Beck do sklejania modeli, Zychowicz do gier komputerowych

 
Wyemitowany przez TVP, niemiecki, trzyczęściowy miniserial wojenny „Nasze matki, nasi ojcowie”, wywołał, prócz oburzenia i protestów przeciw zakłamywaniu historii, także dyskusję na temat polskiej polityki historycznej, z którą od wielu lat mamy spore problemy. Nie tylko na poziomie edukacji, a więc państwa i jego przyszłości, ale także polityki zagranicznej, która za rządów Platformy Obywatelskiej stała się polityką poprawności: nie pozwala nazywać rzeczy po imieniu, rozmywa jednoznaczne definicje i prezentuje swoisty relatywizm, podporządkowany niezrozumiałej idei dobrosąsiedzkich stosunków, opartych na kłamstwie. Najświeższym przykładem jest uchwała ws. Rzezi Wołyńskiej, w której „ludobójstwo” złagodzono eufemizmem, by nie zaszkodzić, jak powiedział minister R.Sikorski, interesom Ukrainy związanym z akcesją do Unii Europejskiej. Podobnie było na początku transformacji, w roku 1991, przy uchwalaniu traktatu polsko-niemieckiego, o dobrym sąsiedztwie i przyjaznej współpracy, gdy ustalono, że w Niemczech nie ma mniejszości polskiej, podobno dla dobra samej Polski, gdy jednocześnie mniejszość niemiecka w Polsce ma swoją reprezentację w sejmie, a w wielu gminach  województwa opolskiego i śląskiego,  funkcjonują nawet  niemieckie nazwy dla miast, wsi i ich części.

Powiedziałby ktoś, że nie ma rady na naszą przeklętą geopolitykę: z jednej strony czarny orzeł, z drugiej biały niedźwiedź, a na dodatek, od samej góry jeszcze „naród wybrany”, który aspiruje do decyzji legislacyjnych. Rzeczywiście, sytuacja jest  nieciekawa, staliśmy się buforem zachodu i wschodu, tracąc nie tylko ekonomicznie, ale celowo gubiąc po drodze to, co dla narodu najważniejsze.  Wiedzę i prawdę historyczną, która jest spoiwem poczucia wspólnoty i tożsamości, nakazującym dumę z rzeczy dumnych, tak samo jak przeprosiny z rzeczy oczywistych złych, ale bez manipulacji i stereotypów, przy zachowaniu rzeczywistych proporcji. Bo dzisiaj doświadczamy tego, że wieloletnie, celowe naginanie prawdy historycznej do celów politycznych, nie zbudowało prawdziwego partnerstwa, współpracy i porozumienia, a zepchnęło nas na pozycje  państwa, któremu inni piszą historię, kręcą filmy, oskarżają o czyny niepopełnione i lżą bez żadnych konsekwencji.

Póki jednak sami nie określimy jednoznacznie, czym jest polityka historyczna, według jakich zasad i reguł powinna być prowadzona, jakie ma znaczenie i wpływ na nasze współczesne życie, jakie korzyści niesie nam dzisiaj, będziemy współodpowiedzialni manipulacji, jakkolwiek by nie została ona nazwana: zawłaszczaniem, mitologizacją, wybielaniem  czy zwyczajnym fałszerstwem. Najprostsza definicja polityki historycznej to kształtowanie świadomości historycznej poprzez wszystkie szczeble  organizacji państwa i jego aparatu instytucji publicznych.  Oczywiście, nie brak również i takich, którzy uważają, że historią powinni zajmować się historycy, nie politycy, a społeczeństwo ma niezagłębiać się w meandry dla niego niedostępne, tylko pilnować własnej miski.  Ale skoro to państwo wyznacza i organizuje święta państwowe, odznacza zasłużonych, prowadzi politykę wznoszenia czy burzenia pomników, a przede wszystkim prowadzi politykę edukacyjną,  to właśnie państwo, w znaczeniu rządu, powinno rozumieć, co jest fundamentem narodu i jak należy go pielęgnować. Gdy  wiedza historyczna młodzieży, a nawet niektórych posłów, jest kompromitująca, prowadzona polityka edukacyjna tę kompromitację pogłębia. By wspomnieć tylko dwa, dopuszczone do użytku szkolnego podręczniki: do historii dla klasy 3 liceum i technikum czy podręcznik do wiedzy o społeczeństwie, oba wydawnictwa Operon. Oba oparte na manipulacji, np. czym jest faszyzm i kłamstwie historycznym, choćby przez zaniżanie liczby ofiar zbrodni katyńskiej czy deprecjonowanie prawdziwych bohaterów podziemia solidarnościowego. Gdy sami nie upominamy się o prawdę, nie możemy się dziwić, że Niemcy wybielają własną historię, posuwając się do ordynarnej próby jej fałszowania, a starzy naziści  „częstują” polskich kombatantów, którzy przyjechali do Niemiec na uroczystości odsłonięcia pomnika,  gazem po oczach.  

