"Ustawienie konkursów, świadczy o szacunku dla procedur"

W dzisiejszym „Drugim Śniadaniu Mistrzów” goszczący tam politolog, medioznawca dr Jacek Wasilewski zapałał wielkim oburzeniem na „pisowską dobrą zmianę” w służbie cywilnej i stanowczo wychwalał obowiązujący system konkursów. Na ripostę drugiego z uczestników że wszystkie konkursy i tak były ustawiane, dr Wasilewski uczonym tonem przemówił, iż ustawianie konkursów świadczyło przynajmniej o szacunku dla procedur.

Za tą szczerość należą się panu doktorowi podziękowania. Wprowadzenie z otwartą przyłbicą zasady, że zwycięska partia obsadza sobie Służbę Cywilną swoimi ludźmi jest niedemokratyczne i nieuczciwe. Natomiast ustawianie konkursów pod wcześniej wybrane osoby jest o tyle uczciwe, bo jest zgodne z procedurą. To, że sprzeczne z materią, istotą konkursu.. nieważne, liczą się procedury. Odważyłbym się nazwać to niechlujstwem naukowym. Wszak człowieka i to człowieka nauki winna zawsze interesować rzeczywistość, czyli jak wygląda w praktyce stosowanie przepisów, jakie zapisane są w ustawie, a nie tylko przeczytanie samych przepisów i stwierdzenie, że przepisy są bardzo dobre.

Wczoraj niechlujstwem z kolei dziennikarskim błysnął Red. Morozowski, który na sprostowanie, iż 20 mln z budżetu Państwa miało zostać przekazane na rzecz Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu, nie zaś była donację ze strony budżetu Państwa na rzecz Ojca Tadeusza Rydzyka, rzekł: a przecież to wszystko jedno. No właśnie nie wszystko jedno, bo czym innym jest Szkoła – to zdaje się osoba prawna, wpisana pod odpowiednim numerem KRS… a co innego ojciec Tadeusz Rydzyk, obywatel polski, osoba fizyczna posiadająca swój własny PESEL. Dziennikarz powinien być precyzyjny, bo potem za kilkanaście lat, jakby się okazało, że dotacja z budżetu została przez Szkołę wykorzystana w sposób nieodpowiedni, to żeby potrafił wytłumaczyć obywatelowi, dlaczego budżet domaga się zwrotu pieniędzy od Szkoły, a nie od Ojca Tadeusza.. bo przecież wszyscy mówili, że to kasa na Rydzyka.

Ta rozmowa redaktora Morozowskiego była o tyle jeszcze ciekawska, że po drugiej stronie była Poseł na Parlament Europejski z PIS pani Wiśniewska i ta dość grzecznie zasygnalizowała, że redaktor ma nad nią przewagę w postaci słuchaweczki w uchu, która podpowiada mu dokładne dane (ktoś po drugiej stronie słuchaweczki szpera w tym czasie w internecie) ona zaś musi korzystać z własnej pamięci. Czekam na ten moment, kiedy jakiś polityk zaproszony do rozmowy po jej rozpoczęciu zerwie tą słuchaweczkę z pana Redaktora z uśmiechem tłumacząc, że w ten sposób będzie się nam lepiej rozmawiało. Ewentualnie bardziej brutalnie zaznaczając, że on może rozmawiać także z tym panem zza słuchawki, ale żeby to była rozmowa w cztery oczy.

No tak, ale pewnie za chwilę obrońcy słuchaweczki powiedzą, że ta słuchawka to jest przede wszystkim po to aby redaktorowi mówić ile czasu ma do końca programu i w sumie to jest zgodna z procedurą dziennikarską. No tak ale czy podpowiadanie dziennikarzowi za pomocą słuchawki jest zgodne z procedurą? I tu też znam odpowiedź: nie jest, ponieważ dziennikarze nie korzystają z podpowiedzi – przy czym sprawność logiczna takiej odpowiedzi jest wysoce dyskusyjna. Swoją drogą, pamiętam czasy telewizji bez słuchaweczek i z czego pamiętam, większość redaktorów doskonale radziła sobie z czasem i wiedziała w którym momencie dyskusję zakończyć.

My jednak w III RP kochamy procedury! Zdecydowanie mniej lubimy istotę sprawy. To można wytłumaczyć w dość prosty sposób. Ocena zgodności z procedurą jest oceną zero-jedynkową i nie wymaga wielkiego wysiłku intelektualnego. Ot, czy konkurs został rozpisany i ogłoszony? Tak, został. Czy były w nim sformułowane wymagania względem kandydatów? Tak, były. Czy kandydaci spełnili wymagania? Tak, spełnili. Czy został wybrany najlepszy z nich? Tak. No to konkurs był zgodny z ustawą. A to, że wcześniej ugadano się z wybranym kandydatem, pod niego podciągnięto wymagania i nawet poinformowano go o pytaniach… to przecież wszystko takie ocenne i takie trudne do udowodnienia. Efektem tego jest to, że dla dr socjologii liczy się dochowanie procedur, poza którymi nic nie widzi. A uważany za najlepszego dziennikarza, nie potrafi rozróżnić osoby prawnej od fizycznej i wszystko co wie o świecie ma dzięki wbudowanej słuchaweczce… Ot taki to nasz profesjonalizm.