Zamach na demokrację (1)

Na jesieni 1925 roku stało się jasne, iż państwo polskie przeżywa kryzys i niezbędna jest daleko idąca jego sanacja.

   W październiku 1925 na konferencji w Locarno, polska dyplomacja poniosła dotkliwą porażkę stawiającą pod znakiem zapytania największe dotąd powojenne osiągnięcie polityki zagranicznej – uważany za fundament bezpieczeństwa państwa i jego granic polityczno-wojskowy sojusz z Francją z lutego 1921 roku. To wydarzenie, a nie siódma rocznica powrotu Komendanta z Magdeburga, było powodem wizyty 15 listopada 1925 roku kilkuset oficerów i kilkunastu generałów w Sulejówku, w trakcie którego doszło do demonstracji poparcia dla Piłsudskiego.

    Najważniejsze przemówienie wygłosił Orlicz-Dreszer, który przemówił do Marszałka następującymi słowami: „Panie Marszałku, w rocznicę zaślubin Twoich z państwem siedem lat temu, przybywamy do pana Marszałka, wy wspomnieć czasy, gdyś wrócił z więzienia niemieckiego i znalazł Polskę, zdawało się, niezdolną do nowego życia. Stargane w niewoli nerwy, złamane nieraz w zwątpieniu serca i mózgi – dawały podkład dla namiętności, walk, swarów i gry małych ambicyj. W kilka dni po Twoim powrocie, zwiastującym odrodzenie, wziąłeś śmiało najwyższą, chociaż niepisaną władzę dyktatorską w swoje ręce. Dałeś nam potem chwałę, tak dawno w Polsce nieznaną, okrywając nasze sztandary laurem wielkich zwycięstw. Gdy dzisiaj zwracamy się do Ciebie, mamy także bóle i trwogi, do domu wraz z nędzą zaglądające. Chcemy, byś uwierzył, że gorące chęci nasze, być nie zechciał być w tym kryzysie nieobecny, osierocając nie tylko nas , wiernych Twoich żołnierzy, lecz i Polskę, nie są tylko zwykłymi uroczystościowymi komplementami, lecz że niesiemy ci prócz wdzięcznych serc i pewne, w zwycięstwach zaprawione szable” .

    Ostatnie słowa – zanotował Grzędziński – „ z siłą wypowiedziane zrobiły ogromne wrażenie, a cisza, która zapanowała po nich – wrażenie to pogłębiała, jakby niewidzialna ręka ściągała cięciwę łuku. Oczekiwaliśmy, że zaraz padnie rozkaz-strzał”. Mowa Dreszera nie miała jednak służyć wezwaniu Marszałka do wydania zgody na rozpoczęcie przez podkomendnych dalszych działań, jej celem było deklaracja lokalności wobec Piłsudskiego i gotowość wykonywania jego rozkazów. Równocześnie w przemówieniu Orlicza – jak to ujął Grzędziński – „był nie tylko obraz ponurej rzeczywistości, lecz brzmiała skarga opuszczonych żołnierzy”.  

    Mowa Dreszera sprowokowała ostrą reakcję endeckiej prasy, kładącej nacisk na niedopuszczalność politycznych wystąpień ze strony czynnych wojskowych. Urzędujący jeszcze minister spraw wojskowych gen. Sikorski przeniósł Dreszera do Poznania na stanowisko dowódcy 3 DK. Dzięki wstawiennictwu gen. Sosnkowskiego, nowy minister gen. Żeligowski w grudniu 1925 roku przywrócił Dreszera na stanowisko dowódcy 2 DK w Warszawie. Te represje w stosunku do Dreszera zamiast spacyfikować propiłsudczykowskie nastroje części korpusu oficerskiego, spowodowały wzrost jego popularności w wojsku, szczególnie zaś w macierzystej 2 DK, co nie pozostało bez wpływu na postawę znaczącej większości oficerów tej dywizji w maju 1926 roku.

