reprezentujący dalekie miasto i jego kupców na obszarze centralnej i wschodniej Azji. Miejsce, w którym się urodził pełniło w stuleciu XVI bardzo ważną funkcję, krzyżowały się tutaj bowiem wpływy trzech obszarów handlowych: bałtyckiego, śląsko-czeskiego i wschodniego. Poznań był pośrednikiem pomiędzy handlem tureckim a handlem bałtyckim. Kupcy z miast nadmorskich spotykali się tutaj z faktorami reprezentującymi wielkich kupców z południa, nie tylko z południa Polski, ale także po prostu ze Stambułu.

Na południowym wschodzie kraju najważniejszymi miastami handlowymi były Lwów, Jarosław, Przemyśl, Lublin, a nieco mniej znaczącymi, choć równie ważnymi: Bełz i Drohobycz. Większość z tych miast leży na terenie Rusi Czerwonej i Podola, do którego przylegał obszar Pokucia, opisywany przeze mnie na początku w związku z bitwą pod Obertynem. Musimy się teraz jeszcze raz pochylić nad tą kwestią, bo wiele spraw, kiedy spojrzymy na nie poprzez pryzmat ekonomii i handlu stanie się jasnych.

Po upadku Węgier, w czasie trwającej tam wojny domowej, handel, który prowadzono zwykle poprzez szlaki wiodące z Górnych Węgier do Krakowa, zboczył nieco na wschód. Porozumienia zaś pomiędzy sułtanem a ostatnimi Jagiellonami doprowadziły do tego, że kupcy żydowscy z Turcji uzyskali wiele przywilejów handlowych na obszarze Rusi Czerwonej, chronionej jak pamiętamy za Kazimierza Wielkiego specjalnym przywilejem dla kupców polskich,a w czasach ostatnich Jagiellonów otwartej dla wszystkich. We Lwowie od roku 1532 działają dwaj żydowscy monopoliści z Turcji – Mojżesz i Salomon, którzy utrzymują kontakty z Jakubem Tłustym z Poznania, prawdopodobnie najbogatszym kupcem, a być może najbogatszym człowiekiem w ówczesnej Polsce. Mojżesz i Salomon wysyłają swoich faktorów do Stambułu poprzez mołdawską Suczawę, sprowadzają stamtąd towary wschodnie, głównie wina w wielkich ilościach oraz zajmują się najważniejszą dziedziną gospodarki na południowo wschodnich kresach państwa, czyli przepędem wołów z Mołdawii na targowiska we Lwowie, Przemyślu i Lublinie, a także dalej, nad Wisłę i Odrę.

W naszych głowach tkwi całkiem fałszywe wyobrażenie ówczesnego pogranicza południowo wschodniego wytworzone przez literaturę, której autorom, ani w głowie było zgłębiać kwestie gospodarcze. Mamy więc granicę polsko- mołdawską i Pokucie, które przez autora monografii kampanii obertyńskiej Zdzisława Spieralskiego, nazwane jest krainą pustą i słabo zaludnioną, krainą, w której stosunki własnościowe przedstawiają się nadzwyczaj dziwnie, bo nie ma tam wcale własności kościelnej, a większość ziemi należy do króla. Przez tę dziwną krainę co roku pędzą pastusi tysiące wołów. Przez jedną tylko komorę celną w Gródku Jagiellońskim przechodzi rocznie – w zależności od obfitości bydła na południu – od 15 do 20 tysięcy wołów. Jeśli sobie to wyobrazimy, zbledną przy tej wizji wszystkie legendy Wilde Westu, wszystkie opisy kowbojskich wyczynów dokonywane w czasie przepędów stad z południa na północ USA w XIX wieku. Ja to jeszcze powtórzę: komora celna w Gródku Jagiellońskim, 20 tysięcy wołów rocznie. Żydzi, ograniczeni przez patrycjat Lwowa mają pozwolenie na przepęd z Mołdawii początkowo jedynie tysiąca, a potem dwóch tysięcy zwierząt. Oczywiście lekceważą to i pędzą ich znacznie więcej. Zygmunt Stary i Zygmunt August chronią ich monopol na te przepędy, ponieważ daje im on zysk najważniejszy – pokój z Turcją. W czasach późniejszych, to znaczy wtedy kiedy kierowaniem polityką Turcji zajął się Józef Nasi, ta zależność – dynamika handlu żydowskiego na terenie Rzeczpospolitej, od której zależał pokój na granicy - staje się jeszcze bardziej oczywista. Rodzina Nasi zaś zaczyna kontrolować po prostu cały południowo wschodni handel Rzeczpospolitej uprawiany przez Żydów. Królowi i szlachcie to nie przeszkadza, ponieważ gwarantuje ów proceder, że Turcja nigdy nie zaatakuje Polski, są jednak siły, które mają wiele do stracenia i chcą by zyski czerpane z obrotów uzyskiwanych na rynkach Rusi Czerwonej trafiały również do innych kieszeni.

