Ojro, ojro uber alles

...czyli IV Rzesza u bram.

I. Niemcy rządzą

Nigdy nie podejrzewałem, że ktoś taki jak Donald Tusk, obecnie paradujący w glorii operetkowego „króla Europy” może stać się dla mnie inspiracją do czegokolwiek, ale warto zwrócić uwagę na wywiad, którego Tusk udzielił po zakończonym niedawno „greckim” szczycie korespondentom kilku europejskich gazet (w tym „Rzepie”). Otóż jeśli poszperać między wierszami, spojrzeć na to, czego Tusk nam NIE MÓWI, oraz zerknąć na różne nie zaakcentowane wprost konteksty, to nagle zaczyna się robić całkiem interesująco. Najbardziej znamienne jest to, że Tusk relacjonując przebieg szczytu eurogrupy, przedstawia go w zasadzie jako dwustronne negocjacje na linii Tsipras – Merkel, z cieniem Wolfganga Schaublego w tle. Reszta uczestników to w zasadzie statyści.

Proszę zwrócić uwagę, że takie postawienie sprawy w zasadzie nikogo nie dziwi, wszyscy przyjmują je za naturalne, zupełnie jakby Niemcy dzierżyły jakiś mandat na reprezentowanie Europy i wypowiadanie się w jej imieniu. W całym opisie rozmów nie ma w ogóle miejsca na osławioną „Trójkę”, która teoretycznie „zarządza” greckim kryzysem – Europejski Bank Centralny, Komisję Europejską i Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Poszczególni państwowi wierzyciele Grecji również nie mają zbyt wiele do gadania. Charakterystyczny jest tu przytoczony przez Tuska obrazek: oto powstać ma specjalny fundusz zawiadujący greckim majątkiem o wartości 50 mld euro i dokonujący jego prywatyzacji. W jego skład ma wchodzić praktycznie wszystko, co jest cokolwiek warte – państwowe przedsiębiorstwa, w tym kolej, lotniska, poczta, porty, wyspy, rafinerie... Mamy więc do czynienia z typową „egzekucją komorniczą” za długi, tylko na międzynarodową skalę. Część z owego majątku ma pójść bezpośrednio na zaspokojenie wierzycieli – czyli krajów, które przejęły wierzytelności swych banków, część zaś na inwestycje w grecką gospodarkę. Premier Tsipras chce, by było to 15 mld euro, kanclerz Merkel zaś obstaje przy 10 mld. I w tym momencie Tusk odbiera esemesa od premiera Holandii, że „inni zgadzają się na 12,5 mld”. Propozycja zostaje ostatecznie przyjęta, ale nie w tym rzecz. Chodzi o to, że pozostałe kraje członkowskie strefy euro jedynie asystują przy kluczowych rozmowach i ślą esemesy, które może zostaną rozpatrzone, a może nie. Natomiast europejskie instytucje chyba jak nigdy wcześniej ujawniły swą fasadowość – okazało się, że służą jedynie za parawan i kamuflaż dla niemieckiej polityki, tak by ostateczne decyzje zostały na potrzeby wizerunkowe ubrane dla niepoznaki w „unijne” szaty.

II. „Król Europy”

Spójrzmy, jak groteskowo wygląda na tym tle pozycja samego Tuska. Oto pozornie jeden z najważniejszych unijnych urzędników, przewodniczący Rady Europejskiej, zwany potocznie „prezydentem Europy” - słowem, brukselski mandaryn pełną gębą – siedzi niby jakiś uczniak i podaje wodę mineralną i paluszki... to jest chciałem rzec, przekazuje układającym się stronom esemes od premiera holenderskiego rządu. Tak na marginesie – w pewnym momencie Tusk pozwolił sobie na przedni dowcip. Powiedział mianowicie, iż „zdobywa teraz zwolenników ideologia ekonomicznej iluzji, że jesteśmy w stanie zbudować system alternatywny dla obowiązującego obecnie w Europie. To jest ryzykowne. Szczególnie ta zmasowana krytyka fiskalnej surowości i oszczędności. Przecież na oszczędnościach zbudowana jest zamożność Europy.

Paradne: o fiskalnej surowości i zaletach oszczędzania mówi facet, który niemal podwoił polski dług publiczny, przyzwolił na wyprowadzanie z Polski nieopodatkowanego kapitału i doprowadził aparat skarbowy państwa do skokowego spadku ściągalności podatków! Polska obecnie jest zadłużona na niemal tyle samo co Grecja – i jest to w znacznej mierze rachunek za tuskową „ciepłą wodę w kranie”. Innymi słowy – w rolę finansowego rygorysty wciela się osoba, która będąc polskim premierem wprowadziła nas na drogę u której kresu majaczy scenariusz przerabiany obecnie przez Greków. Sądzę zresztą, że między innymi właśnie za to został wynagrodzony brukselską synekurą, bo zadłużając Polskę, wydał nas na żer międzynarodowej banksterki, co ma również swoje dalekosiężne polityczne konsekwencje. Jak bowiem widzimy na greckim przykładzie, gdy przychodzi co do czego, to kapitał nagle odzyskuje narodowość... Na szczęście, nie udało mu się wcisnąć Polski do strefy euro, bo wtedy podzielenie przez nas losu Grecji, a może „tylko” Hiszpanii bądź Portugalii również obecnie w znacznej mierze ubezwłasnowolnionych gospodarczo, byłoby praktycznie przesądzone.

III. IV Rzesza

To, czego jesteśmy świadkami, pokazuje nam, że Unia Europejska pod względem politycznym w zastraszającym tempie przekształca się we współczesny odpowiednik „cesarstwa rzymskiego narodu niemieckiego”, z unią walutową jako „twardym jądrem” rządzonym żelazną ręką przez Niemcy i zewnętrznymi peryferiami. Nie bez powodu prezydent Hollande postulował wprost powołanie „europejskiego rządu”, czyli sprowadzenie w praktyce krajów członkowskich do statusu poszczególnych prowincji IV Rzeszy. Takie rozwiązanie w zasadzie jedynie zalegalizowałoby istniejący już teraz stan faktyczny. Od kilku lat bowiem Niemcy zyskały niepisane prawo obalania niewygodnych rządów w Europie. Żeby opisać ten mechanizm trzeba cofnąć się do 2011 roku, kiedy to powołano do życia nieformalne gremium zwane Grupą Frankfurcką. Miało to miejsce w gmachu opery we Frankfurcie (stąd nazwa), podczas pożegnalnego spotkania byłego szefa EBC Jean-Claude'a Tricheta, a pierwotnie w jej skład weszli: Angela Merkel, Nicolas Sarkozy, Jean-Claude Juncker (ówczesny szef eurogrupy), Christine Lagarde (dyrektor zarządzająca MFW), José Manuel Barroso (wówczas przewodniczący Komisji Europejskiej), Herman Van Rompuy (przewodniczący Rady Europejskiej, poprzednik Tuska), Mario Draghi (prezes EBC) i Olli Rehn (komisarz UE ds. gospodarczych i walutowych). Jeśli spojrzymy na realne procesy decyzyjne w Unii, to zobaczymy, że w różnych konfiguracjach owa „grupa trzymająca władzę” funkcjonuje do tej pory. Niezmienne jest jedno: wiodąca rola Niemiec w tej dyplomatycznej układance. W każdym razie, „Grupa Frankfurcka” już kilka lat temu była na tyle wpływowa, by rękoma krajowych parlamentów doprowadzić do dymisji greckiego premiera Jeorjosa Papandreu oraz niezniszczalnego, jak mogłoby się wydawać, Silvio Berlusconiego.

Co znamienne, wspomniane kolegium mimo braku jakiegokolwiek prawnomiędzynarodowego umocowania działało jawnie: podczas szczytu G-20 w Cannes (listopad 2011) osoby związane z Grupą paradowały nawet z plakietkami „GdF” („Groupe de Francfort”) i otwarcie mówiły, że zamierzają „odwołać Berlusconiego”. W praktyce wyglądało to tak, że Papandreu został wezwany na rozmowę dyscyplinującą, gdy odgrażał się, że rozpisze referendum w sprawie warunków pomocy dla Grecji, po której to rozmowie odwołał referendum i podał się do dymisji, a Berlusconiego zmuszono do ustąpienia, gdy EBC odmówił kupna włoskich obligacji – czyli wstrzymał finansowanie włoskiego długu. Nic więc dziwnego, że Grupę Frankfurcką nazywano „ósemką trzymającą władzę” i „politbiurem”. Dziś wprawdzie Tsiprasowi pozwolono urządzić referendalną szopkę, ale jak widzimy, nic z niej nie wynikło, bo grecki premier koniec końców musiał zaakceptować niemiecki dyktat, mający wszelkie cechy poskramiania przez metropolię zbuntowanej guberni. Dodajmy jeszcze, że powołanie Grupy było efektem zniecierpliwienia Angeli Merkel ślamazarnością unijnych procedur – należało stworzyć gremium mogące niejako „wyręczać” oficjalne struktury, które następnie jedynie nadają powziętym zakulisowo decyzjom pozór praworządności.