Nie bez winy są sami historycy. Jeden z nich, wykładowca akademicki, po emisji wspomnianego niemieckiego serialu, próbując złagodzić oczywistą oszczerczą jego wymowę stwierdził, że historia jest nauką humanistyczną, dlatego może być poddana wielorakiej interpretacji. Niestety, nie może być, tak samo jak w polonistyce nie ma różnych interpretacji utworu, a nawet jeśli są, to tylko jedna z niej jest prawdziwa. Wykazał się więc historyk wielką nieznajomością, co jego studenci określiliby pewnie terminem „strzelił sobie w stopę”, ponieważ już oni wiedzą, że przedmiot, który studiują, należy też do social scientes, czyli nauk społecznych, który, mimo iż jego metodyka nie jest stricte ścisła, nie przewiduje żadnej dowolności. Każdy element puzzli pasuje tylko w jedno, określone miejsce. Coraz częściej zresztą nauki humanistyczne wspomagane są naukami ścisłymi i technicznymi, by wspomnieć choćby narzędzia informatyczne w socjologii kultury, literaturoznawstwie czy lingwistyce stosowanej. Nie ma też sensu polemizowania z kolejną błędną tezą, że nie istnieje „historia obiektywna”,  bo każdy historyk ma swoje poglądy i, silniej lub słabiej, daje im wyraz. Jej wyznawcą jest Piotr Zychowicz, redaktor naczelny "Historia Do Rzeczy", autor głośnej książki "Pakt Ribbentrop-Beck" (2012r.)  oraz ostatniej pt.: „Obłęd`44”, której wydanie zapowiadane jest  przed rocznicą Powstania Warszawskiego. Zychowicz, rocznik 1980, który sam pisze o sobie, że ukończył Instytut Historyczny, ale określa się mianem publicysty historycznego, popełnia wiele błędów rzeczowych, ale i metodologicznych. Myli prawdę historyczną z jej luźną, nieraz prowadzoną do obłędu interpretacją sądząc, że nieumieszczanie przypisów w swoich książkach jest określeniem ich gatunku, ale i usprawiedliwieniem własnej, już nie kontrowersyjnej, ale oszczerczej wizji, którą wpisuje się w kontynuację nagonki na Polaków, deprecjonowanie i ośmieszanie jej historii. Najpierw Józef Beck, nazwany „bubkiem ubranym w cylinder”, który nadaje się tylko „do sklejania modeli okrętowych”, teraz patriotyzm nazwany obłędem i Powstanie Warszawskie jako „Prezent dla Stalina”, a wszystko oparte na nienawiści, zapalczywości i ignorancji. Zychowicz postępuje podobnie jak pani E.Janicka z PAN, która opanowała sztukę tropienia wątków homoseksualnych i antysemickich w „Kamieniach na szaniec”. Amoralne tezy historyka, że trzeba było pójść na  kolaborację z totalitaryzmem, wojna skończyłaby się dwa lata wcześniej, a holokaust mógłby nie zaistnieć, są też śmieszne.  „Nikt by nikogo w Polsce nie mordował, do nikogo nie strzelał, nikogo nie bombardował, nikogo nie wywoził bydlęcymi wagonami za koło podbiegunowe i nikogo nie zamykał w gettach. Doszłoby co najwyżej do demonstracji i zamieszek urządzanych przez polską opozycję oraz komunistyczne siatki agenturalne” – pisze Zychowicz, A co zrobić z Lebensraum, rasą panów i rasą podludzi? I Zychowicz, i jego „promotor” Ziemkiewicz, nie mają o tym pojęcia. Zastanawiam się, dla kogo pisane są takie książki i czy tylko i wyłącznie są realizacją subiektywnej  wizji  autora, którą notabene błędnie nazywa esejami, bo podmiotowy punkt widzenia nie czyni z każdego utworu eseju. Historiografia i eseistyka to trudne działy piśmiennictwa, w których nie można posługiwać się ani amatorszczyzną, ani dyletanctwem, ani ignoranctwem, ani nawet wybujałą wyobraźnią.  Polecam poczytać Pawła Jasienicę, mistrza polskiej szkoły eseju historycznego. A historię alternatywną opisywać w bajkach dla lemingów. Albo zająć się grami komputerowymi. Tam, póki co, wszystko jeszcze jest dozwolone.
 