Jak pamiętamy po bitwie obertyńskiej zmieniły się nieco stosunki własności na Pokuciu, większa część ziemi przypadała szlachcie, a zmniejszyła się ilość królewszczyzn. Rodziną zaś która zyskała na Pokuciu najwięcej byli Zborowscy. Kojarzono ich zwykle z polityczną opcją cesarską, ale nie wahali się przecież popierać innych kandydatów na tron Polski. Jan Zborowski zmusił Henryka Walezego do zaprzysiężenia Paktów konwentów w Paryżu, wcześniej zaś wziął od jego matki pieniądze za poparcie kandydatury syna. Jego brat – Samuel – nie dość usatysfakcjonowany postawą młodego króla wszczął w czasie uroczystości koronacyjnych awanturę z Tęczyńskim, zabił Wapowskiego i musiał uciekać z kraju, a będąc za granicą zagospodarował jeszcze jedną polityczną opcję – Stefana Batorego, lennika Turcji. Przypomnijmy jeszcze, że Tęczyńscy, którzy stali w poprzek dążeniom i interesom Zborowskich, władali województwem bełskim, czyli dawnym księstwem bełskim kolonią Mazowsza. Ziemią, gdzie znajdowały się wielkie targowiska i składy solne, ziemią przez którą pędzono te tysiące wołów na północ.

Czym więc była bitwa pod Obertynem? Czy zdenerwowani monopolem Żydów Niemcy oraz niektórzy koronni magnaci wyposażyli ekspedycję Raresza na wojnę z Polską, po to by zniweczyć i osłabić pozycję kupców żydowskich w Polsce? Czy sułtan, oraz rodzina Nasi, chciała za pomocą takiego nacisku skłonić króla do jakichś dalszych ustępstw na rzecz Żydów z Turcji? Przywilej dla kupców handlujących we Lwowie, pochodzi z roku 1532, wydany został więc w kilka miesięcy po bitwie. Może to oznaczać, że Obertyn to po prostu przepychanka dotycząca monopoli handlowych. Raresz został solidnie wyposażony na tę wyprawę i na pewno nie zapłacił za sprzęt i żołnierzy z własnej kieszeni. A wiódł ze sobą 50 armat, to ogromna ilość. Pokucie zajął w zimie, czyli chciał zdążyć przed wiosennymi przepędami bydła. Polska czekała z interwencją na odpowiedź sułtana, ponad pół roku. Być może chodziło o to, by nie tracić zysków z corocznego przepędu bydła, a być może o coś innego. Majestat Rzeczypospolitej miał powód do tego, by czekać, a istniał także poważny precedens, który nakazywał takie oczekiwanie. Kiedy w roku 1502 kupcy ze Lwowa wściekli na Żydów, aresztowali sułtańskiego faktora Mojżesza i oskarżyli go o zdradę, w sprawie jego uwolnienia interweniował u króla sam padyszach Bajazyt II. Wobec nierozpoznanych zamiarów Stambułu rozsądek nakazywał oczekiwani.