Tyle, jeśli chodzi o kwestie stricte polityczne, natomiast od strony gospodarczej „zjednoczona Europa” zamienia się w imperium kolonialne Niemiec. Imperium o tyle wygodniejsze do kontrolowania i dyscyplinowania, że kolonie nie znajdują się na drugim końcu świata, lecz leżą tuż pod bokiem. Narzędziem dominacji jest tu oczywiście waluta euro napędzająca niemiecką produkcję i eksport, oraz zarzynająca jednocześnie konkurencyjność gospodarek słabiej rozwiniętych – zwłaszcza południa Europy. W efekcie stają się one rynkiem zbytu dla niemieckich towarów, które kupują – jak Grecja – na kredyt. Gdy zaś kredytów nie są już w stanie spłacać, następuje przejęcie składników majątku narodowego. Kraje pozostające poza strefą euro są eksploatowane w inny sposób – inwazja banków, wielkich koncernów połączona z transferowaniem zysków za granicę, czy eksploatacją miejscowej siły roboczej, to tylko część metod. Oczywiście, jak w każdym imperium pojawiają się czynniki destabilizujące, odśrodkowe, niemniej patologiczne uzależnienie Europy od stanu niemieckiej gospodarki (co obserwujemy również w Polsce), pozwala stwierdzić, że narodziny IV Rzeszy stały się faktem i twór ten – w pesymistycznym wariancie – będzie istniał tak długo, dopóki nie wyssie wszystkich sił witalnych z reszty kontynentu.

Gadający Grzyb

Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/

Zapraszam na „Pod-Grzybki” ------->http://www.warszawskagazeta.pl/felietony/gadajacy-grzyb/item/2135-pod-grzybki-13

Artykuł opublikowany w tygodniku „Polska Niepodległa” nr 28 (22-28.07.2015)

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika Marek1taki

27-07-2015 [19:48] - Marek1taki | Link:

@autor
"Tusk jest operetkowym królem Europy". Trafne, ale kim jest Merkel? I kim są Niemcy?
Czy aby Merkel nie jest primadonną tej trupy? Może protegowanym reżyserem? Nie sądzę, że jest dyrektorem artystycznym. Tym bardziej producentem. Kto jest producentem?
A Niemcy? Jaką ideę oni firmują po podbiciu przez Prusy i przegraniu z całą Europą dwóch wojen? Czy nie są marionetkami w tym przedstawieniu?

Obrazek użytkownika Gadający Grzyb

28-07-2015 [01:28] - Gadający Grzyb | Link:

Merkel jest cesarzową, a niemiecką ideą jest imperium - w pełnej harmonii z plutokracją, bo to obopólny interes. "Zjednoczoną Europę" łatwiej doić, niż każde państwo z osobna.

Obrazek użytkownika smieciu

28-07-2015 [16:28] - smieciu | Link:

Oczywiste jest że Merkel jest jedynie primabaleriną. Muszą być jeszcze reżyserzy. Np. ci sami co powołali do życia UE a potem decydowali o jej ewolucji. Decyzje i ludzie, którzy wywodzą się generalnie tych samych czasów co nasze obecne marionetki PO. Czyli tkwią głęboko w latach 80-tych i wcześniejszych
Czyli czasów kiedy RFN było terenem największego nasycenia agenturą całego świata...

Tak swoją drogą to UE nie kojarzy mi się zbytnio z faszyzmem a zdecydowanie bardziej z takim nowym, lepszym ZSRR. Ci wszyscy komisarze, dyrektywy, rady (rządy) krajów związkowych. Jedynie słuszną ideologią i czuwającą nad wszystko Partią. I tym jej jądrem, do którego nie ma dostępu żaden śmiertelnik.

