De Gaulle i dziennikarze, Sacha Guitry i kobiety oraz ...

Nie wiem czy wypada zacząć – w gazecie redagowanej bądź co bądź, co oczywiste, przez dziennikarzy – od słów gen. Charlesa de Gaulle’a wypowiedzianych przed 54 laty. Na tradycyjnym noworocznym spotkaniu z żurnalistami francuski prezydent podkreślał znaczenie ludzi mediów, mówiąc o tym z patosem, ale zakończył dość niespodziewanie. Powiedział mianowicie: „To, co dziś napiszecie, jutro zostanie zupełnie zapomniane” …
Skądinąd były to czasy, gdy media nie były jeszcze tak całkiem czwartą władzą, choć już wtedy znane było stwierdzenie, ponoć Marka Twaina, że: „Gazetą można zabić nie tylko muchę, ale i polityka”...
Czy teraz jest tak nadal? W powodzi oskarżeń wobec polityków i bardzo ostrego podziału mediów wedle kryteriów politycznych, raczej nie jest już tak, aby nawet frontalny atak mediów mógł natychmiast i od razu spowodować polityczną śmierć delikwenta. Chyba, że ów nie ma zaplecza politycznego, jest samotnikiem, „singlem” na politycznej arenie – wtedy oczywiście jest to łatwiejsze. Oczywiście zawsze można zadawać pytanie: „Do kogo należą media?”. A także do kogo należą firmy, które – dzięki reklamom – utrzymują media, Odpowiedź na to pytanie jest dość oczywista: w większości krajów i media i establishment biznesowy popiera raczej środowiska lewicowe i liberalne, a nie prawicowe i konserwatywne.
Definicja kobiety
Jednak to pytanie „do kogo należą?” przypomina mi dialog króla Francji Henryka IV, który miał miejsce kiedyś w Luwrze. Któregoś wieczoru monarcha spacerował w okolicach swojego pałacu i nagle spotkał nieznanego mu człowieka, który na dodatek prezentował prostackie maniery. Król zapytał niechętnie: „do kogo należysz?”. I usłyszał odpowiedź: „Do siebie samego”. Na co Henryk IV zripostował: „Jeśli tak, mój drogi, to masz bardzo głupiego pana”.
Trzeba przyznać, że Francuzi mają szczególne poczucie humoru. I nie chodzi tylko o władców czy prezydentów. Także artystów. Nie chciałbym, aby anegdota, którą teraz opowiem była potraktowana jako krytyka, rzeczywiście żenującej, dyskusji o tym, że ma się taką płeć, jaką się chce, ale wypowiedź francuskiego artysty, którą przytoczę w pewnej mierze popiera konserwatywny, zdroworozsądkowy punkt widzenia na te sprawy. Aktor, reżyser filmowy i pisarz, Sacha Guitry był obecny podczas kolacji, gdy rozbawione grono po kolejnych butelkach francuskiego wina dyskutowało na temat: „Czy łatwo być kobietą?”. Gdy przyszła kolej na artystę, odpowiedział bez większego namysłu: „Być kobietą to coś tak trudnego i skomplikowanego, że tylko kobieta to potrafi”. Nie wiem co na to Drogie Czytelniczki, ale dla mnie to ciekawy kontrapunkt do dyskusji o tzw. „gender”.
Skoro był tu już cytowany Monisuer Sacha Guitry, to pójdę dalej za ciosem i zacytuję monolog, jaki skierował do niego jego ojciec, skądinąd też aktor i dyrektor teatru, Lucien Guitry. Oto mądrość seniora: „Prawdziwy smak życia, drogi synu, poznasz dopiero wtedy, gdy będziesz żonaty”. Guitry-junior tylko zdziwił się i podniósł brwi do góry. Wtedy jednak jego ojciec dokończył: „Ale wówczas będzie już za późno”. Francuzi to jednak nie tylko poczucie humoru i uwodzenie kobiet. To także, choć może nie zawsze ta cecha z nimi się kojarzy… pracowitość! A przynajmniej jest ona udziałem niektórych Francuzów. Zwłaszcza wielkich Francuzów. Takim niewątpliwie był wspaniały pisarz Viktor Hugo, ten od „Nędzników” . Według mojej subiektywnej oceny, jednego z najwspanialszych dzieł literatury francuskiej XIX-wieku.
