"Lewa" benzyna (2)

W latach 80. niemal każda stacja benzynowa sprzedawała „lewe” paliwo.
 
 
       Dla większości zmotoryzowanych stacje benzynowi stanowiły pierwszy etap starań o zdobycie dodatkowego (czy jakiegokolwiek) paliwa. „Należy stwierdzić  - mówił w połowie 1983 roku dyrektor CPN Marian Bartoszewicz - że napór klienta jest tak ogromny, że prawe wszyscy [pracownicy] ulegają tej pokusie”.
 
 
      Niewiele zmieniło wprowadzenie w marcu 1982 roku przepisu nakazującego ajentowi stemplowanie przy sprzedaży paliwa specjalnej wkładki PZU i wpisywanie każdej transakcji do odpowiedniego wykazu. W połowie 1982 roku zasady te były naruszane w co drugiej kontrolowanej stacji.
 
 
     Sami klienci także wypracowywali własne metody omijania przepisów - wkładki PZU, które powinno się stemplować na stacjach, smarowano parafiną ułatwiającą usunięcie tuszu, ubezpieczano także samochody od dawna niejeżdżące. W rezultacie nawet 30% załączników PZU mogło być sfałszowanych lub wyłudzonych.
 
 
     Najczęściej jednak ajent za odpowiednią cenę sprzedał więcej benzyny - przy zachowaniu pewnych środków ostrożności był to proceder trudny do wykrycia. Różnicę pokrywały zarówno redystrybuowane przez kierowców państwowych pojazdów paliwowe oszczędności, wycieki z tzw. stacji garażowych oraz nadużycia  w składach CPN
 
 
      Nic więc dziwnego, że służby kontroli poddawały stacje coraz bardziej rygorystycznemu nadzorowi. Na przykład z przeprowadzonych w 1983 roku 21 „zmasowanych, o zasięgu ogólnokrajowym” akcji antyspekulacyjnych cztery nosiły kryptonim „Benzyna”, ale również podczas piętnastu operacji „Rynek” zaglądano do dystrybutorów. Tylko podczas kontroli przeprowadzonej 29 marca 1983 roku w 368 stacjach benzynowych - w 78% ujawniono różne nadużycia. W rezultacie w pierwszej połowie 1983 roku spośród 5800 pracowników 1300 stacji CPN - 1002 zwolniono, a 3335 ukarano. W następnym roku ukarano 3271 ajentów, 1161 zwolniono, wszczęto 550 spraw karnych. Między styczniem a wrześniem 1985 roku każdą stację sprawdzano średnio pięciokrotnie (229 ajentom wypowiedziano umowy, 1723 ukarano).
 
 
      Zyski były bowiem tak duże, że nawet wzrost ryzyka nie doprowadził zaniechania procederu, ale do wypracowania coraz bardziej wyrafinowanych strategii.
 
 
      Prawdziwymi hurtownikami byli pracownicy CPN-owskich magazynów, którzy odpowiednio manipulując normami strat czy mieszając różne rodzaje paliw, potrafili wygospodarować setki ton.  I tak np. w składzie w Płocku za kradzież co najmniej 600 ton paliwa i kilkudziesięciu ton olejów silnikowych przed sądem stanęło 32 (z 37!) pracowników.
 
 
      Wygospodarowane paliwo przewożono na stacje CPN, zyski dzieląc zazwyczaj po połowie. Część dostawcy była dzielona między kierownictwo, magazynierów, dyspozytorów, kierowców etc. Kosztem dodatkowym ajenta była usługa pracownika Obwodowego Urzędu Miar i Wag, który przy okazji legalizacji dystrybutorów „(wg taryfy od 1 zł do 1,5 zł za litr) cofa ajentowi o żądaną ilość tysięcy litrów wskazania licznika. Ajent bez problemu może wówczas sprzedawać „lewą” benzynę bez obaw, że nagła kontrola wykryje mu w zbiorniku o cysternę paliwa więcej, niż opiewają dokumenty stacji”.
 
