Wzrost PKB na czwórkę z plusem?

Mówiąc nie zbyt na serio: na złość opozycji kryzys wciąż nie chce nadejść. W dodatku, mimo spowolnienia tempa wzrostu rozwoju gospodarczego, wzrost ten pozostaje u nas jednym z najwyższych w UE. No i wreszcie przyjęty dziś przez Sejm budżet na 2020 r. - pierwszy raz w III Rzeczpospolitej bez deficytu.
Jak więc widać możliwości mogą być dwie: albo rządzący mają klapki na oczach i nie chcą (nie potrafią?) dostrzec nadciągającej zapaści gospodarczej, albo kryzys nie „chce” nadejść i po prostu nie nadchodzi. Na razie wszystko wskazuje na to, że jednak bardziej prawdopodobny jest ten drugi wariant. Tym, którzy nie dowierzają rządowym szacunkom i prognozom można w tej sytuacji doradzić zapoznanie się choćby ze styczniowymi prognozami jednej ze światowych agencji ratingowych, Moody’s. Podtrzymała ona prognozę 3,7-proc. wzrostu PKB Polski w 2020 r., a w 2021 r. szacuje dynamikę polskiego PKB na 3,6 proc. Czy te prognozy świadczą o nadciągającym kryzysie? Pytanie wydaje się retoryczne.
Tymczasem, jak to przewiduje ministerstwo rozwoju, skoro według szybkiego szacunku GUS realny przyrost PKB polskiej gospodarki w IV kw. 2019 r. wyniósł 3,1 proc. (niewyrównany sezonowo), a w ujęciu kwartał do kwartału - wyniósł 0,2 proc., to szacunek ten może wskazywać na możliwą rewizję wzrostu PKB za cały 2019 r. w górę. Zatem, jeśli według wstępnych danych GUS wzrost PKB Polski w całym 2019 r. wyniósł 4 proc., może więc okazać się, że w rzeczywistości było to 4 proc. z plusem.
Ministerstwo wskazuje na popyt krajowy jako główne źródło wzrostu ubiegłorocznego wzrostu. Tak czy inaczej w porównaniu do pozostałych gospodarek UE Polska w dalszym ciągu plasuje się w czołówce pod względem dynamiki PKB.
Nic w tej sytuacji dziwnego, że w tych warunkach uchwalony przez Sejm budżet na bieżący rok nie przewiduje - po raz pierwszy od upadku PRL – deficytu (choć deficyt sektora finansów publicznych według metodologii UE ma być na poziomie 1,2 proc. PKB). Dochody i wydatki powinny osiągnąć równą wysokość: 435,3 mld zł. Do tego wzrost PKB ma osiągnąć wzrost 3,7 proc., średnioroczna inflacja - 2,5 proc., a wzrost przeciętnego rocznego funduszu wynagrodzeń w gospodarce narodowej oraz emerytur i rent - 6,3 proc.
Prognoza dochodów budżetowych uwzględnia dalsze uszczelnienie systemu podatkowego oraz zmniejszania obciążenia podatkiem PIT (obniżenie stawki podatkowej dla pierwszego progu podatkowego z 18 do 17 proc., podwyższenie pracowniczych kosztów uzyskania przychodu oraz zwolnienie z podatku przychodów z pracy i umów zlecenia osób poniżej 26 roku życia w pierwszym przedziale podatkowym).
Jak zaznacza ministerstwo finansów w prognozie tegorocznego budżetu zawartej w ustawie przyjętej dziś przez Sejm, uwzględniono ponadto zmianę stawek akcyzy na używki, efekt wprowadzenia Pracowniczych Planów Kapitałowych, efekt rozszerzenia Małego ZUS, a także skutki planowanych działań w zakresie promocji wyborów prozdrowotnych konsumentów oraz zmniejszenia „szarej strefy” w obrocie odpadami.
„Budżet na 2020 r. uwzględnia również po stronie dochodowej prognozę wpłaty z zysku NBP w wysokości 7,2 mld zł” – zaznacza resort finansów.
Czy wszystko „wyjdzie” z prognoz naszego ministerstwa? – tego dowiemy się rzecz jasna dopiero za rok. Osobiście trzymam kciuki, żeby wyszły.