Dom jak sprzed stu lat
Czy wiecie, że w latach 30. XX wieku, gdy Polska była jeszcze biednym, odradzającym się państwem, w Gdyni budowano całe dzielnice w systemie szkieletu żelbetowego? Tego samego, który dziś uznawany jest za nowoczesny standard w budownictwie przemysłowym i wielorodzinnym. I co robi III RP sto lat później?
Polak, który chce wybudować dom dla siebie i rodziny, w 2025 roku wciąż dostaje do wyboru pustak, zaprawę i styropian. Buduje na placu jak w XIX wieku. Zimą przerwa, latem 10 ekip, z których każda poprawia po poprzedniej. Taniej, szybciej i nowocześniej buduje się dzisiaj... kurniki i hale magazynowe. Ale dom? Dom musi być „z cegły”. Tak było zawsze, więc tak ma być dalej.
Skansen budowlany zamiast polityki mieszkaniowej
W debacie publicznej temat budownictwa jednorodzinnego praktycznie nie istnieje. A jeśli już się pojawia, to głównie w kontekście programu „Tanie Mieszkanie+”, „Mieszkanie bez wkładu własnego”, „Tanie Kredyty 2% / 0%”, które pompują popyt, ale nie zmieniają ani struktury rynku, ani technologii, ani dostępności ziemi.
ŻADNA partia polityczna w Polsce, ani PiS, ani PO, ani Trzecia Droga, ani Lewica, ani Konfederacja, nie zaproponowała dotąd realnego, nowoczesnego programu przebudowy modelu budownictwa jednorodzinnego, który:
- ograniczałby koszty materiałowe i robociznę,
- promował prefabrykację i systemy szkieletowe - szczególnie żelbetowe,
- skracałby czas budowy z lat do miesięcy,
- zmniejszałby presję na środowisko,
- rozwijałby lokalny przemysł prefabrykacyjny i innowacyjne technologie.
Zamiast tego słyszymy slogany o „młodych rodzinach”, „dostępnym mieszkalnictwie” i „rozwoju polskiego budownictwa”. Puste hasła, za którymi nie idzie żadna systemowa zmiana.
Dlaczego budujemy archaicznie?
Odpowiedź jest prosta: bo nikomu nie opłaca się tego zmieniać.
- Branża budowlana jest zachowawcza i rozdrobniona. Małe firmy nie inwestują w nowoczesne technologie, bo „tak budowaliśmy zawsze”.
- Urzędnicy nadal funkcjonują w modelu z lat 90.: papier, zgoda, decyzja, mapa, stempel. Prefabrykacja? Zbyt nowatorska.
- Polacy przyzwyczaili się do mitu „domu z cegły”, nie rozumiejąc, że można zbudować dom szybciej, trwalej i taniej w innym systemie.
- Politycy boją się tematów technicznych. Łatwiej obiecać tani kredyt niż napisać program przebudowy rynku.
Dom dla rodziny czy dla kredytu?
Dom jednorodzinny w Polsce stał się produktem luksusowym. Zamiast być spełnieniem prawa do godnego mieszkania, jest wyzwaniem finansowym, logistycznym i psychicznym. Przeciętna młoda rodzina:
- płaci kilkakrotnie więcej niż mogłaby, bo nie ma dostępu do nowoczesnych technologii,
- czeka na własny dom latami, bo proces inwestycyjny trwa i trwa,
- musi polegać na kredycie, a nie na efektywności systemu.
Państwo, które naprawdę chciałoby rozwiązać problem mieszkaniowy, nie pompowałoby miliardów w popyt, tylko zorganizowało powszechny dostęp do technologii szybkiego, prefabrykowanego budownictwa jednorodzinnego, zgodnie z normami energooszczędności i niskiej emisyjności.
Tymczasem? Cegła, pustak, piasek i 40 ton cementu.
Nowoczesne państwo buduje mądrze, nie ciężko
W Niemczech, Austrii, Holandii czy Norwegii buduje się domy jednorodzinne:
- z prefabrykowanych modułów,
- w systemach szkieletowych,
- w technologiach zeroemisyjnych,
- często w tydzień – dwa tygodnie, z gwarancją i certyfikatem jakości.
W Polsce? Dom budowany „na raty”, przez przypadkowe ekipy, z materiałów zużywanych w nadmiarze, w technologii starszej niż II RP.
To nie jest brak rozwiązań. To brak odwagi politycznej i państwowej wizji.
Czy którakolwiek partia to zmieni?
Jak dotąd – żadna.
PiS przez 8 lat tworzył programy mieszkaniowe oparte wyłącznie na idei subsydiowania kredytów. Zero zmian technologicznych.
