Wojna świadomych Polaków (2)

Obrona Warszawy w sierpniu 1920 roku stała się sprawą priorytetową dla całej Polski.
 
          Po powołaniu w końcu lipca 1920 roku Rządu Obrony Narodowej z Wincentym Witosem na czele, premier zwracając się do chłopów podkreślał, iż „od was, bracia włościanie, zależy, czy Polska będzie wolnym państwem ludowym, w którym lud będzie rządził i żył sprawiedliwie, czy też stanie się niewolnikiem Moskwy, czy będzie się rozwijać w wolności i dobrobycie, czy też będzie zmuszona pod batem władców Rosji pracować dla najeźdźców i żywić ich swoją krwią i znojem”. I apelował: „Niech każdy z was spełni swój obowiązek! Kto z was zdolny do noszenia broni, na front! Dzisiaj największy obowiązek każdego Polaka, to służba w obronie Ojczyzny!”.
 
          Równocześnie przywódca PSL „Piasta” obiecywał chłopskim ochotnikom ziemię od państwa, a „gdyby który z was zginął, rodzina tego otrzyma od państwa zabezpieczenie spokojnego bytu. Męstwo, krew wasza znajdzie nagrodę w szczęściu waszych rodzin i całego narodu”.
 
          27 lipca gen Kazimierz Sosnkowski nakazywał bezzwłoczne przystąpienie do budowy umocnień w okolicy Warszawy oraz ufortyfikowanie trójkąta obronnego Warszawa-Modlin-Zegrze, a także linii wzdłuż Wkry. Następnego dnia zostało utworzone stanowisko Wojskowego Gubernatora Warszawy, które powierzono gen. Franciszkowi Latinikowi, który bezpośrednio podlegał gen. Sosnkowskiemu - osobiście kierującemu przygotowaniami do obrony Warszawy. Zgrupowano w okolicy stolicy poważnie siły wojskowe, ściągnięto z Poznania i Krakowa wszystkie zbędne tam działa, tak że do 7 sierpnia utworzono 43 baterie artylerii pozycyjnej, która znacznie powiększyła artylerię dywizji przeznaczonych do obrony miasta.
 
          Ostateczny plan obrony Warszawy przewidywał utworzenie trzech linii obrony przedmościa warszawskiego. Pierwsza, najbardziej  zewnętrzna linia umocnień, wytyczona została na przedpolu d. pozycji niemieckich i biegła od Modlina wzdłuż Bugo-Narwi, przechodząc na lewy brzeg rzeki koło Serocka i dalej na południe przez Radzymin-Okuniew-Wiązownę-Karczew do Wisły. Druga linia umocnień biegła od Bugu przez fort Beniaminów-Pustelnik-Wiązownę rzeką Świder aż do Wisły. Trzecią linię fortyfikacji stolicy stanowiły umocnienia dawnej rosyjskiej twierdzy „Warszawa”.
 
            Duże znaczenie psychologiczne wśród ludności cywilnej oraz wojsk broniących warszawy, wywołała wiadomość o zdecydowanym sprzeciwieniu się Sosnkowskiego ewakuacji MSWoj. „Zrozumiano – pisał gen. Żeligowski – że stolica broniona będzie za wszelką cenę”. W celu niedopuszczenia do przerwania połączenia Warszawy z Pomorzem Gdańskim, a więc przerwania podstawowej drogi dostaw sprzętu wojskowego (przez port w Gdańsku), Sosnkowski powołał do życia grupę „dolnej Wisły” gen. Osińskiego, przyspieszył również umacnianie przyczółków mostowych w Wyszogrodzie, Płocku i Włocławku.
 
            Nadzwyczajna energia jaką rozwinął w przygotowaniach do obrony stolicy oraz spokój jaki zachowywał w tych ciężkich chwilach zadecydowało o powołaniu Sosnkowskiego 9 sierpnia na stanowisko ministra spraw wojskowych. Rataj wspomina, „iż Sosnkowski do gabinetu wszedł na silne naleganie Witosa”. Od kilku miesięcy Sosnkowski faktycznie kierował resortem, formalny jego zwierzchnik gen Leśniewski zadawalał się sprawowaniem funkcji reprezentacyjnych. Witos uznał, iż należy skończyć z tą fikcją i oddać władzę w ręce człowieka, który na każdym kroku imponował inicjatywą, energią, spokojem oraz optymizmem.
 
            W rozkazie wydanym z okazji objęcia funkcji ministra spraw wojskowych zaznaczał, że „Stając do pracy z gotowością oddania jej wszystkich sił swoich, tego samego wymagać będę od podwładnych. (…) Kto w tych czasach obowiązków swych nie będzie pełnił należycie, dopuści się zaniedbań i opieszałości służbowych, ten podpisze na siebie wyrok, stwierdzający, że niegodzien jest nosić mundur polskiej armii i pozostać w jej szeregach”. Nawołując do wytężonej i solidnej pracy podkreślał: „chciałbym, aby zapanowała wśród nas jednolicie wiara w to, że naród polski i jego armię stać na odwrócenie biegu wypadków i złamanie wroga, trzeba tylko żelaznej ręki i nieustannej pracy. Zasoby kraju, siłą moralna i materialna narodu i armii dalekie są od wyczerpania”. Ta manifestacja wiary w zwycięstwo, bardzo dodatnio odbijała się na tle panującego w wielu kołach politycznych i wojskowych defetyzmu i nawoływań do ewakuacji rządu i instytucji centralnych do Poznania lub Krakowa.
 
