W oczekiwaniu na dobrą zmianę w kształceniu lekarzy

Przeczytałem doniesienie prasowe, zatytułowane: "Dobra wiadomość dla osób z podejrzeniem choroby nowotworowej".  Okazało się, po bliższym zapoznaniu z materiałem, że minister zdrowia Konstanty Radziwiłł daje nadzieję pacjentom z podejrzeniem właśnie nowotworu na to, że szybciej będą mogli poddać się badaniom diagnostycznym i szybciej wdrożone zostanie leczenie. W jaki sposób? Projekt zmian w pakiecie onkologicznym, który znalazł się w sejmie, zakłada likwidację ograniczeń administracyjnych i utrudnień biurokratycznych nakładanych na lekarzy.
Oprócz działań ułatwiających diagnostykę i leczenie nowotworów, projekt zakłada konsolidację ośrodków zajmujących się leczeniem nowotworów, czyli mówiąc jaśniej - ministerstwo zakłada wprowadzenie zakazu przeprowadzania operacji onkologicznych w ośrodkach, w których takich zabiegów wykonuje się mniej niż sześćdziesiąt rocznie! System przyjmowania i leczenia pacjentów w szpitalach jest na różne sposoby ograniczany. Limituje się w sposób finansowy przyjęcia do szpitali. Ogranicza się administracyjnie kształcenie młodych lekarzy. Poprzez niedostateczne finansowanie, leczenie ludzi chorych na poważne choroby, czyni się po prostu nieopłacalnym. I teraz w sytuacji w której kolejki do szpitali są - jakie są - ministerstwo zdrowia zamierza zakazać wykonywania niektórych procedur w szpitalach. Nie tędy droga! Oczywiście, dobrze by było, żeby zabiegi operacyjne wykonywane były przez tych lekarzy, którzy dane procedury potrafią wykonać, ale nie należy, nie wolno ograniczać administracyjnie prawa do ich wykonywania. Należy ułatwić kształcenie, a nie ingerować w prawo pacjenta do wyboru lekarza!
Jakiś czas temu spróbowałem - w celu poprawy swych kwalifikacji - otworzyć nową specjalizację - chirurgię onkologiczną. Byłem chirurgiem ogólnym - wtedy - od blisko dziesięciu lat. Byłem chirurgiem, który już wtedy miał na liście wykonanych zabiegów również wiele zabiegów onkologicznych, ale przede wszystkim zrobiłem to po przeczytaniu - przez kilka miesięcy z rzędu - ogłoszeń w prasie branżowej wskazujących chirurgię onkologiczną, jako deficytową. Myliłby się jednak ten, kto by oczekiwał w związku z tym jakichś ułatwień! Po pierwsze, nie miałem prawa do specjalizacji w ramach tak zwanej rezydentury. Tylko dlatego, że już miałem specjalizację z chirurgii ogólnej, choć została ona przez mnie przeprowadzona nie w trybie rezydenckim, bo takowego wtedy nie było, tylko w ramach etatu. I teraz też zażądano ode mnie, a pośrednio od mojego pracodawcy, zgody na oddelegowanie w ramach mojego etatu. Musiałem przedstawić średnią ocen ze studiów, które skończyłem dwadzieścia lat wcześniej i nie wystarczył wgląd w dyplom, tylko musiałem złożyć odpowiednie podanie do dziekanatu. Potem czekała mnie rozmowa z szefem oddziału onkologii, który powiedział mi, że oczywiście, proszę składać podanie, pożyjemy, zobaczymy... Skąd inąd wiadomo było, że w kolejce do otwarcia specjalizacji czekają lekarze z tego oddziału... Jak sobie pomyślałem, że mam przez dwa lata trzymać haki, a wogóle nie wiadomo, czy uda się specjalizację otworzyć, odechciało mi się i porobiłem kursy endoskopii i nauczyłem robić gastroskopię.
Dla kontrastu opowiem państwu jak polscy lekarze mogą zrobić specjalizację w Niemczech. Wysyła się do specjalnej firmy pośredniczącej swoje dane, listę zabiegów, które się umie zrobić, oraz definiuje się obszar medycyny w którym chce się kształcić, a oni to rozsyłają do szpitali i po raczej krótszym, niż dłuższym czasie znajdują taki oddział, w którym potrzeba pracownika z moimi kwalifikacjami, jednocześnie mogący kształcić w tej dziedzinie, która mnie interesuje. Trzeba tam pojechać, zapoznać się z oddziałem, a poszukujący pracownika mogą się zapoznać z kandytadem. Reszta to formalność. Nie trzeba żadnych ocen ze studiów, zgód, komisji, postępowań konkursowych, ani żadnych innych tego typu bzdetów. Podpisuje się trzyletnią umowę i zaczyna pracę i naukę. Proste? Proste. I jak tu się dziwić, że większość z tych, co tam pojadą, nigdy już do Polski nie wraca.
Znam przypadek lekarza, Polaka, który pracował w szpitalu w Ghanie. W tym rejonie świata 90% ludzi ma jakieś zakażenie: wirusem HIV, wirusem zakażenia wątroby itd. Po kilku latach pracy powrócił do kraju i wystąpił do ministerstwa zdrowia o zaliczenie mu czasu pracy w tym szpitalu do specjalizacji z chorób zakaźnych. Odpowiedziano mu, że tego szpitala w Ghanie, nie ma ministerialnej liście szpitali. Wściekł się, pojechał na południe i robi obecnie specjalizację w Czechach, gdzie osobę z jego doświadczeniem przyjęto z otwartymi rękami.
A u nas minister zdrowia chce administracyjnie zakazać operowania przypadków onkologicznych w spore części szpitali. Dobra zmiana?
Lech Mucha