PO i Trzecia Droga mówią o „odblokowaniu gruntów”, ale nic o systemowym przejściu na nowoczesne budownictwo.
Lewica skupia się na mieszkaniach komunalnych – co ważne, ale bez propozycji dla indywidualnych inwestorów.
Konfederacja promuje wolność, ale nie ma żadnego pomysłu na rozwój nowoczesnych technologii budowlanych czy wspieranie prefabrykacji.
Wszyscy mówią o „mieszkalnictwie”, ale nikt nie mówi o budowie domów jednorodzinnych w XXI wieku.
Reasumując, polska polityka mieszkaniowa to fikcja nowoczesności. W rzeczywistości budujemy tak, jak nasi dziadkowie, tylko drożej. Państwo nie wspiera innowacji. Rynek nie oferuje alternatyw. A obywatel zostaje sam z kredytem, pustakiem i niespełnionym marzeniem.
Potrzebujemy cywilizacyjnego skoku, nie w dotacjach, ale w podejściu do technologii, planowania, prefabrykacji i prawa budowlanego.
Potrzebujemy nowej Gdyni, nie tej z mapy, ale tej z wizji i odwagi. I państwa, które przestanie żyć przeszłością.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 1263
A może wystarczyłoby zmienić ustawę o ochronie lokatorów?
A już miałem od NB odpocząć . W konstrukcji szkieletowej żelbetowej nie buduje się budynków mieszkalnych o dwóch trzech kondygnacjach , chyba że przemysłowe i komercyjne . Ale tu znów trzeba wiedzy , nie dyplomu inżyniera . a standardem to jest w wieżowcach lub wysokich blokach . I tak było w Gdyni . A domki obojętnie jakie czy bloczki po trzy cztery kondygnacje to cały świat muruje lub prefabrykuje bez szkieletu . Chyba że kanadyjskie chatki albo inne skróty techniczne . Do rozkuwania zakutych łbów wysyłałem do ślusarza , a z betonem trudno o fachowca do polecenia .
Owszem, domy jednorodzinne i niskie budynki wielorodzinne tradycyjnie buduje się w Polsce z cegły lub pustaka. To system dobrze znany, z dużą ilością wykonawców i przyzwyczajeń. Ale czy to znaczy, że jest najlepszy, najtańszy i najefektywniejszy? Nie.
Technologia szkieletu żelbetowego – tylko dla wieżowców?
To mit. Żelbetowe konstrukcje szkieletowe są powszechnie stosowane nie tylko w wieżowcach, ale i w nowoczesnych osiedlach mieszkaniowych w wielu krajach. Przykłady?
Austria, Niemcy, Skandynawia – wiele nowoczesnych bloków o 3–5 kondygnacjach to szkielet z żelbetu, z wypełnieniem lekkimi ścianami.
Prefabrykacja żelbetowa zyskuje na popularności także w Polsce, choć jeszcze bardzo powoli.
Modernistyczna Gdynia, Sopot i Warszawa międzywojenna, już wtedy stosowano te systemy z powodzeniem w niskiej zabudowie.
Dlaczego więc dzisiaj nie są standardem? Bo branża budowlana w Polsce nie lubi zmian, a producenci materiałów murowych oraz firmy wykonawcze zbudowały wokół tego systemu silne lobby.
Koszty – naprawdę mury to „najtańsza część”?
To częsty argument: „Mury to tylko mały procent kosztów – nie ma sensu oszczędzać”. Tylko że:
To prawda dla dewelopera, który buduje hurtowo.
Ale dla inwestora indywidualnego każdy tysiąc złotych ma znaczenie – zwłaszcza jeśli pochodzi z kredytu.
Budowa tradycyjna to często:
- ciężkie fundamenty, wymagające więcej betonu, zbrojenia, robocizny,
- długi czas budowy, co zwiększa koszty nadzoru i wynajmu mieszkań na czas inwestycji,
- niewykorzystany potencjał termiczny – bo grube mury nie zawsze oznaczają dobrą izolację.
System szkieletowy (nawet stalowy lub prefabrykowany żelbet) daje z kolei:
- mniejszy ciężar - tańszy fundament,
- szybszy czas budowy - niższe koszty pośrednie,
- elastyczność projektową - łatwiejsze przebudowy, adaptacje.
Problem nie tylko technologiczny, ale mentalny
Największą barierą nie jest technologia – tylko mentalność inwestorów i wykonawców, a także brak realnego wsparcia systemowego dla innowacji. I tu wchodzimy w obszar polityki.
A co z partiami politycznymi?
Żadna z głównych sił politycznych w Polsce, ani rządząca, ani opozycyjna, nie przedstawiła spójnej wizji taniego, innowacyjnego budownictwa mieszkaniowego.
