SEZON!!!

Sezon to było słowo magiczne w ustach helan czyli mieszkańców półwyspu Hel. Sezon brzmiało niemalże jak „sezam” otwierający się na lepszy byt Kaszuba, kiedy to na niego przypada 10 sztuk „nalotu”.Tak między sobą nazywają turystów. Tedë jo. Tu są trzy miesiące tłuste jak foka Balbina w fokarium profesora Skóry. Podobno Balbina za rzuconego jej śledzia potrafiła wycharczeć „danke”. Skoro pisał o tym Baltischer Zeitung – to musi prawda. Nieprawdą zaś jest, że nazwę gazety można lingwistycznie przetransponować na Dziennik Bałtycki. Ad rem. Tubylcy tu sprytnie mizdrzą się i wdzięczą jak nie przymierzając niedźwiedź polarny do globtrotera Marka Kamińskiego, albo jak Misiek Kamiński do Giertycha. Tu nalot zje wszystko, flądrę i węgorza. Acz na przystani rybackiej w Orłowie stary rybak ostatnio kpił z koneserów tej szlachetnej ryby. - Panie, węgorz z zatoki to sam cymes – mówił – ale teraz go nie uświadczysz. Samolotami przerzucają z Chin węgorza łowionego na rafach. A to smakuje jak wędzony jałowcem kabel elektryczny. Może to są importowane węgorze elektryczne...

Na Hel ciągnie wszechwszystko, ale najpierwsza jest „warszawka”. Na dziesięć helujących tu aut – dziewięć ma rejestrację miasta Hanny W. zali Waltzburga. Ciągną tu politycy i gangsterzy. Jeszcze parę dni temu bawiły tu dzieci byłego prezydenta Komorowskiego. Bez niego, bo u nas przywileje do ośrodków rządowych się dziedziczy. A co do drugiej klienteli to:

Doradcza świta & mafijna elita

niedawno tu tak uradzili

przekopać we „Władku”

Hel wyspą! I wszystko

będzie jak na Sycylii…

Władek to oczywiście – Władysławowo w slangu nalotu. Tu przez miesiące od Władka po cypel Helu roznosi się błogi aromat palonej karkówki, frytek w oleju tak wypracowanym niczym Total w skrzyni biegów Kubicy. Odór piwny jest tak silny jakby Pershing trafił w browar żywiecki. Ludzkość rozciąga się na piachach jak płastugi na patelni. W końcu czas wypocząć – z obwodnicy Trójmiasta w Gdyni Cisowej do Helu w piątek po południu – circa trzy godziny jazdy. Więc półwyspowy półświatek oferuje usługi, w tym - towarzyskie – „na drągu, na plaży, w przeciągu...” Bo jak mawiała seksowna Kaśka z Juraty – kiedy wszystko jest zapięte na ostatni guzik – czas by go rozpiąć... Swoje pięć groszy wtykają tu i artyści. Widziałem mini-wystawę znakomitego marynisty - Van Gogha z Grabówka – Jerzego Edwarda Stachury. Niedaleko przystani rybackiej bard z Wejherowa grał komuś na zamówienie – „Whisky – moja żono”...i do kapelusza na drobniaki spadł papierek. Żyje się raz, bo kiedy obok spalona brąz nimfa – nominały banknotów nie mają większego znaczenia. Zresztą za rok i tak będzie wojna…

Tu nie zoczysz informacji na kaszubskiej chacie „zimmer frei”. Za to funkcjonuje hasło „bimber gut” przekazywane dyskretnie, no bo siarczysty trunek wypędzony z żyta kołysanego bryzą morską można kwalifikować nie tylko w % ale stopniach Beauforta. Tu pono ktoś nawet wynalazł narty podwodne, bo te nawodne zupełnie spowszedniały. Teraz liczy się greps, novum, patent… Nawet lokalny brak kanalizacji stanowi twórczy impuls dla wynalazcy. Można by powątpiewać jak się czuje pełnowymiarowy Europejczyk we wsi gdzie nie ma butiku Lagerfelda czy perfumerii Givenchy? Albo jak taka wydelikacona & subtelna Europejka po przekroczeniu progu zgrzebnej sławojki spojrzy na dookolność przez wycięte w desce serduszko? Ha! Patenciarz zafundował w sławojce klimatyzację, a w innej stał stolik do pasjansa i biblioteczka poetów Wybrzeża – pełna. Ale jedna sławojka była political correctness – miast serduszka - wyrżniętych było dwanaście gwiazd. Wieniec Europy!

Ale – ale...tu „Chałupy welcome to''...taak, tu pojawia się owłosiony jak wyjec z Borneo pieśniarz krakowski lobbujący na rzecz mówiąc najprościej (jego songiem) – by pszczółka Maja bzykała inną pszczółkę...Ale – ale – tu biegnie linia kolejowa. I co? Niebawem pojawi pociągiem Objazdowa Gwiazda Sezonu i ruszy na plażę w Rowach (sic!) pani premier w stosownym stroju. I będzie ściskać dłonie i co da się ścisnąć… I wysłucha i doradzi! Hel czeka...