Tryb a metoda

Mamy własnie reformę edukacji i każdy się głowi jak ją usprawnić i uczynić bardziej efektywną. Jedni twierdzą, że trzeba zlikwidować gimnazja, inni nie chcą ich likwidować. Następni chcą wszystkich belfrów wywalić na zbity pysk i zatrudnić nowych, mniej zmanierowanych. Inni proponują aby przesunąć rozpoczęcie edukacji maluchów nie tylko od siedem ale może i osiem lat; zaś ich przeciwnicy argumentują, że w krajach najbardziej rozwiniętych dzieci już zaczynają się uczyć w wieku czterech lat. To co się dzieje, przekracza już ludzkie wyobrażenia - jedni chcą zakazać dostępu do Internetu, drudzy wszelkie podręczniki tam chcą umieścić. Niektórzy nauczyciele występują z koniem, na co inni pytają: "co koniowi trzeba"? Tych sporów jest oczywiście więcej i nie sposób ich wszystkich wymienić, ani przedstawić przekonujących argumentów, np. dlaczego lekcje gimnastyki mają być bardziej pożyteczne od lekcji matematyki? - Co przypomina spór dlaczego ważniejsze są Święta Wielkanocne od świąt Bożego Narodzenia? Jednak na czoło tych wszystkich rozważań wysuwa się metoda jaka ma być zastosowana w nauczaniu. Jak się okazuje od tego zależy cały postęp i wychowanie przyszłych pokoleń.  

Więc pozwólcie Państwo, że teraz będzie o metodzie. Nie powinno być o metodzie? Co nie, jak tak? Przecież tryb nauczania z metodą ściśle się wiąże. Zacznę więc od swojego przykładu. 

Choć rozpocząłem edukację już bez mała pół wieku temu, to pamiętam, jak te metody wyglądały. Mój kolega Jurek za to, że przeszkadzał na lekcji dostał tak kijem od nauczyciela, że ten się połamał na jego tyłku. Jak wyglądała ta jego dupa nie będę już opisywał, choć ją widziałem bo mi pokazywał. Był to taki długi drewniany kij robiący też za wskaźnik, który występował w komplecie z drewnianym cyrklem z kredą. Być może miał prawo w końcu się połamać, bo był w ciągłym użyciu, choć razy nim wymierzane zazwyczaj nie były zbyt mocne. - Co wszyscy akceptowali, włącznie z rodzicami, więc mama Jurka nie przyszła wtedy do szkoły ze skargą, choć on sam przez kilka dni nie przychodził na lekcje, bo nie mógł siedzieć. Niektórzy nauczyciele lubili też kable elektryczne i linijki. Na przykład nauczycielka od matematyki miała taką metodę zaliczania tabliczki mnożenia, że prowadziła specjalny kajet w którym zapisywała co kto umie. Wyglądało to tak, że trzeba było przyjść do niej w czasie przerwy i powiedzieć, że się nauczyło np. działania przez 4 i 7, i wtedy ona na wyrywki odpytywała. Każdy błąd był równoważny wymierzeniem raza linijką na otwartą rękę. Ta metoda była o tyle skuteczna, że na końcu owego procesu nauczania tabliczki mnożenia nauczycielka była pewna, że każdy całą ją umie. Ja dla przykładu zapamiętałem ją do dziś. Mój brat nie miał takiego wspomagania, więc tabliczki mnożenia tak łatwo się nie nauczył i aby coś pomnożyć musiał używać palców i wgłębień w dłoniach. 

A na studiach obowiązywała inna metoda: 4 razy Z. Czyli Zakuć, Zdać, Zapomnieć, Zapić. I też była skuteczna, gdyż wtedy się uczyłem - pamiętam, jak to się mówi - piąte przez dziesiąte. Ale taki był wtedy tryb studiowania. Dlaczego? Mnie nie pytajcie - tak było. Widocznie chodziło o to, aby nie pamiętać wszystkich niepotrzebnych rzeczy, które w każdym semestrze wykładano. Jak tak się teraz zastanawiam ta metoda obowiązująca na studiach była prostą konsekwencją zanikania bicia przez nauczycieli w miarę kolejnych lat edukacji. W liceum na przykład bicia już nie było. 