          Nieprzerwana ofensywa Tuchaczewskiego po 500 kilometrowym pościgu na wycofującymi się wojskami polskimi, stanęła na początku sierpnia 1920 roku na przedpolu Warszawy. Za oddziałami „ciągnęły się na podwodach chmary kobiet i dzieci rosyjskich ze skrzyniami i beczkami, kuframi, specjalnie dla pakowania w Warszawie przedmiotów, które miały być zrabowane”. Dowódcy Armii Czerwonej obiecywali, że po zdobyciu Warszawy każdy żołnierz otrzyma prawo rabowania przez 2-3 dni. Część dowódców oddziałów bolszewickich dysponowała planami Warszawy z naniesionymi już danymi o najbogatszych sklepach.
 
            Informacje o tych „przygotowaniach” zamiast osłabić jeszcze wzmocniły morale mieszkańców stolicy.
 
           W odezwie Naczelnego Dowództwa WP do żołnierzy z 5 sierpnia 1920 roku przypomniano, iż gdy władze polskie w lipcu 1920 roku zaproponowały zakończenie wojny „krwawi bandyci pod wodzą żydowskich komisarzy zadrwili sobie z naszej propozycji; cel ich pozostał ten sam: grabić, gwałcić, palić i uciemiężać wszystkich, póki dzierżą broń w garści”. W tej sytuacji każdy polski żołnierz powinien mieć jeden cel – „Broń twych siedzib przed zatraceniem. Twych matek i żon przed zhańbieniem. (…) Odpędź go od twojej zagrody i zniszcz go, bo inaczej czeka cię głód i niewola!”.
 
            W kościołach w całej Polsce trwały nabożeństwa, a Naczelny Wódz Józef Piłsudski poprosił kardynała Aleksandra Kakowskiego o skierowanie do wojska większej liczby księży „któryby szli w szeregach razem z żołnierzem, w okopach podnosili go na duchu”.
 
            Szybkie zbliżanie się bolszewików do Warszawy spowodowały ostre ataki endecji na osobę Naczelnego Wodza. Prowadził je przede wszystkim Stanisław Stroński na łamach redagowanej przez siebie „Rzeczypospolitej”. Ujawnienie przez gazetę tajemnic wojskowych w artykule „Walki o Brześć” oraz demagogiczne oskarżenia Naczelnego Dowództwa WP sprawiły, iż 4 sierpnia Komisarz Rządu na m.st. Warszawę podjął decyzję o skonfiskowano 50 numeru pisma, zawieszeniu wydawnictwa, opieczętowaniu lokalu pisma oraz internowaniu na 2 tygodnie Strońskiego (wypuszczonego po 2 dniach). Zawieszono także wydawanie kilku pism żydowskich „za niezgodne z prawdą i tendencyjne przedstawienie waśni narodowych w szeregach żołnierzy oraz „ujawnienie tajemnic wojskowych co do rozmieszczenia poszczególnych oddziałów”.
 
            Generał Sosnkowski od początku uczestniczył w konferencjach w Belwederze, w trakcie których rozpatrywano różne warianty planu polskiej kontrofensywy. Oprócz Piłsudskiego i Sosnkowskiego brali w nich udział : ówczesny Szef Sztabu Generalnego gen. Tadeusz Rozwadowski oraz przybyły z Francji w charakterze doradcy gen. Maxime Weygand.
 
            Dramaturgia sytuacji, względy prestiżowe oraz ambicje osobiste wywołały ostry antagonizm pomiędzy Rozwadowskim a Weygand’em, którzy „rozmawiali pomiędzy sobą tylko notami dyplomatycznymi, przesyłanymi z jednego pokoju do drugiego na placu Saskim. Godzącym zaś sprzeczności I dobrym duchem opiekuńczym tej pary wiecznie będącej w sporze, był generał Sosnkowski, minister spraw wojskowych”. Weygand był zwolennikiem zastosowania manewru analogicznego jaki zastosował marszałek Joffre w czasie bitwy nad Marną w czasie I wojny światowej. Zgodnie z tym planem należało, za zasłoną rzek Narwi i Wisły, skoncentrować siły na lewym skrzydle do uderzenia z rejonu Modlina i Płońska na północny wschód. Koncepcja ta miała tę wadę, że zmuszała do przyjęcia walnej bitwy, której wynik był co najmniej wątpliwy dla strony polskiej, a przegrana przesądzała o jej klęsce.
 
            Gen. Rozwadowski oraz Piłsudski natomiast uważali, iż należy uderzyć w lukę pomiędzy północnym i południowym frontem sowieckim, z zamiarem wyjścia na tyły wojsk bolszewickich i tym samym zmuszenia ich do odwrotu. Wokół autorstwa planu polskiej kontrofensywy rozgorzał potem spór, mający charakter głównie polityczny. Z faktu, iż słynny rozkaz nr 10.000 z 10 sierpnia 1920 roku został spisany ręką Rozwadowskiego, a na liście poinformowanych, którą rozpoczyna Marszałek Piłsudski brak jest nazwiska gen. Rozwadowskiego, wielu historyków wysuwa wniosek, iż to Szef Sztabu był autorem wspomnianego rozkazu. Z drugiej strony jest naturalne, że zadaniem szefa sztabu jest przedstawianie Naczelnemu Wodzowi różnych planów a następnie spisywania w postaci rozkazów operacyjnych. Niezależnie jednak od tego, kto był autorem planu, jedno jest najważniejsze - to Piłsudski jako Naczelny Wódz dokonał wyboru wariantu, jak się okazało najwłaściwszego, i przez ten wybór wziął za niego pełną odpowiedzialność.
 
 
CDN.