TRAKTACIK O KIEŁBASIE...

Kiełbasa jest kategorią mityczną. Mit, że kiełbasa jest staropolskim patentem, musiał się niewątpliwie urodzić w mózgu stanowiącym jeden, nieprzerwany zwój asocjacyjny. Ideologizowała tę kiszkę z przyprawionym mięsem większość zacnych poetów – od Mikołaja Reja po Adama Ziemianina. „ty co śmiejesz się czerwonym językiem... a imię twoje czterdzieści i cztery!” ironizował wieszcz z Muszyny. Mowa tu była o kiełbasie zwyczajnej w niezwyczajnych latach siedemdziesiątych i jej jakże kabalistycznej cenie. Ludzie podówczas wystający w kolejkach przeliczali kartki na kilogramy pieszczotliwie brzmiące: myśliwska, salami, serdelowa czy krakowska parzona. Z Hrabala (Bohumila) pomnę opowieść o takim konsumencie - fantaście, co marzył, by tak maksymalnie podsuszyć mortadelę, by ją później móc kroić tylko piłką-nożówką do metali i... jeść – delektować się – jeść. W najpiękniejszym wierszu Grochowiaka „Polowanie na cietrzewie” – genialnie ćwiartuje kiełbasę leśniczy. „Naga kiełbasa szła w kondukcie i trzej królowie rozebrani...” – wraz ze strofami wiersza-epitafium poety Marszałka po śmierci Rafała Wojaczka, który to kontrapunktując poświęcił jej „Mit rodzinny”:

To jest kiełbasa
to jest moja matka jadalna
Ona wisi na niklowym haku
i pachnie kominem
Ona jest tania zresztą nigdy się nie drożyła
była wyrozumiała i znała możliwości
Może i zaistnieje taka powieść, gdzie kiełbasa ( surowa polska np.) stanowić będzie ewidentny substytut mega-konsumpcyjnego bohatera naszych czasów.

Właśnie! Kiełbasa polska... Kupuję już chyba u piątego z rzędu rzeźnika produkt o tym patriotycznym tradycyjnym posmaku – i znowu to samo. Jakieś tęczujące obrzynki mięsne przetykane pół na pół skrzepłym łojem, obciągnięte nie flakiem a tak zwaną osłoną białkową... Jak to jest, że mięsa w bród, kiszki baranie aż grają – a kontrola po rzeźnickich przybytkach dowiodła niezbicie, że sześćdziesiąt procent tychże smakowitych produktów z martwej zwierzyny nie spełnia żadnych norm spożywczych. Ba! Zmieniły się normy i teraz w niektórych kiełbasach udział procentowy mięsa ma wymiar jednocyfrowy. Poza tym normatywnie usprawiedliwionym stał się haniebny proceder szprycowania wszelkich mięs niemielonych jak i kiełbas – wodą. A gdyby nie kontrole, to i tak każdy mięsożerca tego doświadcza na swoich kubeczkach smakowych. Nie mogłem tego pojąć – widocznie jad kiełbasiany skutecznie ścinał białko w moim mózgu. Dopiero znajoma ekspedientka z (powiedzmy) jednej z sieci handlowych, oświeciła mnie. I teraz o wiele więcej wiem, dlaczego tak jest – jak jest z droga do klienta - kiełbasy.
           Otóż poranek w świątyni handele spożywczego rozpoczyna się od wygarnięcia stężałych karaluchów z lodówek. A potem następuje właściwa uroczystość – „kąpania parówek” i wszelkiej galanterii rzeźnickiej, co zdążyła zzielenieć przez noc. Bo szynki to się z pleśni ordynarnie wyciera szmatą. I oczyma wyobraźni zobaczyłem dwie złotówy leżące erotycznie na sobie, czyli w pozycji „pieniądz robi pieniądz”. Ja się nawet mogę zgodzić pić kefir, gdzie datę ważności trzy razy z rzędu zakleją ceną. Ale nie zgodzę się, by moją... ulubioną kiełbasę (surową polską podwędzaną) któryś raz kąpać z rana! Nazwę kiełbasy podaję ze względu na dobro potencjalnego śledztwa śledztwa.
            Ktoś wyznający teorie spiskowe zaryzykuje, że w tych już nadchodzących gorących miesiącach, idzie o kiełbasę „wyborczą”. Mhm...Skoro jest taki wyrób z taśmy produkcyjnej to i rzeźnika możemy nobilitować przymiotnikiem „wyborczy”. A rzeźnik dla idei zrobi wszystko. Pamiętam sprzed czterdziestu lat w legendarnym piśmie młodej inteligencji „Student”jeden z pierwszych komiksów Andrzeja Mleczki. Rzeźnik ideowiec uzupełnił receptualną ilość brakującego mięsiwa ofiarnie wskakując na taśmę ciągu kiełbaśniczego, uszlachetniając zarazem ten mityczny polski wyrób oraz kompensując brakujące siedemdziesiąt kilogramów. A spiskowiec doda satyryczny suplement – aby Polski nie oddać dziadom. Może, może...