W polską przestrzeń powietrzną wtargnęło kilkanaście, może kilkadziesiąt, bo weryfikacja trwa, ruskich dronów. Większość została zestrzelona. Podniosły się głosy, natychmiast zdementowane przez MON, o dziurawej obronie naszego nieba. Skrajni malkontenci wspominali o strzelaniu z armat do wróbli…
Mnie militarne aspekty owego nalotu zajmują niespecjalnie. Ufam bowiem, że w razie próby, kiedy przyjdą podpalić dom i nocą kolbami w drzwi załomocą, nie oddamy nawet guzika. A współpraca z sojusznikami będzie bardziej owocna niż w 1939 roku, co z wtorku na środę potwierdzały między innymi holenderskie F 35 współdziałające z naszym lotnictwem.
Szukam natomiast w skrzeczącej pospolitości wyjaśnienia politycznego co właściwie wydarzyło się w nocy z 9 na 10 września. Pomijając inspirowane przez moskiewskie trole brednie o pomyłce albo o ukraińskiej prowokacji, skala ocen rozciąga się na skali od incydentu, po atak. Nie padają tylko dwa złowieszcze słowa: agresja i wojna. W sumie trwa rozszczepianie włosa na czworo, bo w traktatach nie sposób znaleźć precyzyjnych definicji eskalacji wrogich działań. I tak na przykład lingwistycznej ekwilibrystyki wymagałoby zróżnicowanie terminów: atak i agresja.
Zatem zgodnie z kunktatorską tradycją rozpoczną się międzynarodowe deliberacje jak zareagować na zaczepki Putina. Rada Bezpieczeństwa ONZ, zwołana na wniosek Polski, już zdecydowanie potępiła nalot. Zachodnia dyplomacja pręży bicepsy na wszelakich forach. Efekt, niestety, przewidzieć łatwo: konferencja w Baden Baden, a rezultat żaden, żaden, no, poza kolejnym pakietem sankcji.
Miłujące pokój elity najwyraźniej boją się drażnić kremlowskiego dyktatora w sposób dlań mocno dotkliwy. Ukrainę dozbrajają powoli, wciąż ograniczając zasięg dostarczanych jej rakiet do celów głównie defensywnych, a nie do totalnego odwetu. Sankcje dozują po aptekarsku, zamiast od razu walnąć z grubej rury. Dopiero teraz, na razie teoretycznie, postanowiono o zestrzeliwaniu rosyjskich celów nad Ukrainą z terytoriów państw NATO, lecz wyłącznie w strefach przygranicznych. Ale o ataku na lotnisko, z którego wystartowały drony, nie ma mowy.
A wracając na krajowe podwórko. Nasze służby dość skutecznie likwidują zaistniałe zagrożenia. Czy równie sprawnie wykrywają planowane, trudno dociec. Być może dyskrecjonalnie udaremniły jakieś akty sabotażu. Niewątpliwie w Rosji i na Białorusi, która nie zasługuje na przyimek w, owocnie działa wywiad sojuszu. Jednak reakcje naszych struktur bezpieczeństwa, podobnie jak całego NATO, militarnie są wyłącznie zachowawcze, o czym świadczy właśnie brak ogniowej reprymendy po rajdzie dronów.
Rozumiem, choć nie do końca, że nalot kilkunastu nieuzbrojonych(?) ponoć dronów, nie wymagał odwetu. Tym bardziej, że nie ustalono ani dokładnego modus operandi tego incydentu, ani jego precyzyjnej definicji. Zasadne więc jest pytanie fundamentalne: co w kontekście adekwatnym do zaczepki oznaczałby ów odwet? Początek Trzeciej Wojny światowej? Odpukać. Tu przypomnę, że do rozpętania Pierwszej wystarczyło kilka strzałów w Sarajewie.
Na marginesie tej sprawy zastanawiam się, ile racji, a ile chciejstwa, zawierało oświadczenie jednego z ważnych polityków ukraińskich, że dziś ruskie rakiety spadają na Polskę, a jutro mogą dosięgnąć Berlina czy Paryża. Otóż, moim zdaniem, nie sposób wprawdzie w jakiejś odległej przyszłości wykluczyć takich nienasyconych apetytów Kremla, lecz eksperci twierdzą, że celem Putina jest odtworzenie imperium w granicach ZSRR, no, przy sprzyjającej koniunkturze z demarkacyjną linią przyjaźni na Odrze. A taka perspektywa, śmiem twierdzić, studzi bojowy zapał nad Szprewą i Sekwaną.
Gwoli ścisłości, wedle najnowszych sondaży ponad 60 procent Niemców obawia się ataku ze Wschodu. Ale na tak ulotnej podstawie trudno ocenić czy oznacza to wzmocnienie ducha bojowego czy objawy paniki.
W tym galimatiasie niepewności pojawia się na szczęście mała drobinka optymizmu. Nasze wewnętrzne spory jak gdyby nieco przycichły. A może po prostu słuch mnie zawodzi? Bo ja wiem, wiele zależy od tego, gdzie ucho albo oko, w zależności od medium, przyłożyć.
Na koniec dla odprężenia po defetystycznych emocjach, pokrążę po meandrach poprawności politycznej. Tym razem wszak nie będę zgłębiał tajników feminatywów i zgadywał czy sportowczyni zastąpi wkrótce sportsmenkę. I jakie rzeczowniki rodzaju żeńskiego odpowiadają przymiotnikom typu szalona, zboczona, stracona, zacofana? Bo analogia cudzoziemiec – cudzoziemka, nijak mi nie pasuje.
