Kto się zakochał w Marcie Kaczyńskiej?

Ponieważ mamy dzień kobiet, o czym wszyscy, w tym kobiety wolą nie pamiętać, bo kojarzy się owo święto ze złamanym goździkiem i parą rajstop, postanowiłem napisać coś o kobiecie, którą media i blogerzy interesują się dziś najmocniej. O Marcie Kaczyńskiej.

Mamy oto panią Martę, która założyła sobie bloga i coś tam na nim pisze, mamy jej rodzinę, jej męża, dzieci i stryja i do tego wszystkiego media, które postanowiły tę grupę spokrewnionych ze sobą osób w jakiś sposób skłócić lub podzielić. Tak to wygląda z punktu widzenia obserwatora zewnętrznego i jest oczywiście najczystszym z idiotyzmów jakie mamy obecnie przed oczami. Media bowiem, a także by – blogerzy – nie mamy żadnej wiedzy na temat relacji jakie utrzymują pomiędzy sobą wymienione osoby. Wszystkie więc materiały prasowe i telewizyjne dotyczące rodziny Kaczyńskich opierają się na plotce, pomówieniu lub projekcjach umysłów i serc. Tym ostatnim wariantem, chciałbym – bo to prawda, dzień kobiet – się dzisiaj zająć.

Marta Kaczyńska jaka jest każdy widzi. Jest to osoba, na którą wiele osób zwróciło by uwagę, ale myślę, że równie wiele przeszłoby obok pani Marty obojętnie. Nie ma w tym niczego dziwnego i niestosownego. Poprzez jednak swój niełatwy los i obecność w świadomości większości Polaków stała się Marta Kaczyńska obiektem pewnej szczególnej adoracji. Natura tego jest złożona, na poły uczuciowa, ziemska i rozpoznawalna (celowo używam tego słowa, żeby nie użyć innego ), na poły religijna. Jest bowiem Marta Kaczyńska także symbolem tego co się w Polsce wydarzyło w ciągu ostatniego roku. Mamy jednak dzień kobiet i porozmawiajmy o tym, o czym napisałem na początku – o sprawach przyziemnych.

Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że nakręcanie przez media krytyki pod adresem Marcina Dubienieckiego ma wywołać w wielu sercach, bo o serca wszak nam dziś chodzi, pewien szczególny rodzaj emocji, ukłucie można by rzec. I co najgorsze – daje się to zauważyć – efekt ów jest osiągany. Tacy jak ja – byli doradcy seksualni kolorowych tygodników – rozpoznają ten stan bez pudła. Nie oszukacie mnie. Jesteście po prostu zazdrośni o Martę Kaczyńską. Jej mąż zaś jest ku temu pretekstem podsuniętym w najbardziej prymitywny i szyderczy sposób przez przekaziory.

Nikt nie ma pojęcia czy Marta Kaczyńska będzie politykiem, czy jej mąż będzie ją reprezentował, a jeśli ta to dlaczego, a jeśli nie to również dlaczego, co powie Jarosław Kaczyński na to wszystko. To są kwestie nie do wyjaśnienia dla konsumenta treści medialnych. Pozostaje jednak rzecz ważniejsza niż treści – obraz. Marcin Dubieniecki podobnie jak nie tak przecież dawno Lech Kaczyński fotografowany jest w takich pozach i sytuacjach, by każdy żyjący w Polsce wrażliwiec, który ma kłopoty z nawiązaniem jakichś relacji z kobietami, nie miał wątpliwości, że to cwaniak, zimny drań, człowiek nie szanujący niczyich uczuć, szczególnie tych delikatnych. I ludzie po raz kolejny, nie wiedząc nic na temat Marcina Dubienieckiego, nie mając pojęcia kim on jest naprawdę budują w sobie tę piramidę głupstwa. Po to tylko, by potem całymi miesiącami polerować jej powierzchnie. Marta zaś, prawie zawsze fotografowana jest w pozie rannego łabędzia, w dodatku czarnego – cóż za egzotyka!

Chłopaki. To dziecinada. Nie dajcie się wpuszczać w maliny i nie piszcie głupstw. To nie wasze sprawy.

Powie ktoś; nie piszcie głupstw? A tobie cwaniaku wolno pisać? Już trzeci albo czwarty tekst o Marcie smarujesz. Czemu? Gadaj tu zaraz. Otóż ja kochani chciałbym – mając w pamięci tę nędzną rozmowę braci Karnowskich – w tym całym tygodniku pod dziwnym tytułem – pogadać z panią Martą i umieścić ten wywiad tutaj. A innego sposobu prócz nagabywania jej na blogu, póki co nie mam. To wszystko. Naprawdę.