Wojtek

Wojtek

 

Kto będąc dzieckiem nie oglądał z wypiekami na twarzy przygód dzielnej załogi czołgu Rudy i nie zachwycał się odwagą Szarika? Kto będąc dzieckiem nie chciał mieć owczarka niemieckiego (albo jakiegoś podobnego psa) i nie marzył, aby nazwać go imieniem dzielnego członka załogi czołgu 102? Sam miałem takiego psa i wabił się oczywiście Szarik. A i dziś po ulicach biegają Szariki, zresztą żeby nie szukać daleko w mieście, którego jestem mieszkańcem czyli w Toruniu jest nawet ulica Szarika.

Niewiele się zmieniło nawet po upadku komunizmu kiedy wszyscy już wiedzieli, że historia Szarika jest zmyślona i że grał go milicyjny pies. Historia choć propagandowa była na tyle sympatyczna i ciepła, że znalazła na trwałe miejsce w naszej świadomości.

Nie piszę o tym aby domagać się dekomunizacji Szarika czy lustracji załogi Rudego. Wspominam o tym bo jest w naszej historii piękny fragment, który zdarzył się naprawdę, a który choć mógłby wzruszać o wiele bardziej niż przygody „Czterech pancernych i psa”, jak wiele zakamarków naszych dziejów nie ma szczęścia, aby przebić się do masowej świadomości.

W 1941 r. urodził się w Iranie Wojtek. Tak naprawdę Wojtek jeszcze wtedy Wojtkiem nie był. Imię takie dostał od polskich żołnierzy gen. Andersa, którzy w 1942 r. za kilka puszek konserw kupili go od irańskiego chłopca, który znalazł go wcześniej i zaopiekował się nim. Wojtek z urodzenia był syryjskim niedźwiedziem brunatnym, ale z „zawodu” był polskim żołnierzem! Żołnierze postanowili wychować misia na prawdziwego polskiego patriotę. I jak na każdego początkującego Polaka przystało karmili go najpierw mlekiem z butelki przez smoczek. Ponieważ o sklepy z zaopatrzeniem dla dzieci było wówczas trudno, a o becikowym nikomu się nawet nie śniło używali takiej butelki jaka mieli czyli butelki po wódce, a smoczek skręcili ze zwykłych szmat.

Rosnący jak na drożdżach nietypowy rekrut został oficjalnie żołnierzem, przydzielonym do 22 Kompanii Zaopatrzenia Artylerii 2 Korpusu Polskiego. Wraz z żołnierzami polskimi dowodzonymi przez gen. Władysława Andersa przeszedł Wojtek cały szlak bojowy 2 Korpusu przez Iran, Irak, Syrię, Palestynę, Egipt i Włochy, a po wojnie wraz z żołnierzami trafił na Wyspy Brytyjskie.

Gdzie się nie pokazał Wojtek tam wzbudzał sensację wśród żołnierzy, którzy nie znali go bliżej i okolicznej ludności cywilnej. Chowany wśród ludzi misiek czuł się jak wśród swoich i nie stronił od wszelkich zabawa i przygód. Najbardziej uwielbiał jazdę wojskową ciężarówką, zwłaszcza w szoferce.

Nie tylko jednak zabawy były w głowie Wojtka. Sympatyczny niedźwiedź, który służył w zaopatrzeniu artylerii pomagał zawsze podczas transportu skrzyń z amunicją. Polscy żołnierze wspominali jeszcze wiele lat po wojnie dzielnego Wojtka, który rozładowywał skrzynie z amunicją i nosił pociski w walkach pod Monte Cassino. Gdy w maju 1944 r. nad murami klasztoru Monte Cassino polscy żołnierze wieszali biało czerwoną flagę wśród tych, którzy się do tego przyczynili i dożyli tej chwili był także Wojtek.

Legenda Wojtka stała się tak powszechna, że uhonorowany go wyjątkowym wyróżnieniem. Jego macierzysta jednostka 22 Kompania Zaopatrzenia Artylerii otrzymała jako swój symbol rozpoznawczy wizerunek niedźwiedzia dźwigającego w łapach pocisk artyleryjski. Od tego czasu proporce, odznaki na mundurach i samochody jednostki były oznakowane charakterystyczną postacią dzielnego misia.

Gdy zakończyła się II wojna światowa większość żołnierzy gen. Andersa wolała nie ryzykować powrotu do komunistycznej Polski. Ci którzy jednak wrócili najczęściej stali się obiektem prześladowania Służby Bezpieczeństwa. Najczęściej żołnierze 2 Korpusu emigrowali do Wielkiej Brytanii, a tam z czasem byli demobilizowani. Do cywila w 1947 r. poszedł także Wojtek. Jego towarzysze broni znaleźli mu dobre warunki wojskowej emerytury. Zamieszkał w ogrodzie zoologicznym w szkockim Edynburgu. Przez całe lata był często odwiedzany nie tylko przez polskich weteranów, ale także przez licznych mieszkańców stolicy Szkocji. Jego wybieg był podobno miejscem notorycznego łamania wszelkich przepisów bezpieczeństwa w edynburskim ZOO.

W 1963 r. Wojtek odszedł na tamten świat.

Jeśli zwierzęta mają duszę to pewnie prawie wszystkie w niebie przechadzają się w towarzystwie świętego Franciszka z Asyżu, prawie wszystkie bo Wojtek na pewno przemierza niebieskie przestworza w wojskowej ciężarówce z żołnierzami gen. Andersa.