Polska-Ukraina: Bunt posłów PIS?


VIII Sesja Zgromadzenia Parlamentarnego Ukrainy i Polski, 22 czerwca 2015 r. Fot. http://poland.mfa.gov.ua/pl/press-center/news/37553-viii-zasidannya-parlamentsykoji-asambleji-ukrajini-ta-respubliki-polyshha

Marcin Rey:
 
“LA DIPLOMATIE, C’EST L’ART DE DIRE LES CHOSES LES PLUS DÉSAGRÉABLES SANS JAMAIS ÊTRE DÉSAGRÉABLE”
 
Tytuł francuski, ale znowu będzie o Ukrainie.
 
„Dyplomacja to sztuka mówienia najbardziej nieprzyjemnych rzeczy nie będąc nigdy nieprzyjemnym”. Ten cytat, jeśli się nie mylę, Talleyranda dedykuję czterem posłom i senatorce PIS, którzy zbojkotowali posiedzenie Zgromadzenia Parlamentarnego RP i Ukrainy 22 czerwca w Warszawie. Poinformował o tym poseł PO Marcin Święcicki dodając kąśliwy komentarz „nowa polityka wschodnia”. Kiedy o tym przeczytałem u posła Święcickiego [ https://www.facebook.com/marcin.swiecicki.1/posts/835144489888799], nie mogłem uwierzyć i w pierwszym odruchu podejrzewałem kłamstwo albo przesadę, gdyż mimo zasług Pana Święcickiego na polu współpracy z Ukrainą pozostaję nieufny co do prawdomówności byłych członków KC PZPR. Ale jednak było jak było.
 
Z informacji, które udało mi się pozyskać ze źródeł pośrednich, ale zbliżonych do sprawy wyłania się następująca sekwencja zdarzeń. Takie posiedzenia dwustronne są przygotowywane z wyprzedzeniem. MSZ opracowało dla polskich parlamentarzystów projekt uchwały w sprawie wołyńskiej, zawierające sformułowania dosyć zdecydowane, do których nas dotychczas urzędnicy z alei Szucha nie przyzwyczaili. Strona ukraińska nie zgodziła się na ten tekst. W reakcji członkowie zgromadzenia z ramienia PIS, z których najważniejszy jest Marek Kuchciński, postanowili zbojkotować posiedzenie. O ile mi wiadomo, jedna pani z PIS (nie wiem, która) uczestniczyła w początku posiedzenia, ale po telefonie od posła Kuchcińskiego opuściła salę.
 
Nie twierdzę bynajmniej, że ważnej kwestii rozmówienia się z Ukrainą w sprawie ludobójstwa wołyńskiego wszystko się układa. Raczej się nie układa, aczkolwiek podjęcie programu współpracy między IPN-ami obu krajów w tej sprawie dobrze rokuje, jeśli politycy będą uprzejmi tego nie zepsuć, ale zechcą porządnie dofinansować. Uważam, że najważniejsze jest udzielenie poważnego wsparcia Ukrainie zmagającej się z agresją rosyjską, ale nie uważam, by sprawę wołyńską należało wyciszać. Ani nie można całkowicie warunkować jednego drugim, ani obu aspektów nie można traktować w oderwaniu. Odmówienie pomocy Ukrainie ze względu na rozbieżności o Wołyniu, oprócz tego, że byłoby draństwem, nie byłoby zgodne z naszym interesem geopolitycznym – Putin tylko na to czeka. Natomiast udzielenie takiej pomocy bez żądania postępu w kierunku rozliczenia tego, co się stało 70 lat temu, jest zgniłym kompromisem, a zgniłe kompromisy zawsze śmierdzą i się mszczą. Przecież to nie jest zerojedynkowe, przedmiotem transakcji politycznej może być ilość pomocy a nie samo jej udzielenie albo nie. Jest sporo możliwości.
 