No i teraz podobno bicia też w szkołach nie ma, więc poziom nauczania spadł poniżej dopuszczalnej normy. Co prawda wynaleziono w międzyczasie różne nowe metody zapamiętywania: spiralne, mnemotechniczne albo wyprzedzające rozwój biologiczny, jednak wciąż to nie jest to. Nawet powszechne posiadanie przez młodzież smartfonów, tabletów i laptopów z wymyślnymi programami i dostępem "ona linia" do Internetu, czyli światowej skarbnicy wiedzy i informacji wszelakiej nie jest w stanie zastąpić prostego bicia, dzięki któremu wiedza wlewała się głowy jak te oleum przez górny czakram. 

O nauczaniu wyższym narazie nie wspominam, ale o tym początkowym i podstawowym, i zastanawiam się jak je uzdrowić. I tak sobie myślę, że trzeba by zatrudnić innych nauczycieli, nie takich miętkich, tylko twardych, dla których stanowczość i surowość to będzie jak chleb powszedni wyssany z mlekiem matki. Trzeba też zabrać wszelkie pomoce szkolne i zakazać używania tabletów i komputerów, szczególnie tych z dostępem do sieci. To będzie miało zbawienny skutek, bo dzieciaki przestaną rozpraszać uwagę na jakieś gry, albo (nie daj Boże) sprośne obrazki i skupią się na potrzebie zapamiętania wszystkiego co im nauczyciel powie. A ich umysł stanie się giętki i będzie myślał szybciej niż komputer. Z ilością informacji też nie będzie problemu, bo będą rejestrować wszystko jak leci. Problem tylko w tym, aby im się chciało chcieć. Ale przy odpowiedniej zachęcie kijem lub paskiem nie powinno z tym być problemu. 

No, ale co zrobić z taką już całkiem dorosłą młodzieżą, która dajmy na to chce się załapać na studia? Bić takiego nie sposób, bo to często rośniejszy i silniejszy od profesora przed emeryturą; a i dziewczynki, to znaczy panienki nie lubią przemocy, gdyż kojarzy im się to z seksem i wykorzystaniem - więc bicie odpada. Cóż zatem zrobić? Jaką metodę obrać, aby w nauce pomóc? I żadne tam 4 razy Z. - To już było i efektem wyedukowane całe pokolenia marksistów i mentalnych Rosjan, którzy karierę widzieli w PZPR. Tylko nieliczni potrafili to przetrwać bez skazy na rozumie, jak ja. 

No i co zrobić, żeby wiedza nie rzuciła się im na mózg? Miałem bowiem kolegę, bardzo biegłego w różnych naukach, który zaczął studiować prawo. Jednak na trzecim (chyba) roku doznał jakiegoś zwarcia w mózgownicy i styki mu się popaliły. Jednym słowem zbzikował. Zapamiętałem go jak siedzi w swoim pokoju i rozlepia po ścianach i drzwiach jakieś pisma i wygłasza mowy procesowe, z których nic nie rozumiałem...

A więc jak już doszliśmy do tego, że nadmiar wiedzy może być niebezpieczny, a intensywne uczenie się bez konsultacji z lekarzem może zagrażać życiu lub zdrowiu, to myślę, że należało by metody nauczania zweryfikować. Trzeba by wybadać jakie przedmioty bywają zgubne a jakie bezpieczne i pożądane. I tu z pomocą przychodzą najnowsze badania na których ma się oprzeć reforma edukacji w Polsce. Likwidacja szkół o podwyższonym ryzyku i zamiast matematyki i gimnastyki zwiększone godziny historii. 

