Zapotrzebowanie na zapotrzebowanie

Często słyszymy, że jest jakieś polityczne ZAPOTRZEBOWANIE na to, czy tamto. Rzecz w tym, że Polacy często nie odróżniają zapotrzebowania politycznego od rzeczywistego; nie wiedzą które wynika z zapotrzebowania wirtualnego, a które z rozwoju wydarzeń. Jeżeli coś takiego zdarza się komuś, kto nie ma wpływu na decyzje, to problem ma charakter „tylko” społeczny. Jeżeli natomiast ma z tym kłopoty decydent lub osoba kształtująca świadomość publiczną, to sprawa zaczyna się komplikować stosownie do zakresu jego władzy lub wpływu na pojmowanie rzeczywistości. Zapotrzebowań natomiast nie mylą kreatorzy rzeczywistości, ale za to dość często zdarza się to naukowcom lub osobom, które sądzą, że mogą się wyizolować lub zamknąć przed światem w wąskiej swojej specjalizacji. Generalnie rzecz biorąc słowo „zapotrzebowanie” dezinformuje, rozmywa rzeczywistość i zamyka ludzi w bierności.

Przechodząc do rzeczy, swoje zapotrzebowanie mają Niemcy i Rosjanie. Samo przeniesienie stolicy do Berlina oznacza wskrzeszenie idei pruskiej – to powiedział Adenauer. Stolica w Berlinie włącza wszystkie uwarunkowania pruskie. I ten jeden argument wystarczy za wiele innych. Rosja nie ma do nas pretensji terytorialnych, ale jej działania mają bardzo podobny cel. Natychmiast jednak trzeba zaznaczyć, że owa „antyniemieckość” czy „antyrosyjskość” nie musi być antyniemiecka, czy antyrosyjska w potocznym znaczeniu. Te dwie polskie postawy mają racjonalny wymiar wynikający z potrzeby obrony własnych interesów.  Zadaniem elit jest rozpoznanie interesu własnego, znalezienie odpowiedniej interpretacji i zastosowanie adekwatnych środków. Natomiast ta część społeczeństwa, które nie chce wgłębiać się w arkana gry politycznej lub nie potrafi, może ograniczyć się do stosunku antyniemieckiego lub antyrosyjskiego, które w konsekwencji są poparciem działań rządu.

„Zapotrzebowanie” na politykę
Współcześni kreatorzy rzeczywistości chcą wmówić polskim decydentom i samym Polakom, że interesy Niemiec są interesami Polski, a sprzeciw Polaków jest wyrazem albo braku solidarności europejskiej, albo wbrew europejskiemu prawu. I okazuje się, że to w dużej mierze działa. Mało słyszalny jest natomiast głos prawdy, która mówi, że: 1. im dłużej trwa jakiś układ, tym trudniej go zwalczyć, 2. Zwalczany układ nie kieruje się interesem państwa i obywateli, lecz podtrzymaniem korzyści własnych – czasami za wszelką cenę, 3. jeżeli  jakiś kraj, w tym przypadku Polska, dotąd nie walczył o swoje interesy, a teraz zaczęła, to robić, siłą faktu, musi dojść do odwetu i odwołania się do tych mechanizmów, nad którymi skrzętnie wcześniej pracowano przez lata oraz do włączenia propagandy antyrządowej, antynarodowej i propagandy strachu.

W takiej sytuacji społeczeństwo zostaje wystawione na próbę intelektualnej odporności i siły własnej kreacji kulturowej. Jeżeli społeczeństwo poprze własny rząd, siła jego argumentów zewnętrznych będzie rosła i po jakimś czasie wróci do obywateli w formie lepszych warunków bytowych. Jeżeli natomiast społeczeństwo poparcia rządowi nie udzieli, będzie rosła siła zewnętrznego nacisku, która zwykle doprowadza do klęski. To reguła. Stawiając kropkę nad „i”, w dzisiejszej konfiguracji politycznej rząd PiS jest kreatorem zmian, na które czekało społeczeństwo, ale to nie on zadecyduje czy te zmiany nastąpią. Wokół Polski, i w samej Polsce, siły są już rozstawione, a jej kierownicy bacznie obserwują słupki poparcia. Jeżeli spadną, ruszą na nas bez wahania i przyszłą rzeczywistość dostosują do swoich potrzeb. W historii, to również reguła. Taki rozwój wydarzeń może wstrzymać siła poparcia społecznego. I to gwarantuje nam demokracja.

Zapotrzebowanie na prawdę
Polacy mają swoją wykładnię dziejów. Jest ona inna niż niemiecka i rosyjska, francuska czy amerykańska. Inne doświadczenie historyczne mieli Niemcy, inni Rosjanie, a odmiennie inne Polacy. I tych doświadczeń nie sposób zunifikować. Każda próba relatywizacji ma charakter albo imperialny, albo samobójczy.

