Niezależność energetyczna kosztuje

Działania na rzecz trwałego uniezależnienia się od dostaw gazu z Rosji, która niezależnie od obecnych sankcji wymierzonych w nią w związku z prowadzoną przez nią wojną na Ukrainie, już wcześniej wielokrotnie stosowała szantaż polityczny czasowo wstrzymując - mimo wieloletnich kontraktów - dostawy błękitnego paliwa do Polski, jak i innych krajów, oznaczają dla nas konieczność poniesienia niemałych wydatków.
Przypomnijmy, że przy naszym obecnym zużyciu gazu na poziomie ok. 20 mld m3 rocznie,  oprócz wydobycia krajowego (do 3 mld m3) jesteśmy niejako skazani na import tego surowca. Jeszcze do końca br., obowiązywał kontrakt z rosyjskim Gazpromem, którego gaz dostarczany gazociągiem jamalskim, pokrywał dotąd większą część naszego zapotrzebowania.
Tymczasem jeszcze za czasów, gdy pełnomocnikiem rządu ds. bezpieczeństwa energetycznego był odznaczony wczoraj Orderem Orła Białego min. Piotr Naimski, podjęliśmy - i to jeszcze na długo przed wybuchem wojny Rosji na Ukrainie - decyzję o nieprzedłużaniu kontraktu z Rosjanami.
Jak wiadomo w to miejsce pojawiło się kilka możliwości zdywersyfikowanych dostaw gazu. Przede wszystkim w postaci płynnej (LPG) sprowadzanego m.in. z USA i krajów Zatoki Perskiej poprzez całkiem niedawno oddany do użytku gazoport w Świnoujściu czy litewski gazoport w Kłajpedzie (własność PGNiG).
Zakończone w tym roku inwestycje umożliwiają import dodatkowych 18,8 mld m szesc. gazu rocznie. Istniejąca infrastruktura wraz z zrealizowanymi inwestycjami infrastrukturalnymi, od stycznia 2023 r., umożliwiać będzie sprowadzenie do Polskiego systemu gazowego blisko 35 mld m sześc. gazu rocznie.
Jak w wypowiedzi dla PAP poinformowała Anna Moskwa, min. klimatu i środowiska: - Zakończone w tym roku inwestycje umożliwiają import dodatkowych 18,8 mld m3 gazu rocznie. Istniejąca infrastruktura wraz z zrealizowanymi inwestycjami infrastrukturalnymi, od stycznia 2023 r., umożliwiać będzie sprowadzenie do Polskiego systemu gazowego blisko 35 mld m3 gazu rocznie.
Oprócz planowanego do wybudowania za kilka lat tzw. gazoportu pływającego w rejonie Zatoki Gdańskiej (FSRU), oraz uruchomionych w tym roku interkonektorów (połączeń granicznych łączących polski system przesyłu gazu z analogicznymi systemami sąsiednich krajów) z Litwą i Słowacją, kluczową inwestycją, która zostanie uruchomiona już za kilka dni, 1 października, jest Baltic Pipe.
To gazociąg, w dużej części podmorski, który do Polski (a po drodze do Danii) będzie dostarczał gaz z Norwegii - od 2023 r. w zakładanej ilości 10 mld m3 rocznie (początkowa przepustowość Baltic Pipe będzie wynosić ok. 2-3 mld m3 rocznie). Przy czym PGNiG zarezerwowało ok. 8,0 mld m3 rocznie - z tego wydobycie własne PGNiG w Norwegii ma w br. wynieść 3 mld m3, a w perspektywie kilku lat może wzrosnąć do 4 mld m3 rocznie. Dodatkowo Polacy w ostatnich dniach zawarli z Grupą Equinor kontrakt na dostawę do 2,4 mld m3 rocznie od 1 stycznia 2023 do 1 stycznia 2033 r. gazu ziemnego wydobywanego na Norweskim Szelfie Kontynentalnym. To nie wszystko, bowiem dla optymalnego wykorzystania pozostałej części zarezerwowanej przepustowości PGNiG podpisało wcześniej szereg mniejszych kontraktów z dostawcami działającymi na Norweskim Szelfie Kontynentalnym. Umowy zawarte z Equinorem są największe pod względem wielkości.
Baltic Pipe umożliwi, po raz pierwszy w historii, przesyłanie gazu także do odbiorców w sąsiednich krajach Europy Środkowo-Wschodniej. Jednocześnie pozwoli na tzw. przesył dwukierunkowy, tj. będzie nim można dostarczać gaz z Polski do Danii.
Minister Moskwa dodała we wspomnianej wypowiedzi, że „Baltic Pipe umożliwi import gazu w ilościach przekraczających dostawy, które Polska otrzymywała w minionych latach z kierunku wschodniego”.
Są rzecz jasna wymierne koszty tak wielu przedsięwzięć umożliwiających wzmocnienie niezależności i bezpieczeństwa energetycznego w naszym kraju. Sam tylko Baltic Pipe, liczący ok. 900 km, kosztował co najmniej 1,6 mld euro, które wyłożyli inwestorzy - polski operator przesyłowy gazu Gaz-System i duński Energinet. Inwestycja otrzymała także ponad 250 mln euro dofinansowania z UE.
Czy warto było wydawać takie kwoty? Pytanie wydaje się retoryczne. Warto przy tym zwrócić uwagę, że, jak jeszcze w 2016 r. wspomniał Piotr Naimski w przeprowadzonym z nim przeze mnie wywiadzie dla Gazety Polskiej wszystkie te finalizowane obecnie inwestycje mogły być zrealizowane już wcześniej.
- Połączenie Polski gazociągiem ze złożami szelfu norweskiego to projekt podjęty przez rząd PiS. Jest to trzecia próba realizacji tej strategicznej dla Polski inwestycji. Poprzednie dwie zakończyły się niepowodzeniem. Za pierwszym razem zniweczył ją rząd SLD z premierem Leszkiem Millerem. Za drugim stało się to z powodu wcześniejszego zakończenia kadencji rządu premiera Jarosława Kaczyńskiego w listopadzie 2007 r. Obecnie projekt realizowany jest w innych warunkach, zresztą lepszych niż wcześniej. Polskie firmy są obecnie silniejsze. PGNiG z sukcesem działa od dziewięciu lat na szelfie norweskim - mówił.
Nie trzeba dodawać, że wcześniejsza realizacja wymienionych inwestycji okazałaby się z pewnością tańsza niż obecnie. Najważniejsze jednak, że wszystko wskazuje na to, że obecnie doczekamy się ich finału.