Prototyp francuskiej awangardy?
Nie będę cytował Hugo, tylko opiszę, co zrobił. Chcąc skupić się na pisaniu i nie chcąc, by rozpraszały go uciechy tego świata, błahostki, pokusy i marności, które zabierają mu cenny czas, który może przeznaczyć na pisanie dzieł, wziął kiedyś nożyczki i spokojnie, bez żadnych emocji ostrzygł sobie pół brody oraz włosy na połowie głowy. Spojrzał w lustro. Wyglądał jak kompletny dziwak. Następnie podszedł do okna i ... wyrzucił przez nie nożyczki. Dzięki temu zyskał pięć tygodni na pisanie kolejnej powieści w całkowitym zamknięciu we własnym domu. Uczynił się niejako więźniem na własne życzenie – dla szczytnego celu czyli pisarstwa. Drodzy polscy pisarze! Naśladownictwo mile widziane!
Skoro jesteśmy już przy pracy twórczej i nierozerwalnie z tym związanej wolności słowa, to polecam kapitalną historię, która stała się udziałem również psiarza, choć dużo mniej znanego, ale przede wszystkim ideologa tzw. chrześcijańskiego socjalizmu – Huguesa Félicité’a Roberta de Lamennais. Wsadzono go do więzienia za opublikowanie rzekomo obrazoburczej broszury „Naród i rząd”. Gdy pisarz był za kratami odwiedził go znany francuski historyk Jules Michelet i z przerażeniem stwierdził, że ze ścian celi, w której siedział Lamennais… kapie woda. Zaczął więc najpierw prosić, a potem błagać swojego przyjaciela – pisarza, aby ten zażądał od władz więziennych zmiany celi, ponieważ wkrótce podupadnie na zdrowiu. Jednak więzień twardo odmawiał. Gdy w końcu Michelet zapytał go czemu pokazuje ośli upór, gdy wchodzi w grę jego zdrowie, a może nawet życie, usłyszał odpowiedz więźnia: „Nie chcę złagodzenia warunków dla mnie, bo nie chcę – jak przyjdzie kolej na rządzących i znajda się na moim miejscu – żeby powoływali się na to, że mi dano taryfę ulgową i dzięki temu taką samą wywalczyli”…
Pacyfizm a la France
W 1939 roku Francuzi, jak wiadomo, nie chcieli „umierać za Gdańsk” . Formalnie wywiązali się ze zobowiązań sojuszniczych wobec Polski i 3 września wypowiedzieli, podobnie jak Wielka Brytania, wojnę Niemcom, ale zupełnie się w nią nie angażowali. Stąd zresztą określenie „drole de guerre” czyli „śmieszna wojna”. Napadnięci wiosną 1940 roku przez III Rzeszę Niemiecką, dysponując olbrzymim terytorium i „linią Maginota” bronili się tylko minimalnie dłużej niż Polska. Zastanawiam się, czy przyczyn tego swoistego francuskiego „pacyfizmu”, niechęci do walki bądź co bądź za własną ojczyznę, nie należy widzieć w okresie znacznie wcześniejszym, bo w czasach „Króla Słońce” czyli Ludwika XIV. Ów władca powtarzający z lubością „państwo to ja”, gdy wyruszał z Paryża na wyprawę wojenną, rozkazał, aby jego nadworni poeci Racine (skądinąd poeta rzeczywiście wybitny) i Boileau-Despréaux natychmiast przybyli do królewskiego obozu. Jednak poeci woleli unikać wojennego zgiełku, trudów wyprawy i polowej kuchni – w związku z tym, zlekceważyli rozkaz króla. Wściekły monarcha po powrocie z wyprawy wezwał ich, pytając dlaczego nie wykonali woli króla? Jak głosi legenda poeci odparli: „Najjaśniejszy Panie, wybacz, jednakże mieliśmy tylko szaty dworskie, a więc musieliśmy zamówić u krawca ubrania podróżne. Zanim je krawiec uszył, Wasza Królewska Mość zdążył zwyciężyć i wrócić do Paryża”…
Francuzi takich anegdot dostarczali zawsze mnóstwo. Czy prezydent Macron będzie kontynuował tę specyficzną tradycję?

*tekst ukazał się w „Gazecie Polskiej Codziennie” (23.08.2021)