Czy zadłużenie może być polityką państwową? W Polsce, owszem. Na dzień pisania tego felietonu dług publiczny przekroczył 1,7 biliona złotych. W tym roku wzrósł o ponad 100 miliardów, a prognozy rządowe przewidują, że w 2027 roku osiągnie 3 biliony złotych, czyli ponad 63% PKB. I to wersja „umiarkowanego optymizmu”, bez kryzysu, bez recesji, bez wojny.
Dla przeciętnego obywatela to liczby zbyt duże, by je poczuć. Spróbujmy więc inaczej: jeśli podzielimy ten dług na wszystkich obywateli Polski, łącznie z niemowlętami i osobami starszymi, każdy z nas „ma” już do spłacenia ponad 45 tysięcy złotych. Rodzina 2+2, niemal 200 tysięcy. A przecież to tylko dziś. Kolejne rządy będą dokładać kolejne dziesiątki miliardów.
Ale przecież Konfederacja i Braun mieli być przeciw…
Wszystko wskazuje na to, że w najbliższym rządzie znajdzie się Konfederacja i Konfederacja Korony Polskiej partie, które od lat powtarzają: „Nie dla długu. Nie dla deficytu. Nie dla podatków.” Problem w tym, że realia budżetowe nie pozwalają na żadne z tych „nie”. Aby spłacać odsetki, utrzymać służbę zdrowia, wypłacać emerytury i nie dopuścić do rozpadu państwa, każdy kolejny rząd musi się zadłużać coraz bardziej. I Konfederacja i KKP, mimo swoich ideowych haseł, stanie przed brutalną rzeczywistością: będzie zmuszona podpisać nowe obligacje, wejść w nowe kredyty, i… kontynuować dokładnie tę samą politykę, którą rzekomo krytykuje.
A dlaczego? Bo system tego wymaga
Wszystko to dzieje się nie przez lenistwo, złe intencje czy nieudolność polityków (choć i te mają swoje miejsce), lecz przez niewydolność systemu finansowego opartego na pieniądzu dłużnym.
W tym modelu:
- Pieniądz trafia do gospodarki głównie jako kredyt, czyli z koniecznością zwrotu z procentem.
- Banki komercyjne tworzą pieniądz z niczego, ale nie tworzą odsetek, które trzeba oddać.
- Aby spłacać stare długi, trzeba zaciągać nowe – to czysta spirala zadłużenia.
To tak, jakbyś codziennie pożyczał 100 zł, by kupić jedzenie, ale musiał zwrócić 105 zł. Skąd weźmiesz te dodatkowe 5 zł, skoro nikt ci ich nie dał? Musisz pożyczyć więcej. I więcej. I więcej. I tak właśnie działa państwowy budżet w XXI wieku.
Dlaczego ludzie tego nie widzą?
Bo edukacja ekonomiczna w Polsce kończy się na poziomie „jak założyć konto” i „nie zadłużaj się na kartę kredytową”. Dziennikarze boją się tematu — bo jest zbyt skomplikowany. Politycy go unikają — bo nie ma prostych rozwiązań. A społeczeństwo? Większość obywateli wciąż żyje w przekonaniu, że „państwo jakoś to ogarnie”, nie rozumiejąc, że nikt już niczego nie ogarnia — tylko drukuje pieniądze, by nie zgasło światło.
A przecież można inaczej
Wielu ekspertów proponuje reformę systemu monetarnego — odejście od pieniądza tworzonego przez banki komercyjne na rzecz suwerennego pieniądza publicznego, emitowanego przez państwo w proporcji do potrzeb gospodarki.
Takie podejście:
- ograniczyłoby inflację,
- zmniejszyło zależność od długu,
- pozwoliło finansować usługi publiczne bez spirali zadłużenia.
To nie jest utopia. To tylko temat… o którym nikt nie mówi, bo nikomu nie opłaca się go nagłaśniać.
I co dalej? Czas na obywatelskie przebudzenie
Skoro politycy wszystkich opcji (łącznie z „antysystemowymi”) kapitulują przed logiką zadłużania — czas, byśmy my, obywatele, zaczęli mówić o zmianie u podstaw. Potrzebujemy:
- Edukacji ekonomicznej — nie tylko w szkołach, ale i w mediach.
- Ruchu społecznego, który wymusi debatę o suwerennym pieniądzu.
- Politycznego nacisku — niezależnego od partii, ale zdolnego je zmusić do działania.
Bo jeżeli my nie zaczniemy tego tematu nagłaśniać, to kolejne pokolenia nie będą miały już żadnej możliwości wyboru. Dług ich zje, zanim zdążą w ogóle zapytać „dlaczego?”.
Praeterea, puto Kaczyński discedere debere et Sakiewicz veniam petere.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 1764
A ja Ci przypomnę, że wpis jest o tym, że nowy rząd PiS, Konfederacji i Brauna będzie nas bardziej zadłużał niż obecny, jeżeli nie zreformuje systemu.
Braun i jego sekta wisi mi kalafiorem, czy wejdzie do Sejmu, czy nie.
Jak wejdzie, to Brunatny na pewno znajdzie sposób, żeby się od rządzenia wymigać.