Na tym polega dyplomacja i tak można było i należało rozmawiać na spotkaniu Zgromadzenia Parlamentarnego. Natomiast celowe nieprzyjście na takie spotkanie, a zwłaszcza jego opuszczenie w trakcie, jest ewidentnym złamaniem jakichkolwiek zasad dobrego wychowania i obyczaju dyplomatycznego. Na takim posiedzeniu nie tylko urzędnicy, lecz także posłowie, nawet ci z opozycji, reprezentują Rzeczpospolitą i powinni się umieć zachować. To, co uczynili parlamentarzyści PIS jest nie tylko nieuprzejme, lecz przede wszystkim nieskuteczne, a nawet szkodliwe. Te sam Talleyrand mawiał: „to gorzej niż zbrodnia – to błąd”.
 
Niektórzy uważają, że dobrze się stało, bo Ukraińcom należał się prztyczek w nos za nieuwzględnianie polskich oczekiwań. Moim zdaniem tak nie jest, bo dla stosowania polityki kija i marchewki trzeba wiedzieć w co bić kijem i oferować smaczną marchewkę. Na razie nie dopracowano się ani jednego, ani drugiego. Strona ukraińska nie widzi żadnej marchewki: stwierdza, że o ile pomoc od organizacji samorządowych z Polski jest, ale maleje, to polskie wsparcie rządowe jest nieistniejące lub przede wszystkim werbalne. „Polska adwokatem Ukrainy” jest mitem funkcjonującym głównie w Polsce. Dla centrum władzy na Ukrainie Polska to sąsiad owszem przyjazny, ale po którym nie należy się spodziewać niczego szczególnie istotnego w chwili, kiedy w obliczu agresji rosyjskiej ważą się losy kraju.
 
Tyle o braku marchewki. A kij? Kiedy się chce kogoś do czegoś przekonać, trzeba umieć analizować stan świadomości, stan ducha i stan wiedzy swojego dyskutanta. Grubiaństwo wobec delegacji ukraińskiej w żaden sposób nie przybliża Ukraińców do stanu, w którym wydobędą się ze syndromu wyparcia ciemnych aspektów swojej przeszłości. Przeciwnie, zwyczajnie spodziewam się, że deputowani ukraińscy wrócili do siebie utwierdzeni w stereotypie, że „Lachy są zdradzieckie”. Przywiozą jednak do Kijowa nowy pogląd: wbrew temu, co zapewne sądzono, przez ostatnie 8 lat PIS się bardzo zmienił i należy się spodziewać polityki bardziej neoendeckiej, niż jagiellońskiej.
 
Nie wydaje mi się, aby ktokolwiek ze zbojkotowanych ukraińskich deputowanych został w ten sposób zmobilizowany, by działać w Kijowie na rzecz przyspieszenia procesu pojednania polsko-ukraińskiego. Raczej sądzę, że zwiększono ich opory. Proszę sobie wyobrazić, a nie tak trudno sobie to wyobrazić, że to Polska jest napadnięta – Warmię i Mazury zajęte przez zielonych ludzików ze wsparciem rosyjskiego wojska z obwodu królewieckiego. Olsztyn zajęty. I proszę sobie wyobrazić, że właśnie wtedy parszywieńki Zachód, tak samo jak teraz nie realizuje wobec Ukrainy gwarancji integralności terytorialnej z protokołu budapeszteńskiego, nie wykonuje art. 5 traktatu północnoatlantyckiego i jako pretekst podaje, na przykład, że Polska nie przeprosiła za wygnanie Niemców ze Śląska w 45 roku. Albo za szmalcownictwo, pogrom kielecki i Jedwabne. Jakbyśmy się czuli? Czy to by nas zmotywowało do przystąpienia do jakiś rozmów historycznych, na jakie dotychczas nie mieliśmy za bardzo ochoty i które się ślimaczyły od dwóch dekad, a teraz dla kogoś zagranicą nagle stały się pilne właśnie wtedy, gdy mamy wojnę i ją przegrywamy? Na pewno nie.
 
Bojkot tego posiedzenia to nie była polityka kija i marchewki, tylko bicie kijem na oślep bez marchewki.
 
