25 października roku pamiętnego

Zgodnie z przepowiednią czcigodnego cadyka Adama Ozajasowicza Szechtera, nastąpi teraz w Polin putinizm, orbanizm i powszechny onanizm.

Proszę Państwa, przyszło mi oznajmić tragiczną nowinę. Oto 25 października 2015 roku skończyła się w Polsce demokracja, nastała zaś jesień średniowiecza. Zgodnie z przepowiednią czcigodnego cadyka Adama Ozajasowicza Szechtera, nastąpi teraz w Polin putinizm, orbanizm i powszechny onanizm - jako że Polacy postanowili zrobić sobie dobrze, choć nikt im na to nie pozwolił i mieli surowo przykazane trzymać ręce na kołderkach. Do chwili ostatniej wypróbowani towarzysze z zaprzyjaźnionych cajtungów przestrzegali nadwiślańskich Irokezów, że głosowanie na prawicę stanie się przyczyną rozlicznych zgryzot, co otwartym tekstem stwierdził korespondent sojuszniczej stacji ARD, wyrażając nadzieję, iż Polacy „nie są aż tacy głupi”. Tenże bohaterski dziennikarz powodowany braterskim internacjonalizmem życzliwie przestrzegał, że Polacy „gorzko będą tego żałować”. Na nic się zdały łagodne napomnienia, choć pod rządami Platformy Jaśnie Obywatelskiej życie stało się - jak mawiał wielki klasyk demokracji Józef Stalin - „lepsze i weselsze”. Jednak krnąbrni Irokezi nie chcieli się ucywilizować. Zainfekowani tzw. „małym masturbatorem intelektu” ogłosili, iż „rewolucja nie ma racji bez powszechnej masturbacji”, z mroczną premedytacją ignorując wskazania tych, którym winni są posłuszeństwo we własnym, dobrze rozumianym interesie.

A wszak w pożyciu międzynarodowym i wewnątrzspołecznym nie chodzi o to, by samowolnie dążyć do osiągnięcia egoistycznego dobrostanu. Liczy się dobro całej wspólnoty międzynarodowej ucieleśnianej przez przodujące kraje oraz ich emanacje w postaci naprężonych w kierunku nieustającej demokratyzacji organów Unii Europejskiej. Tylko one na obecnym etapie rozwoju mają prawo do ejakulacji. A za ich sprawą – my, tutaj. Nasze zaspokojenie jest zaspokojeniem społeczeństwa – co wynika z obiektywnych prawideł dziejów. Na to powinny pracować wszystkie części składowe europejskiego oraz tenkrajowego organizmu, czekając cierpliwie na swoją kolej, albowiem nie od razu Brukselę zbudowano. Powiedzmy sobie szczerze – owo dobro zostało narażone na szwank i wystawione tyłem do wiatru dziejów. Kto skorzysta z tego odsłoniętego, że tak powiem, zatylnia, by wrazić weń rozżarzony pręt kontrrewolucji? Ufam, iż odpowiecie sobie na to sami. Wrogów nie trzeba wskazywać nieubłaganym palcem – wrogowie bezwstydnie ujawniają się w całym swym ohydnym zezwierzęceniu. Ich faszystowskie sumienia są czarne jak noc i smrodliwe niczym zawartość nocnika. Wiecie czym to smakuje – w końcu nie raz budziliście się w nocy sięgając po to naczynie w nadziei, iż jest to kanka zawierająca ożywczy sok z ogórków. Trzeba powiedzieć sobie jasno – nie zaspokoiliśmy dziś pragnienia sokiem z ogórków, zawierającym liczne komy witaminy C – dziś dostaliśmy to drugie.

Ale należy również wejrzeć w nasze własne dusze i zadać sobie szczere pytanie – czy uczyniliśmy wszystko co w naszej mocy, by powstrzymać falę nienawiści? Czy Pani Premier faktycznie zatrudniła stu hejterów, jak nam wszystkim publicznie obiecywała, by odeprzeć internetową nawałę? Dlaczego w kampanii wyborczej zniknął tak bardzo ceniony ze swych polemicznych przymiotów poseł Stefan Niesiołowski? Skąd wziął się – nie bójmy się tego słowa – defetyzm? Konsumpcja białej kiełbasy i wywąchiwanie kotlecików w pendolino nie zastąpi nam Polski! A Polskę właśnie nam zabrano, niczym miskę strawy sprzed złaknionych ust konsumenta. Któż teraz będzie się z niej niegodnie pożywiał, siorbiąc i mlaskając z ukontentowania? Faszystowskie świnie będą spożerały naszą strawę – ot, co! Tak się stanie i my do tego dopuściliśmy. Nie oszukujmy się – nasi wypróbowani sprzymierzeńcy nie załatwią nam wszystkim tłustych rosołów w Brukseli. Nie każdy z nas jest Donaldem obdarzonym szczególnymi łaskami Matki Anieli. Musimy przeformować szyki, bo gdy ON powróci za łaskawą zgodą naszej Patronki, wówczas spyta - „gdzie jest moje wojsko?”. I słuszna będzie jego racja.

A wszak raptem kilka miesięcy temu postulowałem na tych łamach, by stworzyć zorganizowaną grupę o charakterze zbrojnym – brutalną, acz nieuniknioną awangardę postępu – i za jej sprawą przejąć władzę w tym kraju, nieodwracalnie kierując go na jedynie właściwą drogę, bez zbędnych rozstajów, przy godziwej gratyfikacji dla nas samych, jaka słusznie należy się ludziom dobrej roboty. Ogary rżały, a konie szły w las... Lecz był to głos wołającego w taraban i bijącego na puszczy. Zatem teraz proponuję wam inną taktykę. Przyczajmy się i skupmy szeregi. Niełatwe jest dzieło odnowy. Będzie chłodno. Będzie głodno. Niejeden z nas będzie musiał sobie radzić za sześć tysięcy złotych miesięcznie. Partyzantka to nie są kolorowe kredki, tyle wam powiem. Wynieście więc wszystko, co nie jest przykręcone do podłogi. Dał nam przykład Bronisław jak to się robi. Palcie akta i wyczekujcie wiatru przemian. Póki co – orientujcie się na Grzegorza. Przekazuje więc Wam nowe wieści – na Wrocław, na Wrocław!

Gadający Grzyb

Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/

Zapraszam na „Pod-Grzybki” ------->http://www.warszawskagazeta.pl/felietony/gadajacy-grzyb/item/2716-pod-grzybki

Artykuł opublikowany w tygodniku „Warszawska Gazeta” nr 44 (30.10-05.11.2015)