Ale też z drugiej strony, żadnej prawdy historycznej, socjologicznej, czy filozoficznej nie sposób zweryfikować bez szerokiej wiedzy pozaźródłowej i odpowiednio długiej perspektywy. Im wiedza pozaźródłowa obejmuje więcej dziedzin i bardziej umieszczona jest w ludzkim doświadczeniu, tym jest szersza, bardziej skuteczna i bliższa prawdy. Nie ma czegoś takiego, jak uprawianie czystej historii czy socjologii, lub ogólnie – czystej nauki. Mając takie idealistyczne podejście, można niechcąco znaleźć się nie w tej konstelacji, w której by się chciało być, bo to albo obce zlecenie, albo program nie ten, a potem wycofać się tak samo trudno, jak po PRL-u z marksizmu. Wkrótce może się też okazać, że w UE zaczynamy tracić swoje elity, tak samo, jak np. na Śląsku po XIV w. lub jak Litwini i Ukraińcy tracili je wskutek unii polsko-litewskiej.

Humanistyka, ze względu na trudny do ogarnięcia horyzont, posługuje się innymi kryteriami niż matematyka czy fizyka. Nauki humanistyczne nie uciekną od interpretacji dokumentu, zjawiska, rzeczy, a trafność odczytu zależeć będzie nie od wąskiej specjalizacji, lecz odwrotnie – od renesansowej wiedzy i dodatkowo jeszcze od intuicji, a więc od tego talentu, który daje Bóg.

I jeszcze jedno, humanistyka wydaje tym lepsze owoce i jest bardziej wymagająca, im skuteczniej zachowuje swoją ciągłość i spójność. Dlatego w każdej wojnie największym wrogiem nie jest państwo, lecz są powiązania kulturowe i myśl, którą ono wytworzyło. Inteligencja jest nośnikiem wartości podstawowych i sercem tego krwioobiegu, bez przerwania których trudno mówić o zwycięstwie. W czasie II wojny i w PRL-u niszczono właśnie te wartości, o które walczyli Żołnierze Niezłomni. Likwidacja inteligencji oznaczała przerwanie ciągłości polskiej kultury. Dziś nic się nie zmieniło. Destrukcyjną działalność przejął obecny system, który coraz bardziej staje się nieludzki. Rodziny mieszkają w jednorodzinnych mieszkaniach a dziadkowie coraz częściej w domu starców. Nasze dzieci pozbawione są kontaktu z poprzednim pokoleniem, które poprzez swoje opowieści poszerzało im horyzont myślenia o około 100 lat. Do tego dochodzi internet, który jest niezbędny, ale który niszczy wyobraźnie i pamięć. Sami zabijamy podstawowy paradygmat naszej cywilizacji – umiejętność dochodzenia do prawdy. Problem nie w narzędziach, lecz w braku refleksji.
Człowiek wychowany w wielopokoleniowej rodzinie lepiej będzie rozumiał przeszłość – a więc budulec naszej przyszłości, niż ten, który nie przeżył niczego, prócz filmowych wrażeń. I teraz wracamy do meritum. Od właściwej interpretacji dokumentów zależy poziom nauki i społecznego wykształcenia. Mieszanie kodów kulturowych, czy wykładni dziejów, w prostej linii prowadzi do zniszczenia nauki i nauczania, eliminuje bowiem kryteria odkrywania różnić – na poziomie ludzkim i społecznym z których nauka żyje.

Ale, aby nikt nie miał złudzeń, w nauce również panuje wojna. Eliminacja instytucji mistrza nie jest osiągnięciem, lecz obniżeniem ogólnego poziomu, którego mistrz był kontynuatorem. W takiej sytuacji interpretacja zaczęła podlegać wolnemu rynkowi, a uczeń zamiast przejąć pałeczkę ciągłości, stał się samotną ofiarą w sztucznie ograniczonym czasie. Taką samą ofiarą pada interpretacja, która może osiągać wymiar bardziej destrukcyjny, niż budujący.

Polskie prawdy
Ogólna wiedza humanistyczna pomaga we wszystkim, a najbardziej w życiu i jest podstawą porozumienia się miedzy ludźmi. Internet jest narzędziem, a więc przeszkodą wyimaginowaną. Nasza literatura, ze względu na polskie dzieje, ma charakter edukacyjny, nasza kultura z tych samych względów ma charakter nadal literacki, podobnie, jak francuska. Mówi się, że ktoś ma bogate wnętrze, renesansową wiedzę, wyobraźnię społeczną, historyczną, czy ogólnie – humanistyczną. Bez takiego wnętrza nie będzie żadnego rozwoju, prócz technicznego, który zniszczy duszę cywilizacji.
Inny zakres wiedzy pozaźródłowej potrzebny jest historykowi, inny socjologowi, lekarzowi, czy sędziemu, ale podstawowy potrzebny jest wszystkim. Kiedyś w rozmowie z prof. Anną Pawełczyńską usłyszałem bardzo ciekawe porównanie: za moich studenckich czasów wiedzę zdobywało się na uniwersytecie i w terenie. Dziś studenci zdobywają ją na uczelni i w internecie. My docenialiśmy polską kulturę i staraliśmy się ją rozwijać, dziś młodym ludziom wciska się pedagogikę wstydu… Wiedza pozaźródłowa ma też wpływ na kierunek i jakość badań. Ciśnie się więc na usta pytanie, czy wypadliśmy sroce spod ogona?

