Od wroga do przyjaciela (2)

Od 1942 roku Francuzi, opozycyjnie nastawieni do rządu w Vichy, jednoznacznie opowiadali się za sojuszem z Moskwą.

     Niezależnie od postanowień konferencji w Teheranie, we francuskiej prasie konspiracyjnej uważano, iż nadal możliwe jest zachowanie niezależności Europy Środkowej pod warunkiem cesji terytorialnych na rzecz Związku Sowieckiego. „Trwałe uregulowanie problemów w Europie wschodniej – napisano w Cahiers de Defense de la France” na wiosnę 1944 roku – byłoby możliwe w następujący sposób: na północy przez wzmocnienie państw skandynawskich, które należałoby zachęcić do połączenia się w bardziej zwarty blok; w Europie centralnej i południowej przez Polskę i federację naddunajską. Z drugiej strony byłoby logiczne, ażeby Rosja odzyskała pewne obszary państw nieprzyjacielskich, szczególnie Besarabii, i być może niektóre punkty w Finlandii, jak również państwa bałtyckie”.

     W przypadku Polski autor dowodził, iż konieczne jest odbudowanie Polski, która „straciłaby ziemie wschodnie do linii Curzona, a w kompensacie otrzymałaby szeroki wylot na morze, nie tylko w Gdańsku, lecz i w Królewcu”. Równocześnie sugerował, iż „istnienie Polski oznaczało zawsze, tak w 1939 jak i w 1763, porozumienie niemiecko-rosyjskie, niszczące równowagę europejską. Najlepszym rozwiązaniem tego trudnego problemu wydaje się być zawarcie ścisłych układów między nową Polską i ZSRS”.

   Autor studium z jednej strony wysuwał propozycję federalizacji Europy Środkowej, zastrzegając aby nie była skierowana przeciwko Rosji. Z drugiej jednak skazywał Polskę na „sojusz” z Kremlem.

   Podstawą takiego rozumowania było przekonanie, iż Francja nie ma interesów w Europie Środkowej, a „nasze położenie w Europie zachodniej i oddziaływanie anglosaskie zmuszą nas niewątpliwie do szukania niezastąpionej przeciwwagi w poparciu ZSRS. Dlatego Francja nie powinna zasklepiać się w polityce wrogiej wobec Związku Sowieckiego. Jak powiedział generał de Gaulle, nie ma powodu, aby naród francuski i naród rosyjski nie mogły się porozumieć”.

   Zasadnicza zmiana orientacji politycznej tej redakcji była charakterystyczna dla całej francuskiej prasy konspiracyjnej, która lansowała potrzebę współpracy z Moskwą i podkreślała korzyści, jakie z niej wyciągnie Francja. Starano się ugruntować przekonanie, iż „ze wszystkich sojuszów, jakie mogą Francję pociągnąć, sojusz francusko-rosyjski jest najbardziej uprzywilejowany”. Oba państwa nie miały – dowodzono – sprzecznych interesów, gdyż są od siebie znacznie oddalone, a „kolonie francuskie w Afryce, najbliżej położone Rosji, są dla niej odległym, prawie niedostępnym światem, gdzie nie znajdzie ona żadnego nawet śladu potrzeby obrony interesu słowiańskiego”. Niebawem okaże się, iż cały świat, a nie tylko francuskie kolonie, stał się obiektem zainteresowania imperialistów z Kremla.

   Rozwiązanie Kominternu zostało powitane z wielką radością. Rzecznik „Wolnej Francji” Maurice Schumann podkreślił, iż „jeżeli decyzja Moskwy jest być może najważniejszym politycznym aktem wojny  światowej, to dlatego, że sprzyja, ponad wszelkie nasze nadzieje, zjednoczeniu między zwycięskimi narodami. Otóż brak właśnie tego podwójnego zjednoczenia był powodem, że po wygraniu ostatniej wojny, przegraliśmy pokój. (…) Rozwiązanie Kominternu oznacza, że Związek Sowiecki jest stanowczo zdecydowany usunąć punkty sporne i czynniki nieufności, które mogą unicestwić wspólne zwycięstwo i rozbić wspólnotę zwycięzców”. Zdumiewająca naiwność, aby nie powiedzieć głupota polityczna.

   Po zerwaniu przez Kreml stosunków z rządem RP po wykryciu zbrodni katyńskiej, władze Wolnej Francji przeważnie surowo oceniały postawę rządu polskiego, uznając, iż „dostarcza on propagandzie nazistowskiej doborowej pożywki, pozwalającej jej głoszenie kruchości koalicji przeciwnej Osi” oraz jest „też aktem nieprzyjaznym i szkodliwym dla ogółu Narodów Zjednoczonych”.