Tekst opublikowany w "Warszawskiej Gazecie"

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika Teresa Bochwic

26-07-2013 [20:07] - Teresa Bochwic | Link:

Coraz częściej zdaje mi się, że i bajki szkodza, szczególnie bajki z historii alternatywnej. Mimo calej sympatii dla Marcina Wolskiego.

Obrazek użytkownika Magdalena Figurska

26-07-2013 [20:19] - Magdalena Figurska | Link:

bo bajki mają spełniać funkcję edukacyjną: bawiąc - uczyć, a nie kpiąc - ośmieszać. M.Wolski to inna liga.

Obrazek użytkownika Marek1taki

26-07-2013 [22:21] - Marek1taki | Link:

Pani pretensje do władz są nieuzasadnione. To są władze okupacyjne. Jeżeli chcemy zachować tożsamość musimy troszczyć się o historię sami. Może czas na jawne komplety?
W kwestii Powstania Warszawskiego panuje niezrozumiały antagonizm. Dla mnie żołnierze - powstańcy byli bohaterami, a decyzja o wybuchu Powstania była błędna.
Podejrzewam, że niezrozumienie tamtych wydarzeń wynika z oderwania się dzisiejszej Polski i Polaków od swoich Kresów. Dla mnie Kresy, czyli Wielkie Księstwo Litewskie to taka sama ojczyzna jak Korona. Nie można zajmować się historią II wojny światowej jedynie w kontekście okupacji niemieckiej. Nasz Naród został podzielony po wojnie by łatwiej było go zniewolić. I to się w znacznej mierze udało skoro nie pamiętamy o losach Powstania Wileńskiego. To było powstanie i zwycięskie, i bohaterskie i decyzja o jego rozpoczęciu była racjonalna. Jakie były jego dalsze losy? Sowieci po raz kolejny pokazali swoje zamiary. Nie można powiedzieć, że nie spotkało się to z reakcją naszych brytyjskich sojuszników. Owszem. Nałożyli cenzurę na tę informację. Jednak mimo wiedzy na ten temat rząd londyński podjął decyzję o wybuchu Powstania Warszawskiego i przeforsował ją w dowództwie AK. Gen.Anders w swoich wspomnieniach pisze o zamiarze oddania Bora-Komorowskiego za tę decyzję pod sąd.
Pamiętajmy, że historię po wojnie pisali nam sowietcy politrucy. Bez poznania prawdziwej historii nie zrozumiemy mechanizmów bieżących wydarzeń.