To, że będąca w dużej mierze pustosłowiem polityka polska wobec Ukrainy była przez ostatnie osiem lat prowadzona przez Platformę Obywatelską, natomiast z posiedzenia wyszli posłowie PIS, nie ma z ukraińskiego punktu widzenia zasadniczego znaczenia: Ukraińcy mają charakterystyczny w Europie Wschodniej deficyt dostrzegania różnic wewnętrznych i skłonność do traktowania innych narodów jako monolity. Też na to skrzywienie w Polsce cierpimy i nagminnie kolejne nieprzyjemne enuncjacje jakiś polityków ukraińskich przypisuje się całej Ukrainie, by uzasadnić odwrócenie się od niej plecami i pozostawienie jej na pastwę Moskwy. Bycie w opozycji nie uprawnia parlamentarzystów do rozrabiania ze szkodą dla interesu narodowego, zwłaszcza w okresie, w którym jak się zdaje czas opozycyjności dobiega końca.
 
Czemu więc poseł Kuchciński, znany na Ukrainie raczej z dobrej strony, zrobił coś takiego? Czy chodzi o lokalną wyborczą konkurencję w Przemyślu z Andrzejem Zapałowskim, byłym posłem LPR, przyjacielem Mateusza Piskorskiego i ważnej postaci środowiska antyukraińskiego, którego ugrupowanie lokalne „Wspólnota Samorządowa Dolina Sanu” regularnie mu odbiera kilkanaście procent głosów?
 
Wszystko wskazuje na to, że w Polsce ma się zmienić władza. Andrzej Duda wygrał wybory prezydenckie, a po jesieni chyba rządził będzie PIS, samodzielnie albo z Kukizem. W tej chwili Ukraina, Moskwa a także Zachód bardzo bacznie wyglądają sygnałów i objawów świadczących o tym, jaka będzie polityka międzynarodowa nowej ekipy. Do mojego znajomego analityka geopolitycznego kojarzonego z PIS dzwonili ludzie z amerykańskiej Rand Corporation i wypytywali o stosunek do Ukrainy i do Niemiec. Do innego znajomego, prezesa fundacji bardziej prawicowej, niż lewicowej, podchody robili przedstawiciele ambasady jednego z dużych państw zachodnioeuropejskich. Oni nie bardzo wiedzą, co myśleć i szukają dojść – wiadome jest, że środowiska, w których korespondencji zachodnich mediów czy analitycy ambasad się obracają mają pewien przechył, umownie mówiąc, bardziej w kierunku ulicy Czerskiej niż ulicy Nowogrodzkiej. Każdy ruch przedstawicieli PIS w dziedzinie polityki zagranicznej już teraz, przed objęciem władzy, jest interpretowany i najprawdopodobniej nadinterpretowywany na niekorzyść. To nakłada na każdego odpowiedzialność za swoje poczynania prawie taką samą, jakby PIS już rządził. Czas więc spoważnieć: to, że trwają wybory nie rozgrzesza robienia gaf.
 
A skoro o gafach mowa. Zachowanie drużyny Kuchcińskiego odnotował natychmiast nieoceniony ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski, lider środowiska „kresowego”, wokół którego skupiają się wszyscy Ci, którzy uważają, że za zbrodnie na Wołyniu współczesna Ukraina powinna zapłacić rozszarpaniem przez Putina w nadziei, że dzięki temu Lwów wróci do Polski. Ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski Natychmiast odtrąbił sukces na swoim blogu, promowanym z uporem godnym lepszej sprawy przez Onet.pl. „Polityka wschodnia PiS ma się zmienić. No, nareszcie!” – tak brzmi tytuł felietonu [ http://m.onet.pl/wiadomosci/kraj,8ve308 ], w którym ksiądz cytuje wypowiedź innego posła PIS – Jana Dziedziczaka:
 