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika Marek1taki

04-02-2017 [14:25] - Marek1taki | Link:

To jest kontynuacja żałosnego systemu, który zresztą był przez min.Radziwiłła żyrowany z pozycji Izb Lekarskich.

"ministerstwo zakłada wprowadzenie zakazu przeprowadzania operacji onkologicznych w ośrodkach, w których takich zabiegów wykonuje się mniej niż sześćdziesiąt rocznie"
Bo wiadomo, że najlepiej operują ci co mają ręce z gówna - pod warunkiem, że pacjenci nie mają wyboru tylko nakaz leczenia tu i tu.
Po to wprowadzono różne podspecjalizacje z onkologii, żeby dojść do monopolizacji rynku. Zasady naboru jak w Twoim opisie. Najpierw grupa onkologów namaściła się sama na specjalistów krajowych i wojewódzkich (z tytułu zasiedzenia na właściwym etacie) aby stworzyć strukturę rozdającą przywilej kształcenia. Oczywiście nie o kształcenie chodziło tylko o papierek dla profesorów, ordynatorów i co "zdolniejszych" asystentów klinik.

Ale problem jest szerszy. Nie tylko onkologiczne specjalizacje są przedmiotem dystrybucji w zaklętym kręgu. Reglamentacja dotyczy wszystkich specjalizacji. Oczywiście państwo pilnuje aby było sprawiedliwie, ale jak to w folwarku są równi i równiejsi. Nie dziwię się, że wielu lekarzy od razu po studiach wybiera się specjalizować za granicą. Szkoda im tracić czas na udział w loterii z rozdanymi fantami.

Ten system jest po to aby lekarz był całe życie uwiązany przepisami i regulacjami. I to ma "głęboki sens". Stwarza motywację do dyżurowania i wypełniania papierów (zawsze mówiłem leczmy za darmo a bierzmy pieniądze od państwa za dokumentację jak notariusze).

Specjalizacje (i studia, i nie tylko medyczne) powinny być płatne ale nie znaczy, że stażysta ma być ubezwłasnowolnionym wyrobnikiem. I nie znaczy, że specjalizacje powinny prowadzić instytucje - powinni prowadzić lekarze indywidualnie i mistrz powinien namaszczać ucznia na specjalistę. To przy PiSie nam nie grozi.

Obrazek użytkownika Losek

04-02-2017 [15:30] - Losek | Link:

Dokałdnie tak jest. Specjalizacje jako system są obarczone takimi wadami, którymi powinno zająć się CBA. Konsultanci potrafili wykazać zapotrzebowanie na specjalistów z jakiejś dziedziny na ZERO, a potem i tak okazywało się, że jacyś specjalizanci są. Szef specjalizacja z dnia na dzień potrafił zmienić specjalizantowi miejsce specjalizacji, bo potrzebował dla kogoś innego - na drugi koniec Polski. Osobnym problemem jest skandaliczny poziom współczesnego kształcenia kadr! To jak się młodych dziś traktuje, to jest zbrodnia.

