Witaj: Niezalogowany | LOGOWANIE | REJESTRACJA
Błazenki na nudę...
Wysłane przez Tadeusz Buraczewski w 04-06-2015 [11:04]
Jakie cechy ma nuda? Gdyby użyć aparatu pojęciowego Plotyna z Polanek zali mędrca Bolesława - ma plusy dodatnie jak i ujemne. Uznany gdański poeta Jacek Kotlica onegdaj mi dowodził, iż musi się nieźle zanudzić i nanudzić, by popaść w tory intensywnego metaforyzowania. Miał zatem Jacek nudny acz efektywny sposób na uruchomienie turbin twórczych. A taki tekściarz Młynarski – w jego wypiekach nuda notorycznie implikuje nudne, rozwlekłe felietony nie wiedzieć czemu nazywane przezeń piosenkami. No cóż – ziewam młynarszczyzną humorzasto poprawną politycznie i tu przypomina mi się „Ballada o królu i błaźnie” genialnego Jonasza Kofty: „i kiedy (król) nudy tak strasznej zaznał, aż kiedyś ogryzł paznokcie z nóg, zawył zaskomlał – dawać mi błazna – niech się w mej nudzie doszuka luk” ... Ad rem - tu docieramy do sedna , błazen jako panaceum na nudę. Królów ci u nas niet` - panuje za to nieusuwalna partyjno-towarzyska kasta rządząca, która „rządzonym” czyli dawcom ergów i podatków podsuwa podstępnie a celowo całe spektrum błaznów wszelakich. Spora ich część to błazenki – artyści. Wszelkiej maści kabaretnicy, pośmiechujki & wesołki paranienormalne, noenówkowate, łowcy jaj kropka B etc. panoptikum wytresowanych medialnie sprytków od inicjowania chichotu, rechotu i rozpuku. To tacy współcześni rzec by można gladiatorzy używający pochwy częściej niż miecza. Apostołowie owsiakowej doktryny „rób ta co chce ta”. Reaktory śmiechotwórcze amfiteatrów biletowanych w dziesiątki tysięcy dusz. W oddzielnej zagrodzie hoduje się, klonuje i pielęgnuje celebrysiów. Kamery i reflektory medialnych inkubatorów powodują istotne odparowanie elektrolitów mózgowych, co skutkuje bezkrytycznym telewieszczeniem własnej wyjątkowości przez te indywidua. A stąd już krok od kreowania mody na dody, mellerki (takie fizdryki o powierzchowności powiatowego alfonsa), siostry genderki, paJacyki, hołdysy, pirożki, najsztuby itp. hurysy. Telewizje trzeszczą w szwach w okolicach dolnych rejestrów końcówki kręgosłupa od totalnie pogubionych ludziąt, które seryjnie wyciągają z cylindra prestidigitatorzy. Ta kasta jest stosownie szmalowna boć to creme de la creme - arbitrzy. To kory, wojewódzkie, lisy, ot tacy karmiciele celebryckiego ZOO. Show must go one – trafnie zawodził ongiś taki jeden miękki w biodrach, a twardy w pysku. Zaczynam teraz pojmować dlaczego nie reguluje się rzeki-pramatki czyli Wisły. A cholera wie co się z niej jeszcze wyciągnie. Nie tak dawno odłowiono płyty CD, których treść po odczytaniu przez policjantów – rzuca na kolana a nawet na pyszczek. Jednym wróży studio nagrań w Sztumie czy Wronkach – innym Grammy w dziedzinie aforystyki dla poddanego ludu dedykowanej. Za 6 tysięcy złotych to pracuje złodziej albo idiota – ironizuje sobie ponętna euroblondynka. Jej interlokutor biesiadny rewanżuje się opowiastką o koledze , byłym już ministrze od kamieni kup, co wzorem niejakiego Nerona cokolwiek rozświetlił stolicę podpalając wprawdzie niewielkie locum obcej ambasady. I oni – ci z I-szej ligi politycznej w abcugach przebijają intelektualnymi erupcjami celebrysiątka, kamerdynerów reżimu i błaznów średniego kalibru. I o to chodzi. Oni wiedzą co czynią. Lud musi mieć o czym szemrać. Bo byśmy się zanudzili...A z nudów to i rewoltę można zrobić.