   Przez cały czas, także po wycofaniu się Piłsudskiego wiosną 1923 roku do Sulejówka, Orlicz-Dreszer zaliczał się do tego grona piłsudczyków, którzy cieszyli się największym zaufanie przywódcy i najczęściej bywali u Piłsudskiego. Wśród tego grona, Orlicz był jedynym wyższym dowódcą liniowym – Piłsudski uznał, że potrzebny mu jest Dreszer jako generał, który dzięki swym wojskowym umiejętnościom i wojennym zasługom cieszył się dużą popularnością i uznaniem w korpusie oficerskim, posiadając w nim spore wpływy, z drugiej zaś strony legitymował się politycznym doświadczeniem, wyniesionym jeszcze z czasów gimnazjalnych. Oprócz działalności na rzecz Marszałka w wojsku, Orlicz z racji na swe wpływy w środowisku zetowym, pośredniczył w zorganizowaniu wizyty Piłsudskiego w czerwcu 1925 roku w majątku Zdzisława Lechnickiego w Święcicy koło Chełma, w trakcie której środowisko zetowe zamanifestowało chęć współpracy z Komendantem.

   Łączenie problemu nieobecności Marszałka w wojsku i życiu politycznym z realnym wzrostem zagrożenia bezpieczeństwa państwa i przejawami kryzysu ustroju parlamentarno-gabinetowego było charakterystyczne dla ogółu aktywnych piłsudczyków, zarówno noszących mundur, jak i tych, którzy się już z nim rozstali.  Trudno się dziwić, iż obrona odzyskanej niedawno niepodległości była dla tego środowiska sprawą najwyższej wagi – wszak walce o nią poświęcili swą młodość i część dorosłego życia, płacąc wysoką daninę krwi za możność życia w wolnej Polsce. To dawało poczucie dumy, lecz było również źródłem przeświadczenia o posiadaniu przez tę grupę moralnego prawa do uważania się za „strażników Niepodległości” i w razie konieczności wyciągania z tego faktu praktycznych konsekwencji, nawet jeśli dla wojskowych piłsudczyków równałoby się to naruszeniu obowiązującej w siłach zbrojnych zasady apolityczności.

    Na jesieni 1925 roku, szef Czeki Feliks Dzierżyński, a w ślad za nim kierownictwo partii bolszewickiej, uważali, iż nawrót kryzysu ekonomicznego w Polsce doprowadzi do zwiększenia wpływów brytyjskich nad Wisłą. W listopadzie 1925 roku Dzierżyński podkreślał, iż wzrost aktywności Piłsudskiego „dokonuje się nie bez aktywnego udziału Anglii, prowadzącej politykę Locarna i izolowania nas – w tym wypadku od Polski oraz pogodzenia Polski z Niemcami (…). Tym sposobem Polska mogłaby wszystkie swoje siły wojskowe i szpiegowskie rzucić przeciwko nam”. Z punktu widzenia Moskwy Rzeczpospolita jawiła się jako swoistego rodzaju pole walki między Wielką Brytanią z ZSRS o  wpływy w Europie Środkowej.

    Jednocześnie poseł sowiecki w Warszawie Piotr Wojkow wskazywał, iż także endecja szykowała się do walki o władzę, starając się usunąć z armii lojalnych wobec Piłsudskiego oficerów. W tych warunkach „Piłsudski nie zaryzykuje, (…) aby dokonać przewrotu, a w każdym razie dokonać go w Warszawie”, gdyż nie będzie wiedział jak uzdrowić sytuację gospodarczą, bo przecież „jedną zaprawioną w bojach szablą” niczego w tej kwestii nie da się niczego zdziałać.

    Dyplomaci sowieccy w Warszawie przekonani o wzrastającej roli przywódcy endecji Romana Dmowskiego nie byli w stanie zauważyć, iż w obliczu kryzysu gospodarczego i związanego z nim niezadowolenia części społeczeństwa, każdy miesiąc „zesłania” Piłsudskiego w Sulejówku, zamiast osłabiać jego pozycję, przynosi wzrost jego popularności.