Obrazek użytkownika Marek1taki

04-02-2017 [18:00] - Marek1taki | Link:

Przez analogię do odsuwania od stołu prawem kaduka-superspecjalisty dodam, że przykrą sprawą stał się upadek specjalizacji z chorób wewnętrznych. Interna - królowa nauk medycznych została zdegradowana. System wykreował zainteresowanie pacjentów lekarzami rodzinnymi w POZ (jest wolny wybór lekarza trzeba przyznać, za 11zł na miesiąc o ile mnie pamięć nie myli) i specjalistami (kontraktowanymi po uważaniu i nie w powiązaniu z lekarzem a z przychodnią).
Faktyczni lekarze rodzinni byli zanim powstała specjalizacja tego typu, nawet zanim Czechow został rodzinnym.
A internistów ubywa z przyczyn naturalnych. Kto się będzie dzisiaj ciężko i długo uczył interny skoro po załapaniu na inną specjalizację zostanie się wyprodukowanym na prawdziwego specjalistę w oczach systemu i pacjentów.
Diabetolog, hypertensjolog - specjaliści od jednej choroby, a jak ktoś jest nie przeciętnie chory to lata z wynikami i nie ma kto tego do kupy zebrać, tzn. diagnozy postawić.

Obrazek użytkownika ExWroclawianin

04-02-2017 [23:48] - ExWroclawianin | Link:

I to mnie przeraza! I jak tu po 36 latach emigracji wracac do Polski na stare lata, kiedy wizyty u lekarza sa coraz czestsze???

Nie wyglada mi to na skuteczna naprawe sluzby zdrowia w Polsce przez dzisiajsza wladze.....Ciekawy jestem czy pan minister Radziwil jest otwarty na merytoryczna dyskusje czy debate. Mysle ze Polska musi zaczac przeznaczac wiecej % z PKB na sluzbe zdrowia, bo pieniadze tez sa wazne przy rozwiazywaniu tych problemow. U nas w USA prezydent Trump tez chce "odwrocic" Obamacare ale co dostaniemy w zamian i za jaka cene....

Pozdrawiam z New Jersey, USA

Obrazek użytkownika Losek

04-02-2017 [23:58] - Losek | Link:

Istotnie, stan służby zdrowia w Polsce jest bardzo istotnym czynnikiem utrudniającym decyzję Polaków znajdujących się za granicą o powrocie do kraju. 

Obrazek użytkownika Marek1taki

10-02-2017 [14:54] - Marek1taki | Link:

Nieprzewidywalność działań państw w zakresie usług medycznych jest argumentem przeciw państwowej ingerencji. Ze zwiększenia nakładów przez państwo na pewno wynikną większe podatki, zadłużenie i inflacja a niekoniecznie leczenie, które wybraliby sami pacjenci.
I dlatego mimo, że prywatnie jestem zainteresowany jako potencjalny pacjent i jako lekarz, nie widzę perspektyw abym skorzystał na przeznaczeniu większego %PKB na sł.zdrowia. Jako pacjent wolę sam decydować o finansowaniu leczenia niż uczestniczyć w rywalizacji z innymi pacjentami kto skorzysta więcej. Jako lekarz sam wolę organizować swoje życie zawodowe, niż po raz kolejny ratować system, i niż rywalizować z kolegami o etat i miejsce w hierarchii.

Moim komentarzem proszę się nie przerażać. Jeszcze przez wiele lat będą aktywni zawodowo lekarze, którzy najpierw kończyli specjalizację z chorób wewnętrznych a później podspecjalizację. Schemat szybkiego kształcenia specjalistów, ma też swoje dobre strony, pod warunkiem braku ograniczeń w dążeniu do wiedzy (nie jak obecnie). Szybka droga do specjalizacji i robienie następnej w razie niepowodzenia, nietrafnego wyboru, braku zapotrzebowania, jest czymś lepszym niż skazywanie na dożywocie w pierwotnym wyborze. Zwłaszcza, że medycyna się zmienia w czasie życia lekarza. Umożliwiałaby też poszerzanie wiedzy przez robienie kolejnej specjalizacji. Tak jak teraz młodzi lekarze zdobywają liczne "sprawności harcerskie" drogą kursów - te jednak są ograniczone do metod diagnostycznych i leczniczych.