 
      Posiadanie rezerw stało się konieczne po wprowadzeniu w kwietniu 1984 roku nowych zasad reglamentacji benzyny. Teraz na stacji miały zostawać kupony, które teoretycznie łatwo było porównać z licznikiem dystrybutora i tym samym wyeliminować „przecieki”. Jednak słabym punktem tej reformy stały się kartki dla tzw. jednostek gospodarki uspołecznionej, które - niewykorzystywane - legalizowały nadwyżki benzyny zbywane przez ajentów.
 
 
      Wkrótce po wprowadzeniu kartek dosłownie w całym kraju pojawiły się ich falsyfikaty. Pewna przedsiębiorcza Polka z Berlina Zachodniego zamówiła u Niemców 10 tys. kart benzynowych, nieróżniących się praktycznie od oryginalnych. Ale i krajowe produkty były często tak doskonałe, że można je było rozpoznać tylko pod lampami ultrafioletowymi, w które od 1985 roku zaczęto wyposażać stacje benzynowe.
 

      Kreatywni pracownicy PZU przy pomocy kolegów z wydziałów komunikacji przypisywali talony benzynowe samochodom wycofanym z eksploatacji, wyrejestrowanym w innych województwach lub też całkowicie fikcyjnym. Kiedy w 1986 roku Komenda MO we Wrocławiu zaczęła komputerowo porównywać wykazy zarejestrowanych samochodów i wydanych kart, okazało się, że 10 tys. z nich wystawiono na nieistniejące pojazdy.
 
 
       Ponieważ olej napędowy był w wolnej sprzedaży, popularne stały się diesle. A kiedy udało się diesla zarejestrować jako tzw. benzyniaka, po sprzedaży przydziałowej benzyny można było jeździć praktycznie za darmo, zwłaszcza gdy w ropę zaopatrywano się na czarnym rynku.
 
 
      Nadal wielu taksówkarzy zamiast świadczyć usługi sprzedawało przydziałową benzynę. Taksówkarz dostawał bowiem zazwyczaj przydział na 10 litrów paliwa dziennie, podczas gdy normalny kierowca 30–45 litrów miesięcznie. Wystarczyło więc albo sprzedać paliwo, albo kartki ajentom stacji, którzy na ich podstawie rozprowadzali benzynę po odpowiednio wyższej cenie.
 
 
    Jak obliczał w 1986 roku wiceszef Centralnej Komisji do Walki ze Spekulacją płk Władysław Trzaska, taksówkarz, nie jeżdżąc, lecz tylko sprzedając benzynę, miał całkiem niezłą pensję, nawet do 50 tys. zł.
 
 
     Także wyjeżdżający za granicę taksówkarze nie wyrejestrowywali działalności. Rodziny w dalszym ciągu pobierały kartki, sprzedając je pracownikom stacji benzynowych. Na przykład we Wrocławiu w 1985 roku na 4 tys. taksówkarzy wyjechało około 1500, nieraz na wiele miesięcy.
 
 
     Coraz częstsze kontrole ograniczyły nadużycia na stacjach, nie były w stanie zapobiec wielkim „dziurom” w tzw. stacjach garażowych, przez które  przechodziło 70% wszystkich paliw.
 
 
     Przy nieprawdopodobnym często bałaganie, chaotycznym zarządzaniu, fatalnym stanie urządzeń technicznych manka lub superaty tworzyły się nieraz całkowicie samoistnie. Dla operatywnych pracowników były to warunki wręcz idealne.
 
 
     Mimo tego dopiero w 1986 roku zaczęto kontrolować te obiekt. Spośród sprawdzonych wtedy przez Biuro Kontroli URM 495 stacji - w 79% znaleziono różnice inwentaryzacyjne, w 48% nieprawidłowo rejestrowano przychód i rozchód paliw.
 
 
     Jak to w zwyczaju w systemie socjalistycznym  powołano przy Radzie Ministrów specjalny międzyresortowy zespół. Kierowany przez podsekretarza stanu w Ministerstwie Przemysłu Chemicznego i Lekkiego Stanisława Kłosa, planował przeprowadzenie kolejnych masowych akcji kontrolnych, barwienie paliwa, w lipcu 1987 roku zaproponowano nawet wdrożenie systemu informatycznego mającego objąć 12 tys. stacji. Zamiast tego jedyną konkretną propozycją było obcięcie dla nich limitów paliwa.
 