Sprawa mogła jednak wyglądać tak jak zasugerowałem na początku – Raresz, który lubił brać pieniądze zewsząd został po prostu wynajęty po to, by zmienić nieco stosunki własnościowe na Pokuciu. Zajął je bez wiedzy i zgody sułtana, naruszając reguły wypracowane przez jego i królewskich doradców. Zrobił to, bo ludzie, którzy go wynajęli, czyli patrycjat miast niemieckich i Kraków, wsparci przez Zborowskich domagał się udziału w zyskach z handlu ze wschodem. Sułtan długo zwlekał z odpowiedzią posłowi króla polskiego, bo postanowił coś ugrać na tej nieprzewidzianej i nieco ambarasującej sytuacji. W końcu jednak, uspokojony obietnicami wyparł się Raresza. Jan Tarnowski, hetman wielki koronny, ruszył więc przeciwko niemu, z siłami o wiele mniejszymi i pokonał go w walnej bitwie, dokładnie zrelacjonowanej przez propagandystów, oraz bogato udokumentowanej. Sprawa mogła więc wyglądać następująco: Raresz wkroczył na Pokucie bez wiedzy sułtana, ale z inspiracji Niemców i Zborowskich. Sejm próbował zebrać pieniądze na ekspedycję karną, ale armia mołdawska była za silna i za dobrze wyposażona. Poza tym żadna ze stron nie miała ochoty tracić zysków z handlu bydłem. Czekano więc. Zwlekano także z tego powodu, że trzeba było znać opinię sułtana. Ten, wraz ze swoimi doradcami, był nieco zaskoczony akcją Piotra Raresza, ale nie na tyle, by popełnić błąd w decyzji. Pomiędzy Niemcami a kupcami sułtańskimi dojść musiało do jakiegoś porozumienia i w końcu szczupła ekspedycja polska ruszyła na południe sfinansowana przez skarb państwa, który na tej operacji zyskiwał najmniej. Skąd moje przypuszczenie, że doszło do porozumienia zakulisowego pomiędzy kupcami niemieckimi a faktorami Józefa Nasi? Otóż stąd, że istnieje zwalczana przez historyków polskich teza, jakoby obertyńskie zwycięstwo nie było zasługą geniuszu wojskowego hetmana Tarnowskiego, ani też dzielnej postawy ciężkiej jazdy ukrytej w taborze. Czesi twierdzą, że wraz z Polakami poszedł pod Obertyn duży oddział uszykowanej na sposób husycki piechoty prowadzonej przez rotmistrza Malinę. I oni właśnie rozstrzygnęli sprawę nie dając Mołdawianom żadnych szans. Jeśli zaś byli tam Czesi, to znaczy, że trzeba ich było zwerbować w krajach cesarskich, w samych Czechach lub po prostu na Śląsku. Tam zaś, do Wrocławia i Brzegu pędzono co roku mołdawskie woły.

Podsumujmy: na owej dziwnej bitwie skorzystali na pewno Zborowscy. Nie wiemy jakie zyski wyniosły z niej miasta położone nad Odrą: Wrocław i Brzeg, bo one były głównymi dystrybutorami mołdawskiej wołowiny w krajach cesarskich, ale z pewnością jakieś korzyści odniosły, na pewno zaś skorzystali na niej Żydzi prowadzący tam interesy.

Czym jeszcze prócz wołów handlowano na Rusi Czerwonej? Oczywiście solą, którą służyła do konserwacji mięsa. Żupy ruskie od dawna dzierżawili Żydzi, a w XVI stuleciu doszło nawet w pewnym momencie do tego, że sól ruska wyparła z rynku sól krakowską. Oznaczało to tyle po prostu, że żydowscy faktorzy znów okazali się sprytniejsi i bardziej elastyczni od niemieckich i polskich obsługujących warzelnie i składy żup krakowskich. Jak już zauważyliśmy manipulacje na rynku soli służyły wywarciu nacisków politycznych na całe prowincję, ruskiej soli zabrakło w Wielkopolsce w czasie elekcji króla Stefana Batorego, w Wielkopolsce skłaniającej się ku kandydaturze Wilhelma z Rożemberku lub kandydaturze habsburskiej.

Żydzi lwowscy przywozili także z Turcji i Mołdawii ogromne ilości wina, które trafiało na rynki hurtowe we Lwowie, Lublinie. Jarosławiu i Przemyślu, a stamtąd wiezione było dalej. Było to drogie wino, małmazja w najróżniejszych gatunkach. Sprowadzano także inne towary ze wschodu, w tym laudanum, w dużych ilościach. Laudanum czyli opium, które traktowane było wówczas jak lekarstwo, tak przynajmniej wyjaśniają nam to historycy. Możemy jednak śmiało założyć, że nie było ono jedynie medykamentem. Jeśli przypomnimy sobie jaką popularnością cieszył się przywieziony przez Korteza z Meksyku Pejotl, łatwo zrozumiemy, że mieszkańcy ówczesnej Europy doskonale znali zastosowanie substancji odurzających.