„Pokazaliśmy zdecydowanie, że jest to sprawa priorytetowa. Dla nas, w kontekście przyszłych rządów, niewyobrażalna jest taka sytuacja, że o Zbrodni Wołyńskiej nie będziemy mówić” – powiedział, jak podaje portal Kresy.pl, poseł Jan Dziedziczak. Następnie dodał: „Zbrodnia Wołyńska była tak przerażającym ludobójstwem, że nie można jej wkomponowywać w jakieś inne wydarzenia (...) Nie zgadzamy się na taką retorykę, na takie ustalenia, taką notatkę. I wyraźnie pokazaliśmy, że polityka unikania i rozmiękczania tematu Zbrodni Wołyńskiej się kończy. Nasze stanowisko w tej sprawie jest jednoznaczne (...) Posłowie PiS namawiali posłów innych partii, żeby tę sprawę postawiono twardo. Gdyby strona polska solidarnie sprzeciwiła się tego typu zapisom, ten efekt byłoby dużo łatwiej osiągnąć. Niestety, posłowie PO i innych ugrupowań nie sprzeciwili się temu. Taka forma jest dla strony ukraińskiej bardzo wygodna, a jest to szkodliwe dla Polski”.
 
Sięgnąłem więc do kresy.pl. i znalazłem obszerny wywiad [ http://www.kresy.pl/wydarzenia,polityka?zobacz%2Fpolitycy-pis-potwierdzaja-polityka-rozmiekczania-tematu-zbrodni-wolynskiej-sie-konczy ], w którym poseł Dziedziczak jako przedstawiciel PIS jak najbardziej potwierdza, że wyjście z posiedzenia polsko-ukraińskiego zgromadzenia parlamentarnego było zamierzone. Tego stwierdzenia tam nie ma, ale moje stronnicze podsumowanie jego wypowiedzi brzmi: „nie będzie Ukrainiec pluł nam w twarz”. Napisałem do posła Dziedziczaka, by zapytać, czy autoryzuje materiał kresy.pl, bo portal prowadzony przez Tomasza Kwaśnickiego, Tomasza Rolę i Marcina Skalskiego słynie z licznych manipulacji tak bardzo, że bywa nazywany kresy.ru. Poseł Dziedziczak moją wiadomość przeczytał, ale nie odpowiedział.
 
Portal kresy.pl znam aż za dobrze: za moje stwierdzenie w studio TV Republika o tym, że są związani z ruchem narodowym, ci pieniacze byli uprzejmi mi wytoczyć sprawę sądową [ https://www.facebook.com/marcinrey/posts/10204187281186798 ] tak jakby związki z ruchem narodowym były kompromitujące (owszem są, ale nie sądziłem, że oni też tak uważają). Opisałem ich powiązania w swoim grudniowym artykule p.t. „Co wiąże kresy.pl z ruchem narodowym?” https://www.facebook.com/marcinrey/posts/10203297678707292?pnref=story ]. To jest taka oczywista oczywistość, jak to, że dziennik Trybuna ma coś wspólnego z SLD. Ale przede wszystkim jak nie umiałem na początku uwierzyć Marcinowi Święcickiemu, że posłowie PIS zbojkotowali posiedzenie z ukraińskimi deputowanymi, tak nie dowierzałem, że poseł PIS Jan Dziedziczak może choćby pomyśleć o udzielaniu wywiadu portalowi, którego redaktorzy uważają ś.p. Lecha Kaczyńskiego za zdrajcę narodu polskiego.
 
W artykule kresy.pl pod tytułem „Lech Kaczyński – czy zdradził Kresy Wschodnie?” Marcin Skalski napisał bowiem: "Tragiczna śmierć Lecha Kaczyńskiego nie może nam przysłonić tego, że za patriotycznym frazesem często szła realizacja polityki całkowicie sprzecznej z polskim interesem narodowym, w wielu przypadkach noszącej znamiona zdrady. Zakłamywanie historii, poświęcanie prawdy w imię nie wiadomo właściwie czego, jak również poświęcenie interesów samych Polaków na Kresach w imię utopijnej „polityki jagiellońskiej” – ten wątpliwy dorobek i tak musiał się zawalić, nawet jeśli katastrofy w Smoleńsku by nie było. Każdy zaś dzień kontynuowania tej linii tylko odbierał Lechowi Kaczyńskiemu wiarygodności jako polskiemu patriocie.” [ http://www.kresy.pl/publicystyka,opinie?zobacz/lech-kaczynski-czy-zdradzil-kresy-wschodnie- ].
 
