Towarzysze, a co po upadku Unii?

Komuchy, Lisy i Michniki, a także byłe wcielenia KODziarzy wraz z upadkiem Związku Sowieckiego z pewnością musiały mieć w głowach w latach 1989-1991 niemały niepokój. Mało powiedziane, sądzę, iż byli blisko zawału. I nie z powodu jakiegoś tam widma upadku władzy, lecz z samego strachu o swoją własną mentalność i stan kondycji psychicznej.

To są ludzie, których wychowała komuna i pranie mózgu zaserwowane im przez sowieckiego okupanta: bękart hodowania pleśni tzw. „homo sovieticus”. Oni wręcz łakną bycia pod czyimś butem i tego, by ktoś inny nimi rządził, i by dla jego korzyści zwalczali polskość. Nie tyle z nienawiści, co ot tak, z tępego, wpojonego im przyzwyczajenia. Co jednak, gdy szefa zabraknie, jak wraz z rozpadem Związku Socjalistycznych Republik Sowieckich? Nieznośny mętlik w głowie i tępe poczucie egzystencjalnego niepokoju.  Na szczęście, szybko można sobie było znaleźć nowego szefa, jakim się okazała Unia Europejska. Szybko więc się w nią wtopili i to dla niej od tej pory zaczęli pracować, by wypełnić niepokojącą ich lukę w splugawionych duszach. I dobrze, wszak gdyby szybko nie znaleźli sobie jakiejś alternatywy, to dostali by sraczki z niepokoju i nadwyrężenia psychicznego „No czym tu się zająć?!”.

Co jednak, gdy Unia Europejska upadnie? Wszyscy, którzy mają oczy po prostu widzą, że to się dzieje. Zalewy muzułmańskie, śmierć wartości, terroryści, kryzys Euro, Brexit… Już za kilka lat Unia przepadnie na zawsze… co wtedy? Trzeciej kandydatury na pracodawcę już się nie da znaleźć, a móżdżki panów wymienionych na początku tego wpisu przegrzeją się do udaru z braku wiedzy i główkowania, czym by dla odmiany wtedy się zająć…

YouTube: