Energetyczny "okrągły stół"

Energetyczny „okrągły stół”

 

Zapewne każdy kto choć trochę pamięta lekcje historii ze szkoły kojarzy pojęcie wędrówki ludów. W zasadzie powinno się mówić o wielkiej wędrówce ludów, bo migracje choć na mniejszą skalę miały miejsce także wcześniej i później. Jednak w naszej świadomości to właśnie wielka wędrówka ludów mająca miejsce u schyłku starożytności, a w początkach średniowiecza (między IV, a VI w. po Chrystusie) najbardziej wbiła się w świadomość. Powód tej znaczącej roli w historii wielkiej wędrówki ludów jest oczywisty. Doprowadziła ona do upadku Cesarstwa Rzymskiego. Wspominał kiedyś o tym na swoim blogu (w tekście z 25 maja 2008 r.). Poniżej przytaczam ten fragment:

„W epoce starożytnej cały świat kręcił się wokół Imperium Rzymskiego. Wszystkie drogi – jak do dziś uczy nas i nie tylko nas Polaków, bo znane jest w całej Europie przysłowie – prowadziły do Rzymu. A jednak i to Imperium upadło. Proces ten opisał jeden z najwybitniejszych angielskich historyków XVIII w. Edward Gibbon w jednej z najsłynniejszych książek historycznych jakie kiedykolwiek zostały napisana pod tytułem „Zmierzch i upadek Cesarstwa Rzymskiego”. Pamiętam jak podczas wykładu monograficznego z historii starożytnej na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu, zmarła niestety niedawno, prof. Maria Jaczynkowska cytując Edwarda Gibbona podkreśliła, że „Cesarstwo Rzymskie nie umarło samo, ono zostało zamordowane”.

Czy ktoś się jednak zastanawiał jakie były przyczyny tej wielkiej wędrówki ludów z końca starożytności? Powodem najważniejszym były zmiany klimatyczne, a dokładnie ochłodzenie, które spowodowały wędrówkę ludów z północy na południe. Cykliczne ochładzanie i ocieplanie klimatu na ziemi ma miejsce cały czas. Po tym okresie ochłodzenie przyszło ocieplenie.

W latach 800 – 1200 na ziemi było duże ocieplenie klimatu. Nie wiem jak to wytłumaczą wyznawcy nowej religii mocno rozwijającej się w XXI w., którą nazwijmy od nurtu filozoficznego z którego się wywodzi ekologizmem. W każdym razie klimat wówczas był bardzo łagodny. Okres ten nazywany jest średniowiecznym optimum klimatycznym. Korzystając z tego cieplejszego czasu Wikingowie potrafili się wówczas zapuszczać swoimi statkami nawet bardzo daleko na północ. W ten sposób dotarli m.in. do wyspy, którą od jej zielonych, malowniczych wybrzeży nazwali Grenlandią (zieloną ziemią). W 985 r. Wikingowie pod dowództwem Eryka Rudego osiedlili się tam na prawie 500 lat. Mimo, że nikt się wówczas nie zastanawiał nad emisją CO2 było wówczas tak ciepło, że kojarzoną przez nas zwykle z mrozami i Eskimosami wyspę nazwano zieloną. Jednak ocieplenie nie traw wiecznie. W XV w. rozpoczęło się spore ochłodzenie klimatu nazwane małą epoką lodowcową (1300 – 1950). Grenlandia przestała być „zieloną ziemią”. Na początku XV w. osady potomków Wikingów przestały istnieć. Ostatni ówcześni mieszkańcy wyspy poumierali lub opuścili wyspę najdalej pod koniec XV w. Był to okres szczytowy (najchłodniejszy) w czasie małej epoki lodowcowej powodowany najmniejszą aktywnością słońca zwaną minimum Maundera, który przypada na lata 1645 – 1715.

Musiało być wówczas naprawdę bardzo zimno skoro w wieku XVII Bałtyk zimą był tak skuty lodem że do Szwecji jeździło się z Rzeczypospolitej saniami, a na środku Bałtyku przez parę miesięcy w ciągu roku działała karczma gdzie odbywający podróż mogli się schronić, ogrzać, podjeść i popić. Gdy tak potężne mrozy zaczęły mijać możliwość podróżowania do Szwecji po Bałtyku odeszła w zapomnienie, ale zamiast tego można znowu było szukać szczęścia na Grenlandii na którą po ponad 200 latach Europejczycy zaczną powracać i kolonizować ją na nowo. Na wyspie pojawią się także Eskimosi (Inuici), którzy zawędrowali na Grenlandię z terenów Kanady, Alaski i Syberii.