Też lubiłem historię, z zapałem słuchałem o różnych bitwach, wojnach i broniach. Z całą pewnością w tym naszym niebezpiecznym świecie to się przyda. No i morał z tego uczenia się historii w moich czasach był oczywisty - żeby nie być jak rycerz i nie mieć "zakutego łba". Długo się zastanawiałem po co tyle tej historii ma teraz być, a tu proszę: "zakuty łeb"! 

No i te bronie. Co rusz odzywają się głosy żeby dać Polakom dostęp do broni palnej, aby mogli bronić się przed agresją ze Wschodu. Ja jednak myślę, że to zbyt niebezpieczne. A nuż tacy zechcą jeszcze kupić ubranka myśliwskie w sklepie za rogiem i zaczną ganiać po lesie? - Putin nie będzie musiał wysyłać "zielonych ludzików", bo ci już tu będą! 
Zamiast tego proponował bym rozdać łuki i miecze. Na pewno bezpieczniejsze i dzięki historii każdy będzie wiedział do czego i z jakim skutkiem je używać. 

Tak więc: /zamienić Piosenka -> Historia/

Piosenka jest dobra na wszystko 
Piosenka na drogę za śliską 
Piosenka na stopę za niską 
Piosenka podniesie Ci ją 
Parararara... 

Piosenka to sposób z refrenkiem 
Na inną, nieładną piosenkę 
Na ładną niewinną panienkę 
Piosenka - de son la chanson

Piosenka to jest klinek na splinek 
Na brzydki bliźniego uczynek 
Na braczek rzucony na rynek 
Na taki jakiś nie taki ten byt 

Piosenka pomoże na wiele 
Na co dzień jak i na niedzielę 
Na to żebyś Ty patrzał weselej 
Piosenka - canzona, das Lied

Po to wiążą słowo z dźwiękiem kompozytor i ten drugi 
Żebyś nie był bez piosenki, żebyś nigdy jej nie zgubił 
Żebyś w sytuacji trudnej mógł lub mogła westchnąć z wdziękiem: 
Życie czasem nie jest cudne, ale przecież mam piosenkę 

Piosenka jest dobra na wszystko 
Piosenka na drogę za śliską 
Piosenka na stopę za niską 
Piosenka podniesie Ci ją 

Piosenka to sposób z refrenkiem 
Na inną nieładną piosenkę 
Na ładną niewinną panienkę 
Piosenka de son la chanson 

Piosenka to jest klinek na splinek 
Na brzydki bliźniego uczynek 
Na braczek rzucony na rynek 
Na taki jakiś nie taki ten byt 
Piosenka pomoże na wiele 
Na co dzień jak i na niedzielę 
Na to żebyś Ty patrzał weselej 
Jej słowa, melodia i rytm

zob: https://youtu.be/kkiMU6epe5w

I tu się okazało jak przydatna może być matematyka. Z podstawowego wzoru zamieniania możemy historię zastąpić piosenką. 

Ale jedno mnie martwi. W reformie edukacji nic nie słyszałem na temat lekcji religii. A ta jest przecież niezmiernie ważna. Do dzisiaj pamiętam jak ksiądz mówił, że "kto śpiewa, ten dwa razy się modli". I tak mi pozostało. Tylko żona mi nie pozwala śpiewać, bo twierdzi, że mój głos przypomina zgrzyt rur i uszy jej więdną. Ja jednak się tym za bardzo nie przejmuję i kiedy tylko mogę, to znaczy, jak mnie nikt nie słyszy to sobie nucę, a czasem nawet głośniej zaśpiewam.

Dlaczego ja o tym wszystkim piszę? - Jak ktoś jeszcze nie załapał, bo nie jest zbyt bystry wyjaśniam: dokonałem właśnie epokowego odkrycia w dziedzinie edukacji, co jest na czasie, bo mamy teraz reformę tejże. Chodzi o skuteczną metodę nauczania: zamiast bicia - piosenka, bo jest dobra na wszystko! 