Lewica mówi o prawie do mieszkania, ale skupia się głównie na najmie publicznym, nie na budowie.
KO i Trzecia Droga używają gładkich fraz o „taniej ziemi” i „planach miejscowych”, ale bez konkretów.
PiS przez 8 lat nie zreformował planowania przestrzennego ani technologii budowy (program Mieszkanie Plus okazał się farsą).
Konfederacja apeluje o „wolność budowania”, ale nie proponuje realnych zmian technologicznych ani systemowych.
Czy ktoś proponuje program budowy prefabrykowanych mieszkań na dużą skalę?
Czy ktoś mówi o wsparciu dla systemów szkieletowych, jak to robi się w Austrii czy Holandii?
Czy ktoś mówi o szkoleniu fachowców do nowoczesnych technologii?
Nie.
A co z inwestorem?
Inwestor – szczególnie indywidualny – często:
- nie ma wiedzy technicznej,
- jest zdany na wykonawcę,
- zaczyna budowę z kredytem i marzeniem, a kończy z długiem i frustracją.
Zbyt często wybiera się drogie technologie, bo „tak się zawsze budowało”, albo bo firmy wciskają materiały z marżą. A prawdziwe oszczędności nie są w tym, co na fakturze, tylko w:
- krótkim czasie budowy,
- tańszym fundamencie i mniejszym ciężarze budynku,
- braku kosztownych przeróbek,
- niższych kosztach ogrzewania przez 30 lat.
Reasumując, tak – budowa w Polsce jest droga, nieefektywna i konserwatywna. Ale nie dlatego, że nie ma alternatywy. Tylko dlatego, że nikt nie promuje realnych, systemowych zmian – ani rząd, ani opozycja, ani lobby branżowe.
Jeśli chcemy tanich mieszkań:
- potrzebujemy odwagi technologicznej,
- nowych standardów szkoleniowych,
- programów publicznych promujących prefabrykację i systemy szkieletowe,
- i inwestorów, którzy będą pytać: "dlaczego tak, a nie inaczej?".
- ciężkie fundamenty, wymagające więcej betonu, zbrojenia, robocizny***
W mojej okolicy mam porównanie stylu budownictwa rosyjskiego, niemieckiego i polskiego. Niemcy budowali ładnie z cegły i czerwonej dachówki. Dachówka to wyróżnik niemieckich domków. Ale ich fehler to brak porządnych fundamentów. Szybko stawiali domki dla bauerów, ale bez podpiwniczeń i te ich mury to trzymały się na słowo honoru. Nie tyczy się to zamków krzyżackich, które mają solidne mury i co za tym idzie solidne fundamenty. To pozwoliło im przetrwać kilka ładnych wieków.
Rosjanie budowali z cegły. Dachy zwykle płaskie, bo widocznie nie wiedzieli jak robić dachówkę. Cegłę często kradli z rozbiórki polskich dworków i pałaców. Tak rozebrali np. Pałac Paca w mojej Dowspudzie i przeznaczyli cegłę na koszary w Suwałkach. Rosjanie również jak Niemcy mieli marne fundamenty i bez piwnic.
Polacy obecnie też szybko budują bez piwnic, ale w nowoczesnej technologii, z garażami. Po drodze mam wiele nowych domków, bardzo szybko postawionych. Choć pojedyncze budowle stoją w stanie surowym od kilku dekad, bo np. właściciel umarł. To już inna technologia niż masowa produkcja domków jednorodzinnych w PRL-u na jedno kopyto.
Dziś największym wyzwaniem nie jest już czy budować szybko, ale jak budować mądrze. Nowoczesne technologie dają możliwość wznoszenia domów:
- szybciej,
- taniej,
- bardziej energooszczędnie,
- przy zachowaniu trwałości i komfortu.
W przeciwieństwie do przeszłości, gdzie brak piwnicy oznaczał oszczędność na fundamencie kosztem trwałości, dziś często rezygnuje się z piwnic świadomie, w imię efektywności cieplnej i kosztowej. A fundamenty punktowe w systemach szkieletowych są projektowane precyzyjnie, to nie wada, lecz nowoczesna optymalizacja.
Nowoczesność to też elastyczność: systemy prefabrykowane, lekkie konstrukcje szkieletowe, energooszczędne przegrody i mądre zarządzanie przestrzenią – nie potrzebujemy już monumentalnych piwnic, by dom był solidny. Potrzebujemy rozwiązań odpowiadających naszym realnym potrzebom i możliwościom, a nie ciężaru tradycji za wszelką cenę.
