Ukrainki nie są w stanie zastąpić Ukraińców na budowach

Jak poinformowała wczoraj Straż Graniczna od 24 lutego br., tj. od chwili wybuchu wojny Rosji w Ukrainie, odprawiono na naszej wschodniej granicy z kierunku Ukrainy do Polski 7,497 mln osób. Zaś w odwrotnym kierunku w tym samym czasie - ponad 5,689 mln osób.
Przy czym w naszym kraju, jak niedawno poinformował Urząd do Spraw Cudzoziemców prawie 1,4 mln obywateli Ukrainy uzyskało numery PESEL.
Biorąc pod uwagę fakt, że na początku ub.r. w Ukrainie mieszkało nieco ponad 41 mln osób, a kraj ten opuszczały rzesze uchodźców także przez granice ze Słowacją, Węgrami, Rumunią czy Mołdawią, można zaryzykować, że w ciągu ponad ośmiu ostatnich miesięcy co czwarty Ukrainiec opuścił swój kraj.
O ile, zwłaszcza w pierwszych tygodniach po 24 lutego, ten exodus mieszkańców Ukrainy, uciekających przed okrutną wojną, miał przede wszystkim wymiar humanitarny, kolejne miesiące przyniosły pojawienie się kolejnych odsłon tego problemu. Jedną z nich jest jego wymiar gospodarczy, a ściśle wpływ na rynek pracy - nas interesuje rzecz jasna przede wszystkim rynek pracy w naszym kraju.
Z ostatnich danych ministerstwa rodziny polityki społecznej (MRiPS) wynika, że z 540 tys. uchodźców z Ukrainy będących w wieku produkcyjnym, którzy zdobyli numer PESEL, aż 420 tys. znalazło pracę. To rzecz jasna głównie kobiety. Większość mężczyzn z Ukrainy, którzy przebywali w naszym kraju przed 24 lutym, po tej dacie opuściła nasz kraj, by bronić swej ojczyzny przed najazdem Rosji.
To dla naszych przedsiębiorców przełożyło się na zjawisko odpływu w ciągu dość krótkiego czasu setek tysięcy pracowników. W opinii ekspertów ze spółki doradczej Personnel Service (PS) najmocniej odczuwała to branża budowlana i handel, w których 22 proc. firm zmagało się z takim problemem. W usługach dotyczyło to niewielu mniej bo 19 proc. firm. Z drugiej strony, jak zaznaczają eksperci PS, to zjawisko jest jednak wyrównywane przez napływ kobiet.
W niedawno opublikowanym przez GUS Aneksie do publikacji „Koniunktura w przetwórstwie przemysłowym, budownictwie, handlu i usługach 2000-2022 (październik 2022)” zwrócono uwagę na fakt, że do najważniejszych negatywnych skutków wojny w Ukrainie w odniesieniu do polskiej gospodarki, nadal zaliczany był wzrost kosztów. A następnie - w zależności od jego sektora - zakłócenia w łańcuchu dostaw oraz spadek sprzedaży/przychodów. Przy czym problem wzrostu kosztów był najczęściej wskazywany przez ankietowanych - od 67,3% wskazań wśród firm handlu hurtowego do 91,5% w branży obsługi rynku nieruchomości.
Z tym, że to sektor budowlany, według wspomnianej firmy doradczej, jest jedyny, w którym odpływ jest bardziej dotkliwy niż napływ, co oznacza, że kobiety nie wypełniają luk w tej branży.
- Kobiety pracują na kasie, ale już do pracy w kasku im niespieszno, stąd sektor budowlany jest jedynym, który mocniej odczuł odpływ kadry ze Wschodu niż jej napływ. Mężczyźni wrócili bronić swojego kraju, a kobiety nie są w stanie zastąpić ich na budowach. Co prawda, co piąta firma z branży budowlanej dostrzega napływ Ukraińców po wybuchu wojny, ale nie tak mocno jak handel i usługi, gdzie ten wpływ jest silniejszy. Jak wiemy, z 420 tys. osób, które podjęły pracę w Polsce, spory odsetek zasilił właśnie sektor handlowy, usługowy, HoReCa czy magazynowy. Natomiast budowlanka i transport zaczynają sięgać dalej. Zatrudniają Białorusinów, Gruzinów czy Mołdawian - mówi Krzysztof Inglot, ekspert ds. rynku pracy, założyciel Personnel Service.
Rzecz jasna nikt nie jest obecnie w stanie określić, jak dalej będzie się kształtować sytuacja na naszym rynku pracy w kontekście zatrudniania obywateli z Ukrainy. Podobnie, jak nikt nie jest w stanie powiedzieć, kiedy i na jakich warunkach skończy się wojna u naszego wschodniego sąsiada.
Na szczęście problemy naszego rynku pracy łagodzi brak problemów z bezrobociem na nim. Jego stopa we wrześniu br., według Eurostatu wyniosła 2,6 proc. - tyle samo co w sierpniu. Obok Czech Polska ma tym samym najniższe w całej Unii Europejskiej obok Czech bezrobocie.