Paniki wojenne w PRL (2)

Duża fala paniki wojennej miała miejsce w PRL w 1961 roku.
 
 
           Kolejna fala pogłosek wojennych wybuchała gdy w marcu 1949 roku Andriej Wyszyński zastąpił Wiaczesława Mołotowa na stanowisku ministra spraw zagranicznych ZSRS. Pamiętano bowiem, że kilka miesięcy przed wybuchem drugiej wojny światowej Mołotow zastąpił na tym stanowisku Maksima Litwinowa.
 
 
           Następna zaś w kwietniu , gdy na polecenie Ministra Obrony Narodowej zarządzono przegląd koni wraz z uprzężami i wozami.
 
 
           Kolejna w lipcu, gdy kraj obiegła informacja o cudzie w Lublinie. Podejrzewano, że jest znakiem zbliżającej się wojny.
 
 
           Gdy 7 listopada 1949 r., kiedy radiowe wiadomości podały, że nowym ministrem obrony narodowej został sowiecki marszałek Konstanty Rokossowski, nawet zagorzali zwolennicy nowego reżimu musieli przyznać, że nie jest to nic nieznacząca decyzja personalna. Zdecydowana większość Polaków widziała w tej nominacji  kolejny krok w procesie sowietyzacji kraju, na drodze do stania się przez Polskę siedemnastą republiką. Wieszczono też wojnę. „Jednak nam nie wierzą.- zanotowała bezpieka opinię jednego mieszkańca Lublina – Widocznie będzie wojna. Rosja dała swojego człowieka”
 
 
           W Krakowie wzrosła liczba podań o węgiel w składach zajmujących się jego obrotem. Podobnie jak wcześniej wzrósł popyt na towary włókiennicze, obuwie i żywność, przede wszystkim sól, cukier, kasze, słoninę.  „Zróbcie sobie zapasy cukru, mąki mydła, soli itd. — tak Wam radzę, jak sobie. – napisano w jednym z przechwyconych listów z Krakowa - Pieniędzy żadnych nie trzymajcie, choć wiem, że i tak nie macie. Słyszeliście pewnie, że już Marszałek Żymierski poszedł won, a na jego miejsce przyszedł nowy Marszałek Polski, Rokossowski. Ogromna czystka w W-wie w Rządzie. Niedługo będziemy mieli Rząd Radziecki”.
 
 
       Poczucie zagrożenia wojną sięgnęło zenitu, gdy 25 czerwca 1950 roku komunistyczna Korea dokonała inwazji na południe. Przekonanie, że zaraz rozpocznie się trzecia wojna światowa, było w społeczeństwie polskim powszechne. Ze sklepowych półek znikało wszystko, co mogło się przydać. Rodzice nie puszczali dzieci na kolonie.  Chłopi odmawiali wykonywania prac polowych, urzędnicy partyjni narzekali: „Nie sprzątnięte dotychczas siano moknie na łąkach”.
 
 
         W 1951 roku kolejne fale paniki wojennej miały miejsce po rozpisaniu  w czerwcu Narodowej Pożyczki Rozwoju Sił Polski (przygotowują się do wojny — mówiono), w lipcu 1951 roku po śmierci arcybiskupa Adama Sapiehy (w Krakowie krążyła przepowiednia, że w roku, w którym umrze Sapieha, wybuchnie wojna), we wrześniu 1951 roku po wydłużeniu służby wojskowej. W 1952 roku zaś w październiku po wyborze Dwighta Eisenhowera na prezydenta Stanów Zjednoczonych.
 
 
           Śmierć Stalina i zawieszenie działań militarnych w Korei wpłynęły na uspokojenie nastrojów.  Rozpoczęcie w Genewie w 1954 roku rozmów wielkiej czwórki  podsyciło nadzieje na trwały pokój.
 
 
         Na świecie zapanował „duch Genewy” i odwilż w stosunkach między mocarstwami. Pewnej zmianie uległ obraz świata lansowany przez komunistyczną propagandę — Stany Zjednoczone, Wielka Brytania czy Francja przestały być przedstawiane jako zagrożenie.
 
 
           Wstęp do nowego etapu wojennego strachu otworzyło zestrzelenie nad Uralem 1 maja 1960 roku amerykańskiego samolotu szpiegowskie- go U-2. Po zerwaniu przez Chruszczowa konferencji wielkiej czwórki w Paryżu, w wielu zakładach pracy w Polsce zaobserwowano wzrost rozmów o niebezpieczeństwie wybuchu nowej wojny.
 