Najstarszy uniwersytet powstał w Bolonii (1088 r.), kolejny w Paryżu (1100 r.), w Cambridge (1239 r.). Ale mało kto wie, że w 1308 r. rada miejska w Legnicy także podjęła uchwałę powołania uniwersytetu (Barycz). Uniwersytet w Pradze powstał 1348 r., a jagielloński w 1364 r. – wcześniej niż każdy w Niemczech. Najstarszym zakonem w Polsce był zakon  Benedyktynów (XI w.), przybyli gównie z Włoch, kolejnym Cystersi (poł. XII w.) – gł. Francja potem już w XIV w franciszkanie, dominikanie. Ale jeżeli chodzi o wiedzę pozaźródłową dotyczącą najwyższych lotów polskiego dzieła, dają niezwykłe wręcz książki ks. bpa Stanisława Wielgusa. Warto więc przywołać kilka fragmentów:

„Za twórcę nowożytnego prawa narodów uważany jest Grocjusz (zm. 1645). Jednak w ostatnich latach wskazuje się już jego prekursorów: Niccoló Machiavelli (zm. 1575), Baltazar Ayala (zm. 1584), Jean Bodin (zm. 1596), Alberto Gentili (zm. 1608) i Francisco Suarez (1617). Dla porównania przedstawmy polskich prekursorów polskiej teorii prawa narodów: bp Jakub Kurdwanowski, abp Mikołaj Trąba, Piotr Trąba (zm. 1428), Andrzej z Kokorzyna (zm. 1435), Zawisza Czarny (zm. 1428), Andrzej Łaskarz (zm. 1426), Benedykt Hesse (zm. 1456), Jakub Szadka (zm. 1487), Maciej z Łabiszyna (zm. 1452/56), Mateusz z Krakowa (zm. 1410), Jakub z Pradaża (zm. 1464), Stanisław z Zawady (zm. 1491), Łukasz z Wielkiego Kośmina (zm. 1414), Jan z Ludziska (zm. 1460)[1].

„Jak widać, polscy uczeni prekursorów Grocjusza wyprzedzali grubo ponad 100 lat. Warto też zwrócić uwagę na to, że odczyty Franciszka de Vitoria (O prawie wojny i O Indianach), treściowo były zaskakująco podobne do pism ponad sto lat wcześniej żyjących polskich autorów — Stanisława ze Skalbmierza i Pawła Włodkowica”[2].

Bez wątpienia – pisze dalej bp Stanisław Wielgus – „polscy autorzy korzystali z wcześniejszego dorobku dotyczącego ius géntium. Dodali do tego dorobku zupełnie nowe ujęcia problematyki prawa narodów[3]. I tu można by odwołać się do jeszcze wcześniejszego okresu, mianowicie do XII wieku i „Marcina Boduły (zm. 1279 r.) zwanego też Marcinem z Opawy lub Marcinem Polakiem, autora chyba pierwszej polskiej koncepcji bezpieczeństwa. Broniąc interesów ojczyzny w sporze z Krzyżakami wystąpił z tezą, że wojny nie mają charakteru boskiego, lecz są dziełem samych ludzi. Potępiając ekspansję zakonu krzyżackiego, jako sprzeczną z religią katolicką, usiłował udowodnić, że wszystkie wojny prowadzone w celach zdobycia bogactw, podboju ludów i nowych terytoriów są niesprawiedliwe. Sprawiedliwe są bowiem takie wojny, których celem jest poskromienie krzywdzicieli, obrona własnej ziemi i bogactw, udzielanie pomocy krzywdzonym[4].

Ale w tym kontekście trzeba przypomnieć, że ówcześni Polacy mieli przed sobą nie tylko najpotężniejszy zakon, ale też Europę i „własnego króla”, w którego nawrócenie, za sprawą propagandy krzyżackiej, Zachód nie wierzył. Nie wystarczyło pokonać zakon militarnie, należało pokonać go także ideologicznie. A ideologia zakonu związana była z myślą jaką sformułował Henryk de Segusio (Ostiennsis, vel Hostiensis zm. w 1271) [I tu można by dokonać kolejnego zderzenia M. Boduły i H. Segusio – R. S]. „Głosił [on – R.S], że grzech pierworodny pozbawia tych, którzy nie zostali obmyci, prawa do posiadania rodziny, własności prywatnej, wolności osobistej i własnego państwa[5].