YouTube: 


Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika gorylisko

25-01-2017 [15:10] - gorylisko | Link:

oho... a byłeś pan przystojny, spędzałeś pan czas w Jastarnii na Helu ? bo widzę następny typ w stylu drrrra wyrósł z dziwną manierą pochwały dupy i kija... nigdy nie pochwalałem bicia dzieci w szkole... trzeba mieć duszę niewolnika...  choć czasem człowiek ma chęć przyłożyć... a jak tam d*** Jurka miewa się dzisiaj...nadal taka ciekawa po biciu kijem ?

Obrazek użytkownika Mind Service

25-01-2017 [16:11] - Mind Service | Link:

No widzisz Gorylu, gdybyś czytał dokładniej to byś wiedział, że właśnie moja nowa rewolucyjna metoda edukacyjna nie pochwala bicia :)

Obrazek użytkownika Domasuł

25-01-2017 [18:26] - Domasuł (niezweryfikowany) | Link:

Ta rewolucyjna metoda to piosenka? Nie za bardzo rozumiem, Mirku, gdzie zmierzasz.

Obrazek użytkownika Mind Service

26-01-2017 [03:26] - Mind Service | Link:

Przeczytaj jeszcze raz całość, to może się dowiesz :)

Obrazek użytkownika gorylisko

26-01-2017 [12:42] - gorylisko | Link:

widzisz pan...dobrym słowem można zdziałać duuuużooo ale dobrym słowem i rewolwerem można zdziała duuużoooo więcej a pan tylko w w kółko kij kijem po d*** pogania czasy się zmieniaja i to szybko, niektórzy nawet nie zauważyli czasu siekiery...

Obrazek użytkownika Mind Service

27-01-2017 [14:40] - Mind Service | Link:

Niestety Gorylu, nic nie jest takie jak się Tobie wydaje...

Obrazek użytkownika Imć Waszeć

25-01-2017 [20:37] - Imć Waszeć | Link:

Prawdę mówiąc ten pomysł z konsultacjami lekarskimi przed zakuwaniem jest całkiem dobry :). Uzupełnił bym go tylko o stosowne badania lekarskie dopuszczające do uczenia innych.

Co do uczelni wyższych, to należy rozdzielić dwa różne zawody: naukowca-badacza i wykładowcę. Oczywiście jeden człowiek mógłby wykonywać oba, ale nie każdy się do tego nadaje. Przykładem niech będą wykłady i ćwiczenia do wykładu prowadzone np. na matematyce.

Takie małe porównanie. Przykłady są historyczne, ale opisane sytuacje rzeczywiście się wydarzyły:

ŻLE: Na wykładzie wszystkie czynności życiowe są zredukowane do przepisywania znaczków z tablicy. Profesor coś tam od czasu do czasu bąknie, ale generalnie ma nas gdzieś. Wykład jest o niczym, czyli Z+Z+Z+Z. Wszystkie pytania i kontrowersje mamy rozstrzygnąć na ćwiczeniach. Na ćwiczenia przychodzi taki uśmiechnięty "doktorek", czyli jeszcze magister, siada na biurku okrakiem (cud w takich rurkach, że mu w trójkącie nie puściło), obiera mandarynkę (a my tam siedzimy już 9 godzin bez obiadu), rzuca trzy jadowite zadania i czeka. Cisza trwa do momentu, aż wreszcie ktoś spróbuje coś rozwiązać. Oczywiście błędnie, ale to nikogo nie obchodzi, bo przecież uczelnia kształci Einsteinów, c'nie.

DOBRZE: Przychodzi profesor (Przytycki) na pierwszy wykład i rozdaje wszystkim treść wykładu odbitą na xero. Mało jest tam lania wody, za to każda metoda liczenia skomplikowanych całek nieoznaczonych (np. eliptycznych) jest tam wyłożona krok po kroku na kilku przykładach (np. przy użyciu metod funkcji holomorficznych). Wykład jest co prawda po francusku, ale co to dla harcerza :). Czyta się spokojnie. Ważne, że jeśli chodzi o ćwiczenia, to już nie ma potrzeby, żeby przyłaził jakiś zblazowany elegancik z mandarynką. Ćwiczenia są w formie konsultacji w gabinecie. Masz problem - idziesz, nie masz - nie musisz.