    Równocześnie komisarz spraw zagranicznych Cziczerin podkreślał, iż „w chwili obecnej endecy prowadzą wobec nas bardziej ugodową politykę niż nienawidzący nas piłsudczycy. Jeśli endecy dojdą do władzy, najpierw będą prowadzić w stosunku do nas politykę pokojową, ale jednocześnie rozwiną w Polsce te elementy, które w dalszej perspektywie będą prowadzić politykę wojskową wymierzoną przeciwko nam”.

   Sowieccy analitycy nie przekreślali szans endecji na przejęcie władzy na drodze zamachu stanu, podkreślając działania prawicy wśród rzemieślników, kupców i chłopów oraz wzmacnianie „Sokoła”, Związku Halerczyków i Związku Dowborczyków.

   Sprzeczności pomiędzy oboma obozami musiały – wedle Moskwy – doprowadzić do generalnego starcia.

   Utworzony w końcu listopada 1925 roku rząd Aleksandra Skrzyńskiego rozpoczął działalność w bardzo trudnej sytuacji gospodarczej – produkcja przemysłowa spadała, wzrastały ceny, wzrósł znacząco poziom bezrobocia, spadał kurs złotego. Nowy gabinet, jakkolwiek oparty na szerokiej koalicji od SND po PPS,  miał charakter przejściowy. Powstał, gdyż obozy walczące o władzę nie były jeszcze w stanie przechylić zwycięstwa na żadną ze stron.

   O ile Piłsudski skłaniał się ku rozwiązaniom siłowym, niekonstytucyjnym, to jego do niedawna najbliższy współpracownik gen. Kazimierz Sosnkowski nadal pozostał wierny swym przekonaniom, zgodnie z którymi w walce politycznej należy przestrzegać zasad zgodnych z konstytucją. Pragnął utrzymać więź z Komendantem i jednocześnie mieć dobre relacje z prezydentem. Nie rozumiał, lub nie chciał zrozumieć, że rozwój sytuacji politycznej wyklucza taką możliwość.
 
   W czasie rozmowy z Piłsudskim na początku stycznia 1926 roku zyskał nadzieję, iż możliwy jest powrót Marszałka do wojska. Rozpoczął ponownie rozmowy, w celu wypracowania kompromisu możliwego do zaakceptowania przez Komendanta. Ważny polityki endecji Janusz Zdanowski zanotował: „O ile za tym od strony Wojciechowskiego sprawa jest zabezpieczona, o tyle agitację za Piłsudskim, z kim mógł w Poznaniu prowadził Sosnkowski”.

   W połowie kwietnia – w obliczu upadku rządu Skrzyńskiego – Zdanowski notował: liczy on (Sosnkowski), co mi się wydaje nieprawdopodobnym, na stworzenie rządu w porozumieniu Skrzyńskiego i prawicy narodowej, może jeszcze jakichś konserwatywnych elementów z Piłsudskim”. Poczynania Sosnkowskiego oddają klimat tamtych czasów, powszechnego poczucia zagrożenia, braku wiary w możliwość dalszego funkcjonowania systemu parlamentarnego, przekonania o konieczności sanacji moralnej i gospodarczej stosunków w kraju.  Piłsudski ze swej strony nie czynił nic by podważyć inicjatywę Sosnkowskiego, która była mu na rękę, wprowadzając jeszcze większą dezorientację w obozie jego przeciwników.

    Wśród polityków endecji przeważało przekonanie, iż Polska stanęła na skraju przepaści. Zdanowski w połowie kwietnia zanotował: „Idziemy do wielkiego kryzysu. Możliwość wojny domowej widoczna”.

   Równocześnie na lewicy coraz silniejsze było poczucie zagrożenia zamachem prawicy. Powszechne natomiast stało się przekonanie o braku możliwości dalszego funkcjonowania systemu parlamentarnego oraz konieczności dokonania sanacji moralnej i gospodarczej. Niemal codziennie w prasie pojawiały się informacje o korupcji i ujawnionych aferach gospodarczych, w których uczestniczyli wysocy urzędnicy państwowi.

CDN.