"Wyzwoliciele" (1)

Podczas agresji na Polskę we wrześniu 1939 roku Sowieci zamordowali setki żołnierzy polskich.

    W propagandzie sowieckiej agresja Armii Czerwonej na Polskę uzasadniania była koniecznością „wyzwolenia spod ucisku pańskiego robotników i chłopów Zachodniej Białorusi i Zachodniej Ukrainy”.

    Po pobiciu „pańskiej” Polski zamierzano przyłączyć „wyzwolone” ziemie do Związku Sowieckiego. W celu usprawnienia i przyspieszenia tego procesu zakładano eliminację polskiej inteligencji oraz sfer „burżuazyjno-obszarniczych”. Jeszcze w trakcie działań wojennych zadanie te realizowały grupy sabotażowo-dywersyjne, zorganizowane wcześniej na Kresach Wschodnich II RP, które w czasie tzw. zamętu wojennego dokonały licznych samosądów na ludności polskiej.

    W odezwie do robotników i chłopów Zachodniej Ukrainy dowódca Frontu Ukraińskiego Timoszenko  informując o rozpadzie państwa polskiego, „opierającego się na przemocy, oszustwie i gnębieniu narodowym 11 milionów niepolskiej ludności”, otwarcie zachęcał Ukraińców do mordowania Polaków. „Bronią, kosami, widłami i siekierami – pisał komandarm I rangi –  bij odwiecznych swoich wrogów – polskich panów, którzy przekształcili twój kraj w bezprawną kolonię, którzy ciebie polonizowali, w błocie zdeptali twoją kulturę i zamienili ciebie i twoje dzieci w bydło, w niewolników. (…) Nie powinno być miejsca na ziemi Zachodniej Ukrainy dla panów, półpanków, obszarników i kapitalistów”.

   Odezwa Timoszenki trafiła na podatny grunt - w drugiej połowie września 1939 roku ukraińskie bandy wymordowały setki Polaków na Wołyniu oraz w Małopolsce Wschodniej.

    W trakcie operacji militarnej najwięcej mordów i rabunków dokonywali żołnierze „wyzwoleńczej armii”, którzy widząc znacznie wyższy stopień dobrobytu niż „w kraju szczęśliwego socjalizmu”, nie byli się stanie oprzeć chęci skorzystania z tego „bogactwa”. Nic więc dziwnego, iż po 17 września 1939 roku doszło na Kresach Wschodnich do bardzo wielu przypadków grabieży, gwałtów i morderstw, dokonywanych nie tylko pod pozorem walki rewolucyjnej, ale także w majestacie sowieckiego prawa.

   Pierwsze takie przypadki dotyczyły żołnierzy strażnic Korpusu Ochrony Państwa, którzy stawiali opór, powodując straty wśród atakujących, który wywoływały odwet po ich zdobyciu, doprowadzając do rozstrzeliwania wziętych do niewoli polskich żołnierzy. I tak ponad 200 żołnierzy z batalionu fortecznego „Sarny”, którzy poddali się, zostało rozstrzelanych pod folwarkiem Berducha.

   Mordy polskich żołnierzy były na porządku dziennym. W sprawozdaniu sowieckiej 11 armii przyznano, iż po zakończeniu walk o Grodno rozstrzelano 29 polskich oficerów, w Kaletach i Lipianach nad kanałem Augustowskim kilkunastu żołnierzy KOP, a w Białobrzegach rozstrzelano „9 spotkanych żołnierzy Wojska Polskiego”.

   Jedną z najbardziej znanych zbrodni było zamordowanie gen. Józefa Olszyny-Wilczyńskiego i jego adiutanta kpt. Mieczysława Strzemeskiego. Generał ze swym adiutantem oraz żoną Alfredą Wilczyńską wyjechał w dniu 22 września z Sopośkiń, aby dotrzeć na Litwę. Wkrótce po wyjeździe z miasta jego samochód został ostrzelany przez sowiecki czołg, a następnie otoczeni przez sowieckich żołnierzy. Polacy zostali obrabowani, a p. Wilczyńskiej rozkazano pójść do stodoły, w której znajdowali się inni polscy uciekinierzy.  Obaj oficerowie zostali natomiast zawleczeni na pobocze drogi. „Po kilku minutach – wspominała p. Alfreda – zagrały karabiny maszynowe, rozpoczęła się strzelanina, następnie wszystko ucichło. W tym momencie żołnierz sowiecki przyniósł mi do stodoły walizkę męża, związaną sznurem generalskim”. Po odjeździe czołgów „wybiegłam ze stodoły (…) i już z daleka zobaczyłam dwie ciemne plamy na polu pod krzakami. (…) Mąż leżał twarzą do ziemi, lewa noga pod kolanem była przestrzelona w poprzek z karabinu maszynowego. Tuż obok leżał kapitan z czaszką rozłupaną na dwoje, a zawartość czaszki leżała obok, wylana jako jedna krwawa masa. Na czerepie sterczały zmierzwione, oblepione krwią włosy”.

