Czy Trzaskowski uczyni Warszawę Wenecją Północy?

W upalną sierpniową noc do Warszawy zawitał deszcz, zjawisko równie zaskakujące jak śnieg w styczniu. Ursynowska smródka, zwana elegancko potokiem służewieckim, zgodnie z atmosferycznym fatum, zaczęła zalewać Wilanów. Trasy szybkiego ruchu stały się za głębokie dla samochodów i za płytkie dla amfibii. Woda wartko płynąca tunelami potwierdzała ich znakomitą przepustowość. Tylko metro nie wpuściło gościa w swe progi.
Służby miejskie działały sprawnie. Sztab kryzysowy dowodzony przez prezydenta Rafała Trzaskowskiego, perfekcyjnie kierował obroną stolicy przed ulewą. Przy okazji potwierdziła się słuszność antycypacyjnej polityki ratusza zaniechania budowy schronów, dzięki czemu żaden nie został zalany.
Deszcz przestał padać. Ale na wszelki wypadek pijarowcy z Ratusza przygotowują turystyczny prospekt reklamowy pod hasłem: Warszawa Wenecją Północy.
Aż strach pomyśleć, co by się mogło stać, gdyby miastem zarządzał jakiś pisowski nieudacznik. Już wyobrażam sobie te żałosne próby zachwalania Warszawy jako akwaparku. A i bez kataklizmu stolica przeistoczyłaby się w smutną prowincjonalną pipidówkę bez ścieżek rowerowych przy pryncypalnych ulicach, bez plaży przed ratuszem, bez promenady przez Wisłę, bez hardego wobec Pałacu Kultury gmachu Muzeum Sztuki Nowoczesnej, który odebrał „pekinowi” prymat architektonicznego jelenia na rykowisku, bez taksówek powożonych przez podejrzanych osobników z niby tanich zagranicznych firm…
Za to taki pisowski nacjonalista inspirowany peeselowską ustawą o wychowaniu patriotycznym, że też ludowców trzymają jeszcze w koalicji 13 grudnia, wzniósłby zapewne pomnik bitwy Warszawskiej, jak gdyby nie wystarczała ulica. Tym bardziej, że jeden, wprawdzie niewyględny i mało komu znany, już stoi na Bródnie od dziewięćdziesięciu lat.
Pozmieniałby też nazwy kilku ulic, placów i rond. Typuję place Konfederacji i Konstytucji, rondo żaba, ulice Topiel, Sikorskiego, Bagno i Focha, bo w mieście Dobrej i Miłej nie godzi się strzelać focha. A gdyby włodarz był przygłuchy, nie dosłyszawszy dwóch pierwszych sylab: je-zu, zagiąłby parol także na ulicę Icka…
Ja tu jadę po bandzie purnonsensu, a w kraju dzieją się wydarzenia epokowe. Podobno co bardziej bojaźliwi, a zacofani sługusi upadłego reżymu, zjadają partyjne legitymacje. Natomiast oblatani w wirtualu szukają hakerów zdolnych wymazać ich nazwiska i czyny z zapisów cyfrowych. Daremny trud. Bodnarowcy położyli już łapska, wróć, czyste ręce, na wszelkich nośnikach elektronicznych. I pod koniec sierpnia Państwowa Komisja Wyborcza odetnie jedynie zasilanie na paczki dla osadzonego w aresztach pisowskiego plenum.
A pod celą kafary z Nowogrodzkiej spotkają być może bonzów z Polskiego Komitetu Olimpijskiego. Tu z zażenowaniem przyznaję, że chociaż kiedyś coś tam łączyło mnie z tą organizacją, nie wiedziałem o jej administracyjnym podporządkowaniu prezydentowi stolicy. Na wszelki wypadek sprawdzę czy nie zarządza on również episkopatem.
Ale ad rem. PKOL został, zapewne nie bez przyczyny, oskarżony przez media i ministra sportu o… Waham się użycia zwrotu przestępstwa, bo chodzi raczej o bizantyjskie obyczaje, nepotyzm i woluntaryzm. Dlatego sprawę badają na razie służby skarbowe i NIK, a prokuratura czeka z nakazami u nogi, zwłaszcza, że jest zarobiona ściganiem kliki kaczystów.
