Na nowy rząd w Berlinie trochę poczekamy

1. Po wygranych przez SPD w ostatnią niedzielę wyborach parlamentarnych w Niemczech, to ich lider, obecny wicekanclerz i minister finansów Olaf Scholz, rozpoczął rozmowy dotyczące stworzenia koalicyjnego rządu.
Tuż po oficjalnym ogłoszeniu wyników wyborów, które potwierdziły blisko 2 punktowe zwycięstwo jego partii nad CDU-CSU, stwierdził, że wyborcy wskazali na SPD jako partię, która powinna utworzyć nowy rząd, co więcej wyraźnie powiedzieli, że partia obecnej kanclerz Angeli Merkel, powinna przejść do opozycji.
Na tę wypowiedź zareagował obecny lider CDU-CSU i kandydat na kanclerza Armin Laschet, który stwierdził, że także jest gotowy prowadzić rozmowy o utworzeniu koalicji z Liberałami (FDP) i Zielonymi ale było widać, że on i jego partia są w wyraźnej defensywie.
 
2. Przegranymi niedzielnych wyborów w Niemczech są partia obecnej kanclerz Angeli Merkel CDU-CSU i komuniści (Die Left) ale to wcale nie oznacza, że nowy rząd pod przewodnictwem SPD powstanie szybko i bezboleśnie (kłaniają się negatywne skutki słynnego „herzlich wilkommmen” Angeli Merkel z lata 2015 roku).
Czekają nas więc długie negocjacje, zwłaszcza, że już zdecydowano, iż najpierw wspólne porozumienie programowe przygotują Liberałowie i Zieloni i dopiero po tym uzgodnieniu zaczną się rozmowy koalicyjne z SPD.
Tyle tylko, że porozumienie FDP i Zielonych to swoista próba pogodzenia „ognia z wodą”, bo liberałowie to partia „przedsiębiorców i niskich podatków”, a Zieloni to między innymi restrykcyjna polityka klimatyczna, która w konsekwencji oznacza znaczące podwyższenie kosztów wytwarzania w Europie.
Wygląda więc na to, że zapowiadają się długie negocjacje obydwu partii, co więcej Liberałowie zdają sobie sprawę, że w koalicji z SPD i Zielonym, będą swoistą „przystawką”, w zdecydowanie lewicowym rządzie.           
Dlatego akurat oni woleli być w rządzie nawet z Zielonymi ale jednak z uczestnictwem CDU-CSU, bo zdają sobie sprawę, że wtedy ich najważniejsze punkty programowe, mają większe szanse na realizację.
 
3. Trwają spekulacje jaki będzie dla Polski ten nowy niemiecki rząd ale niezależnie od tego czy będzie to rząd trójpartyjny pod przywództwem SPD, czy też CDU-CSU nie ulega wątpliwości, że będzie on skoncentrowany przede wszystkim na realizacji własnych narodowych interesów.
Jeżeli będzie to koalicja lewicowa (SPD, FDP, Zieloni), to relacje z naszym krajem będą trudniejsze niż do tej pory, bo niestety „ideologia” będzie wtedy stawiana ponad relacje ekonomiczne, a te są coraz korzystniejsze dla naszego kraju.
Jesteśmy już bowiem trzecim eksporterem do Niemiec (wyprzedzają nas tylko Chiny i Holandia ale ten ostatni kraj tylko dlatego, że do jego eksportu sztucznie dolicza się towary docierające do holenderskich portów i następnie dostarczane do Niemiec), co więcej ten eksport składa się w dużej mierze z towarów z coraz większą wartością dodaną.
 
4. Trójkoalicja „jamajska” (CDU-CSU, FDP, Zieloni), pewnie byłaby dla Polski bardziej „strawna” ale nie ulega wątpliwości, że udział Zielonych w każdej z nich, oznacza że nowy niemiecki rząd będzie bardziej „ekologiczny”.           
Polska, przed którą stoją wielkie wyzwania wynikające z radykalnej polityki klimatycznej UE (pakiet Fit for 55), przy niemieckim rządzie z udziałem Zielonych, znajdzie się pod dodatkową presją w tym zakresie.
Wprawdzie uzyskaliśmy w Radzie Europejskiej jako jedyny kraj, zgodę na dochodzenie do „zero emisyjności”, wykraczającą poza rok 2050 ale nie ulega wątpliwości, że Zieloni w niemieckim rządzie, będą próbowali wpłynąć na przyśpieszenie tego procesu w Polsce.
Ba wszystko na to wskazuje, że będą próbowali wpływać na zablokowanie powstania w Polsce energetyki atomowej, która tak naprawdę jest jedyną realną alternatywą dla redukowanej energetyki opartej na węglu.
Niezależnie jednak jak ostatecznie ukształtuje się nowy niemiecki rząd, to wszystko wskazuje na to, że Angela Merkel będzie piastowała funkcję kanclerza przynajmniej do końca tego roku.