   W Grodnie rozstrzelali ponad stu polskich żołnierzy, policjantów oraz harcerzy. Masowe egzekucje Polaków miały miejsce między innymi w Wilejce, Łucku, Samborze, Nadwórnej, Drohybyczu, Stryju, Równem, Dubnie i Stanisławowie.

    Mordy te były sankcjonowane przez rady wojenne poszczególnych jednostek. I tak w dniu 21 września Rada Wojenna 6 Armii, w skład której wchodził komkor Golikow i brygadowy komisarz Zacharyczew, podjęła uchwałę o rozstrzelaniu 10 polskich pracowników więzienia w Złoczowie. Następnie ta sama rada poleciła „pracownikom Oddziału Specjalnego aresztować i jako wrogów narodu rozstrzeliwać w uproszczonym trybie bez sądu”  wszystkich podejrzanych Polaków.

   To polecenie zostało przekazane dowódcom i komisarzom oddziałów 2 Korpusu Kawalerii, co sprawiło, iż „wielu dowódców, komisarzy wojskowych, a nawet szeregowców biorąc przykład z przełożonych zaczęło dokonywać samosądów nad jeńcami i zatrzymanymi podejrzanymi”.

   Po ustanowieniu władzy sowieckiej na zdobytym terytorium do działania przystąpili funkcjonariusze NKWD, którzy w pierwszej kolejności aresztowali wszystkich Polaków, podejrzewanych o aktywną walkę z ruchem komunistycznym. W początkach października 1939 roku skazano na śmierć komendanta policji Bolesława Grefnera oraz 6 jego agentów.

   Równocześnie z „wyzwoleniem” uciemiężonych mas robotniczych i chłopskich jednostki Armii Czerwonej przystąpiły do organizacji tymczasowych miejscowych władz na „oswobodzonym” terytorium. „Jeszcze przed uderzeniem na terytorium Polski – napisano w sprawozdaniu – w organach politycznych i jednostkach wydzielono i przygotowano ludzi spośród pracowników politycznych i szeregowych komunistów oraz komsomolców, do prowadzenia pracy wśród ludności cywilnej (..). Bez wyjątku wszystkie jednostki podczas zajmowania rejonów Polski bezpośrednio organizowały tymczasowe rady i komitety chłopskie”.

   W kolejnym kroku dowódcy obu frontów nakazali dowódcom, komisarzom i szefom instytucji politycznych wszystkich podległych im jednostek udzielać wszechstronnego wsparcia i pomocy tymczasowym zarządom miast w organizacji milicji obywatelskiej we wszystkich miastach i wsiach na zajętych terenach. Ponadto polecono zwracanie szczególnej uwagi na „sprawę udzielania pomocy lokalnym zarządom w kwestii zorganizowania gwardii robotniczej i doboru stanów osobowych oddziałów tej gwardii”.

   Wedle wielu relacji do rad gminnych i gromadzkich powoływano „biedniaków” oraz zwolenników władzy sowieckiej. „W miasteczkach powołano milicję. W Dołhinowie tworzyli ją prawie w całości Żydzi. Oni, też z czerwonymi opaskami na ramieniu, dokonywali pierwszych aresztowań”.

   Organizowanie tymczasowych zarządów oraz rad miejskich i wiejskich, a także oddziałów milicji i gwardii robotniczej stanowiło wstęp do ostatecznej inkorporacji Kresów Wschodnich do „szczęśliwej rodziny narodów Związku Sowieckiego”. Decyzję o wcieleniu tych ziem do Związku Sowieckiego mieli podjąć mieszkańcy okupowanych ziem, pod „troskliwą opieką” Armii Czerwonej, funkcjonariuszy NKWD oraz tysięcy przyszłych z ZSRS agitatorów politycznych.
   
  Odpowiednią uchwałę w sprawie przeprowadzenia wyborów podjął w dniu 1 października 1939 roku KC WKP(b), a w dwa dni później ukazały się szczegółowe wytyczne szefa GZP Armii Czerwonej armijnego komisarza I rangi Lwa Mechlisa, skierowane do członków rad wojennych i szefów zarządów politycznych obu frontów. Informowano w nich o terminie „wyborów” do zgromadzeń ludowych oraz projektowanych uchwałach tych ciał. W pierwszej kolejności miały one zatwierdzić konfiskatę ziem obszarniczych, przeprowadzić nacjonalizację banków i przemysłu oraz zadecydować o wejściu Kresów Wschodnich w skład Związku Sowieckiego.

CDN.