Mała epoka lodowcowa to obecnie już przeszłość. Wchodzimy w okres ocieplania się naszego klimatu na ziemi. Czy może to mieć związek z tym co wyznawcy nowej religii – ekologizmu nazywają efektem cieplarnianym? Czyli faktem, że człowiek emituje obecnie do atmosfery takie ilości dwutlenku węgla (CO2), że powoduje to gwałtowny wzrost temperatury i ocieplanie się klimatu? Oczywiście, że nie. Pisałem o tym na blogu 11 grudnia 2008 r. Poniżej zamieszczam najistotniejszy fragment:

„Człowiek w procesie oddychania i swojej działalności (fabryki, samochody itd.) wytwarza niespełna 5% dwutlenku węgla emitowanego do atmosfery. Cała reszta czyli ponad 95% to produkcja całej przyrody na którą nie mamy wpływu. Twierdzenie, że grozi nam efekt cieplarniany, który jest rezultatem tego, że kopcą kominy czy samochody jest nieprawdziwy. Przyroda w swojej wspaniałej i nieodgadnionej do końca wielkości przeżywa raz okresu ocieplenia, a raz schłodzenia klimatu”.

Czy to oznacza, że nie trzeba dbać o środowisko i przyrodę? Oczywiście, że należy o nią dbać tylko z zupełnie innych powodów. Lepiej żyć w czystszym i bardziej naturalnym otoczeniu niż wśród nadmiernych dymów czy spalin. Ale warto robić to z głową i umiarem, a nie ulegać chorym ideologią i to na wątłych podstawach merytorycznych jak w przypadku ekologizmu.

Jakie z tego płynie przesłanie dla Polski? Czy to oznacza, że nie mamy się co bać ponieważ za jakiś czas będzie u nas ciepło jak we Włoszech i nawet zakręcanie kurka z gazem nie będzie dla nas już tak groźne jak teraz? Otóż nie. Wręcz przeciwnie. Kłopoty bowiem mogę się dopiero zacząć i to wbrew pozorom niekoniecznie z ociepleniem, a ze schłodzeniem się klimatu w Polsce. Tak, tak, to wcale nie są żarty.

Czy zastanawialiście się Państwo kiedyś dlaczego w Polsce mamy klimat umiarkowany? Nasze wybrzeże leży na linii 54 równoleżnika. Zwykle na tej szerokości geograficznej leżą śniegi i jest o wiele zimniej. Jadąc palcem po mapie na Wschodzi natkniemy się na południowe obrzeża Syberii, a na Zachodzie zawędrujemy nad Zatokę Hudsona, a dalej prawie na południowe rejony Alaski. Tymczasem temperatura w Polsce w porównaniu z innymi leżący na tej szerokości geograficznej obszarami jest o jakieś dobre 10 stopni wyższa. Jak to się dzieje? Tak się składa, że i my i tak naprawdę cała Europa, zwłaszcza północno – zachodnia ma dużo szczęścia. To szczęście nazywa się golfsztrom. To gigantyczny prąd oceaniczny ogrzewający naszą cześć globu, który sprawia, że jest u nas dużo cieplej niż na tej samej szerokości geograficznej w innych rejonach świata.

Każdy medal ma dwie strony. Golfsztrom nie lubi jak się robi ciepło na świecie. Potrafi wówczas zmieniać swoje położenia, a wręcz przestać grzać. Efekt ten jest nawet trudny to przewidzenia i nazywamy jest „przełącznikiem klimatycznym”. Nazwa pochodzi od tego, że jak jednym pstryknięciem można włączyć lub wyłączyć światło, tak równie szybko golfsztrom może przestać nas ogrzewać. A wtedy? A wtedy zamiast zrobić się cieplej może się u nas zrobić o wiele zimniej.