Polska myśl zasadę tę zmieniała na biegunowo przeciwną, że krzyżackie wojskowe działania są zbrodnicze i bezprawne, że przeciwstawiając się zbrojnie agresji Krzyżaków wolno wezwać na pomoc wojska niechrześcijańskie, że poganie mogą na podstawie prawa naturalnego i boskiego posiadać swoje państwa i swoją własność, że pogan żyjących spokojnie nie wolno nikomu, pod żadnym pozorem napadać, i wreszcie, że wszyscy ludzie, w tym także poganie, mają prawo do obrony, jeśli zostaną niesłusznie napadnięci[6]. Drugi „Grunwald” rozegrał się na soborze w Konstancji. I tam zwyciężył zdrowy rozsądek.

„Zwycięstwo szkoły krakowskiej oznaczało zwycięstwo cywilizacji chrześcijańskiej i jej ludzkiego wymiaru. Stanowisko to dodatkowo rozwinęła unia horodelska (1413) w zapisie dotyczącym wzajemnych stosunków polsko litewskich. Odwołano się w niej do miłości oraz do hasła, które zostało wprowadzone w życie w stosunkach polsko litewskich, a które brzmiało: Wolni z wolnymi i równi z równymi[7]. (Pięćset lat później papież Jan Paweł II przypomniał je w ONZ...). I należałoby tu zgodzić się z Jędrzejem Giertychem, gdy pisze: Gdyby np. w XV w. myśl Włodkowica zdołała [...] sobie zdobyć w świecie szerszy zasięg wpływu, a więc gdyby przyjęły się na Zachodzie raczej polskie a nie krzyżackie zasady programu nawracania pogan, dzieje rozpoczęte w tymże XV w. przez Columba i Vasco da Gamę ekspansji terytorialnej Europy byłyby się potoczyły całkiem inaczej i... lepiej. Lepiej dla świata, lepiej dla pogan, lepiej dla Kościoła i lepiej dla samej Europy[8].

Oczywiście polskich prawd jest dużo więcej i nie można o nich zapominać ani przy biurku, ani przy mównicy.
 
PS. Ostatnio dwukrotnie usłyszałem niezwykłą rewelację, że Mieszko I był chrzczony w Ratyzbonie lub Moguncji. Zaskoczony tą wiadomością zapytałem ks. prof. Zygmunta Zielińskiego, jednego z najwybitniejszych znawców historii Kościoła, który wykluczył taką ewentualność, wskazując na Gniezno lub Poznań.

Kolejną sensacją jest plotka, że najpierw gazoport, a teraz  tunel pod Świną w Świnoujściu PiS buduje dla Niemców. Mamy tu więc przykład kolejnego „zapotrzebowania”. Jak się okazuje, dezinformacja tak samo idzie ze Wschodu, jak i z Zachodu. Bez dobrego ogólnego przygotowania humanistycznego Polaków zawsze będziemy bezbronni; nie będziemy też potrafili odróżnić zapotrzebowania politycznego od rzeczywistego i do końca świata pozostaniemy naiwniakami, których można wykorzystać do własnych celów i na których, w razie czego, można powetować sobie straty własne.

[1] S. Wielgus, Wkład Polaków w kształtowanie się prawa narodów, w: „Cywilizacja” nr 8/2004, s. 70.
[2] Tenże, s. 68
[3] Tenże,
[4] S. Topolewski, Bezpieczeństwo państwa w filozofii staropolskiej, w: „Bellona” nr 3/2007, s. 10.
[5] S. Wielgus, dz. cyt., s. 66-67.
[6] Tenże, s. 67-68.
[7] S. Wielgus, dz. cyt., s. 68
[8] J. Giertych, O wielkości i specyfice cywilizacji, w: Myśląc o Polsce. Idee przewodnie „Horyzontów” (1956-1971), Radom 2006, s. 444-445.

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika Ptr

04-05-2016 [20:15] - Ptr | Link:

Ale kiedyś — o smętnych losach zadumany
Mojej biednej ojczyzny — przyzna, kto szlachetny,
Że płaszcz na moim duchu był nie wyżebrany,
Lecz świetnościami dawnych moich przodków świetny.

Obrazek użytkownika Ryszard Surmacz

05-05-2016 [00:48] - Ryszard Surmacz | Link:

Testament Słowackiego... Nasze pokolenie testamentu nie napisze. Nie przyjdzie mu coś takiego nawet do głowy. Dziękuję i serdecznie pozdrawiam