 
           Strach przed wojną z nową siłą rozpalił się rok później, gdy z 12 na 13 sierpnia 1961 roku armia wschodnioniemiecka za wiedzą i wolą Chruszczowa rozpoczęła wznoszenie muru dzielącego Berlin Wschodni i Zachodni. Pierwsze symptomy paniki pojawiły się 14 sierpnia w południowo-wschodniej części kraju, w powiatach leżących wzdłuż linii kolejowej Medyka–Przemyśl–Kraków. Ludzi zaniepokoiły idące nocą transporty wojsk sowieckich.
 
 
           W regionie rzeszowskim — jak informowały władze partyjne — zapanował „stan pewnej psychozy wojennej” - z półek sklepowych znikła większość towarów. Analogicznie było na Lubelszczyźnie.
 
 
          W Przemyślu w trzy dni wycofano wkłady z PKO na sumę blisko 1,5 mln zł, podczas gdy średnia dzienna wypłata wynosiła wówczas 80 tys. zł. Powszechnie krążyły pogłoski o mobilizacji do wojska 8–10 roczników.
 
 
       Innym ogniskiem paniki były Ziemie Zachodnie, gdzie pojawiły się obawy przed powrotem Niemców.  Ich powrót, przewidywana zemsta, widmo ponownej okupacji wielu przerażały.
 
 
           W obliczu masowego wykupowania towarów władze lokalne wprowadziły limitowanie sprzedaży artykułów pierwszej potrzeby.
 
 
           Przed sklepami z biżuterią w całym kraju ustawiły się kolejki. W warszawskiej sieci „Jubilera” obroty wzrosły o 180%. Masowo wyjmowano pieniądze z kont oszczędnościowych.  Pamięć o wojennej inflacji spowodowała, że pieniądze zamieniano na dobra trwałego użytku, które — jak przypuszczano—w przypadku nowej wojny nie straciłyby na wartości. Znacznie wzrosła więc sprzedaż pralek, dywanów, sprzętu RTV, maszyn rolniczych. Z drugiej strony właściciele aut osobowych zaczęli zastanawiać się nad ich sprzedażą, by w ten sposób uniknąć spodziewanych rekwizycji.
 
 
           W kolejkach dochodziło do awantur.  „W dalszym ciągu obserwuje się wykupywanie artykułów spożywczych, szczególnie tłuszczu. – napisano w raporcie z Warszawy - Przy stoiskach mięsnych dochodzi często do awantur, gdyż wielu chce kupować w dużych ilościach smalec, słoninę i boczek, co spotyka się z reakcją pozostałych kupujących. Częste są głosy, aby ograniczyć ilościowo sprzedaż tych artykułów”.
 
 
           Pojawiły się obawy o los dzieci przebywających na wakacjach. Na przykład pracownice Warszawskiej Fabryki Mebli zgłosiły się do rady zakładowej z żądaniem ściągnięcia dzieci z kolonii nad morzem.
 
 
            Prawdopodobieństwo wybuchu wojny wydawało się tak wielkie, że wystąpiły nastroje ucieczkowe. Rodziny z południa i centrum kraju namawiały swoich krewnych mieszkających na jego zachodnich kresach do opuszczenia swoich domów i mieszkań. „Kochany Braciszku z Synem. – pisała kobieta z Puław- Kochani czego czekacie, zabierać manatki i przyjeżdżać do nas i to prędko, czy nie wiesz co się święci, nigdy nie myślałam, że tak się przywiązałeś do Wałbrzycha, ale życie jest droższe pamiętaj Jaśku, takie sny mam okropne, przyjeżdżaj, czekam.”
 
 
           Nawet intelektualiści ulegli wojennej atmosferze. Jan Józef Szczepański zanotował:  „Widziałem Zbyszka Herberta i Mrożka, obaj w katastroficznym usposobieniu”.
 
 
           Panika zaczęła wygasać w początkach października, mimo, iż Gomułka, w wygłoszonym 10 września na Stadionie X-lecia w Warszawie przemówieniu zamiast uspokoić nastroje, zaatakował kraje zachodnie, mówiąc, że Berlin Zachodni jest „bazą i odskocznią dla rozpalania zimnej wojny oraz siedliskiem organizacji szpiegowskich i dywersyjnych”.
 
 
          Przebieg „berlińskiej” paniki potwierdzał tezę Floriana Znanieckiego, że zachowanie kształtowane jest przez wzajemne oddziaływanie postaw indywidualnych. Ludzie widząc tłumy wykupujących sól bądź „wyciągających na potęgę” pieniądze z PKO, robili to samo.
 
 
CDN.