Witaj: Niezalogowany | LOGOWANIE | REJESTRACJA
Przedwojenni celebryci (1)
Wysłane przez Godziemba w 08-01-2025 [09:16]
Wraz z rozwojem kina w II RP pojawili się celebryci.
Zaledwie trzy lata po odzyskaniu niepodległości miłośnicy kina w Polsce mieli już do dyspozycji co najmniej 400 kin. Nie były to obiekty specjalnie projektowane i budowane na potrzeby kinematografów. Urządzano je zazwyczaj w budynkach dawnych teatrzyków, a nawet w przerabianych stajniach, wozowniach, garażach.
W ostatnich latach przedwojennej Warszawy co wieczór ponad 30 tysięcy widzów bawiło się w 60 salach kinowych dostępnych wówczas w stolicy! W najlepszych kinach Śródmieścia, tak zwanych zero-ekranach, odbywały się premierowe projekcje. „Proszę wyjrzeć wieczorem [...] na Nowy Świat, na Marszałkowską, na Chmielną... Co najświetniej błyszczy? Kino „Majestic”, kino „Coloseum” kino „Pan”, kino „Światowid”, kino „Atlantic”. Gdzie najgęstszy tłok? Bramy kinoteatrów jak fantastyczne pieczary, usiane gwiazdami reklam i fotosami gwiazd – kipią od nerwowych tłumów” – pisała Maria Kuncewiczowa.
Kinowa publiczność najchętniej oglądała komedie i melodramaty. Widz, który utożsamiał się z bohaterami ekranu, naśladował ich wygląd, styl bycia, tęsknił za dostatkiem, pięknem i miłością, jakie były ich udziałem. „Bo kino – pisała Kuncewiczowa – jest teraz jałowym, ciepłym schronem, gdzie mieszczanin może przemarzyć dwie dziesiąte współczesnego czasu. Gdzie nic mu nie przeszkadza czuć się Rockefellerem, kuzynem carowej i kochankiem Patti”.
Znacznie żywsze zainteresowanie niż zagraniczne gwiazdy budziły nasze własne – Jadwiga Smosarska, Lena Żelichowska, Hanka Ordonówna, Loda Halama, Tola Mankiewiczówna, Helena Grossówna, Nora Ney... To za nimi szalała męska część filmowej widowni.
Z kolei panie czarował z ekranu ca zastęp aktorów amantów. „Amant – człowiek, którego zawodem jest miłość. Są doktorzy, inżynierowie, muzycy, malarze pokojowi, biuraliści... Są też i amanci” – pisał popularny tygodnik „Kino”. Kazimierz Junosza-Stępowski, nieślubny (lecz uznany) syn ziemianin uwodził manierami i stylem bycia „wyższych sfer”. Adam Brodzisz, przystojny lwowianin, w roli Adama Halnego, oficera marynarki w „Rapsodii Bałtyku”, stał się uosobieniem prawdziwego mężczyzny – człowieka honoru, lojalnego w przyjaźni i miłości. Franciszek Brodniewicz, filmowy doktor Murek ordynat Michorowski, był bez wątpienia jednym z największych amantów polskiego kina. Bardzo męski – wysoki, barczysty, dystyngowany.
Z kolei Igo Sym – jak pisał Tadeusz Wittlin – „wybitnej urody postawny brunet jest inteligentny, wykształcony, oczytany i płynnie włada kilkoma językami. W prywatnym życiu jest czarujący, gdyż umie bawić rozmową, ma wrodzony dowcip, gra na fortepianie, uprawia sporty, jest mistrzem bilardu i zna mnóstwo sztuczek magicznych. Nie może tylko pochwalić się aktorskim talentem, lecz ten brak nadrabia urodą. Złośliwi nazywają go pięknym statystą”. Jerzy Pichelski, porównywany z amerykańskim Garym Cooperem, Witold Conti, amant o chłopięcej, delikatnej urodzie, Mieczysław Cybulski, aktor, a także, co w tamtych czasach szczególnie dodawało męskości, zawodowy kierowca – to kolejni gwiazdorzy międzywojennego kina nieustannie obecni na okładkach kolorowych pism, w prasowych wywiadach i rubrykach towarzyskich.
Zainteresowanie damskiej widowni zdobył bez trudu także Aleksander Żabczyński. Komedia muzyczna „Manewry miłosne”, która weszła na ekrany w 1935 roku, stała się jego ogromnym sukcesem. „Naprawdę był „zabójczo przystojny” – wspominała Stefania Grodzieńska. – W ogóle dla nas kobiet był królewiczem z bajki: elegancja, którą się ma, taka, której nie sposób się nauczyć, do tego maniery, gracja, sylwetka... Plotki o szlacheckim pochodzeniu, ojciec generał – to jeszcze bardziej go w naszych oczach „nobilitowało”, upiększało. Słowem: amant. Dżentelmen. Naprawdę Ktoś”.
Na męski wdzięk Żabczyńskiego nawet jego filmowe partnerki nie zawsze okazywały się wystarczająco odporne. Latem 1933 roku głośno było o romansie aktora z Lodą Halamą, która po zerwaniu z nim szukała ukojenia i samotności w jasnogórskim klasztorze
Koniecznym atrybutem rasowych amantów był nienaganny, modny strój – przyciągał uwagę kobiet, dla mężczyzn stawał się wzorem do naśladowania. Na urządzanych w warszawskim Hotelu Europejskim dorocznych Balach Mody tytuł królowej mody przyznawano najlepiej ubranej pani, spośród panów wybierano arbitra elegancji. W 1934 roku to zaszczytne miano uzyskał Igo Sym, wicearbitrem został Aleksander Żabczyński.
