Baron von Pipsztok

Limuzyna Lincoln majestatycznie wpłynęła do centrum Polina. Na tylnym siedzeniu okazały, niczym teksański krwisty stek, leżał New Cymes Times. Artykuł An Jablonsky krzyczał tłustym nonparelem „ Pod gdańską bazyliką biją KODokratów”. Wójt Buć Sabelbon oczekiwał na przyzbie przed pubem „ Pod Pipą”. Sączył leniwie piwo, przegryzając orzechami laskowymi, które pozbawiał łupin zręcznie roztłukując je telefonem komórkowym. Gdy zajechała spodziewana „fura”, przydała się i rzeczona „komóra”, czyli wielofunkcyjny Ericsson. „07 – zgłoś się” – rzucił Buć w eter. Jak spod ziemi pojawił się radiowóz, z którego wyskoczył aspirant Ścichapęk z zestawem powitalnym: chleb, sól – i meldując: „jest 07” – przekazał sołtysowi 0,7 litra najprzedniejszej kartoflanej berbeluchy. Wieś żyjąca z turystów i przyjezdnych musiała mieć wzorową agroturystycznie ( i strategicznie) - organizację!..
W oka mgnieniu stanął przed glistowato długą limuzyną ludowy zespół pieśni i tańca „Chobielinki” – by rzewnie zanucić: „Płynie, płynie Wisła... – O! Przed Gdańskiem wyschła... a dopóki płynie – Megawat w turbinie! U – diridi – hej hop! Tedy jo – dana dana – był-że PGR – teraz mamy pana...” Szofer w liberii uchylił drzwi auta i wysiadł sam-że baron Makabrycy von Pipsztok. Tubylcy nazywali go Kaczonosem. Ogarnął tęsknym wzrokiem dworek i nie dało się ukryć, że budzi on weń dumę i nie dającą się ukryć – pychę. Tam grywał na organach piszczałkowych niczym kościelny organista. Tamże dumał kiedy już będzie szefem NATO lub prezydentem „tego kraju”. Antenaci, praszczury czy generał o tym samym nazwisku wisieli pod herbem ze stylizowanym śledziem w koronie, okolonym girlandową bordiurą jakby ptasich skrzydeł?? Polityka to życie na kredyt wyobraźni i ew. angielskiego wywiadu. To u niego goszczący polityk Stefan Kaftan Niesioł, znany gnidoznawca i mucholog, odkrył tu nad rzeczułką Ślinianką  nieznanego dotąd motylka i nazwał go chobielinek glupustnik (łac.chobielinus cabotinus). Był upał, więc Makabrycy jął przeto wachlować się gazetą. NCT* był oscylatorem idei ostatniego czerwonego Michnikanina. Z jego poduszczenia An Jablonsky smażyła paszkwile antypolskie do NCT. Później organ GazoWnia „cytował prasę światową”, przedrukowując ten „wypiek” i nakręcał spiralę amplifikacji poprzez rozsiewanie „bakterii publicystycznych” via „Baltischer Zeitung” i inne niemieckie gazety drukujące po polsku jak „Ślunski Cajtung”. Autor dewizy „polskość to nienormalność” już się łasił do An Jablonsky przed potencjalnymi wyborami prezydenckimi 2020. New Cymes Times szczególnie tropił antysemityzm, zatem szynkwasowy Jan Kiel, aby ten argument osłabić, miał na podorędziu piwo, wódź i inne specjały – certyfikowane - koszer.  Buć przytomnie wziął chleb, sól, 0,7l itp. rekwizyty a „Chobielinki” za-cijały ponownie i rzewniej. Nawet proboszcz Trybularz kazał w dzwon uderzyć.  Ale my tu gadu-gadu, a baron z wójtem, mieszając mowę Szekspira z językiem Wałęsy i Petru, zasiedli w pubie śród zaciekawionego pospólstwa. „Piwo dla wszystkich” – zaordynował po pańsku baron, strzelił szpunt z pierwszej beczki... a słowo „byznes” poczęło wręcz z sępią nachalnością fruwać nad biesiadnym stołem. A rano po zaciekawionej, acz  skacowanej wsi, gruchnęła wieść, że ani chybi…dokonało się rozmnożenie przez podział, jak pantofelek czy trąbik, na dwie – Polino i Polino Dwór, o co tak nieustępliwie zabiegał baron. Tytuły, honory, zaszczyty (ba!) żyć chciał jak robak w słoninie i  apetyt nań miał jak zimą sikorka uboga. Do tego podobno był to najprawdziwszy oxfordczyk. Studiował tam z Żorżem Ponimirskim i Dyzmą Rostowskim. Nawet mieszkali w jednym kampusie, wspominali te czasy w stołecznej restauracji Sowa &…
Rano kamerdyner nieśmiało budził Makabrycego, który z lekkim niedowierzaniem, wspartym ciężkim kacem kulistym, poczynał konstatować dookolność. – Dwa Mercedesy służbowe…- Aaa - przerwał mu baron Pipsztok , który już w powietrzu powoli odróżniał  argon, hel i inne gazy szlachetne, jak to w glątwie – kapewu, BOR-owiki pizzę przywiozły, moją ulubioną frutti di mare z ośmiorniczkami? – To było ale dawno, w ministerialnej epoce…prostował lokaj – otóż ci dżentelmeni to CBŚ i coś tam podsłuchałem, że idzie o jakieś tajemnice, które pan, baronie wyciągał u Sowy z Wojtunika. Jednym słowem – stanowczo zapraszają na – przesłuchanie…