Poseł PIS Jan Dziedziczak i narodowcy uważający Lecha Kaczyńskiego za zdrajcę spijają sobie z dziubków… Nie bardzo rozumiem, jak można kiedyś bojkotować TVN, a teraz nie bojkotować kresy.pl. Jedyne wytłumaczenie: Dziedziczak sam jest kryptonarodowcem. Ja mam nadzieję, że Pan Kaczyński, Jarosław, się dowie, że poseł jego partii Jan Dziedziczak się udziela u ludzi, którzy wieszają psy na jego ś.p. bracie. Nawet się trochę postaram, żeby tak się stało.
 
O Janie Dziedziczaku było ostatnio głośno po jego wizycie w Izraelu. W polskim Internecie antysemicko-nacjonalistycznym zrobił się szum po artykule „Jerusalem Post” o powołaniu „Jewish lobby in Polish parliament” (żydowskiego lobby w polskim parlamencie – przyp. MC). Nastąpił wysyp memów i karykatur z Jarosławem Kaczyńskim w jarmułce i artykułów o tym, że PIS jest ekspozyturą interesów żydowsko-amerykańskiej finansjery itd., podczas gdy pan Putin jest prawdziwym chrześcijaninem. Jednak Jan Dziedziczak uznał, że nie będzie poniżej godności posła Rzeczypospolitej zaadresować oświadczenie w tej sprawie i tłumaczyć się portalowi „Wirtualna Polonia”, które jest chyba najgorszym gniazdem putinofilskich żydożerców całego polskiego Internetu, związanym z blogerem Stanisławem Wiechowskim alias „Gajowym Maruchą” [ https://www.facebook.com/permalink.php?story_fbid=269354366568103&id=218251225011751 ].
 
Gajowy Marucha to człowiek, który o Pawle Kowalu – koledze politycznym posła Dziedziczaka w ramach „Prawicy Razem” napisał: „Pawło Kowal – żydobanderowskie ścierwo, dywersant ulokowany w Polsce”. I dalej: „Pawło Kowal, syjonistyczna kreatura występująca pod nazwiskiem „Paweł Kowal” to Żyd z korzeniami na terenie dzisiejszej Ukrainy. Jest siostrzeńcem Żydówki Heleny Łuczywo (z domu Chaber, matka Guter, oboje mieszkali na Ukrainie), która była zastępcą Wielkiego Redaktora Aarona Szechtera. Również oboje rodziców Szechtera było Żydami z Ukrainy. Jeden z najbardziej antypolskich, plugawych szubrawców, jakich nosi święta polska ziemia…” [ https://marucha.wordpress.com/2015/04/15/pawlo-kowal-zydobanderowskie-scierwo-dywersant-ulokowany-w-polsce/ ].”
 
Jan Dziedziczak nie tylko nie wzdrygnął się przed tłumaczeniem się publikatorowi takiego środowiska, ale napisał w swoim oświadczeniu: „Szanowna redakcjo […] naród żydowski ma prawo do swojego państwa – aby nie musiał tułać się po całym świecie – my Polacy wiemy to dobrze, bo wielu Żydów było kiedyś na naszych ziemiach. Dziś maja swój Izrael, nie musza nigdzie uciekać, nie musza uciekać np. do Polski. Wspierajmy go zatem dyplomatycznie w procesie bliskowschodnim. To, się nam jako Polsce opłaca. Bo punktem wyjścia moich wszelkich działań jest interes Polski.” [ http://wirtualnapolonia.com/2015/06/05/posel-jan-dziedziczak-do-wirtualnej-polonii-oswiadczenie/#more-43486 ].
 
Nie wiem, co miał w głowie Jan Dziedziczak, kiedy w ten sposób się tłumaczył najohydniejszym antysemitom. Ale wiem, jak to może zostać zinterpretowane i oczyma wyobraźni widzę materiał w New York Times albo Die Tageszeitung – i naturalnie w Sputniku i Russia Today – o tym, że PIS się cieszy, że dzięki istnieniu państwa Izrael z Polaków został zdjęty przykry obowiązek znoszenia obecności Żydów, zakończony retorycznym pytaniem, czy nowa ekipa rządząca w Polsce zamierza deportować tych, których w Polsce jeszcze pozostali albo niedawno wrócili? A do tego oczywiście komentarz Jana Grossa w ramce o treści, którą już każdy może sobie dorysować.
 
