Mobilność, protekcjonizm, przepływ usług

Podczas ostatniej sesji europarlamentu w Brukseli jednym z najbardziej znaczących sprawozdań był raport: „Skutki przepisów Unii Europejskiej w zakresie swobodnego przepływu pracowników i usług: wewnątrzunijna mobilność pracowników jako narzędzie dopasowania do potrzeb rynku pracy i umiejętności”. Warto zatem pokrótce przyjrzeć się sytuacji „mobilnych” obywateli UE i temu, jak wdrażane są przepisy dotyczące jednolitego rynku usług, oraz temu, kto im sprzyja, a kto nie.
Banałem już jest stwierdzenie, że swobodny przepływ pracowników to jeden z fundamentów Unii Europejskiej od jej zarania. Co więcej: jest on wprost zapisany w traktacie stanowiącym UE (art. 45). Warto powiedzieć o liczbach, bo one zobrazują skalę zagadnienia w wymiarze europejskim.

Przepływ pracowników – fundament UE, ale w teorii

Na koniec roku 2019 w UE-28 (jeszcze z Wielką Brytanią) było blisko 18 mln „mobilnych” obywateli z innych krajów członkowskich. Ponad 70 proc. z nich – 13 mln – to osoby w wieku produkcyjnym. 51 proc. z nich to kobiety, co oddawało proporcję płci w UE. W skali wszystkich zatrudnionych w Europie było to zaledwie 4,3 proc., a więc mniej więcej co 25. pracownik w krajach UE był mobilny. Charakterystyczne, że spora część z nich to osoby z wyższym wykształceniem: w 2019 r. była to już 1/3. To świadczy o tendencji wzrostowej, bo dekadę wcześniej, w 2008 r., w tej grupie ludzie z wyższym wykształceniem stanowili 25 proc. Ciekawe, że tylko jedna piąta pracowników mobilnych pracuje w zawodach wymagających wysokich klasyfikacji. Z kolei identyczna grupa, czyli 20 proc., pracuje w zawodach, które nie wymagają wysokich kwalifikacji.
Według polskich danych (Głównego Urzędu Statystycznego) w 2015 r. liczba naszych rodaków przebywających czasowo w innym państwie UE była szacowana na ponad 2 mln osób. W samej Wielkiej Brytanii miało to być 650 tys. Tu dwie korekty: po pierwsze według oficjalnych szacunków brytyjskich liczba Polaków w Zjednoczonym Królestwie Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej wynosiła jednak więcej: niespełna milion sto tysięcy (według nieoficjalnych danych: 1,5 mln), a ponadto w roku następnym Londyn oficjalnie pożegnał się z Unią, więc Polaków tam mieszkających nie należy już liczyć do statystyk demograficznych UE.
Charakterystyczne, że obywatele pięciu państw: Polski, Włoch, Portugalii, Rumunii i Bułgarii, stanowili połowę wszystkich mobilnych obywateli z krajów UE.
Niestety, poprzednia kadencja Komisji Europejskiej pod przewodnictwem Jeana Claude’a Junckera (2014−2019) nie przyspieszyła realnego rozwoju jednolitego rynku usług. Wciąż pozostaje on dość słabo zintegrowany i absolutnie nie spełnia oczekiwań przedsiębiorców, w tym polskich przedsiębiorców.
Lobby protekcjonistyczne: Niemcy, Francja, Austria i inni
Lobby państw o największych tendencjach protekcjonistycznych, gdy chodzi o swobodny przepływ usług, na przykład w transporcie – pod przywództwem Niemiec, Francji i Austrii – podjęło inicjatywę wręcz odwrotną: wyraźnego ograniczenia tego przepływu. Świadczy o tym, opóźniany przez europosłów z Polski i kilku innych krajów oraz ostatecznie okrojony z części propozycji najbardziej negatywnych wobec przedsiębiorców, pakiet mobilności.
Ważne jest, aby państwa członkowskie bardziej solidarnie dążyły do pełnego wdrożenia i lepszego egzekwowania obecnie obowiązujących przepisów. Warto zabiegać o większą jasność prawa, zmniejszenie nieuzasadnionych barier dla mobilności zarobkowej, ale także zagwarantowanie realnej ochrony praw pracowników mobilnych na terenie całej UE-27.
Charakterystyczne, że pandemia została uznana przez lobby protekcjonistyczne za świetny pretekst do nasilenia protekcjonizmu w tym zakresie, wbrew literze i duchowi traktatów unijnych. Oczywiście zaraza uderzyła zarówno w producentów towarów, jak i usługodawców. Tym bardziej więc skuteczność funkcjonowania wolnego rynku jest zapewne ważniejsza niż kiedykolwiek wcześniej. Chodzi o to, aby zapewnić przedsiębiorcom dobre warunki działania, a krajom członkowskim Unii – odbudowanie gospodarek po kryzysie pandemicznym.
Co z tego, że oficjalnie mówi się o procesie usuwania barier jednolitego rynku, zwłaszcza w usługach? Niestety, jak dotąd dla firm i przedsiębiorców w praktyce niewiele jest konkretnych rozwiązań w tym obszarze. Czas, aby minimalizować unijne „lobby protekcjonistyczne”. Czas na działania na szczeblu Unii Europejskiej. Choć oczywiście także na szczeblu poszczególnych państw członkowskich.