Wbrew pozorom te historyczno – klimatyczne dywagacje mają swój większy sens niż tylko małe uszczypliwości pod adresem ekologistów. Cała Europa od dobrych dwóch tygodni żyje sprawą gazu, a w zasadzie kurka z gazem. Wbrew pozorom dla nas jest to sprawa ważna, ale nie priorytetowa. Polska zużywa stosunkowo mało gazu (w zestawieniu z Niemcami jakieś 7 razy mniej). Powody są tego różne. Głównym jest to, że Polska „węglem stoi”. Węgiel był, jest i czy się to komu podoba czy nie jeszcze długo będzie naszym najważniejszym źródłem energii. Warto aby o tym pamiętali wszyscy, którzy uważają, że w sprawie emisji CO2 w Brukseli Polska osiągnęła jakiś sukces. Niestety to było takie pyrrusowe zwycięstwo. Odroczenie problemów o parę lat. Wprawdzie wszystkim się wydaje, że jest inaczej, ale zalecałbym raczej pewien sceptycyzm. Rozumiem, że 2/3 Polaków jest spokojnych, bo o sukcesie mówił Premier do którego ma zaufanie, a 1/3 Polaków jest uspokojona podobnymi deklaracjami Prezydenta, któremu ufa. Problem z tym, że uspakajającymi deklaracjami w piecu nie da się palić, a papier na który te słowa zostały przelane jest cierpliwy i znosi wszystko, tylko że jak się nim będzie palić w piecu ciepła za bardzo nie trzyma. Warto więc zamiast udawać, że wszystko idzie doskonale i nic nam nie grozi usiąść, nie obrażać się na nikogo i zastanowić nad tym co zrobić abyśmy jakiegoś pięknego dnia nie obudzili się jak niedawno Islandczycy w sprawie systemu bankowego zdziwieni, że nie jest jednak tak doskonały jak się nam wydawało.

Niedawno przewodniczący Klubu Poselskiego Lewicy Wojciech Olejniczak zaproponował „grubą kreskę” w sprawach zastanawiania się kto do tej pory najwięcej zawinił w sprawie dywersyfikacji dostaw gazu, że nie jest w tej sprawie zbyt dobrze. Nie dziwie się liderowi Lewicy bo podobnie jak w przypadku „grubej kreski” z 1989 r. tak i w przypadku tej w sprawie gazu Lewica na niej może najwięcej skorzystać, jako mająca najwięcej na sumieniu. Ale niech już mu tam będzie. Wprawdzie zwolennikiem „grubej kreski” nigdy nie byłem, ale gotów jestem iść nawet i na taki kompromis pod jednym wszakże warunkiem. Cała bowiem ta „gruba kreska” to jednak ciągle jedynie myślenie o tym czego do tej pory nie zrobiono. To co jest naprawdę Polsce potrzebne, utrzymując się w zaproponowanej historycznej konwencji, to „energetyczny okrągły stół”. Akcyzami, prawem budowlanym, a nawet podatkami to się można bawić z kadencji na kadencje. Są to sprawy ważne, ale takie, które stosunkowo szybko mogą ulec zmianie i nie będą to zmiany niemożliwe do wprowadzeni. Natomiast bezpieczeństwo energetyczne i zapewnienie Polakom w perspektywie także następnych pokoleń potrzebnej do normalnego funkcjonowania energii jest sprawą, którą należy przygotować w pełnym porozumieniu i przy zrozumieniu, że podejmowane decyzje są strategiczne na dziesiątki lat. Przy takim energetycznym okrągłym stole nie powinno zabraknąć nikogo komu sprawy Polski, a zwłaszcza jej energetycznego bezpieczeństwa są bliskie. Mam na myśli nie tylko polityków, ale także ekspertów i ludzi na co dzień zajmujących się sprawami energii we wszelkich jej formach i postaciach od Aleksandra Gudzowatego (handel gazem) począwszy, a na ojcu Tadeuszu Rydzyku (geotermia) skończywszy.

Powinniśmy ustalić jakie zasoby energetyczne (węgiel, gaz, źródła geotermalne, słoneczne czy wiatrowe) i w jakich ilościach są w naszym posiadaniu? Jak najskuteczniej, najtaniej i najbardziej efektywnie je wykorzystywać? Jakie podejmować działania, aby nasze zasoby uzupełniać importem z innych państw i w jaki sposób to zrobić, aby nie narażać się nadmiernie na polityczno – biznesowe gry jak ta ostatnia między Moskwą, a Kijowem?

Nosy marzną wszystkim na mrozie tak samo. Bez względu na to czy ktoś jest z PiS-u czy z PO. Polska jest domem dla wszystkich i nie zawsze się musimy we wszystkim zgadzać bo na szczęście w tym domu jest kilka pokoi. Ale prądem i ogrzewaniem musimy się zając wspólnie inaczej przyjdzie nam kiedyś siedzieć przy świeczkach i palić w przysłowiowych kozach. A  jakby kłopotów było mało to jeszcze będziemy może wtedy kary płacili za to, że z naszych kóz emitujemy CO2 do atmosfery.