Wpływ Józefa Nasi na gospodarkę i ekonomikę Polski rozpoczyna się w późnych latach panowania Zygmunta Augusta. Król ma otwarty kredyt u Don Józefa, a on przysyła do Lwowa swoich kolejnych faktorów. W roku 1567 są to: Chaim Cohen i Abracham Mosso, w rok później dołączają do nich dwaj inni wygnańcy z Portugalii, którzy osiedli w Turcji: Jakub Sydis i Jakub Rafajłowicz. Podstawą ich działalności jest handel winem, handel hurtowy, którego centrum jest Lwów. Dlatego właśnie Aleksander Bołdyrew, historyk wojskowości nazwał Żydów kupujących w Polsce noże i blachę a sprzedających wino, agentami znanego, tureckiego handlarza win, Józefa Nasi. Popatrzmy o jakie ilości wina chodziło. Ignacy Schiper podaje następujące dane:

„...w latach 1567—1569 sprzedali we Lwowie 377 beczek małmazji (wartości około 33.000 fl.), 212 beczek muszkatelu (wartości ponad 30.000 fl.) i za 5.000 fl. innych towarów. W ciągu jednego

jedynego roku (od 25/5 1569 do 2515 1570) sprzedali ci agenci nie mniej, jak 374 beczek małmazji i 70 beczek muszkatelu. Cyfry te świadczą, że don Józef musiał chyba mieć monopol na import małmazji i muszkatelu z Turcji do Polski”.

Don Józef trzymał zapewne rękę także na innych monopolach, nie tylko na handlu drogimi winami. Miał on na przykład wyłączność na wywożenie z Polski do Turcji wosku, a także czerwca polskiego, czyli larw bardzo rozpowszechnionego u nas pluskwiaka, które używane były do barwienia tkanin. Eksport tych owadów był bardzo intratną gałęzią gospodarki, bo nie było nigdzie poza Polską aż takich ilości tych pluskwiaków, by można prowadzić nimi handel hurtowy. Handel czerwcem był szalenie ważny, ze względu na dużą popularność tkanin barwionych na czerwono. Załamał się on po odkryciu Ameryki przez Hiszpanów, którzy zaczęli sprowadzać duże ilości amerykańskiej odmiany tego owada, żyjącej w Meksyku i pasożytującej na opuncjach.

Przypatrzmy się południowym, naddniestrzańskim kresom Rzeczpospolitej, w XVI wieku jest to kraina tętniąca życiem, kraina pieniądza, dużych interesów, w której cały czas panuje spore napięcie polityczne stymulowane przez dwór sułtański, oraz mieszkających na Krymie Tatarów. Przechodzą tędy olbrzymie stada bydła, które pędzone są na północ i zachód, lub szlachtowane w olbrzymich jatkach nad wielkimi rzekami. W każdym prawie ruskim mieście jest warzelnia lub skład soli, w kilku największych odbywają się jarmarki.

Przeciętny czytelnik na słowo „jarmarki” reaguje tak, jak reagował na słowo „kuźnice”. Te ostatnie kojarzone były z pojedynczym paleniskiem i podkową, w którą uderza młotkami dwóch ludzi w skórzanych fartuchach. Jarmark zaś to miejsce, gdzie handluje się raz na tydzień mydłem i powidłem praz nakręcanymi kotami z blachy sprowadzanymi z Chin. To są projekcje ciekawe ale błędne. Miasta Rusi Czerwonej, Podola i ziemi bełskiej to olbrzymie centra handlowe czynne przez większość dni w roku. Kiedy mieszczanie próbowali ograniczać udział Żydów w handlu na jarmarkach domagali się, by żaden żydowski kupiec nie mógł wywieźć z jarmarku towaru lub gotówki więcej wartych więcej niż 1500 złotych. To ogromna suma. I nigdy – co oczywiste – nie udało się patrycjatom owej sankcji zrealizować.

Największe, trwające kilka miesięcy jarmarki odbywały się w Lublinie, Przemyślu Jarosławiu i Lwowie. Nieco mniejsze w Drohobyczu, Żółkwi i Bełzie, Śniatynie. Przybywali tam kupcy z całego świata, bo Ruś była łącznikiem pomiędzy dalekim wschodem, Turcją i wschodnią częścią morza Śródziemnego, a Czechami oraz północą pełną miast zarządzanych przez tajne bractwa. Rolę przystanku i pośrednika na drodze ku Bałtykowi pełnił dla towarów wschodnich Poznań. Tam koncentrował się prawdziwie wielki kapitał. Jakub Tłusty opuścił co prawda miasto w roku 1545, ale byli inni, którzy również mieli pieniądze i wpływy.