Atak na PKOL Wynika moim zdaniem z trzech przyczyn. Po pierwsze, coś jest na rzeczy. Zawsze zresztą było, zważywszy, że przykład idzie z góry. A o zakulisowych przewałach członkiń i członków MKOL na miliony dolarów krąży masa wiarygodnych przekazów.
Po drugie, gdyby nie blamaż zbyt licznej, w stosunku do możliwości i dokonań, reprezentacji, nie byłoby sprawy. Dziesięć medali więcej wystarczyłoby po kokardę do propagandowej fety, choć nasz sport kulałby po staremu. Zamiast jednak roztrząsać przyczyny owego kuśtykania, proponuję risercz po mediach, tych z ostatnich dni, lub tych sprzed lat. Zawsze ta sama stara bida, zarówno za czasów Głównego Komitetu Kultury Fizycznej, jak i Ministerstwa Sportu. I nic nie zmieniła przeprowadzka Olimpijskiej egzekutywy z ciasnego lokalu na trzecim piętrze przy Frascati, ulicy znanej z piosenki Ireny Kwiatkowskiej o Portugalczyku Eskulapi i z adresu Władysława Gomółki, do salonów nad Wisłą.
I po trzecie wreszcie, a właściwie po pierwsze, drugie i dziesiąte, komitetem olimpijskim kierował człowiek Jacka Sasina nazywanego przez życzliwych szefem grupy wołomińskiej, cokolwiek to znaczy.
Wszak na marginesie wspomnę o jednej z praprzyczyn dzisiejszej sytuacji, zapewne nie decydującej, ale symptomatycznej. Otóż w okresie przemian ustrojowych związki sportowe wraz ze spółdzielczością mieszkaniową, Polskim Związkiem Działkowców i kilkoma innymi paraspołecznymi tworami, nie uległy radykalnej odnowie, podobnie zresztą jak pomagdalenkowa polityka. No i masz babo i obligatoryjnie dziadu, placek.
W ten oto zmyślny sposób nawiązałem do mojej alergii feminatywnej, dziś w aspekcie międzynarodowym. Elyty 3 RP, zaciskające kciuki za listopadowy sukces Kamali Harris, Boże chroń Amerykę, widzą w niej prezydentkę USA. Jakże to tak?! Wodzini mocarstwa będzie prezydentką, a panie zasiadające w rządzie Tuska to nie ministerki, lecz patetyczne ministry, choć akurat do nich pasuje jak ulał poczęte z ducha Barei określenie ministerki.
Zatem gwoli dobrych stosunków ze Stanami Zjednoczonymi żądam, by Kamilę Harris nazywać prezydentą In spe!
I znów sprytnie nawiążę do ostatnich słów poprzedniego akapitu. Rafał Trzaskowski zwołał na campus pod Olsztynem przyszłość populacji In spe, czyli progresywną młodzież spod sztandarów KOPPO z domieszką tęczowych. I wkrótce pięć tysięcy apostołów, wróć, aktywistów, wyruszy w Polskę głosić dobrą nowinę. Sorry, nie wypada żartować z Ewangelii.
Ciekawe czy na campusie pojawi się indywidualność rangi Leni Riefenstahl, by z maestrią dokumentować entuzjazm, zapał, żar, a co mi szkodzi, pojadę po całości, tryumf woli młodych serc? Niewykluczone, takie imponujące zgromadzenie, porównywalne ze zlotami organizowanymi przez Aleksandra Kwaśniewskiego, jeszcze we wcieleniu peerelowskiego ministra, powinno sprzyjać odkrywaniu talentów kronikarskich. No i ta analogia. Kwaśniewski też wkrótce potem został prezydentem, że pozwolę sobie na ponurą antycypację.
 
Sekator
 
Ps.

- Czy Leni Riefenstahl to ta dokumentalistka, która kręciła wspaniałe filmy przyrodnicze, zwłaszcza o głębinach oceanów? - pyta mój komputer.
- Oczywiście - potwierdzam podziwiając filmową wiedzę Eustachego.
 
 



Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika NASZ_HENRY

28-08-2024 [06:33] - NASZ_HENRY | Link:

  

Nie bajeruj Eustachego. To zbrodniarze hitlerowscy, finansowali jej działalność artystyczną w okresie III Rzeszy.
Pytanie kto  finansuje działalność Trzaskowskiego, czy nie przypadkiem potomkowie tych zbrodniarzy ;-)