Powędruję zaś ku pułapkom progresywnej nadgorliwości. Takim wykrotem w arkadii tolerancji jest na przykład żądanie zrównania statusu małżeństw homoseksualnych z heteroseksualnymi. Tymczasem Sprowadzanie oczekiwań legalizacji do par jednopłciowych wyklucza nieuchronne melanże w świecie kilkudziesięciu płci. A przecież trójkąty, czworokąty, itd., są immanentnie związane z ludzką naturą. Wystarczy przywołać cytaty z kultury masowej. „Bo ja wszystkich chłopców kocham i nie mogę wybierać jednego”, „bo jeśli kochać, to nie indywidualnie, bo jeśli kochać, to tylko we dwóch”, cytat kompatybilny z wyznaniem pewnej dziewczyny , która szeptała jarzębinie, że podoba się jej dwóch, o ile pamiętam kowal i ślusarz.
Jednak rozważań matrymonialnych nie sposób pomieścić w kilku akapitach. Natomiast zaledwie jeden wystarczy do obśmiania notorycznej maniery z daleka trącącej prawicowym kołtuństwem, na tyle powszechnej, że niezauważalnej, ba, wynikającej z hiperpoprawności. Od kiedy bowiem ze światowej populacji wymiotło Murzynów, w ich miejsce w USA pojawili się Afroamerykanie, a tak w ogóle osoby czarnoskóre, lub ciemnoskóre. I określeń Murzyn i czarny próżno szukać w mediach. Ale nadal panoszą się tam biali, nigdy białoskórzy, lub jasnoskórzy. I tylko patrzeć, jak Czarną Mańkę wyprze Mańka Czarnoskóra.
W kolorystyce progresywnej dostrzegam jeszcze rezerwy. Azjatów nikt jeszcze nie nazywa żółtoskórymi, Arabów śniadoskórymi, a rdzennych Amerykanów czerwonoskórymi. Tu wyjątek stanowią westerny. Nie jestem jednak pewien czy Indianin,s
Gdzie podziali się Cyganie spróbuję wyjaśnić przy innej okazji.
Sekator
Ps.
– Może być gorzej – ponuro zauważa mój komputer. – Pomyśl o Czarnej Madonnie.
– Nie bluźnij, Eustachy – karcę go.
POJECHALIŚMY NA UKRAINĘ - POKAZAĆ, JAK WYGLĄDA WOJNA DRONÓW
Nie sądzę aby Putin już teraz wciągnięty w jedną wojnę decydował się walić kolbami w nasze drzwi albo ostrzeliwać Paryż czy Berlin.On nie pracuje tylko nad tym by przywrócić imperium w granicach dawnego ZSRR ale by go rozciągnąć od Władywostoku aż do Lizbony razem z Niemcami i krajami UE jako Eurazję. Wzajemne umizgi Niemców i Putina są aż nadto widoczne pomimo udawanej wrogości. Tak że Putin na razie się tylko bawi widoczkiem z Polski szukajacych dronów wojskowych. Polska zaś szukając tych dronów po lasach nie widzi oblizywania się Niemców na nasze tereny.
Trudno się zorientować w chaosie informacyjnym z powodu notorycznego braku materiałów źródłowych.
"Rada Bezpieczeństwa ONZ, zwołana na wniosek Polski, już zdecydowanie potępiła nalot."
Nic na ten temat nie wiadomo, ponieważ z przekazów informacyjnych wynika, że na sesji tej rady miały miejsce swobodne wypowiedzi a prawdopodobnie nie było głosowania, bo wówczas Rosja skorzystałaby z prawa weta.
Dowiadujemy się, z
https://wiadomosci.wp.pl…
że "Minister Bosacki odczytuje wspólne oświadczenie prawie 50 państw. - Jesteśmy tutaj, by wyrazić nasze głębokie zaniepokojenie i zwrócić uwagę społeczności międzynarodowej na kolejne naruszenie prawa międzynarodowego i Karty Narodów Zjednoczonych popełnione przez Federację Rosyjską. Federacja Rosyjska atakując terytorium Ukrainy nocą, 9 września, dokonała wtargnięcie dronów do polskiej przestrzeni powietrznej - mówi Bosacki.
...
Pod oświadczeniem podpisały się: Albania, Andora, Australia, Austria, Belgia, Bośnia i Hercegowina, Bułgaria, Kanada, Chorwacja, Cypr, Czechy, Dania, Estonia, Finlandia, Francja, Gruzja, Grecja, Niemiec, Węgry, Islandia, Irlandia, Włoch, Japonia, Korea Południowa, Łotwy, Liechtenstein, Litwa, Luksemburg, Malta, Mołdawia, Monako, Norwegia, Holandia, Nowa Zelandia, Portugalia, Rumunia, San Marino, Słowacja, Słowenia, Hiszpania, Szwecja, Szwajcaria, Ukraina UK, USA, przedstawicielstwo UE i Polska."
Zatem nie w Radzie Bezpieczeństwa, ale wśród państw członkowskich ONZ, mamy poparcie członków sojuszu NATO, ANZUS oraz Japonii i Korei Południowej (razem prawie 50), a "jedynie" niecałe 3/4 członków ONZ nie przychyliło się do stanowiska Polski.
"Reprezentant Chin zwrócił się do z kolei do Polski, Ukrainy i Rosji, mówiąc o "incydencie dronowym".
- Wzywamy wszystkie strony do zachowania spokoju i należytego opanowania, rozwiązywania sporów poprzez dialog i konsultacje, unikania nieporozumień i błędnych kalkulacji oraz zapobiegania jakiemukolwiek możliwemu rozszerzeniu lub eskalacji sytuacji w obecnym kontekście - oświadczył przedstawiciel Pekinu Geng Shanhua."
https://wydarzenia.inter…
Przy okazji "zwiastowania": od kiedy liczymy IIWŚ? Od 22 VI 1941r., czy 7 XII 1941r.? A może 10 V 1940r.?