Prócz Wielkopolski, handel z północą obsługiwali Żydzi z Litwy, a ich działalność objęta jest specjalną opieką królewską. Opieka ta jest Żydom bardzo potrzebna, bo miasta nadbałtyckie również starają się o wydanie im privilegium de non tolerandis iudaeis. Domagają się ponadto, by król pozwolił im, w razie naruszenia zasad handlu przez żydowskiego kupca, skonfiskować mu towar, a jego samego postawić przed sądem miejskim. Król się oczywiście na to nie godzi, bo sądy miejskie w owym czasie to po prostu lincz w majestacie prawa i na pewno – gdyby tylko pozwolenie takie zostało wydane – patrycjaty Gdańska, Torunia i Elbląga zaaranżowałyby serię prowokacji, która miałaby na celu wymordowanie i pozbawienie towaru co znaczniejszych kupców żydowskich.

Król musiał jednak jakoś pogodzić interesy mieszczan i kupców żydowskich. Tym ostatnim zabronił osiedlania się w obrębie aglomeracji gdańskiej i elbląskiej, oraz handlu w mieście w dni inne niż targowe. Efektem tego zarządzenia było powstanie całego łańcucha żydowskich osiedli wokół Gdańska i innych miast. Na osiedlanie się Żydów w ich dobrach wyraziła zgodę szlachta pruska, a na osiedlanie się ich w dobrach kościelnych zgodził się biskup kujawski. Najważniejszym osiedlem żydowskim w pobliżu Gdańska było miasteczko Szotland, znajdowały się tam wielkie składy, tanich żydowskich towarów, które zalewały miasto w dni targowe. Mieszczanie imali się różnych środków celem powstrzymania Żydów, ale nie mieli zbyt dużego pola manewru, nie mogli ich po prostu pozabijać, co uczyniliby najchętniej, bo za kupcami żydowskimi ujmowali się wszyscy poza patrycjatem, nawet biskupi. Jedyną sankcją jaką Gdańsk mógł zastosować wobec Żydów, było zamykanie bram w dni targowe, co powodowało, że kupcy z Szotlandu natychmiast pisali suplikę do króla, który nakazywał Gdańszczanom bramy otwierać.

Wśród Żydów litewskich handlujących w pierwszej połowie XVI wieku najsłynniejszym był czeski emigrant Michał Ezofowicz. Jego brat Abraham Ezofowicz, przeszedł na prawosławie i został podskarbim litewskim. Podskarbi jak pamiętamy to człowiek, który trzyma w ręku mennice. Ezofowicz był dzierżawcą mennicy wileńskiej za panowania Zygmunta Starego, a jego brat, który nie przeszedł na prawosławie, ani na żadną inną religię, a pozostał przy judaizmie, zajmował się handlem hurtowym z Gdańskiem, Królewcem i Rygą, gdzie rządziły bractwa: św. Jerzego, Cyrkla i Czarnogłowych lub organizacje będące ich spadkobiercami finansowymi i ideowymi.

Po śmierci braci Ezofowiczów, ich miejsce zajmuje Afrasza Rachmaiłowicz z Mohylowa, który monopolizuje handel z miastami inflanckimi. Nie wiemy niestety, czy to jemu, czy komuś innemu wydzierżawił Zygmunt August jedyną czynną za jego czasów w kraju mennicę, a szkoda, bo to bardzo ważna informacja.

Żydzi z północy handlują także z miastami Rzeszy, głównie z Frankfurtem i Lipskiem. Kupcy z Poznania służą jako pośrednicy w obrocie metalami przywożonymi z południa i mają kontakty w Augsburgu. Nie z Fuggerami jednak, ale z ich konkurencją: Herwartami i Relungerami. Żydzi z Litwy zaś monopolizują handel skórami zwierzęcymi, które także są przesyłane na zachód przez Poznań. Handel skórami to olbrzymia branża, jednoroczny obrót tym towarem na jednej tylko komorze celnej w Poznaniu to ilości rzędu 23 tysięcy skór różnych zwierząt, skór wyprawionych i przygotowanych do dalszej obróbki.

Południe i handel węgierski, który obejmuje oczywiście metale, bydło, ale także konie, trzymają w swoich rękach znani nam już Żydzi z Rusi Czerwonej oraz miasteczek podkarpackich, na przykład ze Żmigrodu, Dukli czy Rymanowa. W jednym tylko kraju napotykają kupcy żydowscy trudności. Chodzi oczywiście o Moskwę, której granica jest dla nich zamknięta. W pierwszej połowie stulecia XVI jeszcze udaje się Żydom przenikać przez granicę litewsko moskiewską, ale za panowania Zygmunta Augusta kordon uszczelnia się, a car Iwan obecnych w jego państwie Żydów po prostu każe pozabijać. Można oczywiście dopatrywać się w jego strasznych czynach jakichś pierwiastków nadprzyrodzonych, jakiegoś szatańskiego obłędu, ale my nie musimy tego czynić, bo wiemy, że od roku 1555 Moskwa to obszar kontrolowany przez Anglików, a ściślej rzecz ujmując przez grupę wpływowych kupców związanych z koroną i zrzeszonych w organizacji, mającej status spółki giełdowej o nazwie Kompania Moskiewska. Poczynaniami tej instytucji kieruje znany czarnoksiężnik John Dee.