Widać to wszechobecne pragnienie, wywołujące wręcz drżenie tęsknoty za zlaniem się UE i dawnego ZSRR w jeden organizm. Merkel i Putin jak para kochanków, której nie pozwala się umawiać na schadzki. To pragnienie by wreszcie się zespolić ale być zmuszonym do odegrania niezbędnego teatru pozorów.
Teatr konieczny by wszyscy uwierzyli kochankom że do mezaliansu nie dojdzie. Że oni już się nie lubią. Że w istocie wrócili jedynie do reprezentowania interesów swych rodzin.
Ale tak naprawdę miłość trwa. Podczas gdy gawiedź łyka pozory, to plan działa, ślub praktycznie dokonany. I tylko wszyscy czekają na to Wielkie Coś co sprawi że tłum z radością powita nową parę królewską.
Pogodzone rodziny, pogodzone zwaśnione strony. W nowym lepszym świecie :-)

Obrazek użytkownika Jabe

28-07-2015 [18:18] - Jabe | Link:

Czy są jakieś powody by wątpić, że Niemcy prowadzą samodzielną politykę? Tam przeprowadzono lustrację. Cesarzyca Aniela jest zresztą z Niemiec Wschodnich.

Obrazek użytkownika smieciu

28-07-2015 [20:32] - smieciu | Link:

Owszem przeprowadzono lustrację ale ... tylko na Wschodzie. Skąd mamy wiedzieć ilu agentów jest na Zachodzie? Ile teczek z hakami posiada niemiecka służba bezpieczeństwa? I czy nawet ta Wschodnia lustracja była rzeczywista?
Przypominam choćby tak prostą rzecz jak podróże Michnika do Moskwy po instrukcje dotyczące okrągłego stołu. To co się stało z NRD nie było dla Moskwy żadnym zaskoczeniem. Przeciwnie. Z tego co kojarzę były konkretnie rozmowy, warunki na jakich ZSRR zgodził się na likwidację NRD.
Akta STASI musiały być dla komunistół priorytetową sprawą. Teczki tych co naprawdę się liczyli trafiły tam gdzie trzeba. Skąd możemy wiedzieć czy Merkel nie chodzi na jakimś sznureczku? Prosta kobita z NRD, bez kontaktów robi oszałamiającą karierę i dyktuje całej Europie co ma robić?

Jednak ważniejsze rzeczy i akty pozostały według mnie na Zachodzie. Czy naprawdę mamy być tak naiwni że mimo oczywistego faktu że RFN było nauralnym celem wszelakich agentur to mamy wierzyć w niekompetencje RFNowskiego wywiadu i kontrwywywiadu?
Czyż nie lepiej założyć że zachodnioniemieckie służby musiały być niesamowicie rozbudowane? I w dodatku działać we ścisłej współpracy z CIA, czyli USA, które miało na terenie RFN kluczowe bazy wojskowe?
Jeśli był jakiś kraj w Europie, który był pod całkowitą inwigilacją, kontrolą służb to były to właśnie Niemcy. Wschodnie i Zachodnie. Dlatego w ogóle nie uważam by Niemcy prowadziły samodzielną politykę. Przeciwnie. Ze względu na całkowitą kontrolę życia w tym kraju osiągniętą do roku 1990tego to idealnie się nadały na naturalną ekspozyturę ludzi, którzy kształtowali nową Europę.
Niemcy. Doskonale zorganizowane. Ludzie posłuszni i zdyscyplinowani. Idealne marionetki, które bez zbędnych improwizacji wykonają swoje zadania. Miejsce styku służb Wschodu i Zachodu. Gdzie mogli nawiązywać kontakty, prowadzić swoje interesy. Kiedy w latach 90-tych okazało się że mają więcej wspólnego niż wrogiego.

Skoro w Polsce PRL-owskie służby znakomicie znalazły wspólny język biznesu z Zachodem, to oznaczało że nie ma wrogości. Jest interes. Większy niż Polska i niż Niemcy. Pojedźcie tam. Nam biedakom mogą wydawać się wielkie, bogate i w ogóle. Tylko że jakoś zwykli Niemcy mogą mieć na temat inne zdanie.

Obrazek użytkownika Jabe

29-07-2015 [00:58] - Jabe | Link:

No tak. Sprawa jest bardziej skomplikowana, niż mi się wydawało. Jednak jakoś nie mogę przyjąć do wiadomości, że Niemcy nie są samodzielnym graczem. Hmm, pożywiom, uwidim.

Obrazek użytkownika NASZ_HENRY

28-07-2015 [09:51] - NASZ_HENRY | Link:

Taka Europa jaki jej król! Grafikę kopiuję ;-)