IO Tokio w statystyce

Dopiero co wróciłem z Tokio –  wraz ze sportowcami, trenerami, fizjoterapeutami oraz szefami polskich związków sportowych i koleżankami i kolegami z Prezydium PKOl, którego jestem członkiem. Czas więc na podsumowanie tych wyjątkowych igrzysk. Wyjątkowych – bo się jednak, mimo wszystko, odbyły. Wygrał sport – przegrała zaraza. Wyjątkowych także dlatego, bo Biało-Czerwoni odnieśli największe sukcesy na Igrzyskach Olimpijskich w XXI wieku. Świadczą o tym twarde liczby: na IO w Atenach w 2004 roku zdobyliśmy 10 medali, na IO w Pekinie w 2008 – 11, w Londynie w 2012 – 11, wreszcie w Rio de Janeiro w 2016 – znowu 11. Oczywiście te statystyki są już po ich późniejszej korekcie, spowodowanej przez wpadki dopingowe rywali, dzięki którym Polska zdobywała o jeden medal więcej niż początkowo wywalczyliśmy, albo zmieniały się kolory kruszcu. Przypomnijmy, że ciężarowiec Szymon Kołecki i nasza mistrzyni w rzucie młotem Anita Włodarczyk dopiero po czasie dowiadywali się, że mają złote, a nie srebrne medale. Stąd nasza wspaniała Anita rodem z pobliskiego Rawicza, ma w kolekcji trzy tytuły mistrzyni olimpijskiej, a nie dwa. Tym razem medali było 14 (biorąc pod uwagę działalność WADA czyli światowej agencji antydopingowej – na razie 14...). I to jest duża sprawa. Tym bardziej, że obok pięciu srebrnych i pięciu brązowych zdobyliśmy aż cztery medale złote i cztery razy słuchaliśmy „Mazurka Dąbrowskiego”. Od 21 lat nie mieliśmy takich wyników!
 
Czy w tej beczce miodu jest odrobina dziegciu? Jest. Chodzi o systematycznie spadającą liczbę dyscyplin, w  których zdobywamy medale. I znowu uruchamiam statystykę, której uczyłem się w swoim czasie na zajęciach u doktora Mariana Wolańskiego na Wydziale Filozoficzno-Historycznym Uniwersytetu Wrocławskiego (skądinąd wówczas noszącym imię … Bolesława Bieruta!). Statystyka mi się wówczas bardzo spodobała i dzisiaj używam jej, aby zilustrować różne tendencje gospodarcze, polityczne czy sportowe. Niestety, w przypadku polskiego ruchu olimpijskiego dane statystyczne zilustrują tendencję negatywną. Oto na Igrzyskach w Pekinie w 2008 roku nasi stawali na podium IO w ośmiu dyscyplinach. Cztery lata później w Londynie już tylko w siedmiu, po kolejnych czterech latach, w Rio de Janeiro – już tylko w  sześciu. Teraz – w pięciu.
 
Gratuluje największego w historii sukcesu na IO polskiej lekkoatletyce, która potwierdziła, że jest światową potęgą (jedną z czterech, obok USA, Kenii i Włoch a przed Jamajką!) i dominującą siłą w Europie – nasi lekkoatleci zdobyli aż dziewięć medali, w tym wszystkie cztery nasze złote, ale martwi mnie, że pozostałe pięć przypadły tylko czterem dyscyplinom. Dwa zdobyło kajakarstwo, które wreszcie wyszło z cienia wioślarstwa, a po jednym dwie inne dyscypliny związane z wodą – czyli wspomniane wioślarstwo i żeglarstwo oraz zapasy. Na poprzednich czterech igrzyskach zdobywaliśmy medale również np. w strzelectwie, judo, pięcioboju nowoczesnym czy w pływaniu. Teraz ,niestety, już nie. Owszem, byliśmy bardzo blisko medali w taekwondo, czy debiutującej na igrzyskach wspinaczce, ale jednak trochę zabrakło. Myślę, że jest to materiał do poważnej refleksji dla władz PKOl (a więc i dla mnie!) , związków sportowych oraz ministerstwa zajmującego się sportem czyli, w nowej formule, Ministerstwa Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu.
 
Jeszcze parę uwag. Okazało się w Tokio, po raz kolejny, że polski sport kobietami stoi! Gdy chodzi o medalowe żniwo, to przede wszystkim na podium stawały panie. Wszystkie (sic!) srebrne medale dla Polski były dzięki damom! A konkretnie: w żeglarstwie w klasie 470, Agnieszka Skrzypulec i Jolanta Ogar, w rzucie oszczepem Maria Andrejczyk, w lekkoatletycznej sztafecie 4x400 – Justyna Święty-Ersetic, Małgorzata Hołub-Kowalik, Iga Baumagart-Witan, Natalia Kaczmarek oraz biegnąca w półfinale Anna Kiełbasińska... 
 
I dalej: w kajakarstwie, w K2 na 500 metrów Karolina Naja i Joanna Puławska, a  w wioślarstwie czwórka podwójna kobiet: Agnieszka Kobus-Zawojska, Maria Sajdak, Marta Weliczko, Katarzyna Zillmann.
 
Gdy chodzi o najwyższy stopień podium, to cztery „złota” rozłożyły się w proporcjach: mężczyźni 2,5 – a kobiety 1,5. Mistrzami olimpijskimi zostali Wojciech Nowicki i Dawid Tomala, a z pań Anita Włodarczyk, a ostatni złoty medal (ale pierwszy chronologicznie!) to zasługi pół na pół pod względem płci, bo był dziełem sztafety mieszanej, gdzie w finale biegły 2 kobiety i 2 mężczyzn, a biorąc pod uwagę półfinał, to precyzyjnie: 4 kobiety i 3 mężczyzn.       
 
 Gdy chodzi o medale brązowe, kobiety zdobyły ich dwa: w rzucie młotem Malwina Kopron oraz  kajakarki z K4 na 500 m: Karolina Naja (ponownie), Anna Puławska (ponownie), Justyna Iskrzycka i Helena Wiśniewska – a panowie trzy. W sumie więc na 14 medali  panie zdobyły aż 8, panowie 5, a jeden był wspólnym dziełem sztafety mieszanej… 
 
I przedostatnia uwaga, oczywiście znowu statystyczna! To były kolejne Igrzyska, na których w klasyfikacji medalowej przegraliśmy z Węgrami, krajem od nas cztery razy mniej licznym. Na ostatnich dziesięciu IO, poczynając od Igrzysk w Moskwie, a nie licząc Igrzysk w  Los Angeles, na których nie było ani nas, ani Madziarów, tylko jeden jedyny raz wyprzedziliśmy Węgrów w klasyfikacji medalowej, a  dziewięć razy oni byli górą. Może więc warto zacząć kopiować ich doświadczenia, a nie importować model brytyjski?
  
Na sam koniec znowu statystyka: w 2016 roku na IO w Rio byliśmy na 33. miejscu, teraz – awans o 16 pozycji na miejsce siedemnaste. W Europie byliśmy na miejscu ósmym, a w UE na miejscu szóstym…
 
*tekst ukazał się w „Słowie Sportowym” (16.08.2021)