Czas na konkrety

Polska przyjmuje z zadowoleniem proponowane działania w tej sferze, chociażby takie jak digitalizacja usług czy odpowiednie wdrożenie przez państwa członkowskie UE nowych przepisów o delegowaniu – pod nadzorem ELA, czyli Europejskiego Urzędu ds. Pracy. Jednak działania takie, zdaniem polskich władz, absolutnie nie wydają się wystarczające.
Komisja Europejska formalnie, bardziej teoretycznie niż praktycznie, chce usuwać bariery, gdy chodzi o pracowników mobilnych. W jaki sposób? KE proponuje pracę nad wspólnymi standardami czy też zmniejszenie ciężarów administracyjnych przez SDG (Single Digital Gateway). Jednak eksperci podkreślają – a ich zdanie podziela rząd Rzeczypospolitej – że zarówno opis problemu przedstawiony przez Komisję, jak i propozycje rozwiązań są dalece niewystarczające. Stanowisko polskiego rządu jest jasne: polityczne hasła politycznymi hasłami, ale muszą wreszcie zaistnieć na poziomie Unii Europejskiej realne kroki legislacyjne, które w rzeczywisty sposób zliberalizują rynek usług.
Dalsza integracja rynku usług jest niezbędna i trzeba ją wspierać, tym bardziej że napotyka ona silny sprzeciw największych państw członkowskich – tych ze „starej” Unii.
Warto kwestię pracowników mobilnych odnieść do sprawy depopulacji i wynikającego z niej kryzysu demograficznego w Europie. Możliwość pracy mobilnej oznacza przecież, że np. kierowca tira wożącego ładunki po całej Europie będzie mieszkał pod Łomżą, zarabiał na dostarczaniu ładunków na całym Starym Kontynencie, ale będzie wracał do domu – i co najważniejsze nie będzie myślał o przeprowadzce, nawet w ramach tego samego kraju, czyli Polski.
Tymczasem mapa demograficzna RP pokazuje obszary wyludniające się i z dużym procentowym udziałem osób starszych, jak i miejsca, uwaga, znaczącego przyrostu (sic!) ludności i z relatywnie młodą strukturą populacji. Już od lat celem wewnątrzkrajowej migracji są aglomeracje – miasta oraz strefy podmiejskie, takie jak Warszawa, Kraków, Wrocław, Poznań i Trójmiasto, a także zewnętrzne strefy mniejszych aglomeracji typu Lublin, Białystok, Bydgoszcz, Toruń oraz jeszcze mniejszych miast, takich jak Olsztyn, Rzeszów, Kielce, Koszalin, Słupsk, Suwałki czy Ełk.
Polskie władze podejmują działania, aby tej dychotomii zapobiec albo przynajmniej ją ograniczyć. Temu służy program Fundusze Europejskie dla Polski Wschodniej 2021−2027.
Demografia, a konkretnie walka z depopulacją oraz polityka wspierania mobilności pracowników to różne szuflady, ale jednak tego samego europejskiego i polskiego biurka.
*tekst ukazał się w "Gazecie Polskiej Codziennie" (24.05.2021)