 
      Jakiekolwiek radykalniejsze zmiany były po prostu niemożliwe. Bez przejmowania z nieszczelnych państwowych czy spółdzielczych dystrybutorów tysięcy ton paliwa do baków chłopskich traktorów i kombajnów zaopatrzenie rynku w żywność byłoby jeszcze gorsze.
 
 
     Propozycja wprowadzenia ceny komercyjnej, po której można by kupować paliwo poza reglamentacją, która pojawiła się w 1983 roku wywołała sprzeciw natury zarówno społeczno-politycznej („benzyna dla bogatych”), jak i ekonomicznej (od wzrostu cen u prywatnych wytwórców po „inspirowanie do spekulacji” nawet uczciwych ajentów).
 
 
      „Proszę towarzyszy - ostrzegał w październiku 1985 roku płk Władysław Trzaska - [...] mieszkając, siedzimy na minach. Dosłownie na minach. Nasze strychy, piwnice, komórki, altanki są podminowane benzyną. Teraz właśnie [...] za ten czwarty kwartał ludzie, którzy biorą benzynę, żeby zebrać karty, które mają, nie mają gdzie tej benzyny przechować. I obserwuję, że w takich dzbanach, gąsiorkach, gąsiorach, bańkach po mleku, kanistrach z plastiku, dzbankach nawet po prostu...”
 
 
     Dopiero w połowie 1988 roku rozpoczęto się w 64 wydzielonych stacjach sprzedaż benzyny bez kartek, ale po niezwykle wysokich cenach. „Dla obywatela nie zmienia się nic - komentował Jerzy Baczyński - poza tym, że będzie mógł oficjalnie kupić paliwo, za cenę, którą do tej pory płacił nieoficjalnie”.
 
 
     Niezwykle niska liczba tych komercyjnych stacji sprawiła, iż nie stanowiły one konkurencji dla zwykłych stacji, gdzie sprzedawano „lewe” paliwo. „Wielu kierowców, - pisano - mając do wyboru albo parogodzinną kolejkę za 300 zł litr, bądź stary układ z ajentem (tym razem po 350 czy 400 zł), wybierze ten drugi wariant”.
 
 
     Dopiero 1 stycznia 1989 roku zniesiono całkowicie kartki na benzynę dla polskich obywateli.
 
 
     Dopóki trwała zima i ludzie jeździli mało, paliwa nie brakowało. Kłopoty zaczęły się wiosną, gdy na trasy wyruszyli wszyscy zmotoryzowani. Temu popytowi państwowe stacje nie były w stanie podołać. Braki były tak dotkliwe, że kierowcy zaczęli tęsknić za reglamentacją.
 
 
     Uspokajanie rynku paliwowego trwało do początku lat dziewięćdziesiątych. Kiedy już stacje stały się prywatne, paliwowa szara strefa bynajmniej nie zniknęła. Zmieniła tylko charakter.
 
 
 
Wybrana literatura:
 
 
J. Kochanowski – Tylnymi drzwiami. „Czarny rynek” w Polsce 1944-1989
 
M. Bednarski -  Drugi obieg gospodarczy. Przesłanki, mechanizmy i skutki w Polsce lat
osiemdziesiątych

 
 

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika u2

02-02-2022 [14:27] - u2 | Link:

Prawdziwymi hurtownikami byli pracownicy CPN-owskich magazynów, którzy odpowiednio manipulując normami strat czy mieszając różne rodzaje paliw, potrafili wygospodarować setki ton.

Nic to, jak mawiał Pan Wołodyjowski. W czasach rządów niemieckiej ośmiornicy w 3RP na lewych fakturach z fikcyjnego obrotu paliwami w samych Suwałkach wytransferowano miliardy za granicę. W skali kraju to były setki miliardów.

PS. Dzisiaj zauważyłem na stacji koło mnie cenę 5,19 za litr P95. :-)

Obrazek użytkownika Ryan

02-02-2022 [20:32] - Ryan | Link:

Pamiętacie słowa Donalda z 2011 roku? "Teraz to paliwo może być nawet i po 7 złotych"

Nie ma się co śmiać.
Brukselski szatniarz lepszy jest od Jackowskiego.
Rzeczywistość przeszła najśmielsze jego oczekiwania. Paliwo w Niemcach już prawie po 8 z