Ludzie ci nie zamierzają tracić zainwestowanych pieniędzy, ani borykać się z jakąkolwiek konkurencją. Zasady jakie wprowadzili na kontrolowanym przez siebie obszarze są jasne: wszystko należy się im, a jak ktoś próbuje z nimi konkurować musi umrzeć. I już. Anglicy doskonale wiedzą co dzieje się w Polsce i na Litwie i za nic nie chcą ulegać konkurencji kupców żydowskich, tak jak muszą im ulegać patrycjaty miast w Polsce czy w Inflantach. Mają do realizacji swoich planów stosowne narzędzia w postaci władcy uważanego za szczerego wariata, oraz jego pomocników zorganizowanych w szwadrony rządzone ideologią, której nie powstydziłby się Josef Goebbels. Mają też rzecz o wiele ważniejszą – poparcie królowej, które wypływa wprost z samej doktryny brytyjskiej korony, dającej się streścić w kilku słowach: uczynić ze świata Anglię. To ambitny plan i nie zawsze się udaje go zrealizować, a więc Anglicy mają w zapasie plan awaryjny: jeśli nie uda się ze uczynić ze świata Anglii należy ów świat doszczętnie ograbić. I to właśnie czynią w Moskwie. Car zaś pisze ciepłe listy do króla Polski, w których radzi Zygmuntowi, po dobroci i łagodnie, nazywając go przy tym bratem, by w ogóle nie wymieniał w korespondencji słowa „Żyd”, bo będzie źle. On, bowiem – Iwan – bardzo tego słowa nie lubi.

Pozostawmy na chwilę cara Iwana z jego kłopotami i wróćmy do handlu detalicznego, na którym tak bardzo zależało mieszczanom krakowskim i lwowskim. Otóż żydowscy kupcy, szczególnie ci, którzy opanowali handel skórami i futrami zlecali pracę rzemieślnikom w systemie nakładczym. Czyli rozkręcili to co, zostało nazwane potem przez Marksa kapitalizmem. W systemie tym całe żydowskie rodziny, mniej zamożne, lub całkowicie biedne zarabiały szyjąc konfekcję skórzaną, od ubrań począwszy na czapkach z drogich futer kończąc. Najbardziej jednak zaskakujące jest to, że Ignacy Schiper pisze wprost o tym, że w sklepach i hurtowniach żydowskich można było kupić gotowe ubrania, konfekcję na określony rozmiar po prostu, tak jak dziś. I nie możemy się w tym momencie nie uśmiechnąć, przypominamy sobie bowiem wszystkie bajki o tym jak to nowoczesny, zestandaryzowany świat narodził się na początku XIX wieku w Anglii i w Ameryce. Otóż nie, on się narodził dużo wcześniej, pewnie nawet wcześniej niż opisywane tu przeze mnie wydarzenia i funkcjonował sobie całkiem nieźle, póki nie został zniszczony w wyniku działań kupieckich i militarnych korporacji z Amsterdamu i Londynu.

Najwięcej szczegółów dotyczących handlu i przemysłu żydowskiego przynosi nam lektura pism antysemickich z tamtych czasów. Oto na przykład książka niejakiego Sebastiana Miczyńskiego, „philosophiey doktora”, która nosi tytuł „Zwierciadło Korony polskiej, urazy ciężkie y utrapienia wielkie, które ponosi od Żydów”. Jest to dzieło późniejsze niż czasy, które omawiamy, pochodzi ono bowiem z roku 1618, ale założyć ze swobodą możemy, że sytuacja w I połowie XVII wieku nie różniła się zbytnio od okoliczności w których uprawiano handel pół wieku wcześniej.