Jestem za całkowitym liberalizmem w nauczaniu na uczelniach, a przynajmniej przedmiotów ścisłych, gdyż i tak byle pozer wyżej siedzenia nie podskoczy :P

Obrazek użytkownika Mind Service

26-01-2017 [03:25] - Mind Service | Link:

Chciałem tylko nieśmiało zauważyć, że można też edukować przez zabawę.
Na przykład aby zachęcić dzieci do picia mleka i spożywania napojów mlecznych nie można stosować standardowych „rodzicielskich” argumentów. Tak więc twórcy kampanii "Pij Mleko" chcieli sprawić, aby mleko stało się modne, kojarzyło się z byciem sławnym i na czasie. Kampania opierała się na prostym i chwytliwym pomyśle wykorzystania wizerunku gwiazd. Także hasło kampanii miało zapadać w pamięć dzięki jasnemu komunikatowi – „Pij mleko! Będziesz wielki” – wielki i zdrowy jak gwiazdy. Są jednak specjaliści, którzy twierdzą, że picie mleka jest niezdrowe i powoduje wiele chorób. Ale zostawmy to, bo miał to być prosty przykład pokazujący skuteczność konkretnej metody nauczania. Tyle, że chodzi tu też o coś więcej, bo o nauczyciela, który nie musi być dobry lub zły, jak sugerujesz, ale może być wzorem do naśladowania. Tylko, gdzie tu jest w tym wszystkim piosenka? - A widział ktoś reklamę w TV bez muzyki i śpiewu? - No właśnie! 

Obrazek użytkownika Imć Waszeć

26-01-2017 [13:19] - Imć Waszeć | Link:

Ależ proszę się nie krępować z tą edukacją przez zabawę. To zupełnie normalna rzecz. Rodzice kiedyś opowiadali mi, jak podczas lekcji matematyki, którą prowadził mój ojciec w liceum, nagle na sali wybuchł gromki śmiech. Otóż na nisko wiszącej tablicy, pojawiły się słowa "MAMA" i "TATA", tyle że w lustrzanym odbiciu. Słowa te napisałem ja.

W tamtych czasach nie było aż tak rozwiniętych instytucji typu żłobek czy płatne opiekunki do dziecka, więc często musiałem zajmować się sam sobą. Właśnie gdzieś na podłodze klasy w miejscowym LO, bawiąc się kredą lub kulkami udającymi atomy w pracowni chemii. Miałem wtedy 2 lata. To jest właśnie uczenie poprzez zabawę.

Co do reklamy, to jest bardzo wiele reklam zupełnie bez muzyki, albo z muzyką i bez śpiewu. Nie wiem czy oglądał Pan kiedyś na YT filmy z festiwalu reklam? Na takim festiwalu przyznawane są co roku nagrody za najlepszy, najbardziej zaskakujący pomysł, albo też za niespotykane ujęcie tematu reklamy.

Ja zapamiętałem np. taką reklamę sieci osiedlowych sklepów spożywczych. Postawiono na to, że w normalnym sklepie produkty nie zawsze są świeże i dobrej jakości, natomiast "w naszej sieci będzie super".

Filmik zaczyna się od pokazania kucharza. Narrator opowiada "Jak co roku Antonio przygotowuje swoją słynną zupę. Wszystko z najświeższych warzyw i najlepszych dodatków". Potem jest seria szybkich ujęć: liczna rodzina siedzi przy stole na tarasie i czeka na zupę; w drzwiach domu pojawia się Antonio z wazą zupy; członkowie rodziny spontanicznie reagują na zupę Antonia - zatykają nos, odwracają się ze wstrętem, bledną, krzyczą z przerażenia; pies zarywa nos łapami; kot robi grzbiet i syczy; przelatująca mucha robi nagły w tył zwrot i ucieka :)