Być może intencje Pana Dziedziczaka są szczere, ale nie wystarczy być szczerym by się nadawać do polityki, a do polityki zagranicznej zwłaszcza. Trzeba jakieś kompetencje mieć i nie podkładać się na każdym kroku. To rzemiosło polega nie tylko na tym, by mówić, co się myśli, ale także na tym, by baczyć, jak to zostanie odebrane, słusznie czy niesłusznie. Powiem najdelikatniej, jak potrafię: Jan Dziedziczak, jeśli naprawdę musi pozostać w PIS, nie powinien już kandydować do Sejmu i na pewno powinien zostać odsunięty od zajmowania się polityką zagraniczną. Po prostu niech mi zejdzie z oczu.
 
W wyborach prezydenckich wspierałem PIS i ten wybór był podyktowany względami polityki zagranicznej. Ja chcę wierzyć, że będzie to polityka afirmacji pozycji Polski, budująca przymierze krajów Europy Środkowej i Wschodniej, by w oparciu o dobrą współpracę z zachodem skutecznie powstrzymać neoimperializm rosyjski.
 
Nie byłem zachwycony uhonorowaniem księdza Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego przez Andrzeja Dudę na scenie wiecu wyborczego w Chrzanowie. Niemniej wierzę, że polityka PIS nie będzie polityką antyskutecznego dąsania się na wszystkich sąsiadów ku uciesze Putina. Jednak oczekuję sygnału, który mnie upewni, że politykę zagraniczną będą kształtowały poglądy, z których znam Krzysztofa Szczerskiego, Witolda Waszczykowskiego, Przemysława Żurawskiego vel Grajewskiego czy Pawła Kowala, a nie poglądy i zachowania posła Kuchcińskiego i Dziedziczaka, czy jeszcze posła Artura Górskiego, który niedawno oskarżał o uleganie lituanizacji litewsko-polską polityk Renatę Underis [ https://www.facebook.com/artur.gorski/posts/762890500476620?comment_id=763576747074662&offset=0&total_comments=32&comment_tracking={%22tn%22%3A%22R0%22}&__mref=message ] za to, że skrytykowała bezwarunkowe wsparcie posła Górskiego dla Akcji Wyborczej Polaków na Litwie, której lider Waldemar Tomaszewski bez żadnej żenady demonstruje prorosyjskie stanowisko. Krótko oczekuję na potwierdzenie, czy mam się spodziewać polityki zgodnej z wizją Lecha Kaczyńskiego, czy polityki w stylu późnego Viktora Orbána.
 
Panie i Panowie z PIS, czas najwyższy na zrobienie z tym dryfem porządku, bo w polityce międzynarodowej ma się tylko jedną szansę zrobienia dobrego pierwszego wrażenia. Proszę potwierdzić, że w tym szaleństwie nie ma metody. Niestety wróciła zimna wojna a na wojnie trzeba wiedzieć, kto jest dowódcą i do czego zmierza.
 
Marcin Rey
 
(Artykuł pochodzi ze strony facebookowej Marcina Reya - https://www.facebook.com/marcinrey?fref=ts-. Tytuł ode mnie. Artykuł kopiuję z wdzięcznością i podziękowaniem – MC)
 
Kontakt: tel. 511 060 559
ppraworzadnosc@gmail.com
https://www.facebook.com/groups/517163485099279
https://sites.google.com/site/wolnyczyn
http://www.youtube.com/user/WolnyCzyn  
http://mariuszcysewski.blogspot.com  
http://www.facebook.com/cysewski1

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika NASZ_HENRY

27-06-2015 [10:00] - NASZ_HENRY | Link:

To POpieramy ugrupowanie rozłamowców z PiSu Pawła Kowala, Pawła Poncyljusza, Elżbiety Jakubiak i Marka Migalskiego. PJN się nazywało ;-)

Obrazek użytkownika twardek

27-06-2015 [11:02] - twardek | Link:

Dojechałem do połowy tekstu i powiem tak: Matko Boska !
Swoją drogą ma Pan odwagę/tupet (?)