Oto fragment fascynującej prozy Miczyńskiego:

„Żyd krakowski Bocian prócz inszych handlów i spuszczania do Gdańska ma w Krakowie 7 sklepów i po Polsce niemal wszędy faktory swoje, a prowadzi handle na 300—400.000 złp... Żyd krakowski Mojżesz towary rozmaite przejmuje z Frankfurtu, Lipska, Niderlandu. Są Izraelowie, dwaj bracia, którzy zajeżdżając do Lwowa, gdzie z Turek różne towary, a zwłaszcza rysiów perskich

do 2.000 przychodzi, prawie wszystkie towary kosmate odjęli. Świetlik Mojżesz wszystkie sobole w ręku ma, a faktory swoje po jarmarkach na Morawy, do Wiednia, do Raku z, Pragi rozsyła... F a j w e 1 z Krakowa z oszukania gdańskich i elbląskich kupców na 300.000 zł zebrawszy, także niemal

wszystkie zakupuje towary“.

Najciekawsza jest tutaj oczywiście wysokość obrotów, jakie osiągano w opanowanym przez żydów handlu futrami, czyli towarami kosmatymi. A także suma na którą Fajwel z Krakowa oszukał bractwa kupieckie Gdańska i Elbląga – 300 tysięcy złotych. To są sumy dla żyjącego ówcześnie, przeciętnego człowieka z dochodami powyżej średniej, niewyobrażalne. A tak opisuje Miczyński relacje pomiędzy Żydem a szlachcicem:

„Żyd u Pana trzecie oko: co Żyd powie, to szczera prawda; jako Żyd informuje, nad to nic

lepszego być nie może“. Gdy kto poskarży się przed wysoko urodzonym na Żyda, „Pan nie uwierzy y kijem dać każe, bo Żyd zatkał uszy y przechwycił kredyt”.

Tak to właśnie wyglądało, ale trudno się dziwić panom, że wierzyli Żydom, nie każdego było stać, tak jak Wilhelma z Rożemberku na utrzymywanie w całym świecie własnych nowelantów, którzy zbierali by dla niego informacje. Szlachta i magnateria polska oraz litewska były raczej całkowicie z tych spraw wyłączone. Wielcy panowie, a co dopiero mówić o pomniejszych posesjonatach, stali na poboczu szlaków informacyjnych i byli zdani na łaskę bądź niełaskę Żyda, który był jednym źródłem wiedzy o świecie. Szczególnie zaś o świecie finansów i koniunktur handlowych, bo na takiej wiedzy szlachcie, monopolistom produkującym żywność najbardziej zależało.

Za czasów Batorego większość żydowskich przywilejów została potwierdzona. Król, który zasiada na tronie w Krakowie ponieważ tego chciał sułtan, a rzecz całą wykonał w praktyce starosta bełski Jan Zamoyski, nie ma innego wyjścia jak potwierdzić przywileje Żydów tureckich. Na plan pierwszy wybija się wówczas osiadła we Lwowie rodzina Mosso. Są to najprawdopodobniej Żydzi z Włoch osiadli w Turcji. Inni tureccy Żydzi, pochodzący tak jak Józef Nasi z Portugalii, zostają przez Zamoyskiego osadzeni w jego „mieście idealnym” Jest tam cała kolonia Sefaradyjczyków, hetman zaś otacza ich opieką. Ma to rzecz oczywista wymiar polityczny. Król i hetman bowiem nie mają zamiaru wojować z Turcją, choć tego spodziewa się po nich Europa. Obaj są realistami i widzą gdzie jest główny wróg, a jest nim po pierwsze: Gdańsk, który poparł koronowanego na króla Polski cesarza Maksymiliana II oraz opanowana przez Kompanię Wschodnią Moskwa. To przeciwko nim zwrócą się Batory i Zamoyski. Miasto i kompania handlowa, tajne stowarzyszenia i przywileje obcych a odległych monarchów, to są narzędzia polityczne, z którymi przyjdzie się zmierzyć dwóm politykom koronnym. Sojusznikami zaś w tej walce mają być dostarczający kredytu i poparcia, a w najgorszym razie zachowujący życzliwą obojętność Żydzi ze Stambułu i ich rezydujący w Polsce faktorzy. Nie jest to sojusznik pewny, ale w tamtych okolicznościach jedyny. Na Francję nie ma co liczyć, cesarz jest wrogiem, wojna z Moskwą, zaś to wojna o wszystko, a nie o Inflanty jak się wydane ludziom krótkowzrocznym i naiwnym. Żeby zwyciężyć i przetrwać potrzebny jest królowi i kanclerzowi spokój na południu oraz pieniądze na wojnę. Najpierw na wojnę z Gdańskiem, a potem na wojnę z Moskwą.  