Pozdrawiam

Obrazek użytkownika twardek

06-02-2017 [20:51] - twardek | Link:

cz.II
Likwidacja NFZ jako sposób na przytrzymanie pieniędzy kierowanych dotąd do lecznictwa prywatnego, to połowa sprawy. Druga, to odzyskanie lekarzy. Część z nich wróci z etatów z konieczności, ta zaś część, która „dorabia” w trybie zleceń, powinna powrócić poprzez możliwość wysokopłatnego „dorabiania” (oczywiście, przez jednych i drugich) w macierzystych jednostkach lecznictwa uspołecznionego – w trybie godzin nadliczbowych. Stanowiska dla nadliczbowej pracy odzyskanej populacji eskulapów nie powinny być problemem. Dlaczego np. nie zwiększyć zmianowości tak, by przychodnie były czynne do godź. 22:00? Szpitale z kolei też mają sporo miejsca do wykorzystania już lub do zaadaptowania - na zorganizowanie dodatkowych powierzchni czy dodatkowych przychodni.
Uzbrójmy się w cierpliwość. Wg mnie sukces jest zagwarantowany jak w starym, przed złodziejskim banku. Choć opór materii ożywionej jest straszny.
Oceny podejmowanego wysiłku przez ludzi ze środowiska są uwarunkowane dominującym typem orientacji. Albo ma się ją na „szmal” albo na pacjenta.

Obrazek użytkownika Jabe

07-02-2017 [07:44] - Jabe | Link:

„Mechanizm jest prosty i sprowadza się do wyciągania i społecznych pieniędzy [przez lecznictwo prywatne] (umowy o refundację) i równocześnie wyciągania lekarzy” – Prywaciarze wyciągają za leczenie tyle samo, ale lekarzom przy tym płacą lepiej. O zgrozo! Mniejsza, czy Pan prawidłowo zjawisko opisał. Chodzi o wniosek, że trzeba dążyć do systemu możliwie nieefektywnego tzn. państwowego. W systemie tym jest (rzekomo) orientacja na pacjenta a nie na „szmal”, czyli – pomijając oczywistą demagogię – nie trzeba się liczyć z pieniędzmi.

Obrazek użytkownika twardek

07-02-2017 [22:01] - twardek | Link:

Twierdzenie o tożsamości systemu możliwie nieefektywnego czyli państwowego przynależy do propagandowego kanonu neo-liberalnej dziczy przełomu XX/XXI wieku. Szkoda, że zaangażował się Pan u nich w roli herolda. Mnie, tak się szczęśliwie złożyło, danym było zasłyszeć bezpośrednio od pracowników opinie o przedwojennych przedsiębiorstwach państwowych (Stalowa Wola i VIS), które na rynku były wzorem efektywności i modelu stosunków pracowniczych. Pewnie Pan takiej okazji mieć nie będzie, ale może Pan przecież o nich poczytać, nie pomijając też wzorowych Polskich Kolei Państwowych, kombinatów chemicznych czy przemysłowych p-tw w Gdyni, od portu poczynając.
Niska efektywność przedsiębiorstw państwowych w PRL - z której demagogicznie(!!!) czyni się zasadę - od stanu początkowego wynikłego z wojennej masakry, zaczęła się uwidaczniać "autonomicznie" począwszy od drugiej połowy lat 50-tych, kiedy to zaimportowano z ZSRR do Polski sabotaż gospodarczy i mimo imponującego wzrostu wykwalifikowanych kadr - utrzymywania negatywnego doboru kadr kierowniczych. Warunkiem kariery było bowiem członkostwo partii, wpierw PPR później PZPR, co niejako z definicji blokowało dostęp ludziom fachowym, zantagonizowanym wobec systemu, którzy cenili sobie pewne pole niezależności, także na gruncie układów służbowych.
Proszę nie opowiadać więc głupstw, bo jak dobrze pójdzie, to będzie miał Pan okazję patrzeć na dobrze prosperujące przedsiębiorstwa państwowe. Jeżeli tylko uda się uniknąć ich upartyjnienia. Wtedy będzie dla Pana wstyd.
Co do przedsiębiorstw prywatnych, w wymiarze społecznego, funkcjonującego w najlepsze modelu, dość powiedzieć, że stało się ono stajnią roboczego bydła dla ludzi !
Trzeba szczególnych zabezpieczeń prawnych aby tak nie było. Mam nadzieję, że do tego dojdzie.
Przy okazji, własność prywatna, jak sądzę, wyrasta na gruncie "... pożądania rzeczy, które jest największym wrogiem tego świata". To ostatnie powiedział Pan Kriszna, objaśniając bardzo, bardzo dawno temu rzeczywistość - pouczanemu Arjunie . Prawdziwe i dziś, i to bardzo.

