Z okazji wyboru nowego papieża

Jak Państwo wiecie — byliśmy nieprzejednanym krytykiem i wrogiem "papieża" Franciszka Apostaty. Ale nie zawsze tak było.

Zaraz po wyborze papieża Franciszka byliśmy jego oddanym fanem. Naprawdę.

A to, że przeszliśmy do obozu przeciwników — był to bardzo długi, trwający wiele lat proces, który może kiedyś powinniśmy opisać.

Ważnym punktem była sytuacja gdy w pewnym momencie "papież" Franciszek dla uczczenia rocznicy niesławnej decyzji amerykańskiego Sądu Najwyższego Roe vs Wade  wręczył watykańskie odznaczenie państwowe pewnej wojującej aborcjonistce. W oczywisty sposób decyzja musiała budzić konsternację — i wierni mieli prawo domagać się od "papieża" jakichś wyjaśnień. Które to wyjaśnienia Franio zbył wyniosłym i pogardliwym milczeniem.

Przez długi czas tłumaczyliśmy sobie, że prawdopodobnie tło tej historii jest takie: W watykańskiej administracji tkwił jakiś ukryty agent Hominternu. Ten dyskretnie dopisał do jakiejś listy osób rekomendowanych do medalu ową aborcjonistkę. Lista przeleżała w archiwach, krążyła potem od biura do biura, kolejni prałaci dopisywali do niej swoje podpisy z rekomendacją bez należytego sprawdzenia co podpisują, przybijali jakąś pieczątkę — i w końcu lista trafiła do papieża, który ją zaaprobował ufając podwładnym, że sprawdzili co na niej jest. W efekcie medal został jej przyznany i dopiero po fakcie Watykan zorientował się, że został wpuszczony w kanał.

Czyli ta historia z medalem to jest wynik administracyjnej nieudolności i ogólnej indolencji, a nie świadomej złej woli.

Ale skoro tak, to powinniśmy zobaczyć potem akcję mającą na celu oczyszczenie administracji z kretów Hominternu tak, aby się sytuacja nie powtórzyła. Nic takiego nie miało miejsca. A kolejne awantury, które pod koniec pontyfikatu zaczęły wybuchać jedna po drugiej,  już nie pozostawiały żadnych wątpliwości: Nazywanie "papieża" Franciszka Franciszkiem Apostatą jest jak najbardziej uzasadnione.

Dlatego dzisiaj już wiemy, iż decyzja przyznania onej aborcjonistce medalu i nadania go dokładnie w rocznicę Roe vs Wade — to nie był rezultat bałaganu — tylko w pełni świadoma decyzja "papieża" pokazania wiernym środkowego palca.

Katolicy mają wbite do łbów, że trzeba być papieżowi posłusznym bez względu na nic, bo Jezus ustanowił kościół i obiecał Piotrowi, że tego kościoła "bramy piekielne nie przemogą". Czyli: Nie wolno papieża krytykować, nie wolno sugerować, że jest apostatą i że przeszedł na stronę wroga. Nie wolno wypowiedzieć mu posłuszeństwa. Bo jest nieomylny.

Zwracamy uwagę, że Jezus Piotrowi obiecał, iż bramy piekielne kościoła nie przemogą — ale nigdy nie obiecał, że nie będą próbowały. A to, że próbują — to widzimy na własne oczy. W chwili obecnej posługują się w tym celu sektą bergoglian, która obsiadła najwyższe stanowiska w kościele.

No ale "papież" Franciszek zmarł. Przyszedł nowy — i co teraz? Jak oceniamy nowego?

Nie oceniamy. Bardzo długo papieża Franciszka broniliśmy przed krytykami i dopiero gdy jego pontyfikat stał się nie do obrony zaczęliśmy go atakować. Uważamy, że nowemu papieżowi trzeba dać szansę. Przez jakiś czas — być może wiele miesięcy a może nawet kilka lat nie będziemy oceniać go. Niech jego czyny tłumaczą się same. A potem zobaczymy, co o nim sądzić.

Odnotujmy tylko, iż są fakty, które pozwalają mieć nadzieję, że będzie dobrym papieżem — jak również takie, które niestety ostrzegają, że może być złym.

Na plus o nim świadczy to, że dobrze mu patrzy z oczu.

Na minus: To, że był członkiem nasłanej przez Franciszka komisji, która  wyrzuciła biskupa Stricklanda. To niestety jest w jego życiorysie zapalona  czerwona lampka ostrzegawcza.

My, Wielki Wódz mamy wobec nowego papieża dwa oczekiwania. Pierwsze: Że ogłosi koniec dżihadu przeciwko katolickim tradycjonalistom i zwolennikom mszy łacińskiej. Drugie: że ogłosi wycofanie się kościoła z walki z globalnym ociepleniem.

A co będzie potem — zobaczymy.