PRZEPRASZAM...

Teraz to słowo coraz rzadziej i z większym trudem przeciska się się przez nasze krtanie. Młodzież generalnie przechodzi na „sorry”, co nie znaczy tego samego, a ma raczej posmak żartobliwy z przesunięciem istoty przekazu na - odpieprz się, acz z pecynką humoru. Można i pójść dalej, jak to udatnie potrafi patenciarz bon motów i lingwista z Czerskiej, by prowokacyjnym słownym szprynglem odwrócić lisi ogon historii… „odp...dol się od generała”.

Taki Amerykanin, zaskoczony w łóżku z przyjaciółką żony, tejże połowicy stara się zgodnie z kanonem filmowego bon tonu, wykrztusić sakramentalne – sorry. Bo faktycznie może mu być głupio czy przykro, więc używa substytutu rzeczonego niby „przepraszam”. We wszystkich „Klanach” czy innych teletasiemcach – młodym to „sorry” wpisują notorycznie w dialogi scenarzyści. Całe szczęście, że nie w „Kiepskich”, więc chociaż można toto oglądać bez narażania się na nowotwory słowne, wtręty itp. nachalną pseudoangolizację.

„Wybaczamy i prosimy o...”, które wywołało burzę w gomułkowskich czasach, było inicjatywą Episkopatu i z czasem okazało się nie tylko politycznie poprawne, ale i wyjątkowo dalekosiężne dyplomatycznie. I tak jak to słowo”przepraszam” znika z powszechnego dialogu – ojcowie narodu i wszelacy zawodowi patrioci wręcz nadużywają jego do woli i bezkarnie zarazem. Lech Wałęsa czy to pojawi się w Jerozolimie, czy Nowym Jorku – przeprasza za Holocaust. I jest to po częstokroć woda na młyn różnych Lanzmanów do przypisywania nam jako narodowi współodpowiedzialności za te zbrodnie. Równie elastyczny w ukłonnych „przepraszamy” jest b.prezydent Kwaśniewski. Nie dość, że licytuje się na ilość uderzeń w piersi z Wałęsą, to jak na takiego błyskotliwca popełnia przy okazji karygodne błędy. Jeżeli nie poddał się „owczemu pędowi” (sic!) na członka „Solidarności”, to przepraszanie nazajutrz za przejęzyczenie – jest po prostu śmieszne. Bycie politykiem obliguje nawet przy tak niekontrolowanym słowotoku i słabych goleniach – jak twierdzą prawicowi ortopedzi. O nadgorliwości B.Komorowskiego w kwestii kajania się można raczej tylko kabaretowo... Taki Clinton przyznał się, że onegdaj ćmił jointy z marihuaną. Ale się nie zaciągał, więc do głowy mu nie przyszło, by kogokolwiek za to przepraszać. Ten uzus wykorzystał inny palacz zioła – Donald Tusk.

Gunter Grass być może czytywał księgi polskich literatów. Chwina, Huelle etc... Więc jak przyjeżdżał do Gdańska, to winna doń stać kolejka trójmiejskich (i nie tylko pisarzy), którym wypadałoby przeprosić za „grasizm”, czyli zżynanie notoryczne z Mistrza Guntera. Ale tego nie robią, bo niektórzy zgodnie z wyrywkiem z piosnki „...przepraszam za deszcz – przepraszam za wszystko, za wszystko co chcesz” wyszliby z plagiatowej prozy w bezmiary nie znanej im poezji przepraszania.

Platforma Obywatelska stosuje ewenementalną metodę olewania tego trudnego słowiszcza (ot taka łatwa do odkrycia kompilacja) - „przepraszam”...Każda kolejna afera z jej udziałem jest większa od poprzedniej i medialnie jak formalnie potrafi skutecznie zasłanić poprzedniczkę. 8 lat afer i nic. Więc może by PO – przeprosić:

Wy niesiecie mi dobro i szczęście,

a ja w cuda (ot durny) – powątpiewam...

Ja na „Polskę w budowie” haniebnie – ostrosłowiem!

Ale czego można się po satyryku – spodziewać..?

„Polityka miłości” (Berlina & Moskwy) mnie roztkliwia

i abym już was nie musiał przepraszać całe życie –

donoszę, że przeproszę - tuskomornym wolapikiem:

Entschuldigen Sie! Izwinitie...