Obrazek użytkownika Jabe

08-02-2017 [08:11] - Jabe | Link:

Myślę, że gdyby Pan pojechał do Magnitogorska, spotkałby Pan tam ludzi, którzy słyszeli opowieści, jak to w dawnych pionierskich czasach wszystko doskonale działało. I, kto wie, może rzeczywiście tak było. Nic dziwnego, że w szarzyźnie PRL-u chodziły słuchy, jak to było świetnie przed wojną. Zresztą wtedy socjalizm jeszcze nie zdążył wykształcić cwaniaczej mentalności. Skoro PRL dokonał takich spustoszeń, których nie naprawiono, trudno oczekiwać, że dziś tworzone przedsiębiorstwa państwowe będą przypominać te przedwojenne.

Konkurencja – to jest pojęcie ogółowi nieznane. Nawet tym, których obchodzi efektywność, trudno przyjąć do wiadomości, że jej nie można zadekretować. W zdrowym systemie źle zarządzane przedsiębiorstwa padają, a ich miejsce zajmują nowe. W państwowej przedsiębiorczości nie ma mechanizmu naprawczego.

W modelu socjalistycznym całe państwo jest korporacją. Ludzie są przedmiotem buchalterii demograficznej. Właśnie wtedy państwo jest „stajnią roboczego bydła”. To, jak człowiek żyje, zależy od władzy, nie od niego. Człowiek w socjalizmie jest przedmiotem opieki – Przedmiotem!

W kapitalizmie nie trzeba żadnych szczególnych zabezpieczeń prawnych. Trzeba konsekwentnie oszustów i złodziei do więzień pakować – jak zwykle. O to akurat socjalistyczne państwo niezbyt dba, bo ma inne sprawy na głowie – leczenie, uczenie, budowanie domów. I widać tego efekty.

Kazania o pożądaniu rzeczy proszę głosić aparatczykom, którzy z partyjnego nadania zasiedlają stołki w gospodarce. Mamy bowiem do czynienia z odbudową nomenklatury. Dla ludzi, którzy chcą zbudować coś własnego, z czego będą mogli być dumni i będą mogli zostawić dzieciom, zarobek jest tylko dodatkiem. Urzędnik nic własnego nie zbuduje i może być w każdej chwili wymieniony na kogoś, kto ma lepsze układy. Tak to już jest z korporacjami bez właściciela.

Hare Kriszna!

Obrazek użytkownika twardek

06-02-2017 [20:54] - twardek | Link:

cz.I
Cały akapit zapoczątkowany tekstem „Oprócz działań ułatwiających diagnostykę i leczenie nowotworów, projekt zakłada konsolidację ośrodków...” przeczytałem drugi raz, uważnie, i mam brzydkie podejrzenie, że chyba próbuje Pan nami trochę manipulować. Pozostawiając nas bowiem bez informacji jak ministerstwo uzasadnia tego rodzaju konsolidację skazuje nas Pan, laików, na swoją negatywną ocenę „dobrej zmiany” w ochronie zdrowia. Ja na szczęście jestem starym spiskowcem więc się oczywiście nie daję. Zacznę tedy od spostrzeżenia, że właściwie poza owym pomysłem na rzeczoną konsolidację (albo dobrym, albo złym!?) cała reszta pańskich negatywnych spostrzeżeń o istniejącym stanie rzeczy dotyczy obrazu kształtowanego od bodaj dwudziestu lat i taka trochę „Radziwiłłem-personalizowana” krytyka, w kontekście obecnie podejmowanych zmian, jest chyba nadużyciem(?)
Obecny system ochrony, przed którym nie ma ucieczki ok. 80 % obywateli, jest w ruinie. Ze swej strony domyślam się, że animatorzy „dobrej zmiany” trafnie zdiagnozowali, iż od dłuższego czasu głównym zabójcą tego systemu jest refundowanie lecznictwu prywatnemu - przez NFZ - kosztów świadczonych przez nie usług. Mechanizm jest prosty i sprowadza się do wyciągania i społecznych pieniędzy (umowy o refundację) i równocześnie wyciągania lekarzy (na etaty albo zlecane „dorabianie” - za wyższe stawki). Rezultaty są znane i w porównaniu z zakresem i żwawością służby zdrowia w dekadach lat 60-tych i 70-tych to, co dzieje się dzisiaj, to po prostu tragifarsa, a właściwie społeczny dramat.