Budowanie "na jedno kopyto" w PRL może i było masowe, ale niekoniecznie dobre. Dziś mamy szansę na różnorodność i innowację o ile tylko państwo przestanie ją ograniczać przepisami i barierami administracyjnymi.
https://www.youtube.com/watch?v=TTbpu5fXL1E
Ten Kolosalny Projekt Budowlany Pokazuje, Że Chiny Są 100 Lat AHEAD! USA Zszokowane!
https://www.youtube.com/watch?v=mBXZ6jbyolo
STAŁO SIĘ! Dom Elona Muska za $10,000 WRESZCIE TRAFIA NA RYNEK
PS. Drugi filmik pokazuje jak się rozwinęło budownictwo modułowe. W pierwszym też jest o nim, ale o wszystkim decyduje KPCh, a nie wolny rynek jak w USA.
Ja proponowałem zaledwie przejście z technologii XIX-to wiecznej na XX- wieczną i zrobili ze mnie totalnego głąba.
Zarówno Ty jak i te filmy zainspirowały mnie jednak do fajnego wpisu na temat wyższości socjalizmu nad kapitalizmem.
Już się cieszę na jazgot Konfederatów i sekty od Brunatnego.
Jako że to austriacko-niemieckie potomki to nic dziwnego. Zawsze będą ujadać na Polskę. Pisałem już kilka razy, że najgorsi są Niemcy z odzysku, oni starają wykazać swoją "niemieckość" za wszelką cenę.
Historia uczy, że historia niczego nie uczy. Dlatego jednak warto uważać na tych potomków, bo zgodnie z wizjami Mariana Węcławka z Leszna, który miewał prorocze sny, podczas 3WŚ Niemcy ponownie zaatakują Polskę. Co ma się skończyć tragicznie nie tylko dla Polski, ale i dla Niemiec. Co prawda Polska ma wyjść zwycięsko. Ale ma to być okupione wielkimi stratami. No nie wiem czy to warto, dla obu krajów, ale pewnych spraw nie mogę zastopować. Warto jednak dać nauczkę dla tych "Niemców" z odzysku :)
Gdynia miała być symbolem nowoczesności, polskiego snu o mieście idealnym. Port, modernistyczna zabudowa, rozwój, wszystko na pokaz. Ale za tym obrazkiem istniała druga Gdynia: ta biedna, chaotyczna, spontaniczna. Slumsy – Meksyk, Pekin – rosły, bo państwo nie nadążało z realizacją potrzeb mieszkaniowych. I zamiast dać ludziom dach nad głową, pozwoliło im budować „na dziko”. To była samopomoc obywatelska w czystej formie, bez kredytu, bez planu miejscowego, ale za to z determinacją.
I choć przez dekady te miejsca funkcjonowały, nagle w III RP, stały się solą w oku urzędników i deweloperów. Bo ziemia zyskała wartość. Zamiast wspierać legalizację tych zabudowań i poprawiać warunki życia, ruszono z ofensywą: nakazy rozbiórek, wywłaszczenia, nowe przepisy. Czyli klasyka – państwo przypomniało sobie o człowieku nie po to, żeby mu pomóc, tylko żeby go usunąć z „atrakcyjnej lokalizacji”.
Ten przykład to nie tylko lokalna historia. To modelowy przypadek patologii państwa, które samo nie działa, a gdy człowiek poradzi sobie sam, przeszkadza. I to właśnie takie sytuacje są punktem wyjścia do cyklu moich wpisów o naprawie państwa. Bo nie chodzi tylko o Gdynię, ale o całą Polskę o każdą działkę, każdy dom, każdą próbę budowy, która kończy się w biurokratycznym piekle.
Czego tu brakuje? Po pierwsze – przejrzystego prawa własności, które chroni zwykłego człowieka, nie tylko interes dewelopera. Po drugie – prostych narzędzi do legalizacji, modernizacji i rozwoju, zamiast sankcji i zakazów. Po trzecie – systemowego myślenia o budownictwie jako prawie obywatelskim, nie towarze dla klasy średniej z kredytem.
I wreszcie, w szerszej perspektywie – reformy systemu pieniądza dłużnego, który dziś sprawia, że dostęp do mieszkania zależy od zdolności kredytowej, nie od realnych potrzeb czy pracy. To ten system wymusza spiralę zadłużenia, zależność od banków, a w rezultacie – wzrost cen nieruchomości. Deweloperzy nie budują dla ludzi, tylko dla rynku finansowego. A państwo im na to pozwala.
Dlatego naprawa państwa musi zacząć się od podstaw: prawa do ziemi, prawa do dachu nad głową i prawa do życia bez kredytu na 30 lat. To nie utopia. To fundament sprawiedliwości społecznej.