Znaczna część mężczyzn, nawet tych którzy mogli pozwolić sobie na zakupy w drogich sklepach, nie znała się na modzie. „Są wypadki, gdy mężczyzna będący na wysokiem stanowisku ubiera się źle: ubranie niestosowne, kolor skarpet kłóci się z garniturem, krawat wprost razi niedbałością wiązania. Są to braki indywidualne w guście, niemniej jednak dużą winę ponosi tu krawiec i konfekcjonista oraz... żona” – narzekał reporter magazynu „ABC Mody” w 1931 roku. I zaraz potem wymieniał najczęstsze grzechy męskiego stroju: „Nosimy w zimie fularowe krawaty, do granatowych spodni jasnożółte buty, wieczorem bryczesy, nie mamy na balach rękawiczek, do smokinga kraciaste chustki do nosa, do wizytowego garnituru wykładany kołnierzyk, lakierki do sportowego garnituru, getry do fraka, brudne rękawiczki it.d. – aż do okropności!”.
Prasa zalecała panom unikanie „banalnych kolorowych prążków. Najwytworniej wygląda jednobarwny i gładki jedwab oraz płótno”. Narzekano, że zbyt często marynarka „jest zanadto obwisła, marszczy się, linia ramion jest opadająca albo śmiesznie kwadratowa, bo idąc za modą kawiarnianych gigolaków, wypychamy sobie rękawy”. Przypominano panom, że „spodnie, które się załamują na półbuciku, wołają o pomstę do... krawca”, że skarpetki powinny być jednobarwne, dobrane do koloru krawata albo garnituru – „zastosowane do koszuli i mankietów, świadczą o pewnej pretensjonalności. Co drugi gwiazdor filmowy nosi granatową jedwabną koszulę, granatowe skarpetki i ciemnoniebieskie oczy”.
Dżentelmen nie powinien też kupować byle jakich butów, z cienką podeszwą i tandetnymi dziurkowaniami. „Kwestia butów – jest kwestią życia i opinii. Ostatecznie można zaoszczędzić na czym innym, ale obuwie powinno być wykonane niezwykle starannie, dopasowane do stopy, zaopatrzone w mocne „nie do zdarcia” podeszwy. Wystarczy na całe życie. Mężczyźni potrafią nosić po 20 lat obuwie, przywiązują się bowiem niego i nie mają siły się z nim rozstać. Ileż to scen małżeńskich wynikło stąd, że magnifika na własną rękę darowała biednemu 15-letnie buty swego męża” pisał „Współczesny Pan”.
Równocześnie wielu autorów nawoływało o zachowanie umiaru w hołdowaniu nowościom mody dla panów. „Kwestia męskiego stroju jest w porównaniu z ubiorem kobiety znacznie uproszczona – przypominała Konstancja Hojnacka w swoim Kodeksie towarzyskim. – Bo jakkolwiek i męskie mody ulegają wahaniom, to jednak nigdy takim nagłym i gwałtownym skokom, które by dyskwalifikowały ubrań z sezonu na sezon. Wszelkie przesady i ekstrawagancje rażą w ubiorze męskim o wiele więcej, aniżeli w kobiecym”.
Ekscentryczność stroju wybaczano jedynie artystom. Słynny pod Giewontem kolorowy, pasiasty sweter oraz „renesansowy” aksamitny beret Stanisława Ignacego Witkiewicza, spodnie w łowickie pasy, w których chadzał po Zakopanem August Zamoyski budziły zainteresowanie, ale też pobłażliwą akceptację – rozumiano, że takie ubraniowe wybryki są częścią artystycznej ekspresji.
„Jasny płaszcz przepasany skórzanym paskiem (taki wówczas panował fason), - wspominał Witkiewicza Roman Jasiński - granatowy beret i potężna laska były głównymi, charakterystycznymi szczegółami kostiumu Witkacego w owej epoce. [...] On sam, wysoki, barczysty, doskonale zbudowany, o bladej, pociągłej, pięknej i pełnej wyrazu twarzy oraz niesamowicie wprost wyrazistych, przeszywających oczach, już samym swym zewnętrznym wyglądem fascynował każdego, kto w jakikolwiek sposób z nim się zetknął”.
CDN.
Komentarze
08-01-2025 [11:19] - u2 | Link: "Ekscentryczność stroju
"Ekscentryczność stroju wybaczano jedynie artystom."
Aktorzy, czyli artyści, od czasów starożytnej Grecji przywdziewają różne stroje, noszą różne maski. Stąd słowo hipokryta i hipokryzja:
The word hypocrisy comes from the Greek ὑπόκρισις (hypokrisis), which means "jealous", "play-acting", "acting out", "coward" or "dissembling".[6] The word hypocrite is from the Greek word ὑποκριτής (hypokritēs), the agentive noun associated with ὑποκρίνομαι (hypokrinomai κρίση, "judgment" »κριτική (kritikē), "critics") presumably because the performance of a dramatic text by an actor was to involve a degree of interpretation, or assessment.
https://en.wikipedia.org/wiki/Hypocrisy#Etymology
Nie dziwi więc wspólczesna hipokryzja tzw. celebrytów, którzy są znani tylko z tego, że są znani, na przykład z ubeckich merdiów typu TVNazi. Idą potem w politykę, aby domknąć ubecki "układ", jak pewien szałmen z Wiertniczej, który przeniósł się do cyrku na Wiejskiej i występuje tam jako błazen. A inni celebryci nawołują do głosowania na kogoś, lub do niegłosowania na kogoś innego. Przykład to Żebrak z Warszafki inscenizujący scenkę, w której krzyczy "Za Rafalalala!". Inny aktorzyna, tak się składa że dyrcio znanego teatru w Warszafce, pokazuje publicznie jak należy bić w mordę pisiorów, oczywiście w czasie wybiórczym.