I zapraszam na stronę www.coryllus.pl 

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika NASZ_HENRY

26-09-2013 [10:03] - NASZ_HENRY | Link:

a w szkole "Historycy" uczą o Esterce i Roksolanie ;-)

Obrazek użytkownika Coryllus

26-09-2013 [11:30] - Coryllus | Link:

Naprawdę?

Obrazek użytkownika zaginionyląd

26-09-2013 [10:53] - zaginionyląd | Link:

pytam , Panie Gabrielu , czy będzie Pan miał stoisko na Targach Książki w Krakowie????

Wszystkim polecam na portalu PCH24 rozmowę z Coryllusem

Np miasto Czeladx /Dziś Zagłębie Dąbrowskie/ otrzymało w 1228 prawo lokacyjne od księcia Opolskiego i w nim przywilej wykluczający Żydów z terenu miasta . Dopiero w zaborze rosyjskim , kilkaset lat później , w wyniku upadku powstania styczniowego nastąpił w mieście taki ubytek ludności , uczestników powstania , że carat dopuścił osiedlenie w miescie kilkudziesięciu Żydów .

Obrazek użytkownika Coryllus

26-09-2013 [11:29] - Coryllus | Link:

Tak, będę miał stoisko w Krakowie, ale Baśni amerykańskiej nie zdążę napisać na te targi.

Obrazek użytkownika fritz

26-09-2013 [12:43] - fritz | Link:

Przeciez to byly wiadomosci gospodarcze.

Obrazek użytkownika Coryllus

26-09-2013 [15:24] - Coryllus | Link:

Bo jestem polakożercą, przecież wiesz...

Obrazek użytkownika Ma-Dey

26-09-2013 [16:30] - Ma-Dey | Link:

z 4tej klasy szkoły podstawowej nie ma co poważnie podchodzić, bo już na początku kiedy autor tych "baśni" pisze cyt : " ..Jedynym polskim królem, który myślał kategoriami ekonomicznymi był Kazimierz Wielki. Wydał on, tuż po opanowaniu przez Polskę Rusi Czerwonej edykt zakazujący handlu na tym obszarze kupcom innym niż polscy. Nikt już później nie traktował serio ekonomicznych przywilejów rodzimej kasty jako sposobu na wzmocnienie państwa..." - teraz domyślam się kiedy na spotkaniu w klubie Ronina siedziałeś tam skulony na końcu i jak ognia bałeś się mikrofonu, a potem we wpisie sugerowałeś że niby niestety "nie udało ci się dorwać do glosu...uh..?)-a teraz jest jasne dlaczego nie piszesz wprost : np.po prostu :   kupcom innym niż Żydzi na terenie Polski-tylko maskujesz tu jakimś wykrętasem pojęciowym pisząc o jakiejś "rodzimej kaście". Ale dalej to już ho..ho, wiadomo komu ówczesna Polska zawdzięcza rozwój itd..itd.Nie na darmo Karzimierz III do tej pory chwalony jest przez Żydów na wszystkich odpustach jako ten "najmądrzejszy i najbardziej "umny" z polskich władców.Wiadomo, wystarzy pojechać do...Kaziemierza..właśnie.a prawda jest taka, że król ten wprowadzając te słynne "statuty kaliskie" pogrążył na wieki rozwój właśnie rodzimej kasty a dał zdecydowanna przewagę tym właśnie "kupcom innym niż polscy"To trwa do dziś-w latach pięćdziesiątych słynna "wojna o handel", a teraz zniszczenie rodzimego handlu przez wielkie międzynarodowe sieci handlowe o wiadomym kapitale..ot co!

Obrazek użytkownika NASZ_HENRY

26-09-2013 [16:57] - NASZ_HENRY | Link:

Jednak z historii @Coryllus jest lepszy! Bo statut kaliski to nie Kazimierz Wielki! Statut Kaliski został nadany Żydom przez księcia kaliskiego Bolesława Pobożnego 16 sierpnia 1264 roku, jak sama nazwa wskazuje, w Kaliszu ;-)

Obrazek użytkownika Ma-Dey

26-09-2013 [17:10] - Ma-Dey | Link:

ja tez mam dostęp do "wiki" i wiem co pisze-KW oczywiście że je zatwierdził był ,ale  to dopiero za jego panowania nabrały one odpowiedniej wagi  o których pisze Coryllus właśnie!

Obrazek użytkownika Coryllus

26-09-2013 [17:46] - Coryllus | Link:

Napisz lepsze. Nie krytykuj tylko napisz lepsze. Przecież cię stać.