   Prasa lewicowa z jeszcze większą obojętnością traktowała sprawę powojennych granic Polski. W „Liberation” w artykule ze stycznia  1944 roku podkreślano, iż „nie trzeba z tego powodu litować się nad Polską i uważać,  że padła ofiarą silniejszego”, bowiem nie chodzi jedynie o uregulowanie granicy polsko-sowieckiej, ale „ustalenie w Europie wschodniej systemu bezpieczeństwa, do którego przystąpiła już Czechosłowacja, a Polska została zaproszona”. Autor artykułu nie zająknął się, że wspomniany system bezpieczeństwa oznaczał zagwarantowanie Moskwie całkowitej dominacji w Europie Wschodniej, a brutalnie podkreślał, iż „nie trzeba również zapominać o megalomanii byłych przywódców, marzących o odbudowie dawnego królestwa Jagiellonów, które rozciągało się od Bałtyku do Morza Czarnego. To są minione czasy. Przyszłość kraju nie leży już w tego rodzaju wybujałych i przestarzałych ambicjach”.

   Po podpisaniu w lipcu 1944 roku umowy między Moskwą a jej marionetkami z Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego, we francuskiej prasie konspiracyjnej uznano, iż rząd RP w Londynie „określany przez PKWN jako nielegalny, bo opiera się na „faszystowskiej” konstytucji z 1935 roku, podczas gdy PKWN uznaje jedynie konstytucję z 1921 roku. W zasadzie PKWN ma rację. Zamach stanu dokonany przez Piłsudskiego 12 maja 1926 roku zburzył ustrój demokratyczny”. Za to  Związek Sowiecki był oczywiście wzorem demokracji.

   Publicysta pisma „Cahier” zalecał Polsce, aby zrezygnowała „z chęci stania się państwem zdolnym do zwracania się, zależnie od okoliczności, raz przeciwko Niemcom, to znowu przeciwko Rosji”, gdyż ta jej polityka „sprzyjała ekspansji niemieckiej w Europie środkowej i wschodniej. Jedynym wyjściem dla Polski był sojusz z Moskwą”. Polacy nie powinni się jego obawiać, gdyż to nie oznacza, że Polski „powinna zaakceptować status państwa ujarzmionego. Tego się zresztą od niej nie wymaga”. Ciekawe, stąd autor czerpał to przekonanie. Zapewne z radia lub prasy sowieckiej.

   Wraz z postępami sowieckiej ofensywy w 1944 roku coraz częściej pojawiały się głosy, iż „władze legalne na obczyźnie w Londynie straciły, wydaje się, kontakt z żywotnymi siłami narodowych ruchów oporu i widzą teraz, jak powstają na ich ojczystej ziemi rządy ludowe skierowane przeciw nim”. Jednocześnie autor „Cahiera” przypominał, iż „ustanowienie dawnej granicy Polski było rezultatem agresji Piłsudskiego w 1920 roku”. Ach ten „faszysta” Piłsudski.

   W rozmowach z polskimi dyplomatami Francuzi doradzali im „jak najszybszą kapitulację wobec żądań sowieckich i uzupełnienie Rządu przez udział komunistów, co mogłoby uratować względną niepodległość Polski pomniejszonej”.

   Podczas wizyty w Moskwie w grudniu 1944 roku, której efektem było podpisanie sowiecko-francuskiego układu, de Gaulle  nie zgodził się na uznanie PKWN. Rząd francuski wysłał jednak do Lublina swojego delegata, którym został Christian Fouchet. Jednocześnie Francuzi przyjęli przedstawiciela PKWN – Stefana Jędrychowskiego.

   Zasadnicza zmiana nastawienia francuskiej prasy konspiracyjnej do Polski i Europy Środkowej była efektem wpływu de Gaulle’a i francuskiego ruchu oporu, do którego na równych prawach dopuszczono – w wyniku decyzji przywódcy Wolnej Francji – partię komunistyczną, rehabilitując ją w ten sposób za jej współpracę z Niemcami oraz wrogi stosunek do de Gaulle’a przed wybuchem wojny niemiecko-sowieckiej. To za jej pośrednictwem przenikała do francuskich środowisk konspiracyjnych sowiecka propaganda, co fatalnie odbiło się na stosunków Francuzów do Polski i Europy Środkowej.
 
Wybrana literatura:
 
T. Wyrwa – Polska i Europa Środkowa w konspiracyjnej prasie francuskiej 1941-1944
T. Wyrwa – Prorosyjskość „Wolnej Francji” gen. de Gaulle’a
A. Hall – Charles de Gaulle
Ch. De Gaulle – Pamiętniki